piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 125.



-Możemy zjeść pesto...- mówię.-... które zrobiłam na naszą wczorajszą kolację niespodziankę...
-Jaką kolację?- pyta marszcząc brwi w niezrozumieniu.
-Chciałam zrobić dla nas coś miłego, coś co nas odciąży, od tych stałych kłótni i właściwie wyszłam wcześniej z pracy, a twoją siostrę poprosiłam o przenocowanie Sil. Czekałam na ciebie...- podnoszę na niego wzrok.
Harry chce podejść, ale podnoszę dłoń, by mu zakomunikować, że nie chcę.
-Nie wiedziałem, że robisz kolację...- mówi opierając się o wyspę plecami.-Może gdybym wiedział, nie zaszłaby taka sytuacja...- mówi cicho chcąc złapać mnie za rękę, ale odsuwam swoją dłoń w bok..
-Raz cię zapytałam, o której będziesz i poprosiłam, byś był punktualnie, albo chociaż napisał sms-a. Dzwoniłam, pisałam, ale dla ciebie to nic nie znaczy, martwiłam się, podczas, gdy ty się dobrze bawiłeś.
Obracam się na pięcie i wychodzę z kuchni, by się przebrać. Sięgam po dresy i siadam na łóżku. Hazz wchodzi na górę i zagląda do Sil, po czym wolnym krokiem idzie do sypialni.
-Grace...- zaczyna.
-Wiesz coś ci powiem.- mówię odkładając komputer na pościel.- Tak marudzisz, tak bardzo przeszkadza ci to co robię, a ty? W wolnym czasie zamiast siedzieć z rodziną wychodzisz ze znajomymi... Więc następnym razem nie rób mi wyrzutów tylko spójrz na siebie...
Harry wzdycha ciężko.
-Przepraszam...- mówi.

(...)
Harry dużo gada mało robi. Jestem na niego zła i wciąż czuję, że jego czyny są wciąż te same, ale to nie on obwinia siebie, tylko obwinia mnie. Rankiem Silver ma iść z Harrym do Zoo, więc wstaję rano do pracy i ubieram się, robię sobie makijaż i narzucam skórę. Jedząc jajecznicę ktoś dzwoni do drzwi i okazuje się to być listonosz... Podaje mi paczkę i kiwa głową.
Otwieram paczkę i dotykam okładki gazety. Wyglądam absolutnie obłędnie. Mam dwie kopie, więc jedną pakuję do torby, bo jestem spóźniona, a druga zostaje w paczce. Wybiegam z domu i jadę do redakcji. Tam razem z Nolanem wybieramy zdjęcia, gdy pokazuję mu moje zdjęcia patrzy jak zahipnotyzowany.
-Gdybyś lubił dziewczyny, w życiu bym ci tego nie pokazała...- mówię.
-Super.- mówi sarkastycznie na co chichoczę.
Rozmawia ze mną i pyta o wszystkie szczegóły sesji. Rozmawiam z nim długo i zapominamy o pracy, którą obydwoje mamy. Nolan próbuje pokazywać, jak on by pozował, wygląda jak Elvis Presley po skrzyżowaniu z prawdziwym modelem. Śmieję się głośno i patrzę na niego, moje usta wykrzywiają się w uśmiechu. Siadam wreszcie przy komputerze i szukam kolejnych zdjęć.
-Mógłbyś być modelem…- mówię Nolanowi, a ten zaczyna się śmiać.
-Byłem, kochana, byłem…- mówi unosząc brwi.
Parskam śmiechem.
-Byłem pożądany przez każdą, dopóki nie zobaczyły mnie z Jamesem…- mówi kładąc brodę na dłoni.
-Och… Takie straszne!- mówię udając przejęta kładąc zewnętrzną stronę dłoni na czole.
-Poszukam filmiku jak chodziłem po wybiegu w szkole podstawowej to pokażę ci filmik.
Chichoczę i idę do działu okładkowego, by załatwić pewną ważną sprawę. Moje obcasy stukają raz po razie... Otwieram drzwi i uśmiecham się do ekipy, ci przeglądają w jakiej scenerii zrobić zdjęcia Lea'i Michelle. Rozmawiam z dwiema pracownicami i wracam z kolejną porcją materiału do obejrzenia. Wchodzę do naszego gabinetu, gdzie Nolan ślęczy skupiony nad monitorem i rozmyśla.
-Znalazłeś?- pytam.
-Chyba...- zaczyna klikając myszką.-Tak! Mam!

Harry
Wstaję rano i niechętnie zwlekam się z łóżka. Silver już nie śpi i bawi się w łóżku. Pytam ją co chciałaby zjeść, po czym podążam na dół. Panuje tu cisza, co oznacza, że Grace jest w pracy. Robię sobie kawę i wkładam grzanki do tostera. Włączam urządzenie i idę do salonu. Siadam wygodnie. Razem z chłopakami ustaliliśmy sobie dwa-trzy dni przerwy, by nasze głosy się zregenerowały. Na stoliczku nie ma nawet miejsca na kubek, więc rachunki układam w jedną kupkę i ściągam pudełko po jakiejś paczce, na dół. Coś w pudełku się przewraca, więc je otwieram.



Marszczę brwi i przyglądam się okładce. Mimo tego, że wygląda pięknie to czuję, że nie chcę jej na takich okładkach. Nie chcę, żeby ktokolwiek widział ją taką. Tylko ja mogę patrzeć na nią, gdy wygląda dokładnie tak. Ona jest tylko moja. Gdy przez myśl przebiegają mi scenariusze, w których mężczyźni oglądają ją taką przebiega mnie dreszcz… Opieram się plecami o tył kanapy i czytam nagłówek:

 "To ona wyznacza trendy na wyspach! Jedyna w swoim rodzaju!".

Oglądam jej zdjęcia i czytam wywiad.
Rzucam okładkę na stolik i idę do kuchni. Tam robię dla mnie i dla Silver śniadanie po czym ją wołam. Gdy mała pojawia się na dole, dzwonek do drzwi rozbrzmiewa w całym domu. Poprawiam spodnie i idę otworzyć kurier trzyma paczkę bardzo podobną do tamtej.
-Dzień dobry mam paczkę dla pani Grace Moore…- mówi mężczyzna.
-Odbiorę…- mówię i podpisuję.
Mała zajada się grzankami, a ja otwieram szybko kolejną paczkę. Dwa egzemplarze Glamour są w moich dłoniach i Grace wygląda na kolejnej okładce zbyt odważnie. Przygryzam policzki i przesuwam palcami po moich włosach. Jej piersi są tak nienaturalnie powiększone, że aż mnie trzęsie. Dlaczego ona do cholery zgodziła się na takie sesje! Czy ma świadomość, że ma małe dziecko, które może potem doświadczać przykrości, że takie zdjęcia matki?
-Silver pojedziemy do mamusi?- pytam, a ona kiwa główką uśmiechając się.
-A kupimy mamusi kwiatki?- pyta Sil, gdy piję kawę.
-Czemu?- pytam.
-Bo mamusia była na ciebie zła tatusiu ostatnio…- mówi Silver.
Jej loczki opadają jej na policzki i prawie jeden z kosmyków wpada do grzanki, odchylam go i wkładam za uszko.
-Tak?- pytam.
Kiwa główką.
-Dobrze, to kupimy mamusi kwiatki… Ale pomożesz mi je wybrać…- mówię z uśmiechem.
Mała bierze ostatni kęs i klaszcze w dłonie. Ściągam ją z hokera i idę z nią na górę, by pomóc się jej ubrać. Sam narzucam czarny T-shirt, rurki i skórzaną kurtkę. Biorę  te gazety do samochodu i zapinam Silver w foteliku.
-Jakie mama lubi kwiatki?- pyta.
-Chyba róże…- mówię wyjeżdżając z posesji.
-Tatuś nie wie?- zaczyna się śmiać.
-Dawno nie kupowałem mamusi kwiatków…- mówię.
-Mamusia lubi różowe kwiatki.- mówi Silver patrząc za okno.
-Zapamiętam.- mówię i puszczam muzykę z radia.
Wkrótce zatrzymujemy się pod kwiaciarnią i wchodzę tam razem z moim różowym puszkiem.
-Dzień dobry, chciałbym kupić bukiet dla narzeczonej…- mówię i biorę Sil na ręce.
-Jakie kwiaty?- pyta kwiaciarka.
-Różowe.- mówi Silver, a ja kiwam głową.
-Pozostawiam pani wolny wybór, ale bukiet ma być naprawdę piękny.- mówię.
Kobieta kiwa głową i w ciągu 10 minut wykonuje piękny bukiet z herbacianych róż z dodatkami białych chryzantem i gerberów. Uśmiecham się i płacę za niego. Wychodzimy z kwiaciarni i przed nią stoją paparazzi, Silver wtula się w moją szyję i szybko podążam ku samochodowi. Tam wsadzam Sil i ta trzyma bukiet na kolankach. Odjeżdżam.
-Czemu ci panowie tak krzyczą i robią zdjęcia?- pyta.
-Nie wiem kochanie… Wszędzie za nami chodzą…- wzdycham.
-Nie lubię ich…- mówi cicho.
Uśmiecham się i podążam ku budynkowi BV, gdzie aktualnie jest Grace. Parkuję koło jej samochodu i wyciągam Silver z samochodu. W jednej dłoni trzymam bukiet z kwiatami, a drugiej trzymam dłoń mojej małej córeczki. Idę ku windzie i wjeżdżam na odpowiednie piętro. W środku windy gra muzyczka, a Silver podryguje.
-Byłam na balecie, wiesz?- mówi, a ja patrzę na nią.
-Jakim balecie?
-Chodzę na balet z Lux…- mówi z uśmiechem.-…i mamusia powiedziała, że tańczyłam jak księżniczka.
-To na pewno tak było…- mówię i schylam się, by dać jej buziaka.
Wysiadamy, a na korytarzu wszyscy stają, gdy mnie widzą i jedna z kobiet pokazuje palcem, które drzwi. Uśmiecham się szeroko i idę z Silver, która mi opowiada, jak było na balecie. Ostatnie drzwi są podpisane wielkim napisem od góry: Grace Moore, Darbi Gwynn & Theresa Marie.
Drzwi są uchylone, a ja słyszę głośny śmiech Grace. Drugi śmiech należy do mężczyzny, obydwoje klaszczą, a w tle słychać muzykę. Zaglądam przez szparę w drzwiach i widzę ich tańczących, gdy Grace się obraca przez tego mężczyznę, a potem równocześnie uderzają się ich biodra. Silver ciągnie mnie, więc wtedy pukam i uchylam drzwi mocniej. Grace z szerokiego uśmiechu zmienia wyraz twarzy na zaskoczony, a mężczyzna, który stoi obok wyłącza muzykę, to chyba ten sam, co był z nią na pokazie i ją obejmował. Silver biegnie do mamy i całuje ją w policzek, po czym przytula się.
-Hej…- mówię z lekkim uśmiechem. Jej oczy się rozszerzają widząc kwiaty.
-Hej…- odpowiada.
-To dla ciebie, kochanie…- mówię.

Grace
Podaje mi kwiaty i przyciąga do siebie, by mnie pocałować. Kładę mu dłoń na policzku i całuję go przeszczęśliwa.
-Są piękne…- odpowiadam szeptem, a on się uśmiecha. Silver daje żółwika Nolanowi.
Odchrząkam.
-Wy się nie znacie…- zaczynam.- Harry to jest Nolan, stażysta, z którym pracujemy i Nolan to jest mój narzeczony Harry…- mówię.
Nolan lekko się uśmiecha, a Hazz ma minę, jakby chciał go zabić.
-Miło mi…- mówi Nolan i podaje Harry’emu dłoń. Ten podaje mu swoją i ściska mocno, wzrok Nolana na sekundę przykuwa ich złączone dłonie.
-Mnie też… Za kilka miesięcy bierzemy ślub…- mówi niskim tonem i ściska mocniej ich dłoń.
-Gratulacje…- mówi cicho Nolan.
Patrzę raz na jednego i raz na drugiego, po czym głośniej odchrząkam.
Hazz puszcza jego dłoń i odwraca wzrok na mnie. Silver siedzi na moim fotelu.
-Ja was zostawię samych, pójdę do działu okładek, ok.?- mówi Nolan, a ja kiwam głową.
-Mogę iść z Nolanem?- pyta Sil.
-Możesz, kochanie, ale bądź grzeczna…- mówię. Harry zamyka drzwi zaraz jak wychodzą. Siadam na biurku i wpatruję się w niego.
-Przepraszam cię za tamto…- mówi cicho łapiąc mnie za dłonie.- Naprawdę nie wiedziałem, nie domyśliłem się, że coś szykujesz…- mówi.- Mogłem ci napisać…- mówi.
Kiwam głową i lekko się uśmiecham.
-Chodź tu…- łapię go za koszulkę i przyciągam do siebie. Całujemy się delikatnie, a moje dłonie wplątują się we włosy Harry’ego. Tego mi brakowało w trakcie wszystkich kłótni, momentu, gdy mogę wrócić do spokojnych dni, pełnych miłości, czułości i pocałunków.
-Kocham Cię…- mówię mu w usta, na co się uśmiecha i dotyka ciepłą dłonią mojego odkrytego brzucha. Jego oczy otwierają się.
-Proszę cię, nie ubieraj się tak…- mówi dając mi kolejnego całusa.
-Czemu?- chichoczę.
-Bo nie… Proszę cię…- mówi dając mi kolejnego całusa.
-Ale dlaczego?- chichoczę ponownie.
-Bo mężczyźni będą się na ciebie patrzeć, tak jak tylko ja mogę…- mówi, na co się uśmiecham.
-Nie chcesz tego?- pytam otwierając oczy.
-Absolutnie tego nie chcę, jesteś tylko moja, tylko moja i to ja cię kocham najmocniej na świecie…
-Lubię się tak ubierać…- mówię.
Harry lekko się krzywi. Schodzę z biurka, a Harry siada na moim fotelu. Przechodzę dookoła biurka i siadam naprzeciwko niego na blacie.
-Kochanie… Wiem, że lubisz pokazywać swoje atuty, ale nie rób tego publicznie. W naszej sypialni jak najbardziej…- mówi, na co się uśmiecham.- Tak samo z tymi sesjami…- dodaje ciszej.
-Widziałeś je?- pytam podekscytowana.
-Tak, obydwie, dziś przyszła jeszcze ta z Glamour…- mówi ciszej.
-I jak ci się podobają? Bo moim zdaniem wyglądam tam jak bogini seksu…- mówię z szerokim uśmiechem.
Harry lekko się uśmiecha.
-Wyglądasz tam pięknie…- mówi łapiąc mnie za kolano.- Ale wolę, żebyś nie brała udziału w takich sesjach…- mówi patrząc mi się w oczy.
-Dlaczego?- pytam zdziwiona.- Przecież ci się podobały…
-Bo wyglądasz zjawiskowo, ale nie chcę, żeby inni mężczyźni widzieli to, co tylko MNIE przysługuje widzieć.
-Jesteś zazdrosny?- unoszę brwi.
-Zazdrość, to może nie jest dobre słowo, ale wolę cię taką jaką jesteś, a nie tą na okładkach.
Wstaję z biurka i idę do ekspresu.
-Harry, chcę to robić, bardzo to lubię…- mówię.- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie, nie ma nikogo poza tobą… A sesje są dla mnie niesamowitym doświadczeniem…- mówię.
-Domyślam się, kochanie, ale popatrz na to z innej perspektywy, Silver…
Wywracam oczami.
-...czy fakt, że mam dziecko, ma mnie wstrzymywać od projektów, które sprawiają mnie radość i szczęście?- pytam.
-Z pewnych na pewno… Rozbierane sesje, nie wchodzą w ogóle w grę…- mówi Hazz.
-W życiu nie mam zamiaru uczestniczyć w rozbieranej sesji, Harry…- mówię.
-A te dwie sesje?- pyta marszcząc brwi.- Widziałaś, jak twoje piersi są podkreślone i podniesione?
-Widziałam i podoba mi się to… Poza tym to była wina sukienek.- mówię.
-Zawsze masz swoje zdanie w ubiorze do sesji… Mogłaś wybrać inne sukienki, mniej odkrywające ciało…- dodaje.
-...ale one mi się podobały…- mówię podnosząc lekko głos.- …i to ja chciałam je ubrać, nie rób ze mnie świętej zakonnicy, bo wiesz, że taka nie jestem.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że nasza córka może w przyszłości mieć nieprzyjemności…- mówi Harry.
-Co?- zaczynam się śmiać.- O czym ty w ogóle mówisz?- pytam patrząc na niego.
Harry wstaje z fotela i podchodzi do mnie.
-Jak pójdzie do szkoły to mogą ją wytykać palcami…- mówi marszcząc brwi.- A tej to mama pozowała nago, na okładkach gazet…
Dotykam palcami kości nosowej pocierając ją lekko.
-Dlaczego ty od razu zakładasz najgorsze scenariusze?- pytam z przykrością.- Dlaczego mnie nie wspierasz, tylko każdy wykonany przeze mnie projekt potępiasz? Dlaczego muszę liczyć tylko na siebie i cieszyć się z tego, co powiedzą mi obcy ludzie, a nie mój własny narzeczony?
-Grace to nie tak…- mówi.
-Jest dokładnie tak, Harry.- mówię.- Ja cię wspieram jak mogę, każdy wasz sukces jest dla mnie wielką radością, cieszę się, że się spełniasz w tym co robisz, ale do cholery ty nie jesteś jedyny w tym związku.- dodaję.
-Ja też się cieszę, ale…
-…no właśnie, zawsze jakieś ale… Nie obchodzi cię co robię, jak to robię, czy to lubię, czy mi to wychodzi. Zapytałeś mnie w ogóle jak mi poszły te sesje, gdy wróciłam?
Harry siedzi cicho i wpatruje się we mnie.
-No właśnie…- mówię.- Wiesz, że podpisałam kontrakt z Adidas na swoją własną kolekcję? Wiesz, że nagrywałam program, który pojawi się w telewizji?
Harry opuszcza głowę.
-Nic cię nie interesuje… A to sprawia, że kłócimy się co chwilę i nie uprawialiśmy seksu od dwóch tygodni.- wybucham.
-Gracie…- Harry łapie mnie za dłoń.
-Idź…- mówię nie patrząc na niego.- Dziękuję za kwiaty i wybaczam ci tę akcję z kolacją, ale to nie zmienia faktu, że musisz przemyśleć jak postępować, bo tego kompletnie nie rozumiesz…- mówię mu.
-Nie wyganiaj mnie stąd… Proszę cię…- mówi próbując mnie przytulić.
-Zabierz Silver do Zoo, spędź z nią trochę czasu, póki jeszcze jesteś. Bo potem nie będzie cię widziała dość długo…- mówię odwracając wzrok i staję przy oknie.
-Nie bądź zła…- mówi idąc za mną.
-Idź Harry…- mówię splatając dłonie na klatce piersiowej.
Czuję, jak składa pocałunek na mojej głowie i wychodzi. Zamykam oczy i czuję, jak pod powiekami zbierają się łzy. Szybko je wycieram, gdy do środka wchodzi Nolan.
-Harry już poszedł?- pyta, na co kiwam głową.
Chłopak podchodzi do mnie i kładzie dłoń na ramieniu.
-Coś nie tak?- pyta.
-Mhm…- uśmiecham się lekko do niego.
Nolan marszczy lekko czoło i szepcze mi do ucha: Wszystko będzie ok, zobaczysz... Po czym idzie do swojego biurka.
-Oby…- mówię w myślach.

(…)
Dwa kolejne dni mogę określić jako ciche dni między mną, a Harry’m. Dostaję telefony od Darbi, bym udała się na spotkanie w domu mody Stelli McCartney, ale odpuszczam sobie to i mówię, żeby to Theresa nas reprezentowała. Muszę odpocząć i posiedzieć trochę w domu. Nolan pisze mi sms-y, jak się czuję oraz czy wszystko w porządku. Moje odpowiedzi to oczywiste tak, ale wcale tak nie jest. Całe dni spędzam albo na sprzątaniu, albo na gotowaniu, albo na robieniu czegoś w ogrodzie. Lucy i Eleanor wydzwaniają do mnie od kilku dni, ale ciągle je zbywam, mówiąc, że źle się czuję i jestem zmęczona. Wiem, że od razu zaczęłyby węszyć, o co chodzi i dlaczego się tak zachowuję.
Postanawiam pozbyć się pewnej części swoich ubrań i zawieźć je do jakiejś organizacji. Harry bawi się z Sil u niej w pokoiku. Wywalam wszystko i grupuję, co zostaje, co oddaję. Znajduję moją koszulkę Styles’94 i odkładam ją na bok. W tyle garderoby widzę czerwoną sukienkę, w której Hazz widział mnie pierwszy raz. Siadam na łóżku i dotykam jej materiał.

Retrospekcja
-Myślałam, że przyjedziesz autobusem.- powiedziała Lucy.
-Lucy, co jak co, ale ja mam dużo środków transportu, nie?- zwróciłam się do brata.
-Tak, a ja zawsze służę jako ten, który cię wszędzie podwozi. – powiedział Sean.
-Oj tam, oj tam.- uśmiechnęłam się.
-Dobra koniec…- powiedziała Lucy, a ja rzuciłam się na nią z życzeniami.
-Dziękuję…- powiedziała Lucy i wzięła prezent ode mnie. Trzymałam kask w ręku, a Sean pojechał.
-Grace, muszę ci kogoś przedstawić.- powiedziała Lucy- To jest mój kuzyn Harry- spojrzała na niego i uśmiechnęłam się.-…a to jego przyjaciele Liam, Louis.
-Miło mi was poznać…- powiedziałam.-…jestem Grace.
Podałam im rękę i oni mi ją uścisnęli.
-Musimy iść…- powiedziała Lucy-…Zaraz zacznie się impreza, a ja mam masę rzeczy do zrobienia.
Po chwili znaleźliśmy się w domu.
-Zostaniesz na noc?- spytała mnie Lucy.
-Raczej tak, ale żeby nie było tak jak ostatnio.- wybuchnęłam śmiechem.
-Obiecuję ci, że to się nie powtórzy…- zapewniła mnie przyjaciółka.
-Mam nadzieję, ale chcę spać w tym pokoju co ostatnio.- powiedziałam głośniej niż powinnam.
-Ok.
-O czym wy mówicie?- spytał Tyler.
Zatkało nas.
-Emmm… ja muszę sprawdzić jak tort.
******

Uśmiecham się szeroko do siebie i kręcę głową. Byłyśmy takie młode i głupie. Nie to, że teraz jesteśmy stare, ale bardziej doświadczone. Z cichym westchnięciem odkładam sukienkę na kupkę rzeczy do oddania. Jeszcze długą godzinę poświęcam na sortowanie, a potem zajmuję się obiadem. Schodzę na dół i wstawiam na gaz i włączam ryż.
-Grace...- głos Harry'ego jest niski i przyrzekam, że słysząc go kilka dni temu rozerwałabym każde odzienie na jego ciele. Zamykam oczy i lekko potrząsam głową, by pozbyć się tej ogarniającej mnie od kilku dni myśli.
-Słucham...- mówię mieszając dalej chińskie jedzenie dla nas na patelni.
Harry podchodzi staje do mnie przodem i krzyżuje ręce na piersiach.
Patrzy na mnie, gdy próbuję jedzenia i doprawiam je lekko, by poczuć smak dania.
-No co?- pytam go, gdy wciąż nie zmienia pozycji.
-Nie uprawialiśmy seksu od dwóch tygodni!- mówi przerażonym tonem, jego oczy mrugają nienaturalnie, on też tego potrzebuje.
Powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem. Wciąż jest mi przykro i jestem na niego zła.
-I?- mówię obojętnie. Sos zaczyna bulgotać, więc odkładam drewnianą łyżkę i mieszam inną sos.
-Jak to... Przecież... Jak... Grace...To... To jest... Niemożliwe...- Harry tak tego potrzebuje, że w pewnej chwili żal mi się go robi, ale to uczucie po sekundzie mnie opuszcza.
-Nie mam ochoty... Sorry.- dodaję i sięgam po butelkę, by dodać trochę wody do warzyw.
-A ja muszę... Nie zamierzam robić sobie dobrze pod prysznicem mając narzeczoną...- mówi marszcząc brwi.
-Ale tego muszą potrzebować dwie strony, a ja akurat tego dziś nie potrzebuję...- mówię obojętnie.
-Kiedy zaczniesz?
-Zacznę co...
-Potrzebować...
Potrzebuję tego, jak normalny człowiek, zbliżenie jest ważne, by rozładować napięcie, ale ja najzwyczajniej nie mam ochoty na Harry’ego.
-Nie wiem kiedy to przychodzi z rana... Wtedy ubieram się seksowniej, by wzbudzić u ciebie krztę tej...- zatrzymuję się, by znaleźć odpowiednie słowa. Nawet nie wiem kiedy oblizuję łyżkę od sosu. Oczy mojego narzeczonego absolutnie ciskają piorunami. Dawno go takiego nie widziałam.
-...tej uwagi, aprobaty do mojej osoby...- dokańczam.
-A... czy dziś... dziś ubrałaś się tak?- pyta mrugając dalej nienaturalnie.
To co robi z nim jego własny organizm jest po prostu warte Nobla.
Spoglądam na swoje dresy nisko położone na biodrach, puszyste skarpety i top.
-Serio...- mówię.
-Ja bym cię rozebrał i wziął na tysiąc różnych sposobów w całym domu.- mówi, a moje policzki wnet zaczynają mnie palić.
Kurde... Nie reaguj tak...- mówię sobie w myślach.
-Nie dziś...- odpowiadam.
-Ale... Ale... Masz okres?- pyta.
-Nie.
-Czujesz się gorzej?
-Czuję się wspaniale.
-Czy to przez tabletki?
-Nie.- odpowiadam szukając talerzy. Specjalnie wybieram te, które są w niskiej szafce. Mam dziś czerwone stringi, tak się zemszczę... Kucam, a jego zduszony kaszel wyrywa się z ust.
Staję i kładę trzy talerze na blacie. Ryż wykładam na talerze i przymierzam się do przełożenia sosu i warzyw.
-Nie zaspokajam cię?- pyta cicho.
-Zaspokajasz...- mówię.
-A powiedziałabyś mi, gdybyś...
-Tak powiedziałabym ci, gdybym nie doszła.- mówię z lekko podniesionym głosem.
Kręcę głową.
-Wiesz kiedy miałam ochotę na seks tak wielką, że cały dzień nie mogłam usiedzieć?- mówię, a jego oczy momentalnie się powiększają.
-Gdy zrobiłam kolację, Sil odwiozłam do twojej siostry, ubrałam opiętą sukienkę, która wyglądała jak bielizna erotyczna...- przełyka ślinę nerwowo, a jego jabłko Adama drży.
-...zrobiłam i wg planu miałeś być w domu o 20:00, więc mielibyśmy czas na zabawę, ale wróciłeś o 5... kompletnie pijany, prawie zasnąłeś wchodząc po schodach... Do tego nie wiedziałam gdzie jesteś, bo nie zaszczyciłeś mnie sms-em zwrotnym, ani żadną informacją.- mówię cicho, czując powoli rosnącą w gardle gulę.
-Właśnie wtedy.- dodaję.- A teraz proszę bardzo idź zrób sobie dobrze, skoro jesteś taki zdeterminowany, bo ja ci w tym nie pomogę.- mówię i odwracam się do niego tyłem, by nie widział moich łez.
Harry próbuje mnie przytulić, ale nie chcę.
-Idź po Silver...- odsuwam się.
Harry wzdycha cicho i wg polecenia idzie po naszą córkę. Nakładam obiad i siadam na hokerze. Silver schodzi uśmiechnięta i zaczynam ją karmić. Zjadamy obiad w ciszy.
-Muszę iść dziś na wieczorną sesję nagraniową…- mówi cicho, gdy chowam naczynia w ciszy.- A potem Niall zaprosił nas na drinka do pubu, musimy pogadać o trasie…- wpatruje się w podłogę.- Nie masz nic przeciwko?- pyta.
-Nie, nie mam…- odpowiadam cicho.- Zaprosiłabym Eleanor i Lucy na wieczór, dawno ich nie widziałam.
Harry kiwa głową w zrozumieniu.
-Póki co, mogę ci jakoś pomóc?- pyta cicho.
-Nie… Dam sobie radę…
-Co będziesz robiła?- pyta mnie.
-Piekła ciasto.
Hazz kiwa głową, a gdy sięgam po swój telefon wychodzi.
-No ja myślałam, że nie doczekam się tego telefonu!- mówi Eleanor.
Zaczynam się śmiać.
-Macie dziś plany na wieczór?- pytam.
-Ja jestem wolna!- mówi Lucy.
-Ja też!- mówi Eleanor.
-W takim razie o 19:00 u mnie laski! I nie jedźcie samochodami, absolutnie…- mówię z uśmiechem i sztucznym podekscytowaniem.
-Kupię jakieś wino…- mówi Lucy.
-Mam wina w domu!- mówię.
-Ale ty pijesz tylko półsłodkie, a ja lubię wytrawne!- mówi Lucy.
Zaczynam się śmiać.
-Dobra, rób jak chcesz…- mówię chichocząc.- O 19:00 u mnie. Papa.
Robię ciasto czekoladowe i babeczki. Harry wychodzi ok. 18:00 i mówi, że będzie rano, ale nie przesadzi z alkoholem. Kiwam głową i dokańczam dekorowanie babeczek. Przed wyjściem ubrany w czarne spodnie, sztyblety, lekko prześwitujący top i marynarkę podchodzi do mnie daje mi długiego całusa w usta.
-Kocham Cię…- szepcze i wychodzi.
Silver myję przed przybyciem dziewczyn i ubieram ją w pidżamki. Mała bawi się lalkami i obiecuję jej powiedzieć kiedy zacznie się Barney, by mogła go obejrzeć u nas w sypialni. Idę do garderoby i ubieram szarą luźną koszulkę i czarne spodnie. Narzucam na stopy skarpetki i idę na dół. Z piwnicy wyciągam dwa wina i kroję ciasto. Punktualnie o 19:00, moje przyjaciółki zjawiają się w moim domu i czuję, że nie puszczą mnie długo.
-Jak mogłyśmy dopuścić, by nie widzieć cię tak długo…- mówi El tuląc mnie mocno.
-Nie wiem, ale to pewnie wszystko wina mojej pracy…- mówię.
Przyjaciółka odsuwa się ode mnie.
-A gdzie twoja mała wersja?- pyta Lucy ściągając buty.
-Na górze, bawi się.
-Idziemy się z nią przywitać…- mówi Lucy.
Usmiecham się szeroko i puszczam je na górę. Obydwie wyglądają świetnie, aż dech zapiera. Idę do kuchni i krzyczę, czy chcą herbaty, na co przytakują. Słyszę, jak Silver się śmieje i piszczy. Zapalam światła. Schodzą na dół.
-Aż taka zapracowana byłaś?- pyta Lucy siadając.
Macham ręką.
-Musiałam wziąć kilka dni wolnego, bo nie miałam już siły… Ciągle jakieś spotkania, ciągle wybieram zdjęcia, ciągle wracam do domu zbyt późno…- mówię siadając na fotelu.
Eleanor otwiera wino i nalewa nam do kieliszków. Ja póki co delektuję się herbatą.
-No, ale praca w takim miejscu, wymaga poświęceń…- mówi Eleanor.
-Widzę, że mnie rozumiecie…- mówię z uśmiechem.
-No jasne, ja też  jestem bardzo zapracowana…- mówi Lucy podkurczając nogi.- Co rusz nowy wywiad…
Uśmiecham się szeroko.
-To dobrze Lucy… Może ci dadzą jakiś awans i staniesz się gwiazdą, jak Grace…- mówi Eleanor.
-Super. Super…- mówię sarkastycznie, a El posyła mi buziaczka.
-Nie chcę tego…- mówi Lucy.
-I bardzo mądrze… Ja teraz odczuwam to… Ale są tego spore plusy…- mówię z uśmiechem i kładę na stoliku moje dwie gazety, w których pozowałam.
-Nic wam nie mówiłam, chciałam, żeby to była niespodzianka.- mówię, a ona patrzą z szerokim uśmiechem.
-Oh My God…- mówi Eleanor akcentując każde słowo, tak jak Janice, gdy widziała Chandlera.
Zaczynam się śmiać i sięgam po babeczkę.
-Ty masz okładki do Elle i specjalnego wydania Glamour…- mówi Lucy.- Gracie, jestem taka z ciebie dumna.
-Dziękuję…- mówię z uśmiechem na twarzy.- A do tego muszę wam powiedzieć jeszcze jedną rzecz…- zaczynam, a one podnoszą wzrok z gazet i patrzą na mnie.
-Podpisałam kontrakt na moje własne kolekcje Adidas Neo…- mówię, a moim przyjaciółkom szczęka opada.
-Nie gadaj…- mówi Lucy.
-Tak…- mówię z szerokim uśmiechem.
-Jeju, gratulacje Gracie! To wspaniale!- piszczy El.
Zaczynam się śmiać.
-Więc to były plusy…- mówię z uśmiechem.
-Nawet mi nie mów teraz minusów…- mówi szybko Lucy, a my zaczynamy się śmiać. Stukamy naszymi kieliszkami.
-Za nas…- mówię, a one powtarzają po mnie.
Biorę łyczka wina i dokańczam babeczkę.
-Marzą mi się wakacje…- mówi Lucy.
-Nie tylko tobie, ale przed Fashion Week’iem nie ma takiej możliwości…- mówię.
-Pojedźmy na wakacje tak jak kiedyś…- mówi Eleanor.
-Wiesz jak to ze mną jest…- mówię.
-Ach no tak…- mówi Eleanor.- Ale na kilka dni, gdyby została u twojej mamy? Kilka dni…
-Mama pewnie nie robiłaby problemu, ale ja sama nie wiem… Nie lubię jej tak zostawiać. I tak długo pracuję i mało spędzam z nią czasu.- mówię.
-Sil nie idzie do przedszkola?- pyta Lucy biorąc do ust kieliszek z winem.
-Razem z Harrym zastanawiamy się jeszcze nad tym… Dobrze by było, ale nie wiemy, czy jest na to gotowa…- mówię.
-No właśnie!- mówi Lucy.- Gdzie masz mojego kuzyna! 100 lat go nie widziałam…- mówi, a El zaczyna się śmiać.
-Jest na próbie…- mówię sięgając po kolejną babeczkę.
-Jakiej?- pyta Lucy.
-Chłopcy mają dziś wieczorną sesję nagraniową z Helen…- mówię gryząc babeczkę.
-Tak?- mówi Eleanor.
Kiwam głową.
-Louis ci nic nie mówił?- pytam.
-Louis mi mówił, że dziś mają wolne jeszcze i jego przyjaciel przyjechał z Doncaster, z tego co wiem oglądają mecz i zapijają się piwem.
Patrzę na przyjaciółki lekko marszcząc brwi.
-Harry mi mówił, że…- zaczynam.-… że mają sesję nagraniową, a potem Niall ich zaprosił ich na drinka, by pogadać o trasie…- dodaję cicho.
-Nie, to niemożliwe… Dziś Niall jest u brata w Mullingar… Jutro wraca do Londynu, bo jego bratanek miał urodziny.- mówi El.
Odkładam kieliszek na stolik.
-Grace, wszystko ok?- pyta Lucy.
-Tak… Wszystko w porządku, musiałam się przesłyszeć.- mówię i patrzę na zegarek.- Przepraszam Was na chwilkę, pójdę powiedzieć Silver, że Barney się zaczyna.- wstaję, a Lucy łapie mnie za rękę.
-Ja pójdę…- mówi moja przyjaciółka.- A ty siadaj, bo zaraz wszystko nam wyśpiewasz…- dodaje.
Lucy biegnie na górę.
-Co jest?- pyta Eleanor.
-Wszystko jest ok…- mówię.
-Nie jest… Chodzisz markotna od kilku dni i zbywasz nas i wątpię, by to była sprawa związana z pracą.- mówi stanowczo El.
Lucy schodzi po chwili.
-Mała już ogląda u was w sypialni. A teraz słuchamy…- mówi.
-Nie wiem o co wam chodzi…- mówię, a one zaczynają się śmiać i nagle przestają.
-Powiedz nam.- mówi.
Wzdycham ciężko.
-Coś się psuje, ale nie jestem w stanie sama dojść do tego, co dokładnie. Kłócimy się cały czas i głównie o to co robię. Miał pretensje o zbyt odsłonięte zdjęcia, o brak czasu dla niego, podróże do Nowego Jorku… Poza tym do Londynu przyjechali znajomi Harry’ego i codziennie wychodzi z nimi… Ja rozumiem wszystko, ale dzień w dzień, przez okrągłe dwa tygodnie to nienormalne…- mówię.
-Czemu nic nie mówiłaś?- pyta Lucy.
-Nie miałam siły, poza tym cały czas miałam następnego dnia pracę, albo Harry był w domu…- mówię cicho.
-A jak było w Paryżu?- pyta Lucy.
Podnoszę na nie wzrok.
-Na początku, wszystko było fantastycznie…- mówię.- Ale potem… Dziewczyny dzwoniły do mnie pytać się o wszystko i Harry był zdenerwowany, że pracuję na urlopie… I zaczął mi wypominać to co robię.

Retrospekcja
-Coś nie tak?- pytam Harry'ego.
-Prosiłem cię o coś, prawda?- pyta.
-Ale o co...- zaczynam.
-Prosiłem, żebyś nie odbierała tych pierdolonych telefonów.- mówi marszcząc brwi.
-Gdybym nie odebrała to cały czas by dzwoniła...- mówię.
Harry przeczesuje włosy palcami.
-Skoro tak to, to jedno: Przepraszam, jestem zajęta.-wystarczyłoby.
-Nie mogę jej tak powiedzieć. Miała ważne wiadomości dla mnie.- marszczę brwi.
-Ważne wiadomości...- fuka.-...to są błahostki, którymi się cały czas interesujesz.
-Może dla ciebie błahostki, dla mnie priorytety.- dodaję.
Harry siada na jednej z kamiennych ławeczek i dotyka palcami kości nosowej.
-Priorytety?!- wybucha.
-Tak, nie mogę odrzucam połączeń dziewczyn, skoro mają dla mnie ważne sprawy...
-...możesz! Zawsze możesz! Tylko nie chcesz! Prosiłem cię, już gdy byłaś w ciąży, by spędzając ze mną czas nie myślała o pracy! Tutaj też pokłóciliśmy się o to! Nie daje ci to do myślenia, że to co robisz jest niepojęte?!
-O co ci chodzi do jasnej cholery?!- mówię podniesionym głosem.
-Stawiasz pracę ponad wszystko!
-Nieprawda!
-Prawda! Ale ty tego nie widzisz! Nic nie widzisz oprócz tego pierdolonego Vogue'a!
Patrzę na jego spięte rysy twarzy, szeroko otwarte oczy, spięte mięśnie i podniesione ręce.
-Wiesz co?! Wszystko co mówisz jest oszczerstwem! Mówisz tak o mnie, a sam patrzysz na siebie?! Widzisz tylko wszystkich dookoła! Dbam o Was jak mogę, a to że się rozwijam nie jest zbrodnią!
-Rozwijasz...- Harry prycha.-To nie jest rozwijanie to pracoholizm!
-Ja jestem pracoholiczką?!- wykrzykuję.
-Żebyś wiedziała i masz w dupie mnie i Silver. Masz w dupie wszystkich, byleby tylko pięknie wyjść na ściance, czy na jakimś pierdolonym papierze! Zrobiłaś się pierdoloną celebrytką, jak Kim Kardashian, która nic nie osiągnęła!
Patrzę na niego. Jego twarz spięta, a jedna z żył na skroni mocno pulsuje. Oczy ma szeroko otwarte i nierówny oddech.
Przygryzam policzki od wewnątrz i ściskam pięści. Czy on tak naprawdę o mnie myśli? Jego słowa... Nie sądziłam, że ktokolwiek kiedykolwiek powie do mnie w taki sposób.
*****

Kończąc cichy monolog czuję, że pod moimi powiekami gromadzą się łzy. Słowa, które wówczas powiedział nie minęły, a czuję, że jeszcze bardziej mnie bolą, niż wtedy.
-Hej, hej, hej…- mówi Lucy odkładając szybko kieliszek, by mnie przytulić.
-Nie mogę uwierzyć, że tak powiedział…- mówi Eleanor.
-On nie jest taki sam…- szepczę ocierając łzy.- Przecież pamiętam jaki był, gdy studiowałam. Opiekuńczy i próbował mi pomóc na milion sposobów, aby tylko któraś z opcji okazała się dobra… A teraz?- biorę głęboki oddech.
-Nie tylko ty widzisz w nim zmiany…- mówi Eleanor.
Patrzę na nią pytająco.
-Chłopcy mieli z nim ostatnią jakąś spinę o próbę, bo on już miał plany i wnioskując z tego co mówiłaś, był umówiony z przyjaciółmi.
-Nie płacz Gracie…- mówi Lucy odgarniając moje włosy do tyłu.
-Możemy z nim pogadać…- mówi kuzynka mojego narzeczonego.
-Nie, nie chcę… Jeszcze potem będzie miał do mnie wyrzuty, że nasze sprawy związkowe powinny być tylko w związku…
Dziewczyny kiwają w zrozumieniu.

*****
Ja mam dziś day off :D Mam nadzieję, że się podoba... <3