piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 79.



Gdy budzę się następnego dnia do policzka mam przyklejoną chusteczkę. Poduszka Hazzy, na której ostatnimi czasy śpię jest w plamach od tuszu, a ja sama wyglądam okropnie. Zwlekam się z łóżka i znów mi jest niedobrze. Zaraz biegnę do toalety i zostaję tam dobre 30 minut. Gdy po codziennej sesji czuję się lepiej biorę prysznic na zmianę zimny i ciepły, żeby się ogarnąć i doprowadzić do porządku. Wychodzę spod prysznica i biorę do ręki ręcznik. Jednak przed owinięciem się nim staję bokiem do lustra i spoglądam na wypukły brzuszek. Uśmiecham się i owijam ręcznikiem. Włączam wodę na zieloną herbatę i biorę masę witamin. Dziś mam ochotę na omleta z owocami, więc zabieram się do roboty. Włączam telewizor.
-Dziś w E! News…
-W Ameryce i Wlk. Brytanii na pierwszym miejscu znajdują się dziś zdjęcia nowej pary!
Kroję truskawki słuchając co mówią.
-… Kendall Jenner i Harry Styles…
Podnoszę wzrok i przycinam nożem palca. Syczę i wkładam go do ust.
-…byli widziani późnym wieczorem w restauracji Craig’s w Londynie…
Gdy zobaczyłam zdjęcie usiadłam na hokerze i wpatrywałam się w ekran TV.
-Jestem ciekawa co na to Grace Moore?- mówi druga prezenterka.
-…przypomnijmy, że jeszcze 2,5 tygodnia temu Harry Styles i Grace Moore byli widziani w jednej z londyńskich restauracji…

*pojawia się nasze zdjęcie*

-…i trzymali się za ręce…- dodaje kobieta.
-Ciekawe, jak rozwinie się relacja Jenner i Styles’a…
-Harry wyglądał na bardzo zdenerwowanego, gdy wyjeżdżał z parkingu, bo paparazzi obeszli całe auto i zrobili masę zdjęć jego i Jenner.
-Przy najbliższej okazji musimy zapytać Grace Moore o to…
-Obydwaj jej faceci zostali zabrani przez siostry Jenner… Czy to przypadek?
Prezenterzy patrzą na siebie i zmieniają temat.
-A teraz druga wielka sprawa! Brad Pitt i Angelina Jolie wzięli wyczekiwany ślub.
Wyłączam TV i szybko wkładam dłoń do zlewu. Opuszczam głowę z bezsilności… Szybko się pozbierał. Nie dał mi nawet odpowiedzi na moje ostatnie pytanie. Ale… Może to o to chodzi z Ken. Żebym dała mu spokój, skoro ma „dziewczynę”. Nie wierzę w tę jego miłość. Biorąc pod uwagę, jak bardzo ją obrażał ze mną. Wyłączam kran i robię śniadanie starając nie myśleć o tym. Jednak gdy wszystko leci mi z dłoni siadam na podłodze i wybucham płaczem.

Harry
-Ty z nią? Serio?- pyta Gemma.
-Nie wiem.
-Jak nie wiesz, Harry…
-Musiałem jakoś sobie czas zorganizować, a ona była bardzo zaangażowana i chciała się ze mną spotkać, więc się zgodziłem.
-Podoba ci się?- dopytuje mnie siostra, gdy nalewam sobie kawy.
-Nie jest brzydka, ale…
-…Grace jest lepsza…
-Ona nie jest lepsza, jest przepiękna, ale…
-Nie potrafisz jej wybaczyć…
Przeczę.
-Póki co… nie… wczoraj ją spotkałem, była z Leigh w sklepie z zabawkami, wybraliśmy tego samego misia…
-Naprawdę?- mówi Gem.
Kiwam głową.
-…trzymała w koszyku ubranko dziecięce…
Gemma wytrzeszcza oczy.
-Podejrzewam, że Leigh jest w ciąży…
Opuszczam głowę i podpieram głowę dłonią.
-Niewątpliwie za nią tęsknisz…- stwierdza.
-Tęsknię, ale… ta sprawa ciągnęła się długo i naprawdę boli mnie, że mi nie powiedziała.
-Rozumiem.
-Myślałem, że zemdleję jak ją zobaczyłem, wpadliśmy na siebie… Zapach jej perfum, szamponu, Jej zapach… Zabójcza mieszanka dla rozdartego serca…- mówię dołująco.
Wiem, że Gemma jest smutna z powodu tej całej sytuacji. A o mamie nie wspomnę… Gdy tylko pojechałem do H.Ch mama zapytała, gdzie Grace, a ja się rozpłakałem i wszystko opowiedziałem. Razem z Gem były po mojej i Grace stronie. Sądziły, że gdyby były w takiej sytuacji, nie powiedziałyby mi tak, jak Grace…
-Dlaczego?- pytam mamę.
-Bo wziąłbyś mnie za materialistkę  i tego bym nie chciała…
-Mówisz dokładnie jak ona…- burczę.
-Bo w tym miała rację… Ale z drugiej strony… Brak szczerości i ufności w związku to związek bez przyszłości.
-I to mnie boli najbardziej…- mówię.
-Skończmy ten temat…- mówi Gemma marszcząc brwi.- Jakie masz plany?
-Jutro jakiś wywiad w radiu. Za tydzień jedziemy do Nowego Jorku na jakąś sesję i wywiad, potem promocja w USA, tutaj i w Europie.
-Co to za magazyn, do którego macie sesję?
-GQ.
-Lubię ten magazyn…- śmieje się Gemma.

Grace
Lucy podczas wykładu z profesorem Turnerem próbuje mnie zmusić do powiedzenia Eleanor o ciąży.
-Ona ci potem nie wybaczy, jak jej nie powiesz…- powtarza się Lucy.
-Ale… Zrozum boję się… Boję się, że wymsknie jej się coś Louisowi…
-…ale tajemnicę z Justinem przetrzymała i do tego wiedziała pierwsza…
Zakrywam oczy dłońmi i próbuję ukryć emocje.
-Muszę to przemyśleć…- mówię.
-Koniecznie Grace, jesteśmy przyjaciółkami i ona powinna wiedzieć o czymś takim, nawet jeśli chodzi z Louisem. Jest godna zaufania i uważam, że taką tajemnicę możesz jej powierzyć…
-Przepraszam drogie panie…- zwraca się do nas profesor.- Przeszkadzam?
Przeczymy i przepraszamy.
-Może masz rację…- szepczę.
-Mam rację… Za dwa dni przyjeżdża do Londynu… Mogę zaprosić was do siebie na herbatę, kawę…
Kiwam głową i wsłuchuję się w dalszy ciąg.
(…)
Jest godzina 18:30, a ja wyszykowałam się dziś zbyt szybko.
Co chwilkę podchodzę do lustra i poprawiam włosy po raz dziesiętny dziś. Mój kombinezon jest trochę obcisły na biuście, który już chyba zaczął się powiększać i trochę na pupie, jednak na brzuchu jest dość luźny. Biorę do ręki torebkę oraz torbę na prezent, gdzie schowałam strój dla Lux. Przed wyjściem robię sobie zdjęcie i wstawiam je na IG. Po czym wychodzę. Taksówka dowozi mnie z 10 minutowym opóźnieniem. Rodzice Leigh, mama, Ben, Sean i Leigh siedzą przy stole. Zauważam Elliota i witam się z nim.
-Przepraszam za spóźnienie…- mówię i siadam.
Mama i mama Leigh pogrążone są w dyskusji, natomiast Ben zajął czas tacie Leigh. Sean jest uśmiechnięty i rozmawia ze mną i Leigh o jakichś pierdołach. Zamawiamy jedzenie i znów pogrążamy się w rozmowie. Elliot siada mi na kolanach i przytula główkę do moich piersi.
-Kocham cię Gracie…- mówi.
Uśmiecham się i całuję go w czoło,
-Ja ciebie też Elli.
-Jak się czujesz?- pyta.
-Dobrze…
-…a miałaś rano wymioty?
Spoglądam zdziwiona na brata i szepcze mu na ucho, że nie.
-Skąd ty wiesz takie rzeczy?
-Mama mówiła babci…
-…gumowe ucho…- dogryzam mu, a on się śmieje.
Przypomina mi tym tatę. Przytulam go mocno.
-Kocham cię łobuzie… Bardzo mocno…
-A jak będziesz mieć dziecko to będę mógł się z nim bawić?
-No jasne, że tak, ale musisz poczekać, aż będzie większe, od razu nie dasz rady, będzie spało, jadło i tak w kółko…
Jedzenie przychodzi, a na dworze się ściemnia. Zapalają się lampiony tworząc piękną atmosferę. Spożywając swoje dania czuję nagłą potrzebę pójścia do toalety. Jest już po 21:00. Wstaję z krzesła i mówię, że zaraz wrócę. Idę powoli, ale czuję, że paski od sandałów wbijają mi się skórę. Spuchły mi nogi. Schodzę na dół po schodkach i słyszę donośny śmiech Anne. Podnoszę szybko wzrok i moje oczy spotykają się z jego. Gemma lekko mi macha, a ja uśmiecham się. Harry odwraca wzrok i siada koło Lou. Ta uśmiecha się szeroko. Zmierzam powoli ku toalecie, gdy wesoły głos Lux woła mnie.
-Ciocia! Chodź do mamy i do mnie, ja mam dziś urodziny…
Uśmiecham się i kucam.
-Mam dla ciebie prezent, ale musisz pójść z ciocią piętro wyżej…- mówię dziewczynce.
Kiwa głową i biegnie powiedzieć mamie. Po czym wraca odprowadzana wzrokiem Toma, Lou, Anne, Gemmy i Harry’ego. Podchodzę do stołu i biorę prezent dla Lux, podczas gdy ona wita się kulturalnym: Dzień Dobry.
Przy schodach kucam i podaję jej prezent, składam szybkie życzenia. Odprowadzam Lux na dół, ale mała ciągnie mnie do stolika, więc nie mogę odmówić, choć boli to zbyt bardzo. Podchodzę wolno i witam się ze wszystkimi.
-Co słychać?- pyta Gem.
-Dobrze, studiuję… Zaliczyłam wszystkie egzaminy i zaliczą mi rok.
-Gratulacje.- odzywa się z uśmiechem Anne.
Nie straciłam sympatii, ani u jednej ani u drugiej.
-A jak z tańcem?- pyta Lou.
-Całkowicie zerwałam z tym.
Anne spogląda na Hazzę, który przygląda mi się. Boże… czuję to i w moich oczach zbierają się łzy. I wiem, że każdy to widzi.
Biorę się na odwagę.
Spoglądam na niego.
-Życzę ci wszystkiego co najlepsze z Kendall…- mówię, a Anne wstrzymuje oddech.
Oczy Hazzy są otwarte szeroko i niedowierza.
-…wyglądacie ze sobą pięknie…- dodaję bez krzty złośliwości, ale jedna z tych cholernych łez spływa po policzku.
-Tak…- kończę.- Pójdę już, mój brat ma się zaraz oświadczyć swojej dziewczynie.
Pożegnałam się i poszłam do toalety. Następnie wróciłam na górę i włączyłam się w rozmowę z mamą Leigh. W pewnym momencie Sean zabrał głos…
-Zaprosiłem was dziś nie tylko po to, żebyście się bardziej poznali. Chciałem, żeby dzisiejszy dzień stał się pamiętny dla mnie i dla Leigh.
Po czym zwrócił się do dziewczyny, wstając na nogi i łapiąc ją za dłoń.
-Leigh, jesteśmy ze sobą trzy lata i czuję, że jest nam pisane związać się do końca naszego życia…
Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia, natomiast obydwie mamy siedziały wryte i wzruszone.
-…kocham cię najmocniej na świecie i zrobiłbym dla ciebie wszystko, dlatego…
Sean klęka przed Leigh, a ona zakrywa usta. Z marynarki wyciąga pierścionek, który pomagałam mu wybierać.
-Leigh wyjdziesz za mnie?- pyta Sean z nadzieją w głosie.
Dziewczyna spogląda na niego, a z jej oczu płyną łzy. Kiwa głową i mówi cicho, że tak.
Mamy zaczynają płakać, a para przytula się mocno, całując jednocześnie. Na piętrze zaczyna panować gwar, bo składamy gratulacje parze.

(…)
-Boże, jak ja się stęskniłam wariatko!- krzyczy El, gdy wchodzę do mieszkania Lucy.
Śmieję się donośnie, gdy wyściskuje mnie na potęgę. Lucy stoi za kanapą i uśmiecha się szeroko. Mruga do mnie oczkiem i wstawia na gaz herbatę.
Ostatnie dwa dni przebiegły spokojnie, gdyby nie dręczący mnie paparazzi. To się stało chore i szczerze boję się co będzie jak pojedziemy do Nowego Jorku. Po zajęciach, które akurat ułożyły się od 9:00 do 17:00 wracałam samochodem do domu i leżałam w wannie przez kilka godzin oglądając stare odcinki „Przyjaciół”. Czas leciał. El przyjechała do Londynu na kilka dni i postanowiłam jej o wszystkim powiedzieć.
-Co tam? Jak tam? Opowiadaj…- mówi podekscytowana.
Ściągam płaszcz mokry od deszczu, a jestem ubrana wygodnie.
-Nie mów mi, że nie wiesz…- mówię do El siadając na fotelu.
Dziewczyna opiera się ciężko o oparcie kanapy.
-Lou ci powiedział?- pytam.
-Pytał mnie czy wiem o kontrakcie, a ja przytaknęłam i zrobił mi awanturę w domu…- mówi.- Że nic nie mówiłam.
-Ale jest ok. między wami?
-Taaa… Poobrażał się ze dwie godziny i potem znów było normalnie.
-Uff… To dobrze.
-Oni nie mają nic do ciebie…- mówi El po tym jak Lucy przynosi herbaty dla nas.
-W ogóle…- prycham.- Gdybym nie zaczęła rzygać, Zayn zostałby u mnie i kontynuował to, co chciał powiedzieć.
-Lou coś wspominał…
Gorący łyk herbaty rozlewa się po moim zmarzniętym ciele. Koniec sierpnia, a w Londynie 16 stopni i ulewa.
-Wracając…- kontynuuje Eleanor.- Niall, Liam i Lou nic do ciebie nie mają, prócz Zayna, który trochę się dąsa…- mówi El.- Udowodniłam Louisowi, że nie jesteś winna aż tak bardzo, jak mówi Zayn…
-…a Harry?
-Nie porusza twojego tematu, zachowuje wszystko w sobie…
-…a gdzie on mieszka?
-U Gemmy…- mówi Lucy mieszając swoją herbatę.
Na stoliku ląduje patera z ciastem.
-Widziałaś te zdjęcia Kendall?- pyta ostrożnie El.
Kiwam głową i podkurczam nogi na fotelu.
-Miałam tę przyjemność… Akurat oglądałam E! News, gdy o tym wspomnieli. On z nią na serio?- dopytuje El, a ona kiwa głową.
-Louis sam nie wie, bo tak jakby chciałam się dowiedzieć kilku faktów przed naszym spotkaniem. Powiedział mi, że Harry dostał od niej telefon i ona nalegała, a on nie miał nic do roboty, więc zgodził się na spotkanie. Ona od razu wsiadła w samolot i zjawiła się w Londynie.
Opuszczam głowę i wzdycham niespokojnie.
-Nie płacz Grace…- mówi Lucy podchodząc do mnie. Siada na oparciu fotela i przytulam się do niej.
-Boże, jest mi tak cholernie smutno…- mówię starając się opanować, które lecą i lecą. Lucy głaszcze mnie po głowie.
-…spieprzyłam wszystko…- mówię ocierając oczy.
-A ja mam odmienne zdanie…- mówi Eleanor po chwili ciszy wypełnionym moim żałosnym łkaniem.
Spoglądam na nią.
-Co?- pytam.
-Nie rozumiem, dlaczego się tak zachował… Wybaczyłby ci, zrozumiał, że nie robiłaś tego dla pieniędzy… Gdyby cię znał wiedziałby, że nie kłamiesz… A on cię uznał za materialistkę, przecież to jest niedorzeczne.
-To jest moja wina i powinnam mu powiedzieć o wszystkim na samym początku…
-Zrobiłabym dokładnie tak jak ty postąpiłaś… Skąd miałaś pewność, że możesz mu zaufać?
Idę do łazienki, by zmyć cały makijaż i później wracam do saloniku.
-Nie miałam pewności, ale Eleanor, ja go nigdy nie przestałam kochać, rozumiesz? Za każdym razem, gdy wrzeszczałam na niego, za każdym razem gdy go wyklinałam, za to że mnie zostawił dla dziecka i Ellis. Od momentu, gdy go poznałam się w nim zakochałam i teraz wiem, że nawet jeśli nie jesteśmy razem oddałabym za niego życie. On jest moim życiem i do cholery wszystko spieprzyłam. Doprowadziłam do tego, że teraz będę samotną…
Lucy spojrzała na mnie znacząco. Wstałam z fotela i podeszłam do torebki. Wyjęłam płytę i włączyłam ją do DVD.
-…będę samotną matką…- powiedziałam, gdy na ekranie TV plazmowego pojawiło się USG.
Eleanor otworzyła szeroko oczy i mało co nie upuściła kubka.
-Jestem w czwartym miesiącu ciąży i jest to dziecko Harry’ego.- oznajmiam.
Z jej pięknych oczu wypływają łzy i El wstaje z miejsca. Boję się, że chce wyjść, ale podchodzi do mnie i unosi mój sweterek do góry. Patrzy na brzuch i próbuje wykrzesać z siebie jakieś słowa, ale nie udaje jej się to. Po prostu ją przytulam. Lucy dołącza się do nas także wzruszona.
-Wiesz jaka płeć?- pyta wreszcie El, gdy siadamy zapłakane na kanapie.
-Jeszcze nie, ale przed wyjazdem na staż do NY chcę, abyście obydwie były obecne na USG.
El uśmiecha się szeroko.
-Ale Grace… Jak to się stało… Ty z nim spałaś?
Opowiadam całą historię od początku do końca.
-Ale życie jest pokręcone, co?- mówi El, która przerzuciła się na wino.- Tyle czasu utrzymywaliście to w tajemnicy. Godne braw. Udało się wam… Nikt się nie domyślał… Ja myślałam, że jesteście na etapie randek i w ogóle…
-…od początku zaczęło się z grubej rury…- śmieję się.
-Zmieńmy temat.- narzucam po chwili jedząc winogrona.
-Jadę na kilka dni na Dominikanę z Tylerem…- mówi Lucy.
-Na Dominikanę?- pytamy jednocześnie z El.
Lucy kiwa głową.
-Nasi rodzice kupili nam tam domek na klifie i 50 metrów od plaży. Jedziemy tam jeszcze przed naszym wyjazdem do NY.- zwraca się do mnie Lucy.
Kiwam głową.
-Ja i tak pojadę tam 2-3 dni wcześniej, muszę załatwić formalności związane z tą trasą Beyonce, bo jestem wpisana jako chętna na stanowisko tancerki, a poza tym muszę ogarnąć ten kontrakt z agencją tancerek i zrezygnować. Chcę się zobaczyć z Charity i w ogóle… Mam tam trochę spraw do ogarnięcia.
-Prawdopodobnie przylecę prosto z Dominikany do ciebie…- mówi Lucy popijając wino.
(…)
Nadszedł dzień USG. Tak jak zapowiadałam zabrałam ze sobą Eleanor i Lucy.
-Jak się czujecie?- zapytała mnie lekarka z uśmiechem.
-Bardzo dobrze, poza częstymi nudnościami.
-To się niedługo wyreguluje i poczujesz się wspaniale…
-Już się czuję…
-A nadmierne wydalanie moczu towarzyszy ci?
Kiwam głową.
-To wspaniale, znaczy to, że wszystko jest ok, ale zaraz ogarniemy się, czy aby na 100%. Proszę się położyć.
-Pani doktor, czy moje przyjaciółki mogą widzieć USG?
-Jasne…- śmieje się lekarka.
Wołam dziewczyny do środka i kładę się na kozetce. Kobieta oblewa mój brzuch żelem i dotyka brzucha ultrasonografem.
-O tu jesteś…- mówi lekarka uśmiechając się.- Twoje dziecko rośnie jak na drożdżach, spójrz…- wskazuje kobieta na ekran.- Ma już do końca wykształcony kręgosłup i kości, które póki co są z chrząstek. To jest 16 tydzień. Ciekawe, czy zobaczymy jaka płeć…
Kobieta wpatruje się w ekran.
-Na 80% to chłopiec…- mówi, a ja się uśmiecham.
Dziewczyny śmieją się i łapią za ręce.
-Ale czy na 100% się okaże za tydzień na wizycie…- lekarka uśmiecha się i podaje mi ręcznik papierowy.
-Pani doktor, ja nie będę mogła, bo za kilka dni wyjeżdżam na tydzień do NY.
-Hmm… W takim razie, proszę się zgłosić do tego lekarza.- kobieta podaje mi skierowanie na badanie do lekarza o tym samym nazwisku w jednej z nowojorskich klinik.
-Ślicznie dziękuję.
Wychodzimy z gabinetu.
-Musisz myśleć nad imionami…- mówi El.
-Ja nie mam nawet żadnego pomysłu…- mówię.
-Pomożemy ci, nie martw się…- śmieją się dziewczyny.
-Jak będziemy mieć jakiś pomysł, będziemy ci wysyłać propozycje. Zgadzam się bez żadnych wątpliwości.
(…)
Minęło kolejnych kilka dni... El wróciła do Manchesteru, a Lucy wyjechała na Dominikanę. Mama przyjechała do mnie na dwie noce razem z Elliotem, więc nie byłam samotna, a na pewno wyręczona ze wszystkich obowiązków, mama kazała mi wychodzić na spacery, podczas gdy ona gotowała przysmaki i sprzątała. Nie pozwalałam jej tego robić, ale pogoniła mnie na dwór. Wzięłam Elliota i Marleya na spacer po Hyde Park. Rozmawiałam z nim dużo i dowiedziałam się o jego problemach w szkole typu: Pokłóciłem się z kolegą itp. Miałam spokój od paparazzich, którzy prawdopodobnie zajęli się obstrzeliwaniem gwiazd na London Fashion Week. Czułam się znów jak normalna dziewczyna, która spaceruje sobie w dresach i swetrze po parku z bratem i psem. Tego mi brakuje i brakowało.
Wieczorami, gdy Elliot spał, razem z mamą siedziałam w salonie oglądając filmy, albo przeglądając strony dla ciężarnych. Moja rodzicielka ofiarowała mi swój stary notes, gdzie zapisywała sobie wszelkie wskazówki co do chorób i różnych zachowań podczas ciąży. Notes, a właściwie książka składała się z trzech rozdziałów: 
1- Ciąża i Sean 
2- Ciąża i Grace 
3-Ciąża i Elliot. 
Były nawet napisane wszystkie daty np. kiedy zaczęłam ząbkować, kiedy zaczęłam chodzić i mówić. Poza tym dała mi masę wskazówek jak uniknąć porannych sesji wymiotowania czy puchnięcia nóg. Przed wyjazdem poszłam z nią na zakupy, by kupić trochę luźnych, ale ładnych rzeczy.
Za te cztery dni razem byłam jej bardzo wdzięczna. Za to, że była tu ze mną, w czasie, gdy nie jest mi łatwo.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Muszę powiedzieć wam coś, co cholernie polepszyło mi humor. Otóż, jak wiecie Change Me publikuję także na Wattpadzie i dostałam propozycję, aby mój blog został tłumaczony na język angielski. Skakałam z radości czytając wiadomość od dziewczyny chętnej do tłumaczenia.

Teraz co do rozdziału. Mam nadzieję, że się wam podoba. Zauważyłam, że jest znacznie więcej osób i to chyba dzięki spis1d.pl dzięki temu ludzie mnie zauważyli z czego się cholernie cieszę. Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia xx.
Dajcie znać co sądzicie. Pozdrawiam was gorąco xx.

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 78



Przyszły chyba najgorsze momenty ciąży. Ostatni tydzień był wspaniały czułam się jak nowo narodzona. Jadłam dobrze i chyba czułam zachodzące zmiany. Nogi puchły mi mocniej, a nocami bolała głowa. Ale nie to było najgorsze. Każdego ranka spędzałam dobre dwie godziny na wymiotowaniu. Wiem, że taka miała być kolej rzeczy, ale dajcie spokój. To było przegięcie… Leżałam na kanapie z zimną chustką na czole.

Harry
-Sorry za spóźnienie…- mówię do chłopaków.
-Znów się spóźniłeś…- mówi Louis, a ja macham na to ręką.
-Zdarza się.- mówię mu.
Przechodzimy do próby nowych piosenek. Promocja nowej płyty będzie się wiązać z pojedynczymi koncertami i masą wywiadów. 
Po dwóch pełnych godzinach nasza trenerka wokalu oraz techniczny od nagrań dają nam pół godziny przerwy.
-Harry co jest?- pyta mnie Niall, gdy siadamy na fotelach w studiu nagraniowym.
-Mnie? Nic…
-Przecież to widać… Przez 1,5 tygodnia do nikogo się nie odzywałeś, siedziałeś w H.Ch. A teraz rozmawiasz z nami tylko wtedy, jak się ciebie o coś spytamy…- mówi Zayn.
-Mam problemy ok.?- wybucham.
-Coś nie tak z Grace?- pyta Louis.
-Tak, wszystko się spierdoliło!- krzyczę.
-Spokojnie…- uspokaja mnie Liam.- Powiedz co się stało?
Spoglądam na chłopaków i opuszczam głowę chowając twarz w dłonie. Tak bardzo mi trudno o tym mówić, a robię to już drugi raz. Wcześniej powiedziałem mamie i Gemmie. Podnoszę wzrok na chłopaków i wreszcie zaczynam.
-Grace nie była z Justinem naprawdę… Miała podpisany kontrakt i dostawała pieniądze za udawanie jego dziewczyny…
-Przecież to absurd…- mówi Louis.
-Nie absurd, tylko święta prawda.- mówię.
Opowiadam chłopakom wszystko od początku do końca.

Zayn
-… no i zjechałem windą na dół i pojechałem prosto do H.Ch.
Nie mogę uwierzyć w słowa Stylesa. Zerwałem się z fotela i złapałem za kurtkę.
-Gdzie ty idziesz Zayn?- krzyczy Liam.
-Wrócę niedługo.
Wsiadam do samochodu i jadę prosto pod mieszkanie Grace. Koniecznie chcę, żeby wytłumaczyła mi dlaczego wszystkich okłamywała, a w szczególności Harry’ego.
Wjeżdżam windą na górę i zaraz stoję przed drzwiami do jej mieszkania.
Pukam mocno do drzwi.

Grace
Przykrywam się kocem i zakrywam brzuch bluzą Sean’a, zapinając zamek.
-Kto tam?- próbuję mówić głośno, ale chęć wymiotowania przyciska mi żołądek.
-Tu Zayn, otwórz mi.
Zayn?
Poprawiam się i mocniej przykrywam kocem.
-Wejdź.- mówię.
-Cześć Grace…- mówi Zayn i zamyka drzwi.
-Coś się stało?- pytam go.
-Możesz mi wytłumaczyć dlaczego nas wszystkich okłamywałaś, a w szczególności Hazzę?
Podnoszę wzrok. Wiedzą już wszyscy. To boli.
-Byłem po twojej stronie, gdy Harry odszedł do Ellis, ale to co zrobiłaś po prostu jest okropne!- mówi głośno, jest wyraźnie zdenerwowany.
Mój żołądek ściska się niebezpiecznie i czuję, że zaraz zwymiotuję.
-Zayn, ja dziś nie jestem w stanie o tym z tobą rozmawiać…
-… co? Dlaczego?
-Czuję się fatalnie.
-Grace nie odkładaj tej rozmowy na później, bo czujesz się gorzej.
O nie. Zrywam się z łóżka i biegnę do łazienki, po czym silnie wymiotuję do toalety. To jest okropne i chyba najgorsza seria dzisiejszego poranka…
-Grace?- puka do drzwi łazienki Zayn.
-Zostaw mnie. Idź stąd!- mówię zaczesując włosy w kitkę.
Znów seria wymiotów.
-Grace zadzwonić po lekarza?
-Nigdzie nie dzwoń, po prostu idź! Zostaw mnie!- mówię, gdy przez chwilkę mam spokój.
Już wtedy nic nie słyszę prócz trzasku drzwi.

Zayn
Wracam do studia z 30 minutowym spóźnieniem.
-Gdzie ty byłeś?- pyta mnie Niall. Ściągam kurtkę.
-Pojechałem z kimś pogadać…- Harry patrzy na mnie, ale sekundę później oczy otwierają się szerzej.
-Byłeś u niej?- pyta mnie Harry.
Kiwam głową.
-Byłeś u Grace?- dopytuje Liam.
Kiwam głową.
-Co ci powiedziała?- pyta Harry.
-Właściwie to niewiele…
-…coś więcej?- ponagla mnie Hazz.
-Gdy wszedłem do mieszkania leżała na kanapie z zimnymi okładami na głowie i gdy chciałem zacząć rozmowę uciekła do łazienki…
-…do łazienki?- pyta Louis.
-…wymiotowała…
Błysk oka Harry’ego widział każdy z nas.
-Pewnie wypiła za dużo…- mówi Liam.
-Nie sądzę… Wyglądała na chorą.- mówię.- Ale to już jej sprawa. Zamierzam dokończyć tę rozmowę z nią. Złapię kiedyś ją.
-Nie dokańczaj żadnej rozmowy...- mówi Hazz z opuszczoną głową.- Nie jedź do niej. Odpuść. Skupmy się na płycie i ćwiczeniu.

Grace
Chłopaki mnie nienawidzą, Harry też. Straciłam najbliższych mi przyjaciół. Zawiodłam ich. Gdy leżę bokiem na łóżku głaszczę brzuch, który naprawdę mógłby być teraz głaskany przez Harry’ego.
Zwijam się w kulkę i leżę, nawet nie wiem, kiedy zasypiam.
Spóźniam się na zajęcia z profesorem Hunterem i siadam obok Lucy.
-Jak się czujecie?- pyta szeptem.
-Świetnie, ale z rana znów miałam problemy.
-Mocno?
Kiwam głową.
-…i do tego Zayn jeszcze przyszedł do mnie…
-A po co?- pyta Lucy zdziwiona marszcząc lekko czoło.
-Chciał, żebym mu wytłumaczyła tę całą sytuację, dlaczego wszystkich okłamywałam i tak dalej…
-Jego to też uraziło?
-Najwidoczniej…
-I jak potoczyła się rozmowa?
-Nie potoczyła się…- mówię.
-Nie wpuściłaś go do mieszkania?
-Gdy tylko zaczęła się rozmowa pobiegłam do łazienki, żeby wiesz…
-No to się nagadał…
-Kazałam mu od razu wyjść…
-I wyszedł?
-Mhm.
Przez kolejne 30 minut  uważnie wsłuchuję się w słowa profesora. Dostaję sms-a.
-Grace przyjedź do mnie po południu… Pokażę ci tę restaurację. Zamierzam zrobić kolację w przyszłym tygodniu.
-Ok. Przyjadę koło 16:00.
Zajęcia kończą mi się wcześniej z powodu choroby profesor Turner. Wsiadam w samochód i jadę w stronę domu. W radiu leci High Hopes Kodaline. Bujam się wysłuchując nut wyśpiewywanych przez wokalistę.
Piosenka pełna wspomnień z koncertu Kodaline w Canberze. Było tak idealnie. 

Retrospekcja
Yeah but I've got high hopes- Tak, ale mam wielkie nadzieje
It takes me back to when we started- Cofają mnie do momentu, kiedy zaczęliśmy.
High hopes, when you let it go, go out and start again - Wielkie nadzieje, kiedy odpuszczasz, wychodzisz i zaczynasz od nowa.
Gdy zaczął się mój najukochańszy moment, Harry objął mnie od tyłu i poruszaliśmy się w rytm tej piosenki. Podśpiewywałam sobie, a Styles śpiewał mi do ucha. Pocałował mnie za uchem i dmuchnął zimnym powietrzem na szyję. Kolejne piosenki, skończyło się All Comes Down, Talk, Perfect World i Pray. Podeszli do nas jacyś znajomi Hazzy, przywitali się, Harry trochę z nimi rozmawiał, a ja ciągle kołysałam się do ballad Kodaline.
******* 

Gdy tylko wspomnę o tym co naprawdę było chce mi się płakać. Ale nie mogę zapominać, że sama sobie taki los zgotowałam. Staję na światłach i stukam paznokciami o kierownicę. Obok jedzie samochód z zaciemnionymi szybami. Gdy tylko zapala się zielone światło ruszam szybko do domu. Tam przebieram się i robię sobie warzywa na parze z gotowanym kurczakiem. W międzyczasie ważę się, czego nie robiłam od pół roku. Muszę mieć na uwadze, że wciąż będę tyć. Moje jedzenie jest gotowe i zaczynam jeść. Oglądam Fashion Police na E! i zajadam się. Dostaję sms-a od Sean’a z informacją, że mam być za 10 minut na dole. Przebieram się w ogrodniczki i czarny t-shirt.
Zakładam czapkę daszkiem do tyłu oraz trampki. Gdy jestem w windzie Sean pisze mi, że czeka po drugiej stronie jezdni, bo na parkingu nie było miejsca. Od jakiegoś czasu miałam spokój z paparazzi. Ale akurat dziś musieli się zjawić pod  budynkiem i strzelić mi masę fotek. Wsiadam szybko do samochodu witając się z bratem krótkim: cześć. Sean odjeżdża bardzo szybko od mojego budynku i rusza ku restauracji.
-Boże jaka szopka…- wzdycha.
-Za każdym razem, gdy wychodzę na dwór i paparazzi robią mi zdjęcia to strasznie się boję, że dojrzą brzuch.- mówię drapiąc się po nadgarstku.
-Jeśli będziesz to dobrze tuszować nie zauważą… Póki co nie masz dużego brzucha Grace, nie przejmuj się…- pociesza mnie brat.
-A co będzie za miesiąc, dwa? Będę musiała nosić worki, albo siedzieć całymi dniami w domu.
Sean krzywi się.
-Koniec mojego tematu.- mówię.
Mój brat parkuje pod restauracją i wchodzimy szybko do środka.
-Ach to pan, Panie Moore…- uśmiecha się kelnerka stojąca przy podeście, gdzie rezerwowane są stoliki.
-Jeśli pani pozwoli, chciałem pokazać siostrze to miejsce…- uśmiecha się mój brat promiennie.
-Jasne, proszę.
Wchodzimy głębiej w restaurację. Sean prowadzi mnie schodkami na górę. Znajduje się tam piękny oszklony taras, dookoła jest pełno kwiatów i lampionów.
-To będzie do naszej dyspozycji…- mówi mój brat, a ja go łapię za dłoń.
-Tu jest pięknie.- mówię zauroczona.
-Naprawdę? Podoba ci się tu?
-Jest wspaniale…- mówię siadając na jednym ze foteli.
Słyszymy chrząknięcie za nami.
-Panie Moore, chciałam tylko omówić pewne formalności…- uśmiecha się kelnerka.
-Tak, oczywiście…- mówi Sean idąc za kobietą schodami w dół.
Spoglądam przez okno i widzę zmierzające ku zachodowi słońce. Opuszczam wzrok na mój brzuch i dotykam go dłońmi.
-Wiesz skarbie… Tak bardzo chciałabym trzymać cię w ramionach…- uśmiecham się.-Mamusia cię bardzo kocha.
Sama nie wierzę w to co mówię. Zawsze lubiłam dzieci, uwielbiałam się nimi opiekować, ale myślałam o dziecku dopiero za kilka lat i dopiero po ustatkowaniu się. Moje poglądy zmieniły się totalnie, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Gdybym miała możliwość usunięcia, nigdy nie zrobiłabym takiej głupoty, po tym jak usłyszałam bicie serca mojego słoneczka. Na myśl o ostatnim USG czułam, że chcę znów je zobaczyć jak urosło i znów usłyszeć bicie serduszka. Gdy myślę o dziecku zżera mnie ciekawość jakiej płci jest dziecko. Instynkt macierzyński i intuicja matki podpowiadają mi, że to będzie chłopiec i będzie tak bardzo podobny do Harry’ego, co jest moim marzeniem. Zamykam oczy i czuję jak na ogrodniczki kapią moje pojedyncze łzy. Sięgam po telefon i znów wybieram jego numer. Od ostatniego tygodnia nie dzwoniłam, nie pisałam. Przykładam telefon do ucha, podcierając lekko nos. Nie odbiera..
*Cześć tu Harry. Zostaw wiadomość. *pip*

-Harry ty wiesz, że to ja. Wcale nie muszę mówić…- pociągam lekko nosem.- Po raz kolejny do ciebie dzwonię i po raz  kolejny się powtarzam. Czuję się okropnie wiedząc, że masz do mnie tyle pretensji. Rozumiem to. Ale tak jak ci mówiłam, nie robiłam tego dla pieniędzy Harry… Zrobiłam to ze zwykłej potrzeby odwdzięczenia się za to co pomógł mi osiągnąć Justin. Chciałam ci powiedzieć, ale bałam się… Bałam się twojej reakcji na tę wiadomość, nie chciałbyś umawiać się ze mną na te wszystkie „randki” i nocki, których tak bardzo potrzebowałam. Potrzebowałam i potrzebuję ciebie, teraz jeszcze bardziej…- dodaję cicho łkając.- Mam prośbę…- zaczynam, ale w gardle staje mi gula w gardle uniemożliwiająca dalszą mowę.-… jeśli chcesz skończyć wszystko… odizolować się, jeśli nie chcesz, żebym dzwoniła, pisała i dała ci spokój…- mój głos jest jak szept, a łzy mi lecą ciurkiem po policzkach.- Napisz mi to. Zrozumiem… Ale niedługo ktoś inny będzie potrzebował twojej opieki i miłości.- łkam, ledwo co łapiąc oddech.- Nie ważne…- prostuję.- Po prostu mi to napisz, jednym niezobowiązującym sms-em. Pamiętaj, że wciąż kocham najmocniej na świecie i nawet jeśli będziesz chciał wszystko ze mną skończyć, ja wciąż cię będę kochać. Kocham cię i bardzo za tobą tęsknię, Harry...- wypowiadam ostatnie słowa zbyt mocno drżącym głosem.

Wyłączam się i odkładam telefon na stół, na ramionach sekundę później czuję dłonie na moich ramionach. Sean siada na fotelu obok i ściera z moich policzków ślady łez.
-Wszystko się ułoży… On nie jest taki głupi, żeby cię zostawić. Zbyt bardzo cię kocha.- mówi.
-I ty to mówisz?- mówię wycierając kolejną porcję łez.
Sean opuszcza na chwilę głowę i kładzie mi drugą rękę na kolanie.
-On sobie u mnie nagrabił i jeszcze, mówiąc kolokwialnie, zrobił ci dziecko…- spinam ciało na tę myśl.- Kiedyś naprawdę go lubiłem i wierzyłem, że będziecie ze sobą długo, bo widziałem jak cię uszczęśliwiał, tryskałaś radością, bezustannie się śmiałaś. Ale potem była ta akcja z tą jego byłą… Po części jego postawa była zrozumiała, bo dziecko było jego i musiał się opiekować, ale w sposób jak cię potraktował, myślałem, że mu nogi z dupy powyrywam.- ciało mojego brata się spina.- Od tego czasu nie zrobił nic, czym mógłby sobie wynagrodzić u mnie to zachowanie. A teraz ta sytuacja…
-…nie rozmawiajmy już o tym, braciszku…- mówię.- Wiedz, że teraz to była moja wina i tęsknię za nim bardzo…
Łapię brata za rękę i kieruję się w stronę schodów.
-Uważaj…- ostrzega mnie brat.- Strome są.
-Uważam.
Gdy schodzimy na dół zamieram na widok stojącej do mnie tyłem Lou. Zaciskam rękę brata i szybko pospieszam go z wyjściem. Głos kelnerki rozwala całą sytuację.
-Panie Moore, mam jeszcze jedno pytanie…- mówi kelnerka stanowczo zbyt głośno. Mój brat puszcza moją rękę i idzie do kelnerki.
Lou odwraca się i krzyczy moje imię.
-Grace!
-Witaj Lou…- mówię udając zaskoczoną.
-Jak wspaniale wyglądasz…- mówi kobieta przytulając mnie.- Nowy krem? Kosmetyki?
Jestem w ciąży.- mówię w myślach.
-Tak ostatnio kupiłam jakieś nowe. Co tu robisz?- pytam ją.
-Rezerwuję stolik na przyszłą sobotę, Lux ma urodziny i robimy jej z Tomem kameralne spotkanie rodzinne, potem impreza w domu z dzieciakami…- śmieje się kobieta.
-Wspaniale…- mówię z entuzjazmem.
Zapada krótka cisza między nami.
-Wiesz?- pytam wprost.
Kiwa niepewnie głową.
-Ale to nie zmienia mojej relacji z tobą. To jest twoja sprawa i jego.
I właśnie za to tak ją uwielbiam. Że się nie wtrąca i jest neutralna, pozostając w przyjacielskich relacjach ze mną i Harrym.
Uśmiecham się szeroko i ściskam ją mocno.
-To wiele dla mnie znaczy…- mówię do Lou.
Odwzajemnia uśmiech.
-A właściwie co ty tu także robisz?
-Mój brat organizuje spotkanie rodzinne…- mówię z uśmiechem.
-Och… To fantastycznie.- mówi Lou.
Sean wraca.
-Musimy jechać…- mówi.
-Tak, nie zatrzymuję was…- śmieje się Lou.
-Do zobaczenia…- mówię.
Wychodzimy z restauracji.
-Słuchaj, a jak ja mam powiedzieć Leigh?- pyta mnie brat.
-Powiedz jej, że mama chce poznać rodziców Leigh i że postanowiłeś zaprosić jej rodzinę i naszą na elegancką kolację…
-A jak będzie węszyć?- pyta Sean.
-To coś wymyślisz…
Sean parska śmiechem.
-Tylko coś takiego dobrego…- dodaję prostując.
-No jasne…- mówi.
Nim zdążam się obejrzeć jest 20:00, żegnam się z bratem i wysiadam pod budynkiem. Jadę na górę i wchodzę do swojego mieszkania. Pierwsze co… Prysznic, kolacja, tabletki i sen.

(…)
Znów spóźniam się na zajęcia, ponieważ zaspałam, ale te wydają się być naprawdę wyjątkowe.
Przepraszam profesor Jenkins, która nie czepia się, a jedynie kiwa głową odpowiadając mi tak na: Dzień Dobry. Siadam koło Lucy i wsłuchuję się w wykład, który trwa nieprzerwanie 2 godziny.
-Panna Cox i Moore proszę zostać.
Lucy spogląda na mnie przerażona.
-Boże, a jak nie zdałyśmy?!- piszczy.
-Przestań gadać takie głupoty…- besztam ją.
Studenci wychodzą, a my siadamy w pierwszym rzędzie. Jenkins podchodzi do nas i kładzie nam dwie białe  teczki. Jedna podpisana: Grace Moore, druga: Lucy Cox Hampton.
-Co to jest pani profesor?
-Spójrzcie do środka…- mówi kobieta ze szczerym uśmiechem na twarzy.
Otwieramy nasze teczki. Na grubym pliku materiałów jest napisane tytuł: 

STAŻ W AMERYKAŃSKIM MAGAZYNIE GQ, DZIENNIKARKA GRACE MOORE. STAŻYSTKA.

Otwieram usta z wrażenia.
-To niemożliwe…- mówię z Lucy w jednym momencie.
Pani profesor śmieje się i przeczy.
-Za dwa tygodnie jedziecie do Nowego Jorku, by odbyć staż w magazynie GQ. Będziecie tam pod opieką jednej z najbardziej doświadczonych dziennikarzy tego magazynu, Amelii Herletch…
Zamyka usta dłonią z wrażenia.
-Nie wierzę…- mówię.
-Będziecie tam na tydzień- dwa tygodnie i przeprowadzicie główne wywiady z wielkimi osobistościami, gwiazdami i celebrytami.
-To pani nas wybrała?- pyta Lucy.
-W porozumieniu z innymi wykładowcami doszliśmy do wniosku, że Grace, ty jesteś obyta w świecie show-biznesu, poza tym swoją determinacją pokazałaś, że w ciągu dwóch miesięcy można zaliczyć półrocze. Natomiast ty Lucy, świetnie odnajdujesz się w rozmowach jesteś bezpośrednia, odważna i się nie stresujesz… To was czyni wybranymi.
-Nie wiemy jak pani dziękować i całemu gronu pedagogicznemu…
-Nie ma za co…

(…)
Dzień przed kolacją zaręczynową, dla Leigh kolacją rodzinną postanawiam pojechać do centrum handlowego i kupić jakiś ładny strój. Zabieram ze sobą dziewczynę brata do centrum handlowego w Enfield Town. Wybieram miejsce na obrzeżach ze względu na większą możliwość uniknięcia paparazzich. Ale to są tylko moje małe marzenia. Podczas jazdy Leigh próbuje wyciągnąć ode mnie informacje na temat kolacji. Wmawiam dziewczynie, że sama nie wtrącałam się ani trochę i że Sean organizuje to sam. Łyka to. Uff… Parkuję naprzeciwko galerii handlowej i wysiadamy z samochodu. Idziemy kupić jakieś ładne rzeczy. Zaliczamy Zarę, TopShop, Miss Selfridge i Badgley Mischka. Gdy docieramy do Missguided Leigh dostrzega na wystawie białą sukienkę do połowy ud z krótkim rękawem, która idealnie będzie pasować do okazji. Leigh przymierza ją i kupuje. Chcemy kupić buty, więc wracamy do TopShopu.


-A ty?- pyta mnie Leigh oglądając ślicznie kremowe szpilki.
-Widziałam w jednym ze sklepów koronkowy kombinezon, ale to pójdziemy tam na końcu.
Dziewczyna przymierza buty i dochodzi do wniosku, że są bardzo ładne i wygodne. Kupuje je. Wychodząc ze sklepu namierzamy restaurację, gdzie możemy zjeść późny lunch. Zamawiam sałatkę z kurczakiem i wodę do picia.
-Wiesz bardzo zdziwiło mnie to całe spotkanie w restauracji…- mówi Leigh nabijając widelcem kawałek pomidora.
-Czemu?- pytam poprawiając włosy i próbując wody z cytryną.
-No bo… Hmm…- Leigh opiera się o tył krzesła.- Nasi rodzice się poznali i Sean tak nagle to zorganizował…
-…mama dzwoniła do niego i mówiła, że skoro jesteście już ze sobą trzy lata to wypadałoby się bliżej poznać…- wsuwam do ust widelca z sałatą i kurczakiem.
-To o to chodzi…- rozchmurza się Leigh, a ja kiwam głową.
Dokańczamy posiłek i idziemy do sklepu, gdzie przymierzam i kupuję koronkowy kombinezon. Postanawiamy iść na parking, ale przypomina mi się fakt, że Lux ma urodziny i proszę Leigh o wejście do sklepu dla dzieci. Gdy buszuję między półkami w poszukiwaniu jakiejś fajnej lalki dla Lux i od razu przyglądam się zabawkom dla niemowlaków. Moja twarz jest uśmiechnięta przez cały czas i czuję, że jestem w swoim świecie. Hamleys jest jednym z najbardziej znanych sklepów zabawkarskich i wiem, że znajdę tu coś dla Lux. Dostrzegam dużego, białego, pluszowego misia. Łapię go i idę do Leigh, która kręci się w innej alejce. Dziewczyna ogląda na wieszaczkach kolekcję ubranek dla sklepu i podnosi białe ubranko z małymi skrzydełkami na pleckach.
-Jeśli tego nie kupisz ja to zrobię…- mówi rozczulona.- Musisz ubrać swój skarb w to… Jest piękne.
Biorę pod pachę misia i oglądam ubranko. Jest po prostu niewymawialnie cudowne. Pakuję je do koszyka i rzucam wzrokiem na błękitny rowerek po drugiej stronie sklepu. Łapię Leigh za rękę i idziemy oglądnąć rowerek.
-Ja już bym go kupiła…- mówię.
-…poczekaj aż się dowiesz jaka płeć…- dodaje Leigh, a ja zaczynam się śmiać.
-Czuję, że to chłopiec…- uśmiecham się i dotykam brzucha.
-Ale niedługo się upewnię…- mówię specjalnie sepleniąc.
Leigh zaczyna się śmiać.
-Wybrałaś tego misia?- pyta Leigh, a ja kiwam niepewnie.
-Ten jest brudny…- mówi Leigh wskazując plamkę za uchem misia.
-Rzeczywiście.
-Chodź wymienimy i może poszukamy czegoś innego.
Idziemy rozmawiając o ubrankach. Przeczucie mi mówi, żeby zakończyć temat. I dobrze, że to robię. Gdy zakręcamy w alejkę wpadam na niego i odbijam się od Jego gorącego torsu. W powietrzu czuję jego zapach, który, cholera, przypomina mi wszystko. Leigh stoi z boku i patrzy raz na mnie, raz na Harry’ego.
-Przepraszam…- mówi cicho, ma wyraźnie zachrypnięty głos, na pewno miał dużo prób.
-Nic… nic… nic… się nie stało…- mówię podnosząc wzrok.
Do oczu napływają mi łzy, gdy widzę jego zakłopotaną twarz. W dłoniach trzymamy tego samego misia. Jego wzrok przykuwa trzymany w rękach Leigh koszyk oraz małe ubranko. Spogląda na nią i na mnie. Wiem, że widzi moje wzruszenie… Omija nas i skręca w inną alejkę… Odwracam głowę i śledzę jego niepewne kroki. Jest zgarbiony i odwraca na chwilkę głowę do tyłu. Jednak po mnie niż sekundzie znów idzie przed siebie ze spuszczoną głową. Stoję w miejscu jeszcze chwilę, gdy Leigh łapie mnie za ramię.
-Chodźmy stąd…- mówi.
Kiwam głową.
W rezultacie kupuję strój Elsy z Krainy Lodu.  Odwożę Leigh do domu.
-Nie przejmuj się…- pociesza mnie.- Będzie dobrze.
Sama też ma gorszy humor i zauważam to od razu.
Kiwam głową i dziewczyna żegna się ze mną buziaczkiem w policzek. Odjeżdżam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miałam dziś taki wspaniały dzień, że postanowiłam dodać wcześniej, nie wiem ile osób przeczyta, ale dobra :D
PS. Dziękuję Alice za dziś xxx.