piątek, 25 września 2015

Rozdział 116.



Otwieram leniwie oczy i biorę głęboki wdech przez nos. Oblizuję spierzchnięte usta i przewracam się na bok. Uśmiecham się szeroko, gdy widzę jak podpiera głowę ręką i wpatruje się we mnie zaspanymi oczami.
-Dzień dobry…- mówi zachrypniętym głosem.
-Dzień dobry…- odpowiadam.
Podnoszę tułów do góry i siadam po turecku.
-Ale się wyspałam…- wyciągam ręce ku górze.
-Mnie też się wyjątkowo dobrze spało…
Odgarniam włosy do tyłu.
-Znów wygladam jak pudel…
-I tak nigdzie nie wychodzimy póki co…
Harry dotyka dłonią moich pleców i składa na nich lekki pocałunek. Podnosi do góry mój croptop i sunie językiem.
-Ten balsam jest jakiś smakowy?- pyta.
-Na pewno zapachowy...- mówię z uśmiechem.
-Smakuje jak kokos... Mmmm.
Harry siada za mną tak bym była między jego nogami.
-Może mały masażyk?- pyta przekładając włosy na prawą stronę.
-Chętnie...- mówię z uśmiechem.
Harry podnosi mój croptop i ściąga mi go przez głowę. Mój tułów pozostaje nagi. Ujmuje moje włosy i delikatnie mi je związuje w niechlujnego koka, jeżeli tak to można nazwać.
Wyskakuje z łóżka i idzie po balsam, a ja okrywam lekko nagi biust białą kołdrą. Wraca i siada za mną jak wcześniej. Słyszę otwierane wieczko balsamu. Nakłada na dłoń i przykłada ją do moich barków.
-Połóż się na brzuchu...- mówi mi do ucha.
Czuję, jak lekko dotyka swoimi pośladkami moich pośladków, ale nie odczuwam jego ciężaru. Sposób w jaki dotyka moje ciało, jest nieziemsko przyjemny... Jego długie palce idealnie wbijają się w skórę. Zamykam oczy pod wpływem przyjemności i delektuję się dotykiem.
-Mmm...- uśmiecham się.
Harry pochyla się i całuje mnie w skroń.
-Wyglądasz tak pięknie...- szepcze mi do ucha. Jego palce przenoszą się na kręgosłup. Wciska delikatnie i rozmasowuje mięśnie.
-Idealnie...- mówię cicho.

Harry
Uśmiecham się, gdy ona się uśmiecha, mój wzrok kieruję na jej naturalnie piękną twarz, pełne czerwone usta, przygryza dolną wargę i marszczy delikatnie brwi.
-Harry?- pyta.
-Słucham...- przybliżam ucho do jej ust, by usłyszeć co mówi.
-Kocham Cię...- mówi całując płatek mojego ucha.
Uśmiecham się do siebie.
-Od kiedy?- unoszę brew.
-Od dziś...- mówi ironicznie.
-Naprawdę?- udaję smutnego.
Wywraca oczami, a ja przewracam ją na plecy. Grace podnosi palec i dotyka nim kącika ust. Podnosi nogę do góry i sunie po udzie, bez żadnego mrugnięcia wpatrując się w moje oczy. Śnieżnobiałe zęby zagryzają delikatnie jej pełną wargę. Mój wzrok przenosi się na jej kształtny biust, a ona sama sunie dalej stopą do gumki od moich bokserek. Unoszę wzrok na jej oczy i na moich ustach rośnie uśmiech, gdy dotyka delikatnie wypukłości.
-Grace, masz na coś ochotę?- pytam.
-Właściwie to... Chyba... Nie...- odpowiada.
-Nie?- unoszę brwi.
Na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech i kręci głową przecząc.
-A gdybym to np...- mówię.-...ja miał...ochotę...
-Na co?- pyta kładąc stopy na moim brzuchu.
-Wolałbym na kogo...- uśmiecham się.
-Więc na kogo?- pyta.
-Już ty dobrze wiesz na kogo...
Uśmiecham się szeroko dłońmi łapię za jej kostki i kładę je na pościele po zewnętrznej stronie moich ud. Zniżam się i składam pojedyncze pocałunki na jej biodrach.
Grace spina ciało i czuję jak jej płuca wydają przerywane oddechy. Nosem dotykam jej policzka i delikatnie sunę ustami po jej twarzy. Zatrzymuję się nad ustami i przygryzam delikatnie jej wargę. Otwiera usta, jakby chciała pogłębić pocałunek. Jest zachłanna, nieświadoma i cholernie pięknie wygląda. Muskam jej usta i gdy tylko dotykam powierzchni różowych, pełnych ust nie mogę się powstrzymać, zresztą ona też. Wzdycha cicho, gdy nasze usta się spotykają. Moje dłonie trzymają ją za biodra, które pod wpływem emocji unoszą się do góry. Koniuszek jej język dotyka mojego, wuęc pocałunek, siłą rzeczy, przekształca się w coś co lubię najbardziej. Mruczy mi wprost do ust, a to doprowadza mnie do chorej gorączki.
-Grace...- szepczę, gdy ciągnie za moje włosy.
Odsuwam się od niej i pozbywam się jej majtek. Nie wiem czemu, ale chyba jest lekko zawstydzona. Przecież widziałem ją nago setki razy. Składam pocałunek na jej wystających kościach biodrowych i wytatuowanym serduszku.
Nosem przejeżdżam po wewnętrznej stronie ud. Wygina się do góry, a jej dłoń szuka mojej głowy.
-Harry chcę ciebie...- mówi zduszonym szeptem.
-Kogo chcesz?- pytam.
-Tylko ciebie...
Podnosze się ściągam bokserki. Spoglądam na nią pytająco, a ona kiwa głową.
Uśmiecham się... Wolę bez prezerwatyw...
Wchodzę w nią szybko, ale poruszam się bardzo wolno doprowadzając ją do szału. Zaciska czerwone paznokcie na śnieżnobiałej pościeli z taką siłą, że bieleją jej kostki. Zaczynam się mocniej poruszać, a ona z całej siły zaciska zęby i odchyla głowę do tyłu. Całuję jej szyję, a ona wbija paznokcie w skórę mojej głowy. Doprowadzam ją do totalnego obłędu, ale to jest coś co lubi. Z jej ust wyrywa się cichy, przeciągły jęk. Uśmiecham się i mrugam kilka razy powiekami, by nawilżyć oczy, którymi dłuższą chwilę nie mrugałem.
Chowam twarz w zagłębieniu jej szyi i składam delikatne pocałunki, przyspieszam gwałtownie tempa, a ona szuka dłońmi miejsca, gdzie można wbić swoje paznokcie. Góruję nad nią, więc to moje plecy są punktem zaczepienia. Wypina swoją klatkę piersiową tak mocno, że jej piersi dotykają mojego torsu.
Otwiera leniwie oczy i otwiera usta, by wydobył się z nuch kolejny krzyk. Szybko przystawiam usta do jej ust i głośne: Och Harry! jest wykrzyczane w moje usta. Pogłębiam pocałunek i namiętnie obściskuje jej usta.
Otwiera oczy, a ja dobrze znam ten wzrok. Wychodzę z niej, co okazuje totalnym niezadowoleniem. Siadam na pościeli z wyciągniętymi nogami, gdy ona zręcznie siada na mój pas uśmiechając się szeroko. Jej biodra poruszają się rytmicznie i przyznaję, że uwielbiam, gdy to ona przejmuje kontrolę. O niebo lepiej i wygodniej... Jej łokcie są wyprostowane, a dłonie dotykają otwarcie mojej klatki piersiowej. Urwane wdechy są znakiem, jak bardzo jej dobrze. Mrowienie i ogień w moim podbrzuszu jest takie wielkie, że czasami nie kontroluję drżeń kończyn. Grace łączy nasze usta w namiętnym pocałunkiem, gdy z jej ust wywrywa się gardłowe mruknięcie. Otwieram oczy, a ona zaczyna kręcić biodrami. Znam ją tyle lat i współżyliśmy wiele razy, ale dalej nie mogę odkryć tego, co poza seksapilem Grace sprawia, że doprowadza mnie do szału.
Zaczynam jej trochę pomagać, za co dziękuje cichymi jękami i szeptami. Czuję, że dojdę bardzo niedługo, zresztą sądząc po pękniętej wardze Grace nawet nie odczuwa bólu jaki towarzyszy jej gdy przygryza poranione usta. Wiem, że ona także odczuwa zbliżający się szczyt.
Jej głośne i przeciągłe: Harry! z akcentem na "a" świadczy o tym, że już jest dopełniona. Wykonuję kilka pchnięć i także ja szczytuję. Opadam na jej klatkę piersiową.
Zanim cokolwiek mówimy czekamy aż nasze oddechy wrócą do normalnego tempa. Serca dalej biją mocno. Niemal w tym samym tempie, bardzo szybkim. Zataczam kółeczka wokół jej pępka.
Przełykam ślinę i podnoszę głowę, by spojrzeć na uśmiechniętą twarz Grace. Ma zamknięte oczy, a z pękniętej wargi sączy się krew. Całuję ją i oblizuję zranione usta. Przekręcam ją tak, by mogła leżeć na moim ciele.
-Kocham cię nad życie Harry...- mówi i przytula się mocno. Całuje delikatnie szyję i uśmiecha się szeroko.
Całuję ją w policzek i rozplątuję koka, z którego i tak prawie nic nie zostało.
-Masz takie piękne włosy...- mówię głaszcząc kosmyki.
-Tak szczególnie gdy wyglądają jak dziś...- mówi ironizując.
-Tak...- marszczę nos drocząc się z nią.
-Zaraz pozbędę się pudla z głowy.- podnosi się, a ja przyciągam ją do siebie.
-Nie teraz... – szepczę w jej włosy.-Zjedzmy coś… A potem poleżmy, oglądnijmy coś…
Grace uśmiecha się i całuje mnie delikatnie w usta, po czym odrywa swój biust od mojego torsu i sięga po top, w którym spała. Nakłada go przez głowę, a ja wstaję i klepię ją po tyłku. Unosi brew. Nakłada majtki i rzuca mi na twarz czyste bokserki.
-Seks z rana jak śmietana…- mówię, a ona wybucha śmiechem.
-Uważaj, jak takie rymy będziesz składał to jeszcze Kanye zadzwoni, żebyś mu teksty pisał…- mówi, a ja zaczynam się śmiać.
-Umiem pisać…- mówię nakładając bokserki.
-Ja też…- mówi, a ja wywracam oczami.
-Serio?- pytam, ale potem pukam się w głowę.- Miałem na myśli pisanie piosenek.
-A no to gorzej…- siada na łóżku i rozczesuje włosy.
Siadam po turecku i przyglądam jak zaciskając zęby rozczesuje włosy.
-Może w czasie, jak będziesz tu płakać, zrobię śniadanie…- proponuję.
Kiwa głową.
Wstaję i idę boso do kuchni. Znajduję parę jajek, ale najpierw sprawdzam czy są świeże. Rozbełtuję i dodaję mleka, które zostało w szafce pełne i szczelnie zamknięte. Trochę soli i pieprzu. Wszystko wylewam na patelnię. Włączam małe radio na baterie i słucham jednej z francuskich stacji. Zapowiadają Sugar- Maroon 5. 
Sugar
Yes please
Won't you come and put it down on me
I'm right here, cause I need
Little love and little sympathy
Yeah you show me good loving
Make it alright
Need a little a sweetness in my life
Sugar
Yes please
why you come and put it down on me

Uwielbiam tę piosenkę, przestępuję z nogi na nogę w rytmie i śpiewam pod nosem. W szybce szafki zauważam Grace, która trzyma telefon. Odwracam się.
-Hej, hej, hej!- odwracam się, a ona chowa telefon.
-Tak pięknie poruszasz bioderkami, że musiałam…- uśmiecha się, a jej usta sekundkę później formują się w „o”.
-Co jest?- pytam.
-Ale ci poharatałam plecy…- mówi zakrywając usta dłonią.
-Naprawdę?
-Strasznie, prawie do krwi.
-Dziwne, nic mnie boli.
Grace robi zdjęcie moich pleców i nieśmiało pokazuje mi fotkę. Przestaję na chwilkę mieszać jajka i patrzę z otwartymi ustami. Rana na ranie, niektóre rzeczywiście prawie do krwi.
-Boże, ja cię tak bardzo przepraszam...- mówi z zakłopotaniem.
-Przestań...- uśmiecham się.- Przynajmniej mam znak, że ani nie udawałaś orgazmu i że ci sprawiłem przyjemność.
Uśmiecha się i całuje moje ramię.
-Cholerne paznokcie...- mówi pod nosem i wstawia wodę na herbatę.
Nakładam przygotowaną jajecznicę i kładę ja na stoliku razem ze świeżo upieczonym chlebem tostowym.
-Powinniśmy podziękować Sean'owi, że zrobił zapasy...- mówię, gdy Grace smaruje swojego tosta masłem.
Moja narzeczona kiwa głową i uśmiecha się. Grace coś publikuje na TT.
-Napisałaś jakąś odpowiedź na tweeta?- pytam, a ona uśmiecha się szeroko wbijając wzrok w stół. Zabieram jej telefon i patrzę co wypisała.
"@Harry_Styles: Seks z rana jak śmietana..."
Podnoszę wzrok na nią, a ona stopą przemierza po moim udzie.
"Dodano zdjęcie" i link do Instagrama.
Marszczę brwi i wchodzę na link. Szramy na plecach są widoczne bardzo mocno, zdjęcie zrobiła z zaskoczenia. Jak robiłem śniadanie...
"Mamę trochę poniosło, przepraszam kochanie..."
Uśmiecha się szeroko.
Biorę łyka przygotowanej przez Grace kawy, a ona podpiera brodę dłonią i obserwuje mnie.
Patrzę na nią pytająco. Uśmiecha się i podnosi dłonie do góry, dając mi do zrozumienia, że nic.
-Twoje fanki zabiją mnie za to.- mówi z uśmiechem.
-Nie patrz na nie nigdy... Nie czytaj, co piszą, bo kto wie, mogą cię tam mocno obrażać.
-Mam po dziurki w nosie to co o mnie piszą, kiedyś to robiło na mnie wrażenie, ale teraz nie...
Grace odkłada pusty talerzyk i wstaje od stołu, by umyć naczynia. Dokańczam swój posiłek i obejmuję ją od tyłu.
-Kocham Cię...- mówię jej na ucho, a ona uśmiecha się.
-Ja ciebie też kochanie...- mówi i całuję jej obojczyk.
Idę do saloniku, gdzie wyciągam filmy z zakurzonej szafki. Znajduję jakiś melodramat i dwie komedie romantyczne.
-Może pójdę do sklepiku po jakieś owoce?- mówię.-...i kupię kilka tabliczek czekolady...
Grace wyciera talerzyki i z uśmiechem kiwa głową.
Narzucam na nogi dresy i bluzę. Biorę okulary, by nikt mnie rozpoznał. Zakupuję winogrona, truskawki, banana, brzoskwinię w puszce i kilka wielkich tabliczek czekolady gorzkiej, mlecznej i białej. Ten dzień zdecydowanie będzie bardzo leniwy. Jedna dziewczyna na ulicy prosi mnie o zdjęcie, więc lekki uśmiech i pstryk. Wracam do mieszkania i uśmiecham się widząc Grace, która wciąż paraduje w swojej pidżamie. Widzę, że w garnku roztopiła już masło, więc łamię czekoladę i czekam, aż pod wpływem ciepła się rozpuści. Przelewam do miseczki. Grace włącza film i robi pauzę. Kroi banana.

(...)
Oglądając 500 dni miłości zajmujemy się sobą, karmiąc się nawzajem zamoczonymi owocami. Grace wyjada czekoladę palcami, za co ją besztam, że jak tak będzie to na owoce nie starczy.
Po godzinie, może półtorej puste miseczki lądują na podłodze, a my wsłuchujemy się w dialogi i oglądamy film.
Grace przekręca się tak, by leżeć mi na brzuchu, nawet nie wiem, kiedy zasypia. Jej oddech jest jednostajny i ledwo słyszalny. Wyłączam film i obniżam się z deka na poduszce. Grace śpiąc podsuwa się lekko do góry i obydwoje zasypiamy.

Grace
Otwieram lekko oczy i biorę wdech nosem. Ręce Harry’ego otaczają moje plecy i trzymają mocno przy ciele chłopaka. Przysuwam się tak, by nosem dotknąć jego brody. Moja dłoń łapie lekko za za zakręcony loczek, który spoczywa za uchem. Uśmiecham się szeroko. Kciukiem smyram płatek ucha Harry’ego i całuję jego jabłko Adama.
Zamykam oczy, gdy zdarzenia z tego mieszkania uderzają mi do głowy…

Retrospekcja
 Poruszał ustami w tekst piosenki, jakby mówił to… do mnie…
Jesteśmy przyjaciółmi, czy kimś więcej?
To utkwiło mi w pamięci.
Nie jestem pewien… Lecz, jeśli powiesz żebym został, zmienię swoje zdanie.
Bo nie chcę wiedziećże odchodzę- zatrzymałam się i spojrzałam na niego.- jeśli będziesz mój…
-Zostań…- dodałam.- Nie zostawiaj mnie…
-Grace…- podszedł do mnie.
Uciszyłam.
-Ćśśś… Nic nie mów, to ja ci muszę powiedzieć… że…
Kocham cię, Grace…
Oznajmił mi, ujął moją twarz w dłonie.
Kocham cię odkąd cię poznałem… Kocham cię całym sercem… Nie mogę bez ciebie wytrzymać… To jest silniejsze ode mnie… Ale jeśli mnie nie chcesz, powiedz, a nigdy mnie na oczy nie zoba…
Nie dokończył, złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Objęłam Harry’ego rękoma wokół szyi, a on położył jedną dłoń nisko na biodrze.
-Jesteś pewna?- spytał, gdy oderwaliśmy się od siebie.
-A ty?
-Na 100%.
-A ja na tysiąc pięćset sto dziewięćset procent.
Uśmiechnął się i musnął moje usta.
****
Jesteśmy teraz o cztery lata starsi, bardziej doświadczeni, mamy dziecko, rozstania i załamania związku, ale… Czy tylko ja uważam, że kochamy się tak samo mocno? Kocham go mocniej, kocham go nad życie, jest drugą i nieodłączną częścią mojej duszy i ciała.  Paryż jest miejsce, gdzie się połączyliśmy, gdzie spędzamy bardzo przyjemnie czas. Przesunięcie się dłoni Harry’ego na moich plecach świadczy, że już nie śpi.
-To jest życie…- mruczy.
Uśmiecham się.
-…mógłbym tak całe życie…
-Uwierz mi, że ja też...- mówię całując jego brodę.
Uśmiecham się i podnoszę lekko głowę, by spojrzeć na jego zamknięte oczy.
-Musimy wykonać telefon...- mówię przejeżdżając kciukiem po jego dolnej wardze.
-Masz rację...- mówi po chwili ciszy i sięga po swojego I-Phone'a.
Robi na głośnik.
-Tatusiu!- piszczy Silver.
-Cześć kochanie...- mówi Hazz.- Jak się masz?- pyta.
-Bawiłam się się z Elliotem na ogródku, a Marley skakał przez płotki i Elliot nauczył go sztuczek, wiesz? I babcia mi pokazała misia mamusi, z którym spała, tak jak ja teraz z Teddym od wujka Zayna i Fluffy'm od cioci Sophii. Co robicie?
-Obudziliśmy się właśnie...- mówi Harry.
Chichot małej jest tak piękny i melodyjny, że obydwoje szeroko się uśmiechamy.
-Ja też, Marley ze mną spał i obudził mnie, bo kichnął.- mała się śmieje.-Tatusiu?

-Tak, skarbie?

-A Myszka Mickey jest w Paryżu?- pyta.
-Nie kochanie... Tak jak ci mówiłem Myszka wyjechała do chorych dzieci...

-Ach no tak...- mówi pod nosem, a ja chichoczę.-Wiesz, że babcia Annie przyjedzie do babci Mindy na noc?- mówi ucieszona.
-No to nie będziesz miała spokoju... Dwie babcie wycałują cię za wszystkie czasy.

-Babcia Mindy ciągle mnie tuli i mówi jak mnie kocha. Ja też ją bardzo kocham.
Mała zaczyna się śmiać.
-Wiesz, tatusiu co zrobił dziadek Ben?- pyta.
-Nie wiem kochanie, opowiedz...

-Babcia powiedziała, że będzie spać ze mną, a dziadek Ben się obraził i zabrał Marleya do siebie i spał z Marleyem.
Mała zanosi się śmiechem, tak samo my słysząc jej rechotanie.
-Mamusia śpi?- pyta przyciszonym głosem.
-Nie śpię, kochanie...- mówię.
-Cześć mamusiu...- mówi.
-Cześć Silver...

-Mamusiu, a czy ja też będę mieć takie ładne włosy jak ty, gdy byłaś mała?- pyta.
-Nie wiem kochanie, liczę, że będziesz miała włosy jak tatuś.

-Takie krótkie?- pyta zawiedziona.
-Nie...- uśmiecham się.- Takie spiralkowate...
Silver uśmiecha się i słyszymy, że coś przeżuwa.
-Co tam jesz?- pyta Harry.
-Tfuskawki z ciekoladą...- mówi z pełną buźką.
Spoglądamy na siebie.
-Naprawdę?- pytam.- Nie za dużo tej czekolady?
Silver się śmieje.
-Nie-e...- mówi.-Ja kooocham czekoladę.
-Wiemy to bardzo dobrze.
Zapada chwilka ciszy po drugiej stronie. Słyszy spadającą łyżeczkę i szczeknięcie Marleya.
-Tęsknię za wami...- mówi.
-Kochanie, my też bardzo tęsknimy...- mówi Harry, a moje oczy zachodzą łzami.
-Nie tak bardzo jak ja...- dodaje cicho.
-Przyjedziemy już bardzo niedługo i wtedy zabierzemy cię do domu, zrobimy ciastka... Hm?

-Jakie? Czekoladowe?
-Tak...- słyszymy klaśnięcie rączkami.-Babcia powiedziała, że jestem najpiękniejszym muchomorkiem na świecie...- mówi Silver.
-A nie mówiłem?- dodaje Hazz.- Miałem rację.
Silver chichocze.
-Muszę kończyć...- mówi szybko.- Babcia kroi ciasto czekoladowe.
-Za dużo czekolady...- mówię, a ona głośno się śmieje.
-Kocham cię tatusiu...- mówi.
-Ja ciebie też kocham słonko...

-Kocham cię mamusiu...- mówi.
-Ja ciebie też, maniaczko czekolady.

-Kocham Was.

-My ciebie też.

-Papaaaa...

-Papaaa...
Harry spogląda na mnie.
-Ona jest niesamowita...- mówi cicho.
Całuję go w usta.
-W końcu to nasza córka.- oświadczam.

(...)
-Chodźmy gdzieś na miasto...- mówię ciągnąc Harry'ego za rękę.-W blasku księżyca...
-Niebo jest pochmurne...- mówi Harry.
-...ale z ciebie romantyk...
-...jestem realistą...
-No chodź...- robię słodką minkę.-...ploseeee...- trzepoczę rzęsami.
-A nie możemy po prostu zamówić coś? Chińszczyzna, pizza?
-Nie... Nie będziemy leżeć ja pięćdziesięcioletnie pierniki.- mówi.
-Grace, ale tak mi się wygodnie leży.- jego głowa opada na poduszkę.
-Cały dzień leżymy ile można...
-Zostańmy trochę cię po uszczęśliwiam...- mówi z uśmiechem.
Ekhm... Czuję mrowienie w brzuchu, a to nie jest dobre, skoro chcę go wyciągnąć do restauracji. Zauważyłam, że gdy mi czegoś odmawia, a ja go usilnie próbuję przekonać zawsze pojawia się wątek seksualny.
-Jeżeli w tej chwili Harry Styles'ie nie powstaniesz z tego śmierdzącego łoża przyrzekam, że nie będzie żadnego seksu do końca wyjazdu.
-Ale...- w jego nagle zaczyna malować się zakłopotanie i wyraz twarzy przekształca się tak jak zaplanowałam.
-Ok.- mówi cicho i zwleka się z łóżka.
Podskakuję i wyciągam mu rzeczy.
-Proszę seksoholiku...- podaję mu koszulę i dżinsy.
Wywraca oczami i kładzie rzeczy na łóżku, po czym załatwia swoje potrzeby w toalecie. Ubieram czarny top i wzorzyste luźne spodnie. Włosy prostuję i zaczesuję do tyłu w koka. Nakładam trochę makijażu i zakładam szpilki, które spakował mi narzeczony.
Harry nakłada koszulę i zapina ją wysoko.
Unoszę brew i krzyżuję dłonie na piersiach.
-Nie...- mówię cicho i podchodzę, by rozpiąć dwa guziki niżej dzięki czemu widzę kawałek wytatuowanego motyla.
-Czy ty chcesz, aby inne kobiety patrzyły na mnie w inny sposób?-pyta z uśmieszkiem.
-Niech się patrzą, a ja im wtedy pokażę fucka i pierścionek zaręczynowy.-odpowiadam pewnie.
Harry kręci głową i chichocze. Całuje mnie w czoło i nakłada kapelusz na głowę.
Wychodzimy z mieszkania i idziemy w dół. Harry łapie mnie za biodro i prowadzi. Kierujemy się kilka przecznic dalej, by udać się do restauracji, gdzie razem z Harrym byłam 3 lata temu. Paparazzi obstrzeliwują nas już od ponad 20 metrów do wejścia. Przyspieszamy tempa i wchodzimy do środka.
-Oni chyba są jakimiś jasnowidzami...-mówi Harry, gdy kelner sadza nas przy stoliku.


Zaczynam się śmiać. Harry prosi o butelkę wina i zamawiamy nasze posiłki.
Łapię mojego mężczyznę za rękę i splatam nasze palce.
-Jestem z tobą taka szczęśliwa...- mówię.
-Ja z tobą także...- mówi z uśmiechem.-Ale byłbym bardziej, gdybyśmy wreszcie wzięli ślub...- dodaje marszcząc lekko czoło.
-Ślub?- pytam trochę zszokowana.
-Po to ci się oświadczyłem, żeby wziąć z tobą ślub.
Wbijam wzrok w stolik i przypominam sobie
rozmowę z mamą i babcią.
-Nie myślałam o tym Harry...- mówię szczerze.- To znaczy wiedziałam, że to nadejdzie, ale zastanawiam się, czy to odpowiedni moment. Pracujemy...
-Pracuję od sześciu lat...- mówi Harry.-A ślub nie jest przeszkodą... Grace... Ja cholernie chciałbym cię zobaczyć w białej sukni, chciałbym żebyś oddała mi się do końca, żebyś była tylko moja...
-...jestem tylko twoja...- mówię.
Kelner przynosi jedzenie.
-...zawsze byłam, jestem i będę Harry...- dodaję.
-Wiem, ale bardzo chciałbym się z tobą ożenić...- muska ustami moje knykcie.
Uśmiecham się szeroko. W tym właśnie momencie kilkanaście milionów dziewczyn oddałoby życie za takie słowa, a ja? Ja nie wiem czym zasłużyłam sobie na takie szczęście, na miłość, którą jestem obdarowywana przez tego chłopaka. Z uśmiechem wracam do tego, co było kiedy się poznaliśmy, potem do ciąży Silver. Przy Harrym w ogóle nie przybywa mi lat, tak czuję, kocham go tak jak wtedy, gdy zaczęliśmy być w związku, czyli jak miałam 18 lat. Wiele rzeczy się zdarzyło, przede wszystkim jestem szczęśliwą matkę małego czekoladowego potworka. Nie żałuję niczego, co zdarzyło się między nami. Te wszystkie wzloty i upadki doprowadziły mnie do miejsca, gdzie jestem z nim teraz i właśnie mówi, że chce jak najszybciej się ze mną ożenić.
-Weźmy ten ślub...- mówię.-...to zmieni tylko moje nazwisko, a wszystko będzie takie samo...
Harry uśmiecha się tak pięknie, że z moich ust wymyka się cichy wydech zachwytu.
-Mam szczęście...- myślę i uśmiecham się szeroko.
Atmosfera posiłku jest wspaniała, ciepła i pełna zachwytu na wizję zbliżającego się ślubu. 

***
Już jest! Miłego xx.

piątek, 18 września 2015

Rozdział 115



-Pojedźmy gdzieś we dwójkę…- mówi Harry całując moje czoło.
-Gdzie na przykład?
-Gdziekolwiek… Wystarczy nam tylko łóżko i jedzenie.
Chichoczę.
-Pojedźmy do Paryża na kilka dni…- proponuję.
-Proszę bardzo i już mamy, gdzie jechać.- Harry przesuwa palcami po moich biodrach.
-A Sil?- pytam robiąc kółeczka na jego torsie.
-Mamy trzy wyjścia… Moja mama, Gemma i twoja mama…
Uśmiecham się szeroko.
-Może tym razem moja mama… Elliot mnie ostatnio prosił bym z nią przyjechała.
-W takim razie zawiozę ją do twojej mamy…- mówi Harry.
Spoglądam przez okno. O szybę rozpryskują się wielkie krople ulewnego deszczu. Niebo pokryte jest grubo chmurami.
-Jaka brzydka pogoda… Aż chce mi się spać…- mówię zamykając oczy.
-Możemy spędzić dzień w łóżku…
-…jasne…- odpowiadam sarkastycznie.-…zaraz mała wbiegnie i jak zawsze wyciągnie nas z łóżka.
-Może ja ubiorę chociaż bokserki…- mówi mój narzeczony.
-Mhm…
Harry wstaje z łóżka i kieruje się do szuflady.
-Rzuć mi stanik, koszulkę i majtki.
-Ok.- uśmiecha się i zakłada różowe bokserki.
Parskam śmiechem.
-Do koloru też ci dam różowe…- mówi i rzuca mi koronkowy komplet oraz jego koszulkę.
Nakładam rzeczy, gdy drzwi się rozsuwają i wchodzi przez nie Silver. Ze smoczkiem w buzi i misiem od Zayna przyciśniętego do siebie.
-Dzień dobry księżniczko!- mówi z uśmiechem.
-Tata!- piszczy i wyciąga rączki, by wziął ją na ręce. Harry podnosi ją i całuje w policzek, ona odpłaca się soczystym buziakiem w usta. Uśmiecha się i macha do mnie. Odmachuję jej i uśmiecham się szeroko. Harry zanosi ją do mnie i mała rzuca się na mnie, całuje mnie w usta. Po czym przytula się mocno do mnie.
-Wyspałaś się?- pytam.
-Tak, ale chciałam spać z wami…- Harry spogląda na mnie, a ja się uśmiecham.
-Czasami mama i tata muszą spać tylko we dwoje…- mówi mój narzeczony.
-Czemu?
-Bo zajmujesz całe łóżko jak śpisz…- mówię i zaczyna ją łaskotać. Piszczy i się cały czas śmieje.
-Mama stop! Tata ratuj!
Śmieję się i zaczynam jej parskać w szyjkę, na co łapie mnie mocno za włosy.
Mała wybucha śmiechem i pokazuje palcem na Harry’ego.
-Dlaczego tatuś ma różowe majteczki?- pyta i zaczyna się śmiać.
Sama parskam śmiechem.
-Tatuś lubi różowy…- mówię jej na ucho.
-Ale chłopcy nie lubią różowego…- mówi Silver, a ja zakładam jej kosmyk pokręconych włosków za ucho.
-Czasem lubią…
-Tylko tatuś lubi…- upiera się.- Wujek Niall mówi, że ubranka różowe noszą dziewczynki.
-Wujek Niall…- wzdycha Harry.- On tobie zawsze coś nagada…- dodaje nakładając spodnie dresowe na nogi.
-Ja kocham wujka Niall’a!- piszczy Silver.
-Wszyscy to wiedzą kochanie…- całuję ją w policzek.- Co byś zjadła?- pytam.
-Naleśniki z czekoladą…- uśmiecha się.
-Z czekoladą?- robię wielkie oczy, a mała zaczyna się śmiać i kiwa głową.
-To idziemy je zrobić?- pytam.
-Tak! A mamusiu?- pyta.
-Mogę sobie wybrać co mogę ubrać?- pyta przytrzymując moje policzki.
-Mhm…- uśmiecham się.
Mała zeskakuje z łóżka i biegnie do pokoiku. Wstaję z łóżka i idę ku szafie. Harry przyciąga mnie za biodra do siebie i całuje po obojczyku.
-…czasami mama i tata muszą spać tylko we dwoje…- mówię z uśmiechem.
-Tatuś czasami musi dać mamusi trochę miłości…- mówi w moje włosy.
-I nawzajem…- mówię.
Harry całuje mnie delikatnie w usta, a mała przybiega do pokoiku w samej pieluszce.
-Tatusiu możesz mi pomóc?- pyta.
-Pewnie kochanie, już idę.
Mała pokazuje dołeczki i ucieka do swojego pokoiku. Odwzajemniam pocałunek i puszczam ukochanego, którego potrzebuje nasza córka.
Narzucam na siebie dresy. Na stopach pojawiają się puchate skarpety. Schodzę do kuchni i zaczynam wyciągać składniki.
-Mama!- piszczy Silver.- Zobacz jak ładnie wyglądam.
Mała wbiega do kuchni w jaskrawej sukience i kokardzie na głowie.
-Nie jest ci zimno?- pytam ją spoglądając na moje puchate skarpetki. Zawsze byłam zmarźluchem. To Harry’emu było wiecznie gorąco.
-Nie…- odpowiada.

(…)
Zajadamy się wszyscy naleśnikami. Mała jest cała brudna od czekolady. Popijam ostatni kęs kawą i wkładam rzeczy do zmywarki. Silver biegnie na górę się bawić.
-Muszę jechać do redakcji…- mówię z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Czemu?- pyta podnosząc wzrok na mnie.
-Miranda ma jakąś ważną sprawę związaną z kolejną imprezą…
-Musisz?- pyta Harry marszcząc czoło z niezadowoleniem.
Kiwam lekko głową.
-Powiem jej, że przy okazji muszę mieć kilka dni wolnego…- dotykam jego policzka dłonią i palce głaszczę skórę pod powiekami.
-Polećmy już dziś…- mówi Harry.
-Dziś?
-Tak, zawieziemy Silver do twojej mamy i polecimy wieczornym lotem…
Uśmiecham się lekko.
-W takim razie spakuję ją i od razu po spotkaniu z Mirandą pojadę z Silver do mamy.
-A ja pojadę kupić bilety na lotnisko i zacznę nas pakować…- mówi Harry i muska moje usta.
Idę schodami na górę i wchodzę do pokoju córki.
-Co ty na to, żeby pojechać do babci Mindy…- mówię, a ona uśmiecha się szeroko i klaszcze w dłonie ochoczo kiwając główką.
Wyciągam jej różową walizkę i powoli pakuję ubranka.
-Mama, a mogę jeszcze to?- pyta pokazując strój muchomorka.
-Przecież go nie lubisz…- zauważam unosząc brew.
-Tak, ale tatuś mówi, że wyglądam w nim ślicznie, więc chcę go pokazać babci i dziadkowi Benowi.
-Niech będzie… Teraz daj mi misie, które chcesz zabrać.
Mała podnosi wzrok na półkę pełną pluszaków.
-Ale nie wszystkie… Weź 3…- pokazuję jej na palcach.
Mała bierze te od Zayna i pandę, którą dostała od Sophii, gdy się poznały, a dziewczyna chciała zyskać w oczach Sil.
Przebieram ją w duży sweterek i nakładam jej błyszczące legginsy.
-Błyskotka ze mnie…- śmieje się.
-Ty zawsze błyszczysz kochanie…
Całuję jej czoło.
-Idź na dół do tatusia, a mama w tym czasie się ubierze.
Przebieram się z dresów nakładam. Rozczesuję włosy, wiążę je w wysokiego koka i nakładam trochę makijażu. Schodzę na dół z walizeczką Silver i uśmiecham się na widok Harry’ego z nią.
-Dlaczego nie mogę jechać z wami?- Silver kładzie główkę na ramieniu taty, a on przytula ją.
-Bo mamusia i tatuś mają ważne sprawy do załatwienia…
-A gdzie jedziecie?- pyta okręcając wokół małych paluszków pokręcone kosmyki włosów taty.
-Do Paryża.
-To tam gdzie jest myszka Mickey?
-Tak, ale Myszka Mickey wyjechała z Paryża na jakiś czas…
-A dlaczego?
-Bo musiała jechać do chorych dzieci…
-A dlaczego te dzieci są chore?
-Ponieważ czasami są takie bakterie, która atakują dzieci i są chore…
-A czy ja też mam taką bakterię?- pyta.
-Nie, ty nie masz…
Silver podnosi główkę.
-Tatusiu?- pyta.
-Słucham cię księżniczko.
-A jak bardzo mnie kochasz?- pyta.
 Uśmiecham się szeroko czując dziwne uczucie w duszy.
-Zadałaś mi bardzo trudne pytanie…- stwierdza Hazz.
Silver zaczyna się śmiać.
-Widziałaś te gwiazdy, które są na niebie, jak nie pada deszczyk?- pyta Harry zakładając jej kosmyk włosów za uszy.
-Tak…
-To kocham cię tyle, ile tych gwiazd wszystkich jest na niebie…
Silver obrusza się, a ja się szeroko uśmiecham.
-Tak mało?- pyta smutna.
-Mało?- uśmiecha się Hazz.
-Tak.- oświadcza.
-W takim razie Silver… Kocham Ciebie i mamę najmocniej, najmocniej na świecie…
-A mnie bardziej niż mamę?- pyta.
-Kocham Was tak samo mocno…
-A mamusia ciebie kocha?- pyta.
-Kocham…- odpowiadam, a oni obydwoje spoglądają na mnie. Podchodzę bliżej i daję całuska Sil, a potem soczystego buziaka mojemu narzeczonemu.
-Jesteś gotowa Silver?- pytam córkę.
-Tak, tylko ubiorę kalosze.
Mała zrywa się i siada na krzesełku w holu, gdzie nakłada kalosze.
Całuję jeszcze raz Harry’ego i ubieram buty. Ten staje oparty o łuk.
-Strasznie pada?- pytam, a Hazz spogląda przez okno.
-Leje.
Wywracam oczami i narzucam płaszcz na ramiona. Silver trzyma swoje misie. Wchodzimy do garażu, gdzie sadzam córkę w foteliku. Jej walizka ląduje w bagażniku. Wracam się po swoją torbę.
-Widzimy się wieczorem…- mówi Harry.- Spakuję ci jak najbardziej odkryte rzeczy.
-Już się boję, pewnie wybierzesz stringi uszyte wyłącznie z skąpych pasemek.- unoszę brwi i zarzucam mu ramiona na szyję.
-No jasne… W niczym innym nie będziesz paradowała kochanie…
-Kocham Cię…- mówię.
-Ja ciebie też…- dodaje i soczyście muska mi usta.
Odrywam się od niego, gdy jego dłonie są wyczuwalne przy moich pośladkach i ściskają je nieco. Uśmiecham się i wsiadam do samochodu.
-Grace?- mówi z przedsionka.
-Słucham?- pytam.
-Uważaj na siebie…- mówi, a ja wysyłam mu buziaczka mówiąc: Zawsze uważam.
Drzwi od garażu z lekkim chrzęstem otwierają się i wyjeżdżam swoim ukochanym samochodem. Wycieraczki pracują bardzo szybko, bo
Wszyscy kierowcy jadą dość wolno, ze względu na ograniczony zasięg wzroku. Dojeżdżam do redakcji i szybko wysiadam z parasolem i biorę Silver na ręce. Biegniemy do środka. Jeden z ochroniarzy uśmiecha się i jak zawsze daje piątkę Silver. Mała ciągle opowiada mi, jak to Lux chodzi na balet i że ona tez by chciała.
-Lubisz tańczyć?- pytam ją, gdy jedziemy windą na moje piętro.
-Bardzo.- piszczy i podskakuje.
Uśmiecham się widząc zmierzwione deszczem włosy.
-Pomyślimy nad baletem...- mówię.
Wysiadamy na piętrze. Idę prosto do Mirandy.
-Dzień dobry Grace...- mówi, gdy pukam do drzwi.
Silver też mówi śpiewne: Dzień dobry!
Miranda się zmieniła. Zaczęła się śmiać i nie jest jędzą, którą była na początku.
-O co chodziło?- pytam.
-O materiały z premiery nowego Jamesa Bonda...
-W porządku... -uśmiecham się szeroko.
-Twoje przemyślenia co do ostatnich stylizacji były świetne... Anna specjalnie zadzwoniła do mnie, pochwaliła cię...
-Bardzo mi miło...
-Mamusia jest bardzo mądra, prawda?- pyta Silver, a ja ją z uśmiechem uciszam.
-Tak, bardzo mądra i ma niezwykłe poczucie stylu...- mówi Miranda z uśmiechem.-Wracając...- zaczyna znów Miranda.-...Anna chce, abyście w trójkę pisały dla US Vogue.
Otwieram szeroko oczy, ale w duszy wiem to już od jakiegoś czasu. Dziękuję Darbi xx.
-...nie ukrywam, że będzie mi bardzo trudno, jeśli stracę takie dziennikarki jak wy... jeśli oczywiście się zgodzicie.
-Czy to wymagało by jakichś dodatkowych niedogodzeń dla nas?-pytam.
-Z jednej strony to wielka szansa, ale z drugiej zostawienie wszystkiego tutaj.
Spoglądam na nią pytająco.
-Przeprowadzka...- mówi Miranda.
Od razu przeczę.
-Nie ma możliwości...- widzę, że Miranda w duszy się uśmiecha.
-I to mi się podoba...- mówi.

(...)
Dojeżdżam do Newcastle idealnie na obiad.
-O nie, nie zmarnuję takiej okazji!- mówi mama, gdy kładę walizeczkę w przedpokoju.
-Mamo, naprawdę muszę jechać, wylatujemy dziś wieczorem do Paryża... Wolę, żeby Harry mnie nie pakował, poza tym tak bardzo pada deszcz.
-Grace Moore proszę się nie tłumaczyć tylko usiąść do stołu i zjeść obiad z matką, bratem i babcią.
Wywracam oczami i ściągam buty. Silver jest już wycałowana przez prababcię i psa. Znajomy zapach potrawki z kurczaka pozytywnie łaskocze moje nozdrza. Siadam obok Silver i chcę ją nakarmić.
-Córciu... Kiedy zamierzacie wziąć ślub?- pyta mama.
-Nie wiem, nie rozmawialiśmy o tym. Na pewno się to stanie...- mówię.
-Ale to już tyle czasu minęło...- mówi babcia.
-Ostatnio widziałam sukienkę idealną dla mnie...- mówi mama.
Zaczynam się śmiać.
-Nie potrzebujemy tego ślubu póki co...- mówię.- Jest dobrze...
-Ojeju...- wzdycha mama.
-Wy to się chyba zmówiliście z Harrym...- mówię do rodzicielki, a ona podnosi głowę znad talerza.
-A co?
Zatrzymuję się i upijam jeden łyk kompotu z jabłek.
-Namawia mnie na drugie dziecko...- podpieram ręką głowę.
Mama szeroko się uśmiecha, a babcia klaszcze w dłonie.
-To fantastycznie...- mówi mama.
-Nie, ja nie chcę drugiego dziecka... Mam 22 lata i to nie jest wiek, żeby zostać matką z kolejnym dzieckiem.
-Ja w twoim wieku miałam już dwójkę...- mówi mama.
-Ale to były inne czasy. Zobaczcie, moja praca polega na pojawianiu się na imprezach i recenzowaniu ubioru celebrytów w prestiżowej gazecie. Znów przeżywałabym piekło, gdy musiałabym uważać, chronić dziecko i do tego kryć się przed paparazzimi.
-Chcę mieć brata.- wypala Silver.
Wywracam oczami, a Elliot zaczyna się śmiać.
-...do tego weźcie pod uwagę fakt, że Harry wyjeżdża, a ja jakoś nie mam ochoty przeżywać tego co było z Silver jak się urodziła.
-No może masz rację...- przytakuje mama.
-Poczekam do momentu, aż może zaczną mniej wyjeżdżać, chłopaki będą chcieli się ustatkować, może też pomyślą o założeniu rodziny... Na dziecko jest czas, a póki co już mam jedno.
Spoglądam na Silver, która pochłania gotowaną marchewkę.
Głaszczę ją po główce i dokańczam swój posiłek.

(...)
Siadam na schodach i zakładam buty. Silver siada mi na kolanach.
-Mamusiu powiedz tatusiowi, że bardzo go kocham.
-A mamusię kochasz?- pytam.
Kiwa głową i daje mi buziaka.
-Będziecie do mnie dzwonić?- pyta.
-Jasne kochanie...- uśmiecham się. Silver zeskakuje z moich kolan i idzie pogłaskać Marleya.
 Żegnam się ze wszystkimi i wsiadam szybko do samochodu. Ruszam ku autostradzie.
Harry dzwoni do mnie.
-Wracasz?- pyta.
-Tak, jadę właśnie A67.
-Tylko nie jedź szybko.
-Harry mówisz, jakbym pierwszy raz wracała z Newcastle. Spakowałeś nas?- pytam.
-Właśnie kończę... A słuchaj... Wolisz czarne, czy czerwone pończochy?- pyta z nutką zadziorności.
-Pończochy?- powtarzam po nim.
-Mhm...- mruczy.
-Seksholik!- oznajmiam donośnie.
-Nie lubię tego tytułu...- buntuje się Styles.
-Zmień zapędy i weź czarne...- uśmiecham się szeroko.
-Mrrr...-mruczy.
-Weź opaskę na oczy...- dodaję starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-Cooo?- pyta przeciągle i jestem pewna, że coś mu się podniosło.
-No weź, kto wie, może się przyda... Nutka nieświadomości wprowadza do związku odrobinę większej spontaniczności.
-A skąd ty to wiesz?- pyta, a ja poprawiam włosy.
-Lata praktyki.- oznajmiam.
-Grace... Cholera gdzie ty jesteś?!- pyta, a ja parskam śmiechem.
-Wiedziałam, że tak będzie.- mówię.
Deszcz pada cholernie.
-Słonko kończę, ten deszcz jest straszny.
-Ok. Uważaj na siebie i do zobaczenia!
-Kocham cię.- mówię i odkładam telefon na siedzenie.
Kierowca jadący przede mną gwałtownie hamuje, co robię także ja, by nie wjechać mu w tyły. Przeklinam pod nosem i dudnię klaksonem.
Wyprzedzam go i omijam. Spoglądam na fotel obok. Mojego telefonu nie ma.
-Jezu, jeszcze problemy!- mówię do siebie.
Zjeżdżam na pobocze i włączam awaryjne. Odpinam pas. Odsuwam fotel i zaczynam szukać pod siedzeniem mojego telefonu.
-Gdzie się do cholery ukryłeś?- mówię znów i wreszcie wyczuwam go. Łapię go w dłoń i podnoszę się by zapiąć pasy. Jakiś wariat zaczyna na mnie trąbić, wie sama szybko ruszam i trąbię na niego. W radiu zaczyna lecieć Thinking Out Loud Eda Sheeran’a, więc śpiewam z rudym przyjacielem. 

'Cause honey your soul
could never grow old,
it's evergreen
And baby your smile's forever in my mind and memory"

„Kocha­nie, twoja dusza nigdy się nie zesta­rzeje, jest wiecz­nie młoda
I Twój uśmiech będzie na zawsze w moich myślach i pamięci”

Parkuję przed domem i akurat wtedy przestaję padać deszcz.
-Super…- mówię do siebie.
Wchodzę do domu i rzucam torebkę na ziemię.
-Wróciłam!- krzyczę.
-Nareszcie…- mówi Harry.
-Ile czasu mamy do lotu?- pytam ściągając buty.
-2 godziny.- mówi Hazz schodząc w dresach nisko ułożonych na biodrach.
-Stęskniłam się…- mówię podchodząc do niego.
Zarzucam mu dłonie na szyję i daję mu buziaka w usta.
-Cały dzień siedziałem sam…- mówi dając mi kolejnego całusa.
-Uwierz mi lepsze to niż osiem godzin w samochodzie.
Uśmiecha się i całuje mnie w nos.
-Spakowałeś nas?- pytam.
-Tak…- uśmiecha się.- Ale masz nie otwierać walizki…
-Harry… Zaczynam się bać.
-Nie musisz… Spakowałem parę twoich ulubionych rzeczy…
-Pójdę się przebrać…
-Może ja pójdę najpierw po walizkę…- mówi Harry.
-Oj przestań, nie otworzę jej…- ściągam płaszcz i wieszam go na wieszaku.
-Zbyt dobrze cię znam…- mówi Harry unosząc brwi.
Wywracam oczami i razem z nim idę na górę. Wchodzimy do naszej sypialni, jedna duża walizka jest zapakowana i Harry jednym zwinnym ruchem podnosi ją i wynosi z pokoju. Zrzucam rzeczy, które miałam na sobie i idę do garderoby.Spoglądam na półki z moimi rzeczami i mogę przyrzec, że nic nie ubyło.
-Harry, dlaczego wszystko co było rano w szafie dalej tam jest?
Harry zaczyna się śmiać.
-Nie przejmuj się, spakowałem ci trochę rzeczy, które będziesz mogła ubrać do jakiejś restauracji.
Wywracam oczami i szukam czegoś odpowiedniego do samolotu. Ubieram beżową koszulkę, boyfriendy i wyciągam ulubiony zielony puszysty sweterek. Schodzę na dół. Harry robi coś na telefonie, a ja idę do kuchni, by przed wyjściem zrobić sobie coś do picia. Siadam na blacie i uśmiecham się szeroko, upijam kilka łyków mleka. Wyciągam wsuwki z koka i rozplątuję włosy, które kaskadami swobodnie opadają na moje ramiona. Harry obserwuje mnie z uśmiechem.
-Zastanawiam się, jak ty spakowałeś naszą dwójkę do torby, do której zawsze pakujesz swoje rzeczy.
-Magiczne zdolności…- mówi, a ja się uśmiecham.
Idzie na górę, by się ubrać, a ja w tym czasie cicho otwieram torbę.
-Grace, ani mi się waż!- słyszę z góry.
Spryciarz moje rzeczy położył na samym wierzchu. Zapinam szybko suwak.
-Nic nie robię!- mówię.
-Jasne.
Włączam na chwilkę telewizor i oglądam The Talk. Kris Jenner jest dzisiejszym gościem. Przeglądam TT i zaczynam się nudzić.
-Harry!!!- wołam przeciągle.
-Idę…- mówi i schodzi na dół.
-Możemy jechać…- mówi.
Wstaję i wyłączam TV, ubieram botki na płaskim obcasie i narzucam na ramiona sweterek. Harry chwyta za torbę i wychodzimy do taksówki, która czeka. Zamyka dom i wkłada torbę do bagażnika. Kierowca zawozi nas idealnie, by odłożyć bagaż na taśmę i udać się do odprawy. Harry daje kilka autografów na lotnisku i robi sobie zdjęcia. Gdy wreszcie przechodzimy tunelem do samolotu, łapie mnie za biodro i całuje delikatnie.
-Zaczynamy nasze wakacje…- oznajmia.
-…jeśli je tak można nazwać…- mówię.
-…można… tylko Ty i ja… sami… a wiesz co to oznacza…- mówi unosząc brew.
Chichoczę.
-No jasne…- uśmiecham się.
Siadamy na swoich miejscach w samolocie i czekamy aż wystartuje. Czeka nas 1,5 godzinny lot.

(…)
-Harry! Grace! Spójrzcie! Co tu robicie? Kiedy będzie wasz ślub?
-Grace, wyglądasz pięknie, spójrz na nas! Uśmiechnij się.
-Gdzie jest wasza córka? Wypad we dwoje?


Łapię Harry’ego za biceps i trzymam się go. Jeden z ochroniarzy z lotniska pomógł nam wyjśc z zatłoczonego pełnego paparazzich lotniska w Paryżu.
Wsiadamy do taksówki i jedziemy do mieszkania mojego taty.
-Jak zwykle kocioł…- marudzę.
-Francuzi są nienormalni…- mówi Harry, a ja parskam śmiechem.
-Ale sama Francja jest piękna…- mówię przytulając się do jego boku.
LINK- Mad Sounds- Arctic Monkeys
-Nie ważne gdzie bym był z tobą, to zawsze jest pięknie…
Uśmiecham się i daję mu buziaka.
Kobieta siedząca za kierownicą taksówki mówi coś po francusku, a Harry uśmiecha się i odpowiada jej w tym samym języku.
-Co ta pani powiedziała?
-Że wyglądamy jak świeżo upieczeni małżonkowie…
-A ty jej odpowiedziałeś?
-Że nie jesteśmy po ślubie…
Uśmiecham się i wtulam w tors mojego narzeczonego. Do głowy przychodzą mi słowa mamy i babci. Zamykam oczy, jestem zmęczona po całym dniu w samochodzie i wieczorze spędzonym w samolocie. Jedyne czego pragnę to prysznic, pidżamy i spać. Jeżeli oczywiście Harry spakował mi jakiekolwiek.
-Jesteśmy…- szepcze Harry.
Otwieram oczy, płacimy pani i wysiadamy z taksówki. Harry bierze torbe i wchodzimy do kamienicy. Otwieram drzwi na piętrze i uśmiecham się na widok dawno nie widzianego mieszkania. Harry odkłada torbę na podłogę, a ja ściągam buty.
-Jedyne na co mam ochotę to wziąć prysznic i iść spać…- mówię cicho rozmasowując sobie szyję.
-Czego sobie życzysz księżniczko…- Harry całuje mnie za uchem.- Jakieś wino? I kawałki sera z łososiem?
Uśmiecham się szeroko.
-Wystarczy wino…- mówię, a Harry wyciąga z torby butelkę mojego ulubionego włoskiego wina.
Siadam po turecku przed torbą i wyciągam część rzeczy mojego narzeczonego, by dokopać się do moich. Nie jest aż tak źle jak myślałam, ale w kieszonkach obok znajduję pończochy, seksowną bieliznę i tak jak „prosiłam” (na żarty) opaskę na oczy. Przygryzam wargę w uśmiechu i sięgam po kosmetyczkę i idę do łazienki. Szybko biorę prysznic, natłuszczam ciało ulubionym balsamem o zapachu pinacolady (wciąż ten sam, nic w tym względzie się nie zmieniło). Rozczesuję mokre włosy i zaczesuję je do tyłu. Nakładam bieliznę przygotowaną przez mojego chłopaka i przeglądam się w obszernym lustrze. Dobrał wszystko idealnie. Uśmiecham się szeroko. Zgaszam światło w łazience i widzę, jak Harry strzepuje pościel. Moje bose, lekko mokre stopy stąpające po ziemi wydają charakterystyczne klapanie. Mój narzeczony podnosi wzrok na mnie, a na jego ustach pojawia się coraz większy uśmiech.
-Chodź tu do mnie…- mówi Hazz i podaje mi rękę, bym do niego podeszła.
-Wyglądasz zabójczo…- mówi cicho dotykając opuszkami palców moją skórę.
-Udało ci się…- mówię.
-Nie będę mógł zasnąć…- dodaje i składa na moich ustach pocałunek pełen namiętności i miłości. Nasze oddechy perfekcyjnie się mieszają ze sobą, a odgłosy pocałunków są jak miód dla moich uszu. Swoją dłonią przejeżdżam po nagim torsie mojego narzeczonego. Perfekcyjnie twarde mięśnie, na których pojawia się gęsia skórka od mojego dotyku. Uśmiecham się, a on wtedy przygryza moją wargę. Perfekcyjnie gęste włosy, które wydają się jak jedwab, gdy je dotykam.
-Kocham Cię…- szepcze mając zamknięte oczy.
-Ja ciebie też kocham…- mówię głaszcząc go po policzku.
Harry podnosi mnie i kładzie na łóżko. Składa delikatne pocałunki na mojej szyi i kurczowo swoimi dużym dłońmi moje żebra. Dmucha delikatnie po skórze mojej szyi i składa pocałunek na obojczyku. Jutro otworzymy wino, teraz jest teraz… 

****
Miłego weekendu i czytania! Pierwszy komentarz pod tym rozdziałem będzie tysięcznym komentarzem na tym blogu! Jestem bardzo podekscytowana xx.
 PS. GDZIE DO CHOLERY JEST SINDI! ZACZYNAM SIĘ MARTWIĆ! xx.