środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 95



-Czego możemy sobie życzyć?- pytam go oplatając rękoma wokół szyi.
-Dużo miłości, szczęścia w związku...- zaczyna Harry.
-...jak najmniej tęsknoty i kłótni...
-...zero kłótni...
-...zbyt dużo się kłóciliśmy przez ten rok...
-...ale i tak tu wróciliśmy, razem...
-Widocznie tak chciało przeznaczenie.
-Ty jesteś moim przeznaczeniem...- mówi mi.
-Ty także, Harry...
Staję na palcach i łaczę nasze usta w pocałunku. Ujmuję jego twarz w dłonie i robię to delikatnie, bez większej agresji, zwykłe, proste pocałunki w taki dzień jak ten są magiczne.
Elliot wchodzi do pokoju i zaraz się wraca, a my słyszymy:
-Mamo, a Grace się całuje z Harrym!!!
-Co za mały potwór!- śmieję się, gdy odrywamy się od siebie.
Splatamy nasze palce i idziemy do jadalni. Harry przynosi mi kołyskę z małą koło krzesła, więc cały czas bujam ją, by spała. Kolacja przebiega w bardzo miłej atmosferze pełnej rozmów pomiędzy naszymi rodzinami. Ja jestem zajęta swoim facetem i moją małą Silver. Mała w pewnym momencie się budzi, ale nie płacze. Patrzy się na nas i rusza rączką. Harry bierze ją na ręce i mała obserwuje, co się dzieje. Nadchodzi moment rozdawania prezentów.
-Elliot w tym roku pełnisz funkcję rozdawacza prezentów...- mówi Gemma bardzo poważnie, a on równie poważnie przyjmuje to do wiadomości.
Przenosimy się do salonu. Siadam na kolanach Hazzy trzymając moją małą córkę. Znów śpi.
Elliot roznosi prezenty, których jest bardzo dużo pod choinką.
-Teraz Gracie...- mówi niosąc mi dwie paczuszki jedną większą, drugą mniejszą. Gemma przejmuje Silver. Odgarniam włosy za ucho i wiem, że to prezent od Harry'ego.
Otwieram większą paczuszkę i szczęka mi opada.
-Nie wierzę...- mówię.
Z pudełka wyciągam czapkę mikołajki, podwiązki, stanik oraz stringi.
-No to się będzie działo...- mówi Chris.
Czuję, że moją policzki płoną.
Odwracam wzrok do tyłu i spoglądam na niego.
-Rozumiem, że chcesz mnie w tym zobaczyć...
-Mhm...- mruczy i całuje moje plecy.
Uśmiecham się i otwieram drugą, znacznie mniejszą paczuszkę. Złota bransoletka, której diamenciki mienią się jest piękna, ale co mnie najbardziej wzrusza to to, co pisze na wewnętrznej stronie. Dwie daty, trzy litery i dwa słowa.

16.12.2013 (data narodzin Silver)
22.08.2012 (dzień, kiedy się poznali)
G&S&H
Forever Together

Gdy to zobaczyłam nie potrafiłam kryć wzruszenia.
-Harry, ona jest przepiękna...- mówię przytulając go mocno.
-Bardzo się cieszę, że ci się podoba. To dla mnie bardzo ważne.
Uśmiecham się i daję mu całusa.
Elliot rozdaje prezenty dalej.
-Kocham cię...- mówię do niego, a on uśmiecha się szeroko.
-Ja ciebie też.
Elliot niesie mój prezent dla Hazzy, schodzę mu z kolan, by dać mu więcej przestrzeni.
Hazz jest podekscytowany, gdy widzi, że duży prezent jest dla niego, tak jak sądził. Odpakowuje prezent i na jego twarzy króluje szeroki uśmiech.
-To jest fantastyczne... Czy to jest nasze zdjęcie z Paryża?- pyta, a ja uśmiecham się szeroko i kiwam głową.
Wkleiłam zdjęcia z Paryża, z trasy, moje jak tańczę, jego jak śpiewa na scenie, to jedno z imprezy Lou, kolejne z urodzin Eleanor, wiele z Australii, a także wiele innych np. zdjęcia ciężarnego brzucha, na potrzebę tego kolażu zrobiłam sobie zdjęcie z małą zdjęcie i jak najszybciej je wywołałam.
-Gracie, jesteś najwspanialszą kobietą jaką poznałem...- mówi i sadza mnie sobie na kolanach.-Kocham Cię...- szepcze i daje mi soczystego całusa.
Uśmiecham się.
-Jestem szczęśliwa, skoro ci się podoba...
Elliot rozdaje kolejne prezenty, a Silver dostaje ich całą kopę. Wkrótce wszyscy ubierają się, by pójść na świąteczne śpiewanie pieśni.
-Ja zostanę... Wykąpię ją i położę spać...- mówię Hazzie i on także automatycznie zmienia zdanie.
-W takim razie, ja też zostanę...
Uśmiecham się lekko do niego.
Elliot siedzi na schodach i stara się zawiązać obuwie.
-Nie chcesz zostać?- pytam brata.
-Chcę...
-To ściągaj szybko buty i leć na górę.
Elli szybko pozbywa się śniegowców i biegnie do gościnnego.
Informuję mamę, że mój brat zostaje. Wszyscy 15 minut później wychodzą, Elliot bawi się klockami, które dostał od nas.
Ja natomiast nalewam trochę wody do wanny i cały czas potrzymując ciałko mojej małej myję ją następnie, opatulona w ręcznik jest zanoszona do pokoju Hazzy, by ją tam wytrzeć, przebrać i inne.
Mała zaczyna płakać, a ja sprawdzam, jak ma się kawałek pępowiny, jest już prawie gotowy do odpadnięcia. Ubieram ją i zakładam czapeczkę, następnie kładę do naszego łóżka. Harry jest na dole i chyba trochę ogarnia na stole.
-Elliot?- pytam brata.
-Hm?- pyta.
-Możesz posiedzieć chwilkę z Silver, jakby zaczęła płakać zawołaj Harry'ego, ja pójdę szybko do łazienki.
-Ok.
Zabieram swoje pidżamy i idę do łazienki, by wziąć szybki prysznic, gdy wychodzę z niego i jestem gotowa do snu cicho otwieram drzwi i słyszę:

Masz najfajniejszą mamę i tatę na świecie... Oni cię bardzo kochają, ja ciebie też kocham i będę twoim najlepszym wujkiem. Jak będziesz większa będziesz ze mną mieszkać i bawić się w namiocie na ogródku, bo tam jest najlepiej. I zobaczysz Marleya i ja go nauczę, żeby się tobą opiekował, żeby nie szczekał jak śpisz. Będzie fajnie zobaczysz...

Po cichu wchodzę do pokoju, a Elliot wstaje i idzie do siebie.
Związuję włosy i kładę się koło mojej kruszynki. Kładę ją sobie na klatce piersiowej brzuszkiem i zasypiamy.
Budzę się, gdy widzę, że Harry kładzie się obok.
-Gdzie jest Silver?- pytam, gdy widzę, że nie ma jej obok.
-W łóżeczku obok ciebie.
Uśmiecham się.
-Możesz powiedzieć Elliotowi, żeby już poszedł spać?
-Śpi, nasi rodzice wrócili, więc się nie martw, cały dom już śpi.
Hazz kładzie się obok i przytulam się do niego kładąc nogę pomiędzy jego nogę.
Całuje mnie w czoło.
-Kocham cię...- szepczę.
-Ja ciebie też.
Zasypiamy.
Mała budzi się trzy razy na karmienie. Wstawałam i zmieniałam jej pieluszkę.
Rankiem, gdy się obudziłam Harry właśnie zmieniał jej pieluszkę, moje powieki były ciężkie.
-Nie słyszałam, jak płakała…
-Widziałem, ale to nie z głodu, przeszkadzała jej pieluszka.
Nakładam poduszkę na głowę.
-Śpij słonko, ja ją wezmę na dół…
-Nie… Chyba powinnam wstać.
-Nie musisz… Możesz spędzić cały dzień w łóżku…
Uśmiecham się szeroko i podnoszę głowę.
-Jeju, co ja mam na głowie…- zakrywam usta z przerażenia, a Harry śmieje się głośno.
-Coś czuję, że Silver będzie miała problem z włosami…
-…chyba tak… ja dawno takiego buszu nie miałam, będę rozczesywać godzinami.
-Nie jest tak źle… Dla mnie wyglądasz pięknie.
-Ty nie jesteś obiektywny... Ale masz rację… Przepraszam cię słonko…- mówię do małej, gdy wpatruje się we mnie oczkami.
-Za co ją przepraszasz?- pyta Hazz.
-Za to, co będzie miała w przyszłości… Moje włosy + Twoje włosy= Masakra…
-Moje włosy bardzo łatwo opanować…- mówi Harry.
-Jasne… Szczególnie z rana…- unoszę brew.
Śmieje się.
-Idę z nią na dół…
-Ok. Niedługo przyjdę.
-Nie musisz…- mówi posyłając mi całusa. Wychodzą.
Opadam na poduszkę.

(…)
-Jesteś głodna?- pytam małą, gdy płacze i wyciągam ją z łóżeczka w domu.
Z jej oczu lecą łzy, jak grochy, a jej twarz jest cała czerwona. Kładę ją, by móc ją przewinąć, ale gdy dotykam brzuszka czuję, że jest twardy. Pieluszkę ma czystą, więc domyślam się, że to może być kolka. Moja mała Silver ma już jeden miesiąc. Parzę jej herbatkę i podaję w butelce, by rozluźnić brzuszek. Akurat wtedy dzwoni Harry, siadam z nią na kanapie i trzymam butelkę, a ramieniem przytrzymuję telefon.

-Tak, skarbie?- odbieram.
-Hej, jak sobie radzisz?
-Jakoś daję radę, mała ma kolkę już drugi raz dzisiaj…
-To jest niebezpieczne?
-Nie, to normalne, masuję jej brzuszek i dałam jej herbatkę.
-Akurat jak wyjechałem, zaczęła dostawać kolki…
-Niestety…
-Ale wrócę już za kilka dni kochanie…
-Wiem i tęsknię mocno za tobą.
-Ja za tobą i Silver też… Macie jakieś plany na dziś?
-Lekarza i chciałam pojechać na siłownię.
-Na siłownię?
-Tak, to taka siłownia, gdzie przychodzą matki z małymi dziećmi. SIlver będzie sobie spała obok mojej bieżni.
-No dobrze, ale ty też nie przesadzaj.
-Ok. Kocham Cię.
-Ja ciebie też.
-Pa.

Odkładam telefon.
-Potrenujemy trochę, nie?- mówię i całuję ją w policzek.
Masuję jej brzuszek i po jakimś czasie widzę, że grymas z twarzy schodzi i gości uśmiech.
Ubieram ją w kombinezon i wychodzimy z domu do lekarza. Lekarka bada najpierw mnie, czy aby wszystko jest w porządku po porodzie.
-Jest ok…- mówi odkładając rzeczy, którymi mnie badała.
-Nareszcie…- mówię z uśmiechem i ubieram się, a Silver śpi w nosidełku.
Kobieta spogląda na moją małą.
-Ale ona jest już duża… Tak bardzo urosła…
-Wszystkie śpioszki, które nosiła tydzień temu są już za małe.
-Dzieci bardzo szybko rosną w tym wieku, to normalne, ale po Silver to naprawdę widać.
Przed wyjściem pytam po raz kolejny, by się upewnić…
-Pani doktor, czyli ja mogę już z moim chłopakiem…- pytam nieśmiało.
Kobieta kiwa głową.
-Wszystko się zagoiło, możecie szaleć.
Jedziemy na siłownię, tam zaczepia mnie trenerka.
-I jak? Mierzyłaś w domu brzuch?
-Tak, odeszło 7 cm.
-Mówiłam ci, że spalisz go szybko, twoje mięśnie zapamiętały pracę, jaką wykonywałaś tańcząc…
Uśmiecham się do niej. Odkąd wróciłam ze świąt dzień w dzień spędzałam czas na siłowni, bieżnia, brzuszki, wszystko co mogłoby mi pomóc w powrocie do dawnej sylwetki. Jednak wieczorami trudziłam się z zakwasami, a Harry wciąż powtarzał: Po co się tak męczysz? Przecież wyglądasz pięknie…
Wskoczyłam na bieżnię i obserwowałam moją małą córkę, jak spała.

(…)
Wieczór strasznie się ciągnął, gdy byłam tu sama z małą. Dziś usiadłam do materiału ze studiów, żeby nie mieć zbyt wielkich zaległości, ale nie wiem czemu nie mogłam się skupić. Mała spała w najlepsze w łóżeczku. Pukanie do drzwi odrywa mnie od notatek, po których błądzę wzrokiem. Wstaję z kanapy i poprawiam dresy i top. Otwieram drzwi.
-Co ty tu robisz?- pytam zaskoczona.
-No nie sądziłem, że tak mnie przywitasz Grace…- mówi z uśmiechem.
-To znaczy… Boże… Nie spodziewałam się ciebie, wejdź…
Justin wchodzi do środka.
-Jesteś sama?- pyta.
-Tak… To znaczy nie sama… Z córką, ale ona śpi… Harry’ego nie ma…
-W ogóle gratulacje z powodu narodzin córki… Kurde, to jest niesamowite…
Zbieram szybko moje notatki i niosę brudny kubek do zmywarki.
-…ale świetnie wyglądasz… Miesiąc po porodzie to serio…
-Dzięki… Walczyłam o swoje ciało…
-Brawo.- uśmiecha się.
-Chcesz coś do picia? Kawa, herbata, sok pomarańczowy, piwo, cola.
-Colę poproszę.
Nalewam mu do szklanki coli i siadam obok.
-Co cię sprowadza do Londynu?
-Mam tu jutro wywiad w radiu i postanowiłem, że cię odwiedzę, bo nie widzieliśmy się spory okres czasu.
-Rzeczywiście długo… Chyba pół roku…
-Tak, opowiadaj co u ciebie słychać…- Justin uśmiecha się szeroko.- Jak studia?
-Ogólnie to zaliczyli mi tamten rok i w listopadzie zaczął się kolejny, ale byłam w zaawansowanej ciąży i miałam trochę problemów ze skurczami. Potem poród i muszę się opiekować małą… Ale jak tylko nauczy się pić mleko robione wracam i idę na staż.
-Staż?
-Tak, dostałam staż w British Vogue.
-Naprawdę?
-Tak…
-No to wielkie gratulacje…
Mała zaczyna płakać.
-Przepraszam cię na chwilkę…
Idę do jej pokoiku, gdy mnie widzi jej usta tworzą coś podobnego do uśmiechu.
-Kto to mamę woła…- uśmiecham się do niej i biorę na rączki, wracam do salonu.
-Ojej…- uśmiecha się Jus.- Mogę ją potrzymać?
-Jasne…
-Czemu płakałaś księżniczko?- pyta Justin trzymając ją na rękach.
-Chyba brakowało jej towarzystwa…
Mała wydaje z siebie pojedyncze: Aaaa…
-Och… - mówię zaskoczona.- No był jej pierwszy dźwięk inny niż płacz…
-Wujek Justin przyjechał od razu się rozgadała…- mówi głaszcząc jej czółko.
-Czemu nie ma z tobą Kylie?- pytam.
-Kylie woli spędzać czas ze znajomymi zamiast jeździć ze mną…
Justin kołyszę małą chodząc po całym pokoju.
-Na pewno nie…- mówię robiąc dla małej herbatkę.
-…nie wiem Grace… Pytam ją, czy ze mną leci… A ona… Wiesz kochanie, mam już plany…
-Jus, może to były ważne plany jakieś…
-Lunch z koleżanką…
-…a może coś jeszcze?
-Nie wiem, ale… zaczęliśmy się kłócić… denerwuje mnie to, że jak ja gdzieś jeżdżę, to ona ma pretensje, że nie spędzam z nią czasu, natomiast, gdy ona właściwie mogłaby pojechać ze mną, to ma wymówkę.
-W takim razie, coś jest nie tak…
-Coś czuję, że ten związek to kwestia czasu.
-Nie mów tak…- mówię zakręcając butelkę.
-Alfredo powiedział, żebym sobie odpuścił… Moja mama powiedziała, że coś się z nią stało… Nie jest taka jak na początku.
Justin daje małą i poję ją herbatką.
-Nie zaangażowana?
-Ma zlewkę na mnie…
Justin siada na kanapie obok.
-Nie chcę o niej gadać. Jak u ciebie i Harry’ego?
-Jest perfekcyjnie… Odkąd wróciliśmy do siebie, to tak jakby jest wszystko od nowa… Tęskniłam za nim…
-Bezustannie o tobie myślał, nawet będąc z…- Justin zatrzymuje się.
-…z Kendall…
-…ta… gadałem z nim trochę i uświadomiłem pewne rzeczy…
Uśmiecham się.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że się spotykacie po kryjomu?- pyta mnie.
-Nie wiem… Czułabym się z tym źle… Ale nie ukrywam, że gdybym wiedziała o Kylie to także bym ci powiedziała o Harrym.- unoszę brew.
-Wiem… Byłoby zupełnie inaczej…
-Byłoby…

(…)
-Fantastycznie było cię znów widzieć Gracie…- tuli mnie Justin.
-Ciebie też, mam nadzieję, że jakoś wkrótce się znów zobaczymy.
Justin wychodzi, a ja kładę małą do łóżeczka. Sama biorę prysznic i kładę się do łóżka.

(…)
Lou
-Zobacz na niego…- mówię do Paula, a ten się uśmiecha.
-Tak go niesie do swoich dziewczyn…
-…cały czas o nich mówił…
-Przy tobie też?
-Grace wysłała mu codziennie jakieś zdjęcia małej
***
Dodaje dziś, bo jutro nie będę mieć czasu, a w piątek i prawdopodobnie do przyszłego czwartku będę bez Wi-Fi. Miłego wieczoru, czytania i majówki, za ewentualne maturzystki trzymam kciuki. Proszę o komentarze i zapraszamy na mojego Tumblra link w reklamach- "Tears In Heaven"... Całuje xx.

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 94.



-Jesteś głodna?- pytam małą, gdy zaczyna się wiercić.
Wyciągam ją z łóżeczka mimo bólu i przystawiam sobie do piersi. Od razu zaczyna ssać. Jej mała rączka nie wie, gdzie się podziać, więc podaje jej małego palca u ręki. Zaciska mocno piąstkę na nim i zajada się dalej.
-Moja mała ślicznotka...- mówię do niej.
Gdy się najada zakrywam poprawiam bluzkę i całuję ją delikatnie w nosek.
-Najpiękniejsza na świecie.
Moje nogi są jak z waty, a podbrzusze i moje miejsce intymne są zmasakrowane.
Całuję ją w ustka, a potem w czółko.
Do środka wchodzi po cichu Harry. Pojechał się odświeżyć, przebrać i przynieść mi trochę rzeczy.
-Powiedz hej tacie...- mówię i łapię jej rączkę, by udać, że macha do niego.
-Widziałeś?- pytam z uśmiechem.
-Jasne, że widziałem… Jak się czujesz?- pyta mnie.
-Wyspałam się, ale wciąż mnie wszystko boli.
-Biedactwo...- mówi podchodzi i całuje mnie soczyście w usta.
-A jak nasza córcia?
-Budziła się trzy razy na karmienie...
-Żarłok.- uśmiecha się.
-Chcesz ją potrzymać?- pytam go.
-Nie... Jeszcze ją puszczę, jest taka drobniutka.- mówi nieśmiało.

Uśmiecham się widząc jego zakłopotaną minę.
-Harry kto jak kto, ale twoje dłonie w życiu nie puszczą naszej córki...
Uśmiecha się szeroko i zabiera ją ode mnie.
-Hej księżniczko...- szepcze patrząc na nią, jak w obrazek. Jego oczy są absolutnie zaabsorbowane osobą Silver. Uśmiecha się szeroko ukazując dołeczki. Sama się uśmiecham widząc go takiego… Szczęśliwego….
Mała zaczyna kaprysić i czujemy, że zacznie płakać.
-Co się dzieje?- pyta Harry.
Zaczynam się śmiać.
-Ładuje towar w pieluchę...- mówię tajemniczo.
Harry chichocze.
-Zobacz jaka jest czerwona...- mówi.
-No bo się napina...
Sama parskam śmiechem, gdy czerwona twarz małej staje się normalnego koloru.
Harry opuszcza głowę do jej brzuszka.
-Uuuu...- marszczy nos.
Zaczynam się śmiać.
-Musimy ją przewinąć...- mówię.
Powoli wstaję z łóżka czując kłujący ból, gdzie nie powinnam.
-Na pewno chcesz to zrobić?- pyta.
-Słonko, muszę...- mówię.
Na przewijaku są pieluchy, chusteczki, zasypki i inne. Harry kładzie ją na przewijaku. Odpinam dolną część jej pięknych śpioszków, a następnie pieluchę.
-Tato przyglądaj się...
-Robiłaś to wcześniej?
-Nie... No chyba, że na lalce Baby Born.
Harry chichocze.
Odklejam pieluszkę i sprawa jest poważna.
Harry uważnie mi się przygląda, pyta ile zasypki, ile kremu. Jest bardzo przejęty.
Zakładam nową pieluszkę i zapinam śpioszki. Harry bierze ją na ręce i siada na krzesełku obok. Ja z pewnymi trudnościami kładę się do łóżka. Wszystko mnie boli...
Harry odkłada Silver do łóżeczka i kładzie się obok. Przysuwam się do niego i łapię za jego koszulkę. Podnoszę głowę do góry. Harry obniża swoją, by dać mi buziaka, gdy ja niespodziewanie przygryzam jego dolną wargę. Łączę nasze usta w pełnym namiętności pocałunku.
-Mmm...- mruczę.- Panie Styles...
Łaskoczę jego podniebienie językiem i wprowadzam swoją rękę pod jego koszulkę.
-Mmm...- mruczy.- Panno Moore... Jest pani bardzo seksowna...
-Dziękuję panie Styles, pan za to jest bardzo przystojny...
Pukanie do drzwi zmusza nas do oderwania się od siebie.
Do środka wchodzą Louis i El, a także Lucy, Tyler, Niall, Perrie i Zayn. Wszyscy w zielonych fartuchach.
-Hej...- szepcze uśmiechnięta Eleanor.
Louis trzyma kwiaty i balony, Zayn wielkiego białego misia, Tyler torbę z prezentem, a Niall wielką bombonierkę w kształcie serca.
Uśmiecham się do wszystkich szeroko.
-Jak się masz?- pyta Lucy.
-Lepiej, ale wszystko mnie boli...
Odkładają prezenty i okrążają kołyskę. Zaciskam dłoń Hazzy, a on opuszcza wzrok na mnie i uśmiecha się.
-Jaka ona jest maleńka...- szepcze Louis. -Hej...- mówi Lucy łapiąc za jej rączkę.
-Śliczna...- szepcze Perrie.
-Taka spokojna...- dodaje Eleanor i uśmiecha się.
Z ust chłopaków nie schodzi uśmiech.
-Będą dobrymi wujkami...-szepczę Harry'emu.
-Jasne, że będą.- całuje mnie w nos i uśmiecha się.
-Mogę ją potrzymać?- pyta Eleanor.

-Jasne...- mówię.
Harry wstaje z łóżka i bierze delikatnie Silver na rączki. Uśmiecham się widząc jego zatroskaną, gdy stara się ją właściwie trzymać. El siada i Harry podaje jej małą.
-Jest taka leciutka...- szepcze Eleanor.
-Poczekaj, aż załaduje towar w pieluchę.- mówię.
Wszyscy zaczynają się śmiać.
(...)
Zostaję w szpitalu 4 dni. W tym czasie dzień w dzień miałam masę gości. Moja śliczna córeczka była grzeczna i rzadko kiedy się budziła. Całymi dniami siedział ze mną mój chłopak, który ani na chwilkę nie chciał puścić jej. Kołysał ją i opowiadał jak to wieczorami siedzi sam w mieszkaniu, z gitarą i pisze kołysanki dla Silver.
-Lekarz cię badał?- pyta.
-Tak, wszystko się goi i za dwa tygodnie powinno być ok...
-To dobrze, ważne, żeby nie bolało tak bardzo.

-Już nie boli...
Uśmiecham się szeroko do mojego chłopaka, gdy do środka wchodzi lekarka.
-Pani Moore myślę, że może już pani wrócić do domu, z córką.
-Fantastycznie!- cieszę się.
-Zaraz przyjdzie pielęgniarka, by zrobić akt urodzenia waszej córki i wypis dostaniecie razem z aktem urodzenia.
-Dziękujemy bardzo.
Lekarka wychodzi.
-Pojadę do domu po kombinezon, śpioszki, czapeczkę i nosidełko, ok?
-Mhm.
-...i muszę załatwić ochronę... Louis mi napisał, że od strony parkingu jest full ludzi i pełno paparazzich.
-Ojej...- mówię odbierając małą z rąk mojego chłopaka.
-Ale załatwię to tak, że Aaron podjedzie pod samo wejście pod szpital.
-Ok. Harry weź mi okulary przeciwsłoneczne, a na nosidełko tę powłoczkę, żeby nie było jej widać. Nie chcę, żeby to paparazzi opublikowali jej zdjęcia jako pierwsi. Zrobię to ja, albo ty...
-Wszystko wezmę.- podchodzi do mnie, gdy jest już ubrany do wyjścia.- Kocham cię.- mówi.
-Też cię kocham.
Uśmiecha się, daje mi całusa, a potem całuje główkę naszej córki.
-Będę niedługo.
Wychodzi i zaraz wchodzi pielęgniarka.
-Imię i nazwisko?
-Silver Styles.
-Imiona rodziców?
-Grace Moore i Harry Styles.
-Imiona dziadków?
-To też jest potrzebne?
-Tak. Dla wiarygodności.
-Mindy i Steven oraz Anne i Desmond.
-Ok... Państwa córka urodziła się o godzinie 13:39, 16 grudnia 2013 roku. Ważyła 3,23 kg... Jest zdrowa i gotowa do wyjścia.
-Mój chłopak pojechał po rzeczy...
-Może pani tu być, dopóki się nie zjawi.
-Dziękuję.
Wstaję z łóżka i przebieram się z pidżam. Nakładam bordowy sweter i spodnie. Czuje się taka chuda bez wypukłego brzucha.
Chodzę po sali z małą na rękach i wyglądam przez okno. Rzeczywiście przed szpitalem jest multum ludzi. Mają transparenty z podpisem: Gratulacje!
Kołyszę małą i chodzę sobie z nią po całej sali. Harry przyjeżdża po 30 minutach, gdy jestem po otrzymaniu dokumentów.
Ubieram ją w czapeczkę, kombinezon, szalik i wkładam ją do nosidełka, przykrywam kocykiem.

-Wracamy do domku…- mówię i całuję Harry’ego.
-Tak, z nowym mieszkańcem…- uśmiecha się i upewnia się, czy mała jest zapięta w nosidełku.
Ubieram płaszcz i nakładam na czoło okulary. Harry narzuca na ramię torbę i w ręku trzyma nosidełko. W holu stoi trzech mężczyzn, jeden z nich to Paul- menadżer. Pozostali dwa to jak sądzę ochroniarze chłopaków. Widzę, że samochód podjeżdża.
-Grace wyjdzie pierwsza, ty za nią.- mówi Paul.- Siadacie z tyłu, Aaron zawiezie was pod mieszkanie.
-Ok.
Flesze błyskają, nakładam okulary przeciwsłoneczne i wychodzę przez główne wyjście. Wsiadam do samochodu, a drzwi otwiera mi osobisty ochroniarz Niall'a- Eric. Gdy wychodzi Harry macha do fanów, a pisk jest masakryczny. Kładzie nosidełko obok i zamyka drzwi. Aaron rusza.


Mała zaczyna płakać w windzie. Idziemy szybko do mieszkania i tam po rozebraniu się zaczynam ją karmić. Harry przygląda się małej, jak zachłannie pije mleko. Gdy jest najedzona chodzę z nią po mieszkaniu, żeby jej się odbiło. Następnie kładę ją do łóżeczka i włączam kołysankę. Harry rozpakowuje rzeczy. Włączam elektroniczną nianię i drugą jej część biorę do łazienki.
-Grace?- pyta Harry, gdy stoję przed lustrem w samej bieliźnie i oglądam swoje ciało.
-Tak?
-Masz ochotę na kąpiel?- pyta.
-Może prysznic?
-Ok.- uśmiecha się.
Wchodzę do kabiny, a Harry upewnia się, czy wszystko z Silver w porządku. Potem wchodzi do mnie do kabiny i puszcza ciepłą wodę. Harry myje mi głowę i pomaga mi umyć ciało. Następnie ja nakładam szampon na jego głowę i myję mu ją. Gdy już ma spłukaną pochyla się do przodu, by połączyć nasze usta pocałunku. Najpierw muśnięcie, potem otwieram mocniej usta. Oplatam rękoma jego szyję i staję na palcach. Jego dłonie wędrują po moim ciele. Łaskoczę swoim językiem jego podniebienie, a on unosi mnie do góry. Niania przekazuje, że mała zaczyna płakać. Muskam jego usta. Szybko wiążę turban na głowie i narzucam szlafrok. Silver ma otwarte oczka i patrzy na mnie. Uśmiecham się. Ma moje oczy. Po chwili znów grymasi, więc biorę ją na ręce. Kołyszę i całuje jej główkę.
Harry wchodzi do jej pokoiku.
-Co jest?
-Brakowało jej towarzystwa, chyba…
Hazz podchodzi bliżej.
-Ma twoje oczy…
-Wiem…- uśmiecham się szeroko.
-Jak urośnie będzie tak piękna, jak ty…- mówi i całuje mnie w szyję.

(…)
-Spakowałeś prezenty?- pytam Harry’ego, gdy ubieram małą w kombinezon.
-Tak, pytasz już piąty raz.
-Upewniam się.
-Tych prezentów jest prawie cały bagażnik i ten jeden ogromny. W ogóle dla kogo on jest?- pyta Harry.
Siedzę cicho i całuję czółko małej. Kładę ją do nosidełka
-Dla kogo jest ten prezent?- pyta Harry, gdy biorę torbę z rzeczami małej.
-Nie powiem ci…
Harry staje w miejscu.
-Dla mnie?
-Nie wiem…- mówię.
-Co ty mi kupiłaś?- zastanawia się.
-Nie myśl, tylko drzwi zamykaj, mamy być na 18:00 u twojej mamy. Moi rodzice już są.
-Oj dobra… Ale zaciekawiłaś mnie…
Mała zaczyna grymasić. Wyciągam ją z nosidełka i kołyszę delikatnie, by zasnęła. Wkładam ją z powrotem do nosidełka i zjeżdżamy na parking podziemny. Mocuję nosidełko pasem i siadam z tyłu koło małej. Wreszcie ruszamy. Harry włącza ogrzewanie, więc ją rozbieram i zapinam w foteliku. Jedziemy samochodem.
-Kto jest małą księżniczką mamusi?
Mała otwiera oczka i patrzy na mnie.
-Ty jesteś...- uśmiecham się do córki.-Najpiękniejsza dziewczynka na świecie...
Mój wzrok i wzrok Hazzy spotyka się w lusterku.
-Czemu się tak patrzysz?- pytam go.
-Bo jesteś piękna...
-O jeju...- wzdycham z uśmiechem.
 

(...)
-Ja ją chcę teraz potrzymać...- mówi Gemma.
Harry wzdycha i oddaje siostrze Silver całując ją w główkę.
-Hej ślicznotko!- mówi Gem.
Wchodzę do kuchni. Tutaj to się dopiero dzieje. Gdy uchylam drzwi widzę moją mamę robiącą pudding, babcię, która robi korzenne ciasteczka oraz Anne, która doprawia sosy.
-Pomóc wam w czymś?- pytam siadając na hokerze.
-Słonko korzystaj, że Silver jest pod opieką Gemmy...- mruga do mnie Anne, a ja opuszczam głowę z uśmiechem.
-Właśnie...-dodaje moja mama.-To niekoniecznie zdarzy się wkrótce...
-Idź, idź...- pogania mnie babcia.
-Jak mnie tu nie chcecie to nie...- mówię z uśmiechem.
Wychodzę i idę na górę. Wchodzę do pokoju Hazzy. Na ścianie pojawiło się duże lustro. Podnoszę moją bluzkę i dotykam obwisłego ciążowego brzucha.
-Jezu, nienawidzę cię...- mówię.
Harry wchodzi do pokoju i uśmiecha się.
-Co robisz?- pyta.
-Użalam się nad sobą...- uśmiecham się szeroko.
-Coś się stało?- pyta.
-Nie... Tylko zobacz...- podnoszę bluzkę i pokazuje mu.
Kręci głową.
-Wiedziałem, że to kwestia czasu.
-Ale taka jest prawda... Uchh... On jest taki obwisły...
-Grace 10 dni temu urodziłaś dziecko... Haloo...
-No i? Już mnie nic nie boli... Lekarka powiedziała, że jeszcze tydzień i wszystko się pięknie zagoi. I wtedy... Zaczynam siłownię. Chcę choć trochę zgubić przed urodzinami.
-Jesteś niemożliwa...-wzdycha ciężko.
Uśmiecham się szeroko.
-...dla mnie jesteś seksowna po tym porodzie... taka krąglejsza, mam za co łapać...- szepcze mi na ucho.
-Harry!
-... mówię jak jest...
Podnosi mi tył swetra i całuje szyje. Potem przenosi się na usta. Najpierw je muska i delikatnie całuje, ale po chwili jego język zaczyna świdrować razem z moim. Oplatam rękoma jego szyję i wplatam palce w puszyste włosy.
-Mmm...- mruczę, gdy kładzie mnie na łóżku i góruje nade mną.
Harry przenosi się na szyję i obściskuje mi ją, przygryzając w niektórych miejscach. Czuję się jak w niebie, łapie za gumkę od moich jegginsów.
-Wcale nie masz obwisłego brzucha, ok?- szepcze mi do ucha.
-Mam...- mówię cichutko.
-Nie masz i wcale nie musisz być szczupła, jak te wszystkie modelki.
-Ale taka byłam jak mnie poznałeś...
-To było więcej niż rok temu. Zobacz ile się stało przez ten czas...
-Mamy córkę...- mówi wpatrując się w moje oczy.-Najpiękniejszą dziewczynkę na świecie...
Podnoszę głowę, by dać mu całusa, gdy to on się obniża, by po raz kolejny połączyć nasze usta.
-Już się nie mogę doczekać twoich urodzin...
-Czemu?- pytam całując go soczyście.
-Bo zawsze coś szykujesz... Jakąś pełną erotyzmu nockę...
Uśmiecham się.
-Tęsknisz za tym?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo...- szepcze całując moje usta.
-Muszę przyznać, że ja też...- uśmiecham się.
-To dobrze...
-...ale jeszcze nie mogę...- przyznaję trochę zawiedziona.
-Nie martw się kochanie... Tyle czekałem, to poczekam, aż w całości będziesz mogła mi się oddać...
-Kocham Cię...- mówię z uśmiechem i znów łączymy nasze usta w pocałunku.
Nagle słyszymy krzyk Elliota, który stoi przy drzwiach.


-MAMO!!! HARRY LEŻY NA GRACE I SIĘ CAŁUJĄ!!!


Obydwoje spoglądamy na mojego młodszego brata. Łapię za jedną z poduszek i rzucam w brata, a ten wybucha śmiechem i ucieka.
-Nasza córka też tak będzie?- pytam Hazzę.
-Nauczymy ją, żeby nie przeszkadzać, jak tata leży na mamie...
Zaczynam się śmiać.
Słyszę nawoływania Gemmy, która niesie płaczącą Silver.
-Głodomor idzie...- mówi Harry.
Gemma zmartwiona niesie małą kołysząc ją.
-Nagle zaczęła płakać, nie wiedziałam co robić...- mówi zakłopotana.
-Spokojnie, jest głodna... Dwie godziny przerwy minęły.
Odbieram małą i Gem wychodzi by dać mi prywatność. Harry siada naprzeciwko nas i obserwuję co i jak robię. Gdy mała już ssie z jego twarzy nie schodzi uśmiech. Mała pije tak łapczywie, że trochę jej wylatuje i spływa po brodzie.
-Rzeczywiście była głodna...
-Zawsze jest...- uśmiecham się i dodaję: Bo to twoja córka...
-Ha, Ha, Ha...- mówi Hazz.
Gdy mała przestaje jeść nakładam stanik jak wcześniej i opuszczam sweter. Kołyszę ją. Harry przybliża się do mnie i siada bezpośrednio obok. Obejmuje mnie i kładzie głowę na ramieniu.
-Udała się nam...- szepcze mi do ucha, gdy mała ziewa i otwiera lekko oczka.
-Jasne, że tak...- mówię z uśmiechem i wpatruje się w jej brązowe tęczówki, które z sekundy na sekundy robią się mniejsze, aż w końcu powieki zasłaniają całe oczka i zasypia.
Odkładam ją na pościel, a Harry przysuwa ją do siebie.
-Muszę się zdecydować w co ubrać się na dzisiejszą kolację...- mówię szeptem.-Ale nie wiem, czy ty jesteś idealną osobą, na pomaganie mi...
-Czemu?- pyta.
-Bo i tak powiesz, że wyglądam pięknie...
Harry uśmiecha się.
-W ogóle nie jesteś obiektywny.
Siadam przed walizką i wyciągam wszystkie rzeczy.
-Obcisła sukienka nie wchodzi w grę...- mówię cicho.- Ale np. rozkloszowana spódniczka i biały top do tego.
Patrzę na Hazzę, ale i tak traktuje to gadanie jak samej do siebie.
-A może proste, czarne dżinsy, jakaś koszula, albo coś.- mówi całując rączkę Sil.
Spoglądam na niego.
-Czarne rurki i do tego coś na górę.
Uśmiecham się i zrzucam z siebie obcisłe jegginsy, a także sweter i staje przed Harrym tylko w czarnych szpilkach i bieliźnie.
Unosi brew i świdruje mnie wzrokiem, przygryzam wargę.
Kucam do walizki i zauważam, że podnosi tułów by mnie obserwować.
-Pilnuj naszej córki i nie śliń się.- mówię podnosząc się do góry.
Znajduję spodnie, które chwilkę później mam na swoich nogach. Idealnie się komponują się z czarnymi szpilkami.
-Ale dziwne uczucie, być na szpilkach...- mówię patrząc w lustro. Nakładam koszulę.
-Mogę ci ją zapiąć?- pyta mnie.
-Jeśli chcesz...
Siada na brzegu łóżka i delikatnie zapina guziki, dochodzi do biustu i zostawia dwa guziki odpięte.
-Zapomniałeś o jednym...- mówię dopinając go.
-Nie zapomniałem, po prostu lepiej ci tak.
Spoglądam do lustra i zakładam drobny łańcuszek, od Seana na 18 urodziny. Przenoszę włosy do przodu.
-Podoba ci się?- pytam stając przed Harrym.
-Wyglądasz zjawiskowo, kochanie...
-Dziękuję.
Rozbieram się i ubieram rzeczy, które miałam wcześniej na sobie. 
Już wiem, co ubiorę, więc jestem spokojna i siadam koło małej i biorę ją na rączki. Siadam na kanapie w pokoju Hazzy, a on robi nam zdjęcie. Harry wyciąga telefon i robi, gdy kołyszę ją. Wstawia na IG z podpisem: Wesołych Świąt!
Schodzimy na dół z małą na rękach, opiekę nad nią przejmuje ciocia Gemma.

Nadchodzi wieczór, kolacja jest prawie gotowa, także goście zjawiają się stopniowo.
Na dzisiejszej kolacji świątecznej będzie obecnych 21 osób, więc to będzie naprawdę wielka kolacja. Idę na górę razem z moją kruszynką i karmię ją, a także przewijam w czystą pieluszkę. Uwielbiam kiedy obserwuje mnie skrupulatnie. Ma naprawdę piękne oczy. Przebieram ją w śpioszki ze skrzydełkami aniołka i kładę ją na brzuszku, po czym robię zdjęcie. Sama także ubieram się w swoje, przygotowane rzeczy. Nakładam szpilki i czeszę wyprostowane włosy. Robię sobie lekki makijaż i maluję usta brzoskwiniową szminką. Uśmiecham się do lustra i podoba mi się jak wyglądam. Biorę małą na rączki i schodzę z nią na dół w salonie multum ludzi zaczyna się przyglądać małej kruszynce, wszyscy chcą potrzymać, gratulują nam.

Na stole są przygotowane posiłki: pieczony indyk, pieczone kasztany i ziemniaki. Robin jako gospodarz domu powiedział, że czas teraz na składanie sobie życzeń.W salonie zrobił się wielki harmider z tego powodu. Gdy już praktycznie wszystkich miałam z głowy doszłam do wniosku, że została mi jedna osoba, która właśnie była przytulana przez moją babcię. Kiedy babcia wróciła do kuchni, a wszyscy udali się do jadalni zostałam tylko ja, on i nasza śpiąca w łóżeczku córka.



*****
I jak Wam się podoba? Słodki, prawda? :)