Z
rana budzę się znacznie wcześniej niż zwykle, bowiem jutro jest mój ślub, a już
dziś jadę z moimi druhnymi, Silver, Elliotem, babcią i mamą do posiadłości,
gdzie wszystko się będzie działo. Razem z Harrym jako miejsce uroczystości
wybraliśmy mały kościółek 10 km od posiadłości otoczony wysokim żywopłotem i
zamykaną bramą. Wszyscy goście mają tam przybyć, ja mam wjechać autem na teren
kościoła, by nie dopuścić do zdjęć paparazzich. Siadam na łóżku, gdy mój Harry
śpi jeszcze w najlepsze i wzdycham cicho zaczesując włosy za ucho. Idę do
pokoju Silver, która także śpi i co ciekawe moja mama, babcia i Elliot także
śpią. Schodzę na dół i postanawiam zrobić śniadanie, które zjemy w ogrodzie
skoro pogoda jest taka piękna. Krzątam się po kuchni i zanoszę naczynia na nasz
duży taras. Siadam na fotelu i esemesuję z Theresą, która czuje się w
obowiązku, by swoją pracę asystentki w tak ważny dla mnie dzień wykonać
absolutnie idealnie. Z uśmiechem stwierdzam, że jest nienormalna piąty raz
pytając o to, czy na pewno wszystko ok... Wstaję z fotela i bosymi stopami
przemierzam ogród wystawiając twarz do słońca, które jeszcze nie jest aż tak
mocne. Ale i tak daje ciepło. W takich momentach samotności zdaje sobie sprawę
z tego, jak zmieniło się wszystko odkąd poznałam Harry'ego. Skończyłam studia,
zaczęłam staż, dostałam pracę, poznałam mężczyznę mojego życia i mam z nim
dziecko. Czego tu więcej chcieć, na dodatek wiedząc, że za tego mężczyznę już
jutro wychodzę za mąż. Uśmiecham się pod nosem. Jestem szczęśliwa i życzę
każdemu doświadczenia tego, co ja doświadczyłam. Bo człowiek może się uznać za
spełnionego, gdy spełni swoje marzenia, gdy ma kochającą rodzinę i gdy osiągnie
sukces. I ja się za taką mam, mimo, że mam dopiero 24 lata. I tak jestem już
stara... Od początku rozpoczęcia mojej historii miałam 18/19 lat, byłam wtedy
smarkulą, ale odkąd pojawiła się Silver. Życie zmieniło się. I jestem losowi
wdzięczna za takie życie. Bo dzięki temu wszystkiemu jestem ogromnie
szczęśliwa.
Dźwięk
samochodziku rozlega się za mną, na co odwracam się szybko i uśmiecham się. Sil
zatrzymuje się obok i uśmiecha się marszcząc nos przed słońcem.
-Cześć
mamusiu!- uśmiecha się szeroko.
-Dzień
dobry kochanie, jak Ci minęła noc?- kucam na trawie, gdy ona zaczyna mówić.
-...właściwie
nic ciekawego się nie działo, babcia chrapała chyba, albo to był Elliot i
myślałam, że to potwór...
Uśmiecham
się szeroko i łapię ją za rączkę.
-Babcia
chrapie, ale jeśli jest się grzeczną dziewczynką to się tego nie mówi...- mówię
jej, a ona kiwa głową.
-Mamusiu?
-Tak,
skarbie?
-A
czy ja też się kiedyś zakocham w nim tak, jak Ty kochasz tatusia, a on Ciebie?-
pyta mnie, a ja uśmiecham się szeroko, czując gulę w gardle, tak bardzo kocham
mojego maluszka i jej poważne pytania.
-Chodź
do mnie...- mówię, a ona zsiada z samochodziku i siada mi na kolanie, które mam
założone po turecku.
-Nie
wiem, co przygotował dla Ciebie los, ale moim marzeniem jest byś Ty zaznała
takiej miłości, jaką ja otrzymałam u Twojego tatusia, ponieważ dzięki tej
miłości, urodziłaś się Ty, jesteśmy wielką rodziną i jesteśmy szczęśliwi.
Jeżeli będę miała jakikolwiek wpływ na to, kto poruszy twoje serce zawsze będę
ci mówiła, żebyś patrzyła przez nie, a nie przez to, co mówią inni. Niektórzy z
mojej rodziny na początku taty nie lubili, ale przez to, że ja go tak bardzo
kochałam i kocham zaakceptowali to...
-Czyli,
jak ja poznam jakiegoś chłopca i się w nim zakocham to wy go polubicie?
-Przynajmniej
będziemy się starać... chociaż co do tatusia może być trudno...
-Czemu?-
pyta Sil zakręcając na paluszkach moje włosy.
-Ponieważ
tata Cię tak bardzo kocha, że może myśleć, że tylko on może tak bardzo kochać
jego małą dziewczynkę...
Sil
się uśmiecha, po czym przytula się.
-Bo
mamusiu, ja mam chłopaka...- wybałuszam oczy i zaczynam się śmiać.
-Masz
chłopaka?- pytam się.
-Mhm...-
kiwa główką.-Ma na imię Rico i bawię się z nim w dom w przedszkolu. On dał mi
laurkę niedawno i swojego misia i powiedział, że mnie kocha.
Uśmiecham
się szeroko i przytulam ją do siebie.
-Ale
mnie zaskoczyłaś...- mówię całując ją w czoło.
-Ale
mamusiu, nie martw się... Ciebie i tatusia kocham mocniej... Ale boję się
tatusiowi powiedzieć.
-To
na razie mu nie mów...- mówię Sil.- To będzie nasza, mała tajemnica...-
uśmiecham sie szeroko i daje jej buziaka.
W
ogrodzie pojawia się mama i babcia oraz mój brat. Idę zrobić herbatę, podczas
gdy Sil krzyczy na Elliota, że zepsuje jej samochodzik. W połowie śniadania
przychodzi Harry i czule mnie całuje, gdy tylko mnie widzi.
Po
zjedzeniu dzwonię do Theresy, że ma pojechać po Eleanor, Gemmę, Sophię i Lucy,
a dopiero potem po mnie i moje dziewczyny dodać Elliota. Ubieram się (No.127),
gdy słyszę z dołu nawoływanie mamy, znoszę swoją walizkę i walizkę Silver. Z uśmiechem witam się z moimi druhnymi, które
mają świetny humor i tryskają radością. Wkładamy walizki do bagażnika, moją
małą montujemy w foteliku i część sadzamy w środku. Harry wychodzi z kuchni i
przed tym, jak chcę się z nim pożegnać łapie mnie za dłoń i wciąga do domu.
Śmiejąc się, grzecznie podążam za nim.
Harry
łapie mnie za dłonie i wpatruje się w moje oczy.
-Kochanie...
Jutro jest nasz wielki dzień, uczczenie wszystkiego co razem przeżyliśmy... I
zobaczymy się dopiero przy ołtarzu...- mówi mi i daje mi małego
buziaka.-...kurczę, jeszcze ślubu nie ma, a serce wali mi jak szalone...- mówi
pod nosem, na co ja się uśmiecham i przytulam go mocno.
-Harry...
Zobaczymy się przy ołtarzu i tam wszystko będzie miało swój kres...- mówię mu.-
Prawdziwie skomonsumujemy nasze uczucie...- mówię, a on daje mi buziaka.
-Długo
pisałaś swoją przemowę?- pyta, a ja marszczę lekko brwi.
-Jaką
przemowę?- pytam.
-Jak
to jaką, tą którą czytamy sobie, jak Monica i Chandler...- mówi z uśmiechem.
-Aaaaaa!-
śmieję się.- Trochę czasu mi zajęła, ale myślę, że Ci się spodoba...- mówię
niepewnie.
Kurwa
zapomniałam jej napisać.
-Już
nie mogę się doczekać, co o mnie napisałaś...- mówi i chce zapytać o coś
jeszcze, ale dziewczyny trąbią.
-Uważaj
na siebie...- mówi Harry i całuje mnie soczyście.- Bardzo Cię kocham...- mówi i
przytula mnie po czym odprowadza do auta i żegna kolejnym buziakiem.
Potem
wyruszamy. Cała godzina jazdy mija nam w różnych rozmowach i opowieściach mojej
babci. Gdy dojeżdżamy wzdycham cicho widząc jak pięknie z zewnątrz wszystko
jest udekorowane. Białe kwiaty są rozmieszczone na zewnątrz zameczku. Menadżer
uśmiecha się widząc mnie i podaje mi dłoń na przywitanie, gdy tylko wysiadam z
auta.
-Witam
panią Moore, mam nadzieję, że wystrój z zewnątrz się pani podoba…- mówi.
-Kwiaty
robią wrażenie, są naprawdę piękne… i dokładnie takie jakie chciałam…-
uśmiecham się i wyciągam z siedzonka Silver. Pracownicy biorą nasze walizki i
pokazują nasze pokoje. Biorę moją sukienkę i zanoszę ją do pokoju, wieszam w
ochraniaczu na szafie i z uśmiechem patrzę na Silver, która wdrapuje się na
łóżko. Wychodzę na balkon i widzę, że rozkładany jest namiot, gdzie odbędzie
się wesele. I jego wielkość jest ogromna. Chociaż z drugiej strony mamy tylu
gości zaproszonych, że to zaczyna mnie naprawdę przerażać. I jeszcze dziś musze
napisać przemowę. Boże… Eleanor przychodzi do mojego pokoju i z uśmiechem
przytula mnie mocno.
-Wiesz…-
mówi.-…jestem taka szczęśliwa, że ty jesteś szczęśliwa…- mówi i całuje mnie w
policzek.
-Kochana
jesteś El…- mówię i obejmuję ją ramieniem.
Przyjaciółka
odsuwa się ode mnie i siada koło Silver.
-Księżniczko,
chcesz iść ze mną spacer dookoła ogrodu?- pyta moją małą, a ona kiwa ochoczo
główką, zeskakuje z łóżka i trzymając ją za rączkę idą.
-Pójdę
z wami…- mówię łapiąc za telefon.
Silver
mówi, że bardzo jej się podoba taki zameczek.
-Tatuś
mi na pewno taki kupi…- mówi Silver, na co obydwie zaczynamy się śmiać. Gdy
wychodzimy do ogrodu mój telefon zaczyna wibrować i dostaję sms-a od Louisa o
treści: Grace, jeżeli jesteś w otoczeniu
Eleanor odejdź od niej, bo muszę z tobą porozmawiać.
Marszczę
brwi i odczytuję ją po raz kolejny.
-Wiecie
co… Idźcie razem, ja najwyżej was dogonię, muszę wykonać ważny telefon.- mówię
El, a ta kiwa głową i podąża z Silver dalej.
Dzwonię
do Louisa.
-Coś
się stało?- pytam.
-Nie
miałem okazji ci tego powiedzieć, bo zawsze jak byłem w twoim towarzystwie to
była też Eleanor. Harry’emu powiedziałem właściwie przed chwilą, a teraz pora
na ciebie. Chciałbym na waszym ślubie oświadczyć się Eleanor…- mówi, na co ja
zapominam czym jest oddech, na mojej twarz pojawia się szeroki uśmiech.
-Co
ty mówisz…
-…długo
nad tym myślałem, ale wizja waszego ślubu dała mi sporo do myślenia… i… kocham
ją, bardzo ją kocham i chcę z nią spędzić życie… Tylko nie wiem, czy się
zgodzisz, żebym to uczynił na waszym ślu…- mówi, ale mu przerywam.
-Boże,
jeśli to zrobisz sprawisz, że będę jeszcze szczęśliwsza… Louis to jest
wspaniały pomysł…- mówię z uśmiechem.- Ale jestem podekscytowana.
-Cieszę
się, że tak ci się to spodobało… Mam w tobie, w was ogromne wsparcie…
-Jesteśmy
najlepszymi przyjaciółmi i musimy się trzymać razem.- uśmiecham się.-…ale
zastanawiam się kiedy mógłbyś to zrobić…- mówię i od razu wpadam na pomysł.-
Wiem!
Louis
zaczyna się śmiać.
-Jest
moment, kiedy panna młoda rzuca swój bukiet kobietom obecnym na ślubie… I co ci
mogę powiedzieć to trzymaj się wtedy przy Eleanor, a w dłoni miej pierścionek…-
mówię mu, a on się śmieje.
-Nie
chcesz mi więcej powiedzieć…- pyta.
-Nie
chcę, ale zrób tak jak ci mówię.- mówię i uśmiecham się szeroko.
Chwilę
później kończymy rozmowę, a ja doganiam moje dziewczyny, które moczą dłonie w
fontannie. Uśmiecham się do Silver i okrążam razem z nimi cały ogród, by nasz
spacer zakończyć w namiocie, który jest już przygotowany, zanoszą tam stoły i
krzesła, a także układają podłoże namiotu przystosowane do chodzenia i tańca.
Namiot będzie ogrzewany, więc impreza nie przeniesie się do zameczku z czego
bardzo się cieszę. Oglądam meble w środku i stwierdzam, że są śliczne,
delikatne i bardzo stylowe. Dostaję od menadżera listę wg. której mam usadowić
gości. Robię to przez okrągłe dwie godziny.
(…)
Gdy
słońce zaczyna się zniżać ku zachodowi zmieniam niewygodne buty na trampki i
biorę kilka kartek i podkładkę, długopis i telefon. Idę do najdalszego zakątka
ogrodu i tam zamierzam napisać moją przysięgę i czuję, że to nie będzie łatwe
zadanie. Mażę wiele razy to co piszę i wyrzucam do śmietnika obok zamazane
kartki.
„Harry.
Gdy słyszę to imię od razu moja wyobraźnia cofa się do momentu, gdy usłyszałam
to imię z twoich ust po raz pierwszy, przedstawiając się 5 lat temu.”
Nie
to mi się nie podoba…
„Moje
życie było pasmem nieustannych potyczek z losem i wyraźnie czułam, że on [los]
próbuje mi znaleźć kogoś, kto zmieni moje życie…”
Powinnam
napisać bardzo rozbudowaną i piękną przysięgę, skoro jestem po studiach
dziennikarskich…
Wzdycham
cicho pod nosem i wyrzucam kolejną kartkę. Zaczynam się pukać długopisem po
czole, gdy słowa chyba znów do mnie przychodzą.
„Gdy
cię poznałam nie wiedziałam, czym jest prawdziwa miłość, cały czas żyłam w
przekonaniu, że kocham i umiem kochać, ale to nie była prawda. Dopiero wtedy,
gdy po raz pierwszy mnie pocałowałeś czułam, że przeszłam nagłą transformację,
zmieniłeś mnie w jednej sekundzie w człowieka, który poczuł czym jest prawdziwa
miłość. Od ciebie ją dostałam i chcę ci pokazać, za każdym razem, gdy wyznaję
ci, jak bardzo cię kocham, co tak naprawdę czuje moje serce i jak ogromną
radością i szczęściem jest dla mnie, że ty także mnie kochasz. Kocham cię za
twój brak wstydu, gdy całujesz mnie przy innych, za to, jak mnie obserwujesz,
jak marszczysz nos, kiedy się śmiejesz, za to, jak jesteś wzorowym partnerem i
ojcem, za twoje nocne chrapanie…za twoje ręcznie przygotowywane obiady,
kupowane w restauracjach…
Uśmiecham
się pod nosem.
…za
wieczorne śpiewanie na ucho, całonocne rozmowy, wspólne poranki w południe, za
wspólne wycieczki, za twoją upartość, za emocje, które przekazujesz swoim
śpiewem, za uśmiech i te dołeczki, które same sprawiają, że na mojej twarz
pojawia się uśmiech… Za twoje zielone oczy, w których zawsze czuję ukojenie i
zaznaję spokoju, barczyste ramiona, które są moją opoką i ochroną przed trudnym
światem, za twój głos, który wg wszystkich uważany jest zbyt hardy i niski, ale
to nieprawda, bo nikt nigdy nie słyszał piękniejszego głosu, pełnego miękkości,
delikatności i ciepła, którym przez niego emanujesz… Nie wiem, co mam ci
jeszcze powiedzieć, bo kocham cię za to, jakim jesteś Harry… Jesteś mężczyzną
mojego życia i nikt, ani nic nie zmieni mojego zdania na ten temat. I chcę kontynuować
to, co zaczęliśmy wspólnie, nasze uczucie, naszą rodzinę, to, co jest miłością
i to, czym my jesteśmy, czyli jednością. Sam wiesz, że to, co dziś ma miejsce
jest tylko formalnością, bo mamy już wszystko, mamy Silver, mamy siebie. Za to
ci dziękuję i o to proszę do końca życia, bo gdy ciebie zabraknie kiedykolwiek
cię zabraknie. Zniknę także ja.”
Uśmiecham
się pod nosem, a na kartkę spada mi łza, która kręciła mi się w oku od momentu,
gdy zaczęłam, czując, że wiem, co piszę.
-Gracie,
czemu tu siedzisz?- słyszę głos mamy, na co odwracam się do tyłu.
-Piszę
moją przysięgę i chciałam się odizolować.
-Mogę
się dosiąść?- pyta.
-Oczywiście…-
uśmiecham się.
Mama
uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
-My
też razem z tatą chcieliśmy napisać takie przysięgi… Ale ksiądz się nie zgodził
i powiedział, że ma być tradycyjnie…
-Naprawdę?
Mama
kiwa głową i łapie mnie za dłoń,
-Wiesz,
nie mogę uwierzyć, że moja mała córeczka wychodzi za mąż…- mówi przytulając
mnie mocno.-… życie biegnie zdecydowanie zbyt szybko, a moje dzieci dorastają
znacznie zbyt szybko.
Uśmiecham
się pod nosem.
-Ale
wiesz kochanie… Bardzo się cieszę, że wychodzisz za Harry’ego, to bardzo
odpowiedzialny, kochający młody człowiek, wydaje mi się wręcz, że wzorowy
partner i ojciec.
-Taki
jest mamo…- mówię.
-Bardzo
dobrze…- uśmiecha się.- Kiedy byłaś z Blake’em bardzo się bałam, że to, jak
byłaś w niego wpatrzona popchnie cię do jakichś nieprzemyślanych czynów… Noce
nie spałam…- mówi.-…potem kiedy ci zrobił to, co zrobił… wiedziałam, że go
zostawisz… czekałam, aż znajdziesz mężczyznę takiego, jakim dla mnie był twój
tata… i znalazłaś…
-Ben
nie jest twoim idealnym mężczyzną?- pytam mamę.
-Kocham
Bena i jestem z nim szczęśliwa, ale to, co przeżyłam z twoim tatą, to było coś
magicznego… Był moją pierwszą i wielką miłością, której najpierw owocem stał
się Sean…
-Sean
był wpadką?- pytam.
-Na
to, trzeba spojrzeć z dwóch aspektów: z pierwszego tak, ale z drugiego…
Chciałam założyć rodzinę z twoim tatą i zaszłam w ciążę dwa miesiące przed
ślubem, chciałam mieć z nim dzieci, bo chciałam by były jak on. Wasz tata był
dla mnie chodzącą perfekcją i nie raz babcia miała do mnie pretensje, że
zachowuję się irracjonalnie, że nie robię tak jak trzeba. Ale ja nie czułam, że
muszę postępować właściwie… To on był dla mnie najważniejszy.- uśmiecham się,
czując jak łzy spływają mi po policzkach.
-Nie
byłaś na niego zła, gdy zaszczepił nam myk do motoryzacji?
-Nigdy,
chociaż tak mówiłam przez wzgląd na wasze bezpieczeństwo.- uśmiecha się.-
Kochałam go za bycie takim szalonym, chociaż czasami jego pomysły mnie
załamywały…- mówi mi i chichoczemy.- Ale i tak był moim jedynym… Dziś byłby z
ciebie bardzo dumny, ponieważ stałaś się jego wymarzoną wizją jedynej córki…
-To
znaczy?- pytam mamę.
-Gdy
miałaś 6 lat powiedziałaś nam, że chcesz być księżniczką na motorze, a ja wtedy
załamałam ręce wiedząc co to znaczy, oczywiście przez wzgląd na bezpieczeństwo,
ale gdybyś pamiętała minę taty, jak mu leciały łzy, gdy to usłyszał…- mówi
mama, a z jej oczu lecą łzy.-…powiedział mi wtedy, że uzna swoje życie za udane
i spełnione, jeżeli jego dzieci powiedzą mu, że są szczęśliwe, bo zawsze
powtarzał wam, że najważniejsze jest to, co jest w sercu…
-Pamiętam
to…- uśmiecham się, mama też się uśmiecha i ociera oczy.
-Zdecydowanie
byłby z ciebie dumny, jego jedynej córeczki… Ale Harry’ego to by chyba wzrokiem
zabijał…- mówi i zaczyna się śmiać.- Jedyna córeczka musiałaby mieć chłopaka,
który będzie ją traktował jak największe złoto… Czasami myślę sobie o nim i
zdaję sobie sprawę jak bardzo mi go brakuje.
Przytulam
mamę mocno.
-Chcesz
dać mi przeczytać swoją przysięgę?- pyta mama, na co od razu podaję jej kartkę.
Czyta ją powoli i zaczyna płakać w połowie. Uśmiecha się szeroko i gdy oddaje
mi kartkę dotyka dłonią mojego policzka.
-Zdecydowanie
byłby z ciebie bardzo dumny…
Słyszymy
ciche odchrząknięcie za nami i odwracamy głowy.
-Przepraszam,
że przeszkadzam, ale w kuchni mają jakieś niedomówienia jeżeli chodzi o menu i
szef kuchni, chciałby o tym z tobą porozmawiać…- mówi Lucy.
-Już
idę…- mówię.- Idziesz mamo?- pytam.
-Zostanę
tu chwilkę kochanie…- mówi puszczając moją dłoń.
Idę
z Lucy w stronę zameczku i uśmiecham się widząc, jak Gemma tańczy w holu z
Silver, która piszczy, że ciocia Gemma jest Bestią, a ona Bellą. Rozwiązuję
problemy związane z kuchnią i zaczyna się robić późno. Biorę moją małą
dziewczynkę do pokoju, by położyć ją spać. Ona nie chce, ale widzę, że ma już
mniejsze oczka.
Spoglądam na moją sukienkę, którą na chwilkę wyciągam z
ochroniarza. Jest śliczna i wyobrażam siebie w niej, jako piękną księżniczkę...
Uśmiecham się pod nosem i chowam ją z powrotem. Moja Silver mnie woła i idę do
niej, myję jej włosy i kładę spać. Wysyłając na dobranoc Harry'emu zdjęcie
śpiącej małej z podpisem: Do zobaczenia
jutro kochanie...
Przepisuję mowę. Odkładam telefon i uśmiecham się. Zasypiam.
Następnego dnia budzę się dziwnie ospała, zamiast pełna w werwę.
Spoglądam na Silver i uśmiecham się pod nosem widząc jej policzki, które
układają się z ustami tworząc z nich literę "O". Moja mała kluseczka.
Biorę telefon z etażerki i przecieram oczy. Telefon znów się
zawiesza, a ja muszę się chyba poważnie zastanowić nad kupnem innego. Uderzał
kciukiem w ekran i gdy nie ma żadnego odzewu wzdycham cicho. Wreszcie telefon
się odblokowuje i włącza się kalendarz.
-Ja pierdykam, po co mi kalen...- mówię, gdy zauważam w krateczce
smutną minkę kilka dni temu.
-Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że spóźnia mi się okres...-
mówię pod nosem.
Silver przewraca się na brzuszek i otwiera jedno oko. Uśmiecha się
do mnie, a ja do niej. Odkładam telefon i całuję ją w policzek.
-Dzień dobry księżniczko...- mówię jej.
-Dzień dobry mamusiu...- odpowiada, na co daję jej buziaka w nos.-
Jestem głodna...- mówi, na co się uśmiecham.
-W takim razie ubieramy się i zejdziemy na dół...- mówię, a ona
kiwa główką.
Ubieram jej letnią sukienkę, a sama narzucam legginsy i koszulkę,
bowiem wiem, że zaraz i tak się przebiorę. Prawie wszystkie osoby, które
przyjechały wczoraj już siedzą i jedzą, prócz Lucy i Gemmy. Kuzynki ponoć
siedziały na ławce i plotkowały prawie do rana. Zajadam się sałatką z
pomidorkami koktajlowymi pomagając Silver nabijać na widelczyk parówki. Moja
mama upomina Elliota, by zjadł coś, bo potem dopiero zje po uroczystości.
Popieram mamę. Kończę jedzenie i dopijam kawę, potem wycieram twarz Silver i
biorę ją na kolanka. W holu robi się hałas, a ja się uśmiecham widząc Theresę,
Lou, Lottie, Ashley i Sam. Przyjechała ekipa przygotowawcza. Ha! Dwie ekipy. Z
uśmiechem witam wszystkie i prowadzę do mojego apartamentu, malują mnie i
przygotowują Ashley i Sam, a pozostałe Lou i Lottie. Wszyscy zbierają się w
moim apartamencie. Moja mama zabiera Silver, a wszystkie druhny stoją na
baczność.
-Ślub rozpoczyna się o 16:00 w kościele, wg planu, jaki podał mi
Louis...-mówi Theresa.-...Harry i wszyscy goście mają być już o 15:40, my
przejeżdżamy na 15:50, ustawiamy się. Jako, że teraz mamy godzinę...- spogląda
na zegarek.-...11:40 mamy 4h na zrobienie was wszystkie na bóstwa, by o 15:35,
stąd wyjechać, Grace i druhny - Bentleyem, natomiast pozostali ze mną moim
autem. Grace jest dziś najważniejsza.- teraz kieruje słowa do mnie.- Idziesz
wziąć kąpiel, umyć głowę itp. a w tym czasie druhny będą powoli malowane i
przygotowywane, Ashley i Sam, oraz Lou i Lottie malują i czeszą was. Do
roboty...- mówi.
Mama wpada i pyta, w co ma ubrać Silver na co, od razu daję jej
wszystko i idę do łazienki. W moim pokoju jazgot ustaje, na co się wyciszam,
słuchając szumu wody. Wciąż jednak martwi mnie ten okres, cholerny okres. Czy
to możliwe, że mogłabym zajść w ciążę? Biorę leki, codziennie, a ochrona
hormonalna jest najlepszą ochroną. Prędzej czy później, jeśli nie dostanę
miesiączki będę musiała zrobić test... a jeżeli jest tak jak myślę, że może
być? Wstaję z wanny i wycieram się trochę, wyciągam z kosmetyczki test ciążowy,
który wzorem Eleanor noszę już zawsze przy sobie, gdy wyjeżdżam. Otwieram
opakowanie i pierwsze co, sprawdzam datę przydatności, okazuje się, że będzie
przeterminowany, ale dopiero za 2 lata. Spoglądam na test i robię co trzeba.
Wchodzę do wanny z powrotem trzymając w dłoni test i czekając na wynik. To
prawda, że 5 minut potrzebnych na wynik testu, ciągnie się w nieskończoność.
Czekam, czekam, czek...
-O Boże...- szepczę. Wynik wyraźnie pokazuje dwie kreseczki obok
siebie. Zamykam oczy i znów je otwieram. Nie mam oczopląsów. Czyli to znaczy,
że jestem w ciąży? Że rośnie pod moim sercem kolejny owoc miłości mojej i
Harry'ego. Uśmiecham się pod nosem, chociaż sama nie wiem, czy mam się cieszyć,
moje życie będzie trudniejsze, bardziej wymagające mnie w domu... Nie jestem
zła, wręcz przeciwnie jestem... szczęśliwa... Wtedy, gdy testy mnie zwiodły
było mi przykro, że jednak nie jestem w ciąży, a teraz? Uśmiecham się szerzej,
ale zaraz uśmiech blednie z myślą, że to może być kolejna
pomyłka. Nie. Nie mogę się cieszyć, dopóki nie upewnie się. Wzdycha cicho i
sięgam po papier toaletowy i zawijam test. Wrzucam go do śmietnika.
Ale gdybym jednak była w ciąży? Nie byłoby tak ciężko, bo Harry
bierze 18 miesięczną przerwę, dałabym sobie radę z opiekunką, Silver w
przedszkolu, najwyżej więcej pracowałabym w domu... w sercu czuję, że chcę,
żeby to była prawda... Wyobrażacie sobie moją małą Silver z maluszkiem na
kolankach, któremu udaje, że czyta bajki? Boże, aż mi serce mięknie.
-Co Ty tam zasnęłaś?- wali w drzwi Eleanor.
-Nie śpię, a już mam wychodzić?
-Godzinę już tam siedzisz!- śmieje się Eleanor, a ja marszczę
brwi.
-Boże, nie kontrolowałam czasu...- mówię, a El się śmieje dalej.
-Spokojnie Gracie, ogarnij się i jak będziesz gotowa wyjdź.
Myję głowę, robię sobie szybką maseczkę, nakładam odżywkę i
spłukuję ją, po czym gotowa do przygotowań wychodzę z wanny, wycieram się i
ubieram białą bieliznę, właściwie tylko majtki, bo moja suknia ma prześwitujące
plecy, więc występuje bez stanika... narzucam szlafroczek i zawiązuję go.
Spoglądam w stronę śmietnika i uśmiecham się lekko po czym wychodzę z łazienki.
Ashley i Sam rozmawiają rozkładając wszystkie przyrządy.
-Gotowa do działania?- uśmiecha się Ashley.
-Chyba tak...- uśmiecham się i siadam na fotelu.
-Zrobimy Ci tak, jak wyglądasz najpiękniej...- mówi Ash.
-To znaczy?- pytam.
-Wysuszę je, wyprostuje i zaczeszę do tyłu, będzie Ci wygodnie, a
i welon, wepniemy Ci, tak żeby pięknie się prezentował.
-Pozostawiam siebie wam, ufam wam i przygotowywałyście mnie tyle razy, że wy znacie moją skórę i włosy lepiej
ode mnie.
-To nie chcesz usłyszeć mojej wizji na makijaż?- pyta Sam.
-Ufam Ci... Ale nie rób mi proszę mocnego makijażu, chcę wyglądać
ładnie i delikatnie.
-Robi się, kochana...- mówi Sam i zamykam oczy, by skupić się na
odstresowaniu.
Nie wiem kiedy, ale kolejne 1,5 h leci jak z bicza strzelił.
Dziewczyny przewijają się w gaciach i stanikach, szukają żelazek, jedno wzięłam
z domu, ale nie sądziłam, że nagle wszystkie się obudzą. Lucy krzyczy na
Eleanor, El na nią, a Sophia na nie,
żeby przestały, bo jej się od śmiechu makijaż rozmaże. Ashley i Sam krzyczą na
mnie, że się ruszam, ale ja sama nie mogę wytrzymać że śmiechu. Wariatki!
Dziewczyny kończą, a ja otwieram oczy i uśmiecham się szeroko.
-Wyszło wam cudownie, dziękuję wam moje najdroższe!- przytulam je
mocno, a one się rozklejają i mówią, że muszą się przygotować. Mam jeszcze
godzinę na to, by stać się jeszcze piękniejsza niż jestem. Ale wpierw muszę coś
sprawdzić i coś zanieść do pokoju. Narzucam buty, które miałam pod ręką i
schodzę na dół po kluczyk do pokoju mojego i Hazzy. Jak prosiłam został tam
zamontowany sprzęt z głośnikiem, dwie rury do tańca, czarne zasłony i światła.
Wchodzę tam i zapalam światło. Wszystko jest absolutnie perfekcyjne. Pościel
czarna - satynowa, zasłony grube jak cholera, ale nie przepuszczające krzty
światła. Włączam muzykę i stwierdzam, że brzmienie jest właściwie. Światło
także dobrze ustawione. Uśmiecham się i odkładam na półkę bieliznę, w której
będę występować przed moim chłopcem. Będzie ciekawie.
Wychodzę stamtąd i zamykam na klucz pokój, po czym z uśmiechem idę
z owego piętra do swojego pokoju. Chyba nadszedł czas, by ubrać suknię. Proszę
Lucy i Eleanor, by mi pomogły, nie wstydzę się przyjaciółek. Wkładam suknię,
zapinają ją i poprawiają. Stoję przed lustrem i uśmiecham się pod nosem.
-Spodoba mu się?- pytam je, gdy one próbują spiąć mi welon.
-Powiedzieć ci szczerze?- pyta Lucy.
Kiwam głową.
-Ubierasz się zawsze najlepiej, z największym wyczuciem i elegancją,
ale to jak dziś wyglądasz, przechodzi ludzkie pojęcie... Grace jesteś
najpiękniejszą panną młodą, jaką kiedykolwiek widziałam...- mówi Lucy
powstrzymując się od płaczu, a El staje przy łóżku i wyciąga chusteczkę, którą
ociera łzy.
-I jeżeli Harry w jakikolwiek sposób Cię skrzywdzi...- mówi El
-...nie zrobi tego...- mówię z uśmiechem.
-...na wszelki wypadek mówię... my zawsze będziemy u Twojego boku,
bo jesteś jak siostra, której obydwie nie mamy... a jemu skopiemy dupę...-
mówi, na co u zaczynam płakać, one na mnie krzyczą, żebym przestała, ale jedno
co robię, to bardzo, bardzo mocno je przytulam.
-Kocham Was i dziękuję, że jesteście...- mówię.
Do pokoju wchodzi Gemma i Sophia, która trzyma za rękę Silver.
-Mamusiu!- piszczy Silver, na co kucam i ją przytulam.
-Córciu, wyglądasz, jak aniołek.- mówię całując ją w czoło. Wianek
opada jej na skronie, ale poprawiam go i się uśmiecha.
-Mamusiu, mogę ci coś powiedzieć?- pyta mnie.
-Pewnie...- mówię jej.
-Zawsze chciałam zobaczyć prawdziwą księżniczkę, ale już nie
chcę...- mówi.
-Dlaczego?- pytam.
-Ponieważ moja mamusia jest najpiękniejszą królową wszystkich
księżniczek na świecie i nikt nie będzie piękniejszy od mamusi...- mówi, na co
przytulam ją mocno.
-Silver, jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej
szczerą osobą, jaką znam, kocham Cię najmocniej na świecie.- przytulam ją
mocniej, po czym całuje ją w ustka.
Dziewczyny płaczą i wszystkie mnie mocno przytulają. Gemma zrobiła
mi niespodziankę, ponieważ nie brałam pod uwagi Silver sypiącej kwiatki, ale
Gem powiedziała, że Sil i Lux będą sypać je razem, ona sama je uczyła. A Sil
powiedziała wtedy, że dla mamusi i tatusia zrobi wszystko, żeby byli szczęśliwi...
Sam poprawia mi makijaż i uśmiecha się, gdy dziewczyny mocują mi
welon, który jest jednocześnie kilkumetrowym trenem.
-Wujek Sean!- słyszę krzyk Silver i śmiech mojego brata.
Dziewczyny nakładają woalkę na przód twarzy, gdy mój brat wchodzi
do środka.
-O cholera...- mówi pod nosem i uśmiecha się szeroko.
-Ładnie wyglądam?- pytam go, a on się uśmiecha.
-Grace, wyglądasz... słowa nie wyrażą tego, jak piękna jesteś...-
mówi podchodząc bliżej.
-Dziewczynki dacie nam chwilkę?- pytam druhny, po czym one bez
słowa wychodzą.
-Czytasz mi w myślach...- mówi z uśmiechem.
Podchodzi bliżej mnie i łapie mnie za dłonie.
-Byłaś, jesteś i będziesz moją małą siostrzyczką i zawsze, zawsze
się będę o Ciebie martwił, troszczył, pytał i kochał tak mocno, jak kocham całe
życie. Moją rolą jest powiedzieć, że jeżeli coś się kiedyś stanie, ja będę u
Twojego boku i zawsze ci pomogę, choćby nie wiem co. Bardzo Cię kocham Gracie i
bardzo jestem z Ciebie dumny... I to co kiedyś mówiłem, że szkoda, że urodziłaś
się Ty, zamiast brata, to jest nieprawda, od zawsze byłem z Ciebie dumny i
dzięki tobie poczułem, że miłość mężczyzny i kobiety nie musi być tylko
w związku, jest w rodzeństwie.
Uśmiecham się szeroko i zauważam, że w jego oku zakręciła się łza.
Ocieram ją kciukiem i całuje brata w policzek, po czym mocno go przytulam i
tkwię tak dość długo. Do środka zagląda Gemma.
-Słuchajcie przyjechał samochód... Musimy iść...- mówi.
-Idziemy...- mówi Sean i łapie mnie za dłoń, po czym całuje ją.
-Na pewno chcesz, bym prowadził Cię do ołtarza?- pyta mnie.
-Sean, byłam tego pewna od dnia, gdy dowiedziałam się, że tata
zmarł... Nikt inny nie jest tak godny tego zadania, jak Ty...- mówię, a on się uśmiecha.
Wychodzimy z pokoju, gdy moja mama staje piękna w sukience trzyma
za rękę Silver, obok babcia i obydwie wycierają łzy. Theresa, Ashley, Sam, Lou
i Lottie stoją także i z uśmiechem na twarzy zachwycają się. Moje druhny się
uśmiechają i poprawiają tren z tyłu.
Schodzę po schodach na dół i tam wszyscy z uśmiechem witają mnie,
jako pannę młodą. Przy aucie, które jest przepięknie ustrojone czeka Aaron z
Paddym, na ich ustach pojawiają się szerokie uśmiechy.
-Grace gdzie twoja przysięga?- pyta Eleanor, a ja staje w miejscu
i krzyczę, że została na etażerce.
Calder biegnie na górę. Wsiadam do auta, a dziewczyny trudzą się
ze schowaniem trenu, właściwie czekamy tylko na Eleanor, siedzimy wszystkie
zapakowane, Gemma trzyma bukiet. Eleanor schodzi dopiero po chwili i dziwnie
się na mnie patrzy. Zajmuje miejsce obok i uśmiecha się. Patrzę na nią
zagadkowo, a ona mówi, że potem porozmawiamy.
Jedziemy.
-Stresujesz się?- pyta Sophia.
-Tak... Ale jestem szczęśliwa, że nadszedł ten dzień...- mówię.
Resztę jazdy, która nie trwa więcej niż 20 minut spędzamy w ciszy
i myślę, że dziewczyny zauważyły, że potrzebowałam ciszy, by porozmawiać sama
ze sobą. Auto się zatrzymuje, a ja czuję, jak drżą mi dłonie.
Nie ma żadnego paparazziego, nie wiem, jak to jest możliwe, ale
nie ma nikogo, wokół kościółka postawionych jest mnóstwo samochodów, a przed
samą bramą stoi czarny bentley, jak sądzę Harry'ego. Zatrzymujemy się i widzę,
jak Theresa pogania wszystkich, by móc powiedzieć co i jak potem. Nie słucham
jej, ale łapię brata za ramię i pytam, czy rozmawiał z Harrym dziś.
-Nogi miał jak galaretka...- śmieje się Sean.-...mówił mi, że
występy przed królową to Pikuś w porównaniu do tego, co jest dziś.
Z uśmiechem przyjmuję tę wiadomość. Drzwi do kościoła są zamknięte, a Gemma leci na chwilę do środka, by przekazać coś Hazzie.
Z uśmiechem przyjmuję tę wiadomość. Drzwi do kościoła są zamknięte, a Gemma leci na chwilę do środka, by przekazać coś Hazzie.
Harry
Z tyłu słyszę pogłoski: Przyjechali! Przyjechali!
Spoglądam na chłopaków za mną, a oni się uśmiechają, nagle ktoś wpada przez drzwi i widząc białą sukienkę przeżywam sekundowy zawał. Ale to tylko moja siostra. Moja mama odwraca się i uśmiecha szeroko. Jason też zaczyna promienieć na jej widok. Gemma podchodzi do mnie.
Spoglądam na chłopaków za mną, a oni się uśmiechają, nagle ktoś wpada przez drzwi i widząc białą sukienkę przeżywam sekundowy zawał. Ale to tylko moja siostra. Moja mama odwraca się i uśmiecha szeroko. Jason też zaczyna promienieć na jej widok. Gemma podchodzi do mnie.
-Po uroczystości idziecie do białego Bentleya...- mówi krótko, ale
łapię ją za dłoń i zatrzymuję.
-Gemma... Jak ona? Jak Grace?- pytam ją.
Gemma łagodnieje i na jej twarzy pojawia się rosnący uśmiech.
-Nie pytaj, braciszku... Nie pytaj...- mówi mi i z uśmiechem
ucieka. Pojawia się ksiądz, Louis trzyma obrączki, a Niall moją przysięgę.
Poprawiam marynarkę i różę w butonierce.
Drzwi się otwierają.
***
Przepraszam za problemy z czytaniem w wersji mobilnej jak tylko będę na komputerze poprawię to. A teraz? Miłego czytania!😊
***
Przepraszam za problemy z czytaniem w wersji mobilnej jak tylko będę na komputerze poprawię to. A teraz? Miłego czytania!😊