środa, 28 maja 2014

Rozdział 44.



-Gracie, budź się, zrobiłem śniadanie…- mówił cicho Justin.- Wskakuj w strój, jemy i idziemy na plażę.
-Oj daj spokój Justin… Nie spałam w ogóle, zryła się klima.
-Zryła się klima, a przykryta jesteś kołdrą.
-Oj czepiasz się.
Justin ściągnął ze mnie kołdrę.
-Wstawaj, blada jesteś musisz się trochę poopalać.
Podniosłam głowę.
-Jestem blada?
-Jesteś…
-Dobra, wstaję…
Justin zaśmiał się i wyszedł. Ubrałam strój i rozczesałam włosy. Poszłam do kuchni naszego apartamentu  i rzeczywiście na stole czekały świeże naleśniki, zjedliśmy je prędko. Wzięłam olejki, ręczniki i inne wszelkie potrzebne rzeczy. Chwilkę później wyszliśmy z apartamentu i szliśmy prosto na plażę. Rozłożyliśmy się na niej i wygrzewaliśmy w słońcu. W trakcie zadzwoniła do mnie El z którą długo rozmawiałam, Justin przysnął, a że nie posmarował się wcześniej nałożyłam mu na brzuch i ramiona warstwę olejku. Potem odpowiadałam na pytania z Twittera.

Co robisz?
Leżę na plaży :D
Uwielbiam ciebie i Justina, para marzeń.
Dziękujemy :*
To prawda, że twoja babcia miała urodziny?
Tak przedwczoraj Xx.
Jakie relacje łączą cię jeszcze z Harrym?
Jesteśmy swoimi ex, prawda?
Eleanor to twoja przyjaciółka?
Definitywnie. Xxx.
Witamy w Lizbonie.
Dzięki Xxxx.
Lucy jest zaręczona?
Spytaj jej XD.
Widziałam gify, jak Harry się na ciebie patrzył na VMA…
To dobrze?
Jesteś piękną dziewczyną.
I vice versa <3

Justin przewrócił się na drugi bok i otworzył oczy.


-Idziemy się kąpać?- spytał mnie.
-Jeszcze się pytasz…
Justin wbiegł pierwszy, a ja powoli moczyłam obydwie nogi.
-No choć do mnie…
-Idę przecież…
-Wleczesz się nie idziesz…
Justin porwał mnie w ramiona, oplotłam nogi wokół jego pasa i śmiałam się głośno. Justin kręcił nas dookoła, chlapiąc wodą na wszystkie strony. Przyszedł czas na pocałunek przyciągnęłam jeszcze bliżej do siebie chłopaka, który miał na twarzy śliczny uśmiech. Najpierw musnęliśmy swoje usta, a potem połączyliśmy je w niezwykle namiętnym pocałunku. Nie chcieliśmy przerywać i nagle jakbym zapomniała, że fotografowie robią nam zdjęcia. Wplotłam dłonie w jego włosy i Justin niespodziewanie wsunął język do moich ust. Kontynuowaliśmy bez przerwy, trwało to już dobre kilka minut. Gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, każde z nas było zmieszane zachowaniem obydwojga. Pochlapaliśmy się trochę i wróciliśmy na ręcznik. Położyłam się na ręczniku i położyłam Justinowi dłoń na plecach, patrzeliśmy na siebie.
-Co to było?- spytał z szerokim uśmiechem.
-Poniosło nas.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Pójdziemy po coś do picia?- spytał mnie.
-Tak, bardzo chętnie.
Wstaliśmy z miejsc i poszliśmy do baru. Tam kupiliśmy sobie po herbacie mrożonej i wróciliśmy na plażę. Przeleżeliśmy tam do 17:00, potem zaczęliśmy się zbierać. Jednak gdy spojrzałam na słodką parkę z dzieckiem, byłam pewna, że pojawiły się w nich iskierki. Uśmiechnęłam się szeroko. Justin spojrzał w miejsce, w które patrzyłam.
-O Jezu…- powiedział.
-Idziemy do nich.- zakomenderowałam.
-Co?! Nigdzie nie idziemy.
-Idziemy Justin, musimy.
-Grace, oszalałaś? Daj im już spokój.
-Nie dam Jus, nie odpuszczę…- szeptałam.
-Grace, mówię ci daj spokój, chodź do apartamentu coś zjemy.
-No nie…- jęknęłam.- Proszę…- spojrzałam na Justina.
Przewrócił oczami.
-Dobra.
Zebraliśmy się i podeszliśmy do Hazzy, Ellis i ich bachora.
-No nie wierzę…- powiedziałam, a Harry spojrzał na mnie chyba z przerażeniem.
-Nie spodziewałam się, że was tu spotkam…- uśmiechnęłam się fałszywie.
Justin złapał mnie za rękę, co zwróciło uwagę Hazzy.
-Mam nadzieję, że Harry przekazał ci Ellis moje gratulacje…
Spojrzałam do nosidełka. Dziecko było pulchniutkie, miało błękitne oczy i blond włosy. Uśmiechało się. Puściłam dłoń Justina i złapałam je za rączkę. Uśmiechnęło się do mnie.
-Śliczne macie dziecko… Same dobre geny się skrzyżowały…  Pewnie Jimmy, będzie przystojny po tatusiu, no bo tatuś, wygląda niczego sobie…- Ellis wytrzeszczyła oczy, a ja oblukałam Hazzę. Justin złapał mnie za rękę i szepnął: Chodź już. Ellis była zaskoczona, że mówię tak przy moim chłopaku.- No ale mamusia, coś nie wygląda po porodzie…- udałam zmartwioną.
-Grace, możesz przestać…- powiedział Harry.
Spojrzałam na Loczka i kontynuowałam.
-Przytyłaś mocno, nie powinnaś być w stroju w miejscu publicznym… Odstraszysz jeszcze kogoś… Ale mam dla ciebie radę… W centrum jest taka genialna siłownia, mogę ci wysłać adres, miałam tam trening z prywatnym trenerem, ciacho na maxa…  Od razu siły wracają…
Harry spojrzał na Justina, a mój „chłopak” powiedział głośniej: Grace, idziemy. Na co mu odpowiedziałam: spieszysz się gdzieś? Justin machnął ręką i poszedł.
-…wracając…
-Grace… - zaczęła Ellis.
-Nic nie mów kochana…- powiedziałam z uśmiechem.- Prześlę ci numer. A wiecie co…- spojrzałam na ich synka.- Jimmy wcale nie jest podobny do was… W szczególności do ciebie Harry…
-Kurde, Grace skończ.- powiedział Harry.
-Co się unosisz, kotku… Nigdy nie byłeś taki nerwowy… Pewnie przez to, że zerwałeś ze mną, taki się zrobiłeś, a Ellis, cię nie zaspokaja… Biedny…
Obydwoje otworzyli szeroko oczy.
-No… Będę już szła… Miłego popołudnia…
Zabrałam się i poszłam, byłam już w połowie drogi, gdy usłyszałam głos Harry’ego za mną.
-Zatrzymaj się!- nakazał mi.
-Pfff…- prychnęłam do siebie.
Złapał mnie za ramię i zatrzymał.
-Puść mnie debilu.- krzyknęłam.
-Po co ty to robisz?! Możesz się odgryzać, na mnie, a nie na niej, ledwo co doszła do siebie po ciężkim porodzie, a ty już takie chamówy walisz! Nie może dojść do siebie, że jej ciało, jest zmizerniałe przez ciążę, cały dzień przekonywałem ją do zdjęcia koszulki, a ty ją objechałaś, jak jakaś…
-…nie kończ. Dokończę za ciebie. Jak jakaś szmata. Tak? Tak chciałeś mnie nazwać? Wyzwać od szmat i iść… Ja tobie powiem jedno…- wykierowałam w Hazzę palec wskazujący.- Szmatą się nie nazywa osoby, której tak niedawno wyznano jeszcze miłość…- nagle zaczął mi się łamać głos. Zaczesałam grzywkę do tyłu i wzięłam głęboki oddech.- Wreszcie się na tobie odegrałam.- powiedziałam cicho i odwróciłam się. Poszłam w stronę apartamentu. Justin siedział na fotelu przed wejściem, otarłam jedną błąkającą się po mojej twarzy łzę.
-Płaczesz?- spytał Justin.
-Nie, ale wreszcie się na nim odegrałam.
Poszłam do siebie, wzięłam prysznic, ubrałam zwiewną sukienkę i zaczęłam przyrządzać obiad. Zawołałam go na obiad i usiedliśmy na tarasie. Najpierw jedliśmy w ciszy, ale potem odezwałam się.
-Przepraszam Jus, za tę sytuację, musiałam…- opuściłam głowę.
-Nie masz za co przepraszać, udało ci się na pewno…
Uśmiechnął się. Po zjedzeniu Justin odłożył brudne talerze do kuchni i przyniósł gitarę.
-Pomożesz mi?- spytał.
-W czym?
-Chce dokończyć piosenkę, którą mam jutro nagrywać…
-Chyba nie jestem odpowiednią osobą do tego…
-Jesteś…- zapewnił mnie.- Ale najpierw zaśpiewam ci tyle ile mam…
-Dobrze…
-Lepiej grałoby się ją na pianinie, ale nie mam go tu…
-Dobra, dobra… zaczynaj…
Justin zaczął. Piękna zapowiadała się na piękną balladę.
Girl, I’m ready, if you’re ready, now - Dziewczyno, jestem gotowy, jeśli ty jesteś gotowa teraz

Ooh, is it ever gonna be? -
Czy kiedykolwiek tak będzie?

If you’re with it, then I’m with it, now -
Jeśli z tym jesteś, wtedy ja z tym jestem teraz.

To accept all responsability -
Aby zaakceptować całą odpowiedzialność.

I’d go out of my way -
Zszedłbym z drogi
 

To live by the words that you say - Aby żyć słowami, które mówisz

I don’t wanna be the same - Nie chce być taki sam

Maybe you could change me – Może mogłabyś mnie zmienić

Maybe you could be the light - Może mogłabyś być światłem

That opens up my eyes - Które otwiera moje oczy

Make all my wrongs right - Sprawić aby wszystkie moje błędy były poprawne

Change me, change me - Zmień mnie, zmień mnie

Justin skończył, a mnie poleciały łzy z oczu, nie wiem jakie emocje kryły się w jego sercu, ale bardzo przeżywał tę piosenkę.
-Masz pomysł na tytuł?
-Jeszcze nie…
-A ja mam…
-Jaki?
-Po prostu Change me.
-Dobry pomysł, ale musimy pisać dalej…

Don’t fight fire with fire…
 
Rzuciłam. Justin uśmiechnął się i zapisał to w notatniku.

Zaśpiewał, a potem dodał: If I’m screaming, talk quiter, understanding and patience

Nad kolejnym wersem myśleliśmy około godziny i będąc w toalecie wpadłam na niego. Wbiegłam na taras.
Feel the pain that I’m facing…
Justin dopisał.
-Jesteś genialna.
Po chwili Justin zagrał to co ułożyliśmy i wymyślił kolejny wers:

Be like Serenity, help me position my mind…
Przemyślałam to co napisał i dodałam:

Take a chance
 

Make a difference in my life…

-Masz ochotę na nocne nagrywanie?- spytał mnie poruszając brwiami.
-Z tobą zawsze…
Przebrałam się, a Justin wykonał szybki telefon. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z apartamentu. Justin miał nagrywać jutro, ale że w studiu byli wszyscy producenci itp. To pojechaliśmy. Przywitałam się z każdym i usiadłam na kanapie. Justin wszedł do komórki, gdzie był mikrofon. Nagrywał przez długie godziny, a ja prawie nie żyłam. Wkrótce zasnęłam z myślą, że obudzę się w studiu z rana.

Justin
Robiłem coraz bardziej zmęczony, Grace chłopcy przykryli kocem i spała w najlepsze.
Kenny powiedział, że na dziś wystarczy, muszę mieć przecież siły na jutrzejszy koncert. Zrobiłem zdjęcie mojej „dziewczynie” nie dlatego, bo tak każe Scooter, ale dlatego, że wyglądała uroczo. Jak mała dziewczynka, której śnią się różowe chmury, niebieskie konie i fioletowe łąki… Kurde, chyba już rzeczywiście jest ze mną źle. Kenny przeniósł śpiącą Grace do samochodu, przyjechaliśmy do apartamentu. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem cicho jej drzwi. Odpiąłem ją z pasów i wziąłem na ręce. Spała jak zabita. Położyłem ją do łóżka i poszedłem do siebie.

Grace
 Obudziłam się rankiem, w naszym apartamencie panowała cisza. Justin w jakiś sposób musiał mnie przenieść. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam z łóżka, wzięłam szybki prysznic, owinęłam się ręcznikiem i usiadłam na tarasie przeglądałam zdjęcia. Postanowiłam, że zrobię przeróbkę zdjęć Lucy i El, z tych, które miałam na telefonie. Wstawiłam je z podpisem: Tęsknię za wami Xxx.
Wróciłam do pokoju i ubrałam się w krótkie spodenki, crop top i poszłam do kuchni robić śniadanie. Gdy gofry były gotowe obudziłam Justina, bo mieliśmy dziś kolejny dzień spędzić na plaży. Justin poprosił, bym dała mu chwilkę. Gdy się ogarnął, przyszedł do kuchni zjadł i poszliśmy się przebrać w stroje kąpielowe. Spięłam włosy w kitkę i spakowałam potrzebne rzeczy. Poszliśmy na plażę i położyliśmy się na leżakach.
Dołączył do nas Alfredo z Ryanem. Siedzieliśmy wszyscy na plaży i grzaliśmy się w słońcu. Justin poszedł z chłopakami do wody, a ja zaczęłam czytać książkę. Doszłam do nastej strony, gdy chłopaki wrócili, Justin usiadł obok wytarł ręcznikiem głowę i położył się na leżaku. Czytałam książkę, trochę rozmawiałam z Alfredo. Justin coś mruknął, gdy Alfredo powiedział, że niedługo zaczynają kręcić Lolly.
-Co mówiłeś?- spytałam.
-Nic…- Jus uśmiechnął się.
Książka wkrótce mi się znudziła, ale Alfredo zaproponował mi inną, podał mi ją i zaczęłam ją czytać. Na plaży zebrało się już trochę ludzi. Justin zakrył głowę swoją koszulką, żeby nikt go nie poznał w miarę możliwości chciał odespać noc.
-Słyszałaś o dzisiejszej imprezie Grace?- spytał Ryan.
-Nie…
-Dziś w T-Club jest impreza na ostatnim piętrze. Ponoć ma przyjechać sam David Guetta jako DJ.
-Fajnie, może wybierzemy się wszyscy…
-Tak też myślałem.- dodał Ryan.
Zaczęłam myśleć nad strojem, wkrótce zasnęłam głęboko. Spałam dopóki nie obudził mnie Justin grubo po południu. Dowiedziałam się, że podczas mojej nieobecności mentalnej na plaży byli Louis, Niall i Zayn. Chłopaki mają pojutrze koncert tu. My mamy jutro. Oni też mają zamiar iść na tę imprezę. Wróciliśmy do apartamentu. Wzięłam długą relaksacyjną kąpiel, umyłam włosy, wysuszyłam je, wyprostowałam je, a końcówki lekko podkręciłam lokówką. Zaczęłam się malować. Wyszłam w satynowym szlafroczku z łazienki i usiadłam na tarasie. Tam pomalowałam sobie paznokcie, Justin przygotowywał się do wyjścia. Dochodziła 20:00, aż dziwne, że tak szybko zleciał ten dzień. Ubrałam się w komplet, który wymyśliłam już na plaży. Poprawiłam włosy i makijaż i wyszłam z pokoju trzymając w dłoni kopertówkę. Justin uśmiechnął się na mój widok.
-Ślicznie wyglądasz…- powiedział.
-Dziękuję, z ciebie z kolei jest niezły przystojniak…
Justin machnął ręką. Podeszłam do niego i objął mnie w biodrach. Wyszliśmy z apartamentu i wsiedliśmy do podstawionego samochodu. Jechaliśmy około 30 minut. Wreszcie samochód się zatrzymał, wysiadłam pierwsza, a zaraz za mną Justin. Złapaliśmy się za rękę i podążyliśmy drogą do wejścia głównego budynku. Wjechaliśmy windą na górę, ochroniarz poszukał naszych nazwisk na liście i wpuścił nas do środka. Tam było już bardzo dużo ludzi. Prawie nikogo nie znałam, ale Justin zapoznał mnie ze swoimi znajomymi. Zaczęła się zabawa. Bieber poinformował mnie, że jeśli chcę coś do picia lżejszego to dwa piętra niżej jest bar z sokami. Poza tym, tam też znajduje się toaleta. Potańczyłam chyba ze dwie godziny, pogadałam trochę z Liamem i Louisem, którzy pojawili się na imprezie. Niall został w hotelu, bo miał ból brzucha, a Zayn był zmęczony. Zachciało mi się pić, powiedziałam Justinowi, że idę po sok, na co chłopak przystał. Poszłam prosto i wsiadłam do windy. Zjechałam dwa piętra niżej. Podeszłam do baru, tutaj też było dużo osób, ale tu się raczej rozmawiało. Zakupiłam sobie sok pomarańczowo-grejpfrutowy, postanowiłam, że wracam na górę. Gdy drzwi windy się otworzyły stanęłam jak wryta, on też stał jak wryty, mało mu oczy nie wyszły na mój widok. Jego źrenice obejrzały każdy centymetr mojego ciała w tym ekstra komplecie... Weszłam do środka i winda ruszyła. Przejechaliśmy jedno piętro. Ale w pewnym momencie winda się zatrzymała na ekraniku pokazała się informacja DAMAGE.
Co znaczy Awaria…

Hihihihi xd I jak się wam podoba? Komentujcie, bo z rozdziału na rozdział, jest coraz mniej komentarzy. Kolejna część w następny wtorek. Buziaczki :)

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 43.



-Halo?- spytałam marszcząc brwi i jednocześnie odchrząkając.
-Gracie, to ty?- to był głos mamy.
-Tak, to ja mamo- spytałam przecierając oczy dłońmi.
-Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nic nie szkodzi…
-Słuchaj kochanie, Sean mi mówił, że masz kilka dni przerwy, babcia będzie mieć 70. urodziny w przyszłym tygodniu i za dwa dni chciałam zrobić jej wiesz…
-…imprezę…
-…nie imprezę…- mama się zaśmiała.- Zaprosiłabym wujka Johna (młodszy brat babci), ciocię Florence (kuzynka babci), Adama, Lee, Georgię, Holly, Ernesta i Ursine (moi kuzyni od strony mamy). Może jeszcze jej koleżanki, te urodziny, to byłoby bardziej spotkanie rodzinne, jest teraz taka ładna pogoda, zrobilibyśmy to w ogrodzie. Przyjedziesz do Londynu?
-Jeszcze się pytasz mamo, oczywiście, to ważny moment w życiu babci. Zrobimy jej niespodziankę, wezmę ją na jakieś zakupy, a wy w tym czasie przygotujecie wszystko, ok.?
-Świetny pomysł, w takim razie widzimy się niedługo.
-Tak, ja zaraz pojadę na lotnisko zarezerwuję bilety na najbliższy lot.
-Dobrze, to najwyżej poinformuj mnie o której będziesz wylatywać z NY.
-Ok.
-Papa Grace.
-Pa Mamo.
Wstałam z łóżka krzywiąc się lekko, bo bolała mnie głowa. Ubrałam się i narzuciłam tylko jeszcze na siebie skórzaną kurtkę, rozczesałam włosy i napisałam Justinowi sms-a, gdzie mu wszystko powiedziałam. Wyszłam ze swojego pokoju zakładając okulary, będąc w windzie pociągnęłam usta brzoskwiniową szminką. Wyszłam z windy i wsiadłam do taksówki. Kierowca ruszył w stronę lotniska. Po 30 minutach zaparkował i poprosiłam go by poczekał chwilkę. Poszłam prosto do kas. Tam dowiedziałam się, że kolejny lot jest za 2,5 godziny. Zabukowałam bilet w pierwszej klasie i szybko ruszyłam do postoju taksówek, gdzie czekała na mnie ta, którą przyjechałam. Kierowca odwiózł mnie do hotelu. Pobiegłam do pokoju, gdy pakowałam się zapukała Charity, powiedziała mi, że wraca do LA na kilka dni. Miała mieć samolot wieczorem. Pożegnałyśmy się i wróciłam do pakowania. 15 minut później zawitał do mojego pokoju Justin z Alfredo i Ryan’em. Także się ze mną pożegnali. Byłam spakowana, a do odlotu mojego samolotu miałam około godziny. Razem z walizką pojechałam do Subway’a, gdzie kupiłam sobie kanapkę i kawę ze Starbucks’a. Na lotnisku byłam 15 minut przed odlotem, oddałam bagaż, przygotowałam dokumenty i zaraz byłam w drodze do samolotu. Napisałam mamie sms-a, że zaraz wylatuję z NY. Wsiadłam na pokład, a samolot wystartował. Tym razem zrobiłam wielki błąd rezerwując bilet w pierwszej klasie… W tej części samolotu było około 50 dzieci w wieku 12-15 lat. Harmider taki, że pożal się boże… Włożyłam sobie słuchawki, jak zwykle lecąc weszłam na Twittera. W trendach na pierwszym miejscu było: Harrace.
Wytrzeszczyłam oczy. Weszłam na to.
@KallylovesLM: Oni powinni do siebie wrócić, tworzyli piękną parę…
@JennyTommo1D: A ja się nie zgadzam, Justin i Grace to para wymarzona. Widać, że bardzo się kochają.
@BerenicaStyles: Ja tam nie lubię Grace, wydaje się taka sztuczna… 
Dzięki…- pomyślałam.
@LoveyaNialler: Ta Ellis to ustawka z Modest.
@Lila1DManchester: A Grace to co?
@EllieMoore1D: Dajcie spokój, Grace jest normalną dziewczyną, przed poznaniem Harry’ego normalnie studiowała.
@Lila1DManchester: No, a teraz jak się wybiła?
@EllieMoore1D: A widziałaś jak tańczy?
@Lila1DManchester: Widziałam i co?
@EllieMoore1D: Gówno. To ci powinno dać do myślenia… Aż dziwne, że nie zaczęła tańczyć wcześniej.
@Lila1DManchester:Dobra walcie się wszystkie, dla mnie Grace jest fałszywa i tyle, ustawiła się.
Zablokowałam telefon i wsłuchiwałam się w spokojne rytmy w moich uszach. Zasnęłam. Spałam długo, obudziłam się, gdy za oknem zachodziło słońce, mieliśmy wylądować za jakąś godzinę. Poszłam do toalety, ogarnęłam trochę włosy, związując je w niechlujnego koka. Wyszłam ze środka i wróciłam na swój fotel.
Spojrzałam na swój telefon, widniała tam wiadomość od Lucy sprzed 10 minut.

Przyjeżdżasz do Londynu?
Tak, za godzinę ląduję.
Jezu, nie mogę się doczekać twojego przyjazdu kochana…
Jutro się zobaczymy, o której kończysz zajęcia?
O 12:00.
Przyjadę po ciebie, pojedziemy gdzieś na kawę, czy coś.
Ok., do zobaczenia.
Papa.
Ta godzina minęła bardzo szybko. Wysiadłam z samolotu i poszłam odebrać bagaż. Czekałam na wyjazd mojego bagażu. Gdy ujrzałam swoja torbę, ciemnoskóry ochroniarz ściągnął mi ją i podał za co mu podziękowałam. Poszłam w stronę wyjścia, wsiadłam do taksówki i jechałam do mojego mieszkania. Zajęło to około 20 minut, byłam zmęczona, pragnęłam wziąć długą kąpiel i położyć się do łóżka. Kierowca zaparkował przed wejściem, wzięłam torbę i zapłaciłam mu za usługę. Wjechałam na górę windą i zaczęłam szukać kluczy w torbie. Gdy je znalazłam otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Rzuciłam na podłogę torbę i zajrzałam do pustej lodówki. Westchnęłam i zadzwoniłam po chińszczyznę. W międzyczasie postanowiłam ogarnąć mieszkanie. Pobieżnie je odkurzyłam, umyłam podłogę w salonie i kuchni. Po 30 minutach jedzenie przyjechało, zapłaciłam za nie i zabrałam się do jedzenia. Nalałam sobie wody do wanny po zjedzeniu, wyłączyłam TV, jedynie włączyłam ze swojego telefonu piosenki, które miały lecieć sobie spokojnie, podczas gdy ja wylegiwałam się w wannie z kubkiem herbaty w dłoni. Leżałam tak dwie godziny, dopóki woda nie wystygła. Ubrałam się w pidżamy i położyłam się do łóżka. Od razu zasnęłam.
(…)
Usiadłam przed salą wykładową Lucy, słyszałam jak profesor Jenkins mówi, ale nie wiem o czym. Nudziło mi się, zajęcia mojej przyjaciółki miały się skończyć za około 20 minut.
Zmieniłam ikonkę na Twitterze i chwilkę popisałam z Louisem. Usłyszałam za drzwiami szelest wkładanych do toreb notatek. Pierwszy wyszedł Jimmy, ale mnie nie zauważył wstałam z krzesła i poprawiłam moje spodnie u nogawek. Botki na wysokim obcasie pięknie się prezentowały z skórzaną kurtką na moich ramionach. Jade gdy wyszła z sali nie poznała mnie. Przytuliłam ją, a potem Veronicę, Lily, Julie, Silviana.
-Kiedy do nas wracasz?- spytał Sil.
-Nie wiem…- powiedziałam wzruszając ramionami.
Lucy wyszła z sali i przytuliła mnie mocno.
-Ale się stęskniłam.
-Ja też, kochana…
Złapała mnie za rękę i poszłyśmy na parking, gdzie czekał mój samochód. Wcześniej pożegnałam się ze wszystkimi. Wsiadłyśmy do niego.
-Opowiadaj jak VMA?
-Nie oglądałaś?
-Widziałam początek, Tyler mi powiedział, że zasnęłam na pierwszych reklamach, ale miałam wtedy taką masakrę na zajęciach, że szkoda gadać, on sam oglądał do końca, mówił, że byłaś genialna.
Zaśmiałam się,
-Miło mi to słyszeć. A co takiego się stało?
-Johnson powiedział z dnia na dzień, że mamy egzamin, wczoraj go pisaliśmy, no i całe popołudnie dwa dni temu przesiedziałam nad książkami. Tyler nawet ze mną nie gadał, by mnie nie rozpraszać. No, ale o północy jak się zaczynało tu u nas zawołał mnie.
-Współczuję…- powiedziałam.
-Dziś bym sobie darowała zajęcia, ale Johnson sprawdził je i podawał wyniki. Napisałam na 87%.
-To bardzo dobrze…
Lucy machnęła ręką.
-Jedziemy coś zjeść?- spytałam.
-Tak, masz ochotę na pizzę?
-Czemu nie…
Zaparkowałam przy pobliskiej pizzerii, wysiadłyśmy z samochodu i zajęłyśmy miejsca, zamówiłyśmy sobie dużą pizzę pepperoni na spółkę i po szklance soku. Rozmawiałyśmy trochę o studiach, o ślubie mojej przyjaciółki, o moim „związku”, o wszystkim, planowałyśmy też nasz wyjazd za jakiś czas. Zjadłyśmy posiłek i oparłyśmy się o tyły kanapy. Lucy spojrzała na swoje paznokcie.
-Muszę iść na Manicure.
-Ja też.
-O której się umówiłaś z Sean’em do Newcastle?
-O 16:00 tak, aby wieczorem tam przyjechać.
-Mamy jeszcze trochę czasu.
-To co jedziemy na paznokcie?

-Jedziemy.
Zapłaciłyśmy za obiad i wróciłyśmy do samochodu. Ruszyłam szybko do naszego centrum handlowego, gdzie swoje studio Manicure miała nasza ulubiona kosmetyczka, Maria.
Przywitałyśmy się z nią. Kobieta przywołała swoją współpracownicę, która miała mi robić Manicure. Poprosiłam o zrobienie długich tipsów pomalowanych czarnym lakierem z pojedynczym złotym zdobieniem. Trwało to około 1 godziny, Lucy zażyczyła sobie krótkie tipsy pomalowane na granatowo z białą wstawką na serdecznym palcu. Zapłaciłyśmy za usługę i wstąpiłyśmy jeszcze do kilku sklepów. Kupiłam sobie bieliznę w Victoria Secret oraz prezent dla mojej babci na urodziny i samochód sterowany dla Elliota, dokupiłam jeszcze jakies zabawki dla Marley’a. Odwiozłam Lucy do domu długo żegnając się z nią. Obiecałam, że niedługo przyjadę. Pojechałam do mojego mieszkania i spakowałam swoje rzeczy. Zniosłam walizkę do samochodu i wróciłam się na górę, by zabrać torebkę i inne duperele. Pojechałam pod dom Leigh i Sean’a. Długo się ze mną witali. Sean przejął mój samochód, jak zawsze i para zaczęła pakować rzeczy do samochodu. Około 16:30 wyjechaliśmy z Londynu.
-Grace, to prawda co mówili w telewizji?- spytał Sean, gdy byliśmy w połowie drogi, a ja esemesowałam z Eleanor.
-A co mówili?- spytałam nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
-No, że ktoś widział, że całowałaś się z Harrym.
-Mało razy się z nim całowałam, jak byliśmy razem?
-Ale jakoś ostatnio, niedawno… Leigh…- zwrócił się do swojej dziewczyny.- W jakim to było mieście?
-Czekaj…- dziewczyna się zamyśliła.- Wiem, Madryt.
Podniosłam wzrok z telefonu.
-Pokazywali jakieś zdjęcia?- spytałam.
-Nie, a ten pocałunek miał miejsce?- Sean spojrzał w lusterko.
-Oszalałeś? Przecież chodzę z Justinem.
Sean spojrzał na mnie znacząco.
-… oficjalnie…- dodałam.- Jak mogłabym całować się z Harrym skoro on ma swoje życie, myślisz, że naprawdę byłabym chętna pocałować chłopaka, który mnie zostawił… Pfff… On przytył, nie dba już tak o siebie i w ogóle.
-Jak zaczęłaś z nim chodzić to też nie był fantastycznej postury.- powiedział mój brat.
-Możesz mi wierzyć, że był. Nie ważne zmieńmy temat. Leigh jak tam twoja praca?
-Zaklimatyzowałam się, mam fajną współpracownicę, ale praca ciężka codziennie stosy papierów, pełno e-maili do wysyłania, telefonów od groma. Czasami zostaję z koleżanką po godzinach, bo nie dajemy rady skończyć wszystkiego.
-Masz chociaż dobrą pensję?
-Z pensji jestem bardzo zadowolona, więc nie powinnam narzekać na pracę, gdy na rynku tej pracy nie ma.
-Racja, tragedia jest teraz… A jak remont?
-Tragedia.- powiedzieli równo Sean i Leigh.
-Czemu?
-Ekipa miała przyjechać do nas dwa tygodnie temu, ale coś im wypadło i nie mogli.
-Co to za ekipa?
-Pamiętasz Cal’a?- spytał mnie brat.
-Nie.
-To mój stary kolega z Newcastle.
-Coś kojarzę…
-Jego kuzyn zajmuje się tym… Ale chyba mu podziękuję…
-Wiecie co, jeśli znajdę wizytówkę tej ekipy, która remontowała moje mieszkanie, to wam przyślę numer. Najwyżej zadzwonię do Harry’ego, bo to jego przyjaciel to robił.
-Nie musisz dzwonić do niego, jak nie znajdziesz…- powiedziała Leigh.
-Spoko, będę jak zwykle złośliwa, spytam się o synka, ukochaną i się rozłączę…- stwierdziłam mówiąc teatralnie.
 -Rozmawiasz z nim?- zdziwiła się Leigh.
-Wiesz na VMA wyszła sytuacja taka, że gadałam z chłopakami, on stał na boku, coś burczał, ja byłam złośliwa…- uśmiechnęłam się.
Sean się zaśmiał.
-Dobrze siostra, jestem z ciebie dumny.
Dalej jechaliśmy w ciszy. Oparłam głowę o okno i przysnęłam. Leigh cicho rozmawiała z moim bratem. Obudziłam się, gdy usłyszałam szczekanie Marley’a. Elliot wyleciał z domu jak z procy i przytulił się do mnie, gdy wysiadłam. Marley urósł i widziałam to gołym okiem. Stał się znacznie cięższy, ale pozostał tak samo słodki, jak był. Przywitałam się z mamą, babcią i Benem. Mam z nim lepszy kontakt, chyba zaczęło do mnie docierać, że mama jest z nim szczęśliwa, a to jest najważniejsze. Weszliśmy do domu, czekała tam na nas kolacja, nie byłam zbyt głodna, ale zapiekanka mojej mamy była genialna. Sean przyniósł mi walizkę z samochodu i zaniósł na górę. Usiedliśmy wszyscy przed telewizorem, gdy usłyszałam dźwięk Antichrista z mojej torebki. Pobiegłam do korytarza i odebrałam.

Cześć Gracie, jak tam podróż? Miałaś zadzwonić.
Przepraszam Justin.- wszyscy spojrzeli na mnie, więc poszłam na górę.- Zapomniałam, byłam tak zmęczona lotem, że tylko się wykąpałam i poszłam spać.
A dziś nie mogłaś zadzwonić?
Spotkałam się z Lucy, a potem jechałam do Newcastle.
Właśnie złóż swojej babci życzenia ode mnie.
Dobrze, a ty co robisz?
Aktualnie…- Justin zaczął się jąkać.- Gramy z Ryan’em na konsoli, a potem idziemy na jakąś imprezę.
W takim razie miłej zabawy, do zobaczenia.
Papa Gracie.

Weszłam do mojego pokoju, drzwi lekko zaskrzypiały jak zwykle zresztą, przebrałam moje wąskie spodnie na dresy i zmieniłam sztuczną koszulkę, na bawełnianą bluzkę. Zeszłam na dół i usiadłam koło Elliota, Marley skoczył mi na kolana i położył głowę, tak abym go głaskała.
-Babciu…- zwróciłam się do staruszki.- Masz od Justina najlepsze życzenia na urodziny.
-Ach… Podziękuj mu bardzo…
Zaczęło się Morderstwo Pierwszego Stopnia i mama kazała iść Elliotowi na górę. Mały buntował się, ale gdy Sean dołożył swoje trzy grosze, powiedział do niego, że go nie lubi, wziął Marleya i pobiegł na górę. Babcia też powiedziała, że idzie spać, tak samo Ben, który z rana jedzie na badania okresowe, potrzebne do jego pracy. Zostałam więc ja, Sean, mama i Leigh. Oglądaliśmy film do północy, potem wszyscy poszliśmy na górę. Zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i zrzuciłam z siebie rzeczy przebierając się w pidżamy. Weszłam pod kołdrę. To było aż niemożliwe, że tak bardzo nim pachniała… 

Retrospekcja
Słuchałam muzyki przez długie godziny, spojrzałam na elektroniczny zegarek, który wyświetlał godzinę 2:35. Nagle muzyka się wyłączyła i poczułam wibracje w dłoni. Ktoś do mnie dzwonił. Zerknęłam na ekran i wyświetlił się na nim napis Harry. Odłączyłam słuchawki i odebrałam.
-Halo?- spytałam półgłosem.
-Obudziłem cię?
-Nie, nie spałam.
-Ja też…
-Nie możesz zasnąć?
-Tak…
-Ja też…
-Leżysz w łóżku?
-Tak…
-Ja też, sam…
-Ja też leżę sama…
Zaśmiałam się cicho.
-Tęsknię za tobą…- powiedział cicho.
-A ja za tobą…
Byłam pewna, że się uśmiechnął.
-Co to będzie jak wyjadę do NY…- powiedziałam przekręcając się na brzuch.
-No co, pojadę z tobą…
-Wiem…
-Skąd niby?
-Oglądałam wasz wywiad dziś… Do Jonatan Ross Show.
-Aaaa… Tak… Mówiłem o tym tam.
-Wiesz co moja mama powiedziała o tobie?
-Mam się bać?
-Nie…- zaśmiałam się.- Powiedziała, że jesteś idealnym facetem dla mnie…
Harry zaśmiał się donośnie.
-Serio?
-No…
-Muszę jej podziękować…
-Jak najszybciej…- zaśmiałam się.
Zapadła cisza.
-Kocham cię…- powiedział.
-Ja ciebie też…
-Do zobaczenia…
-Papa.
Zablokowałam telefon i położyłam go na szafkę nocną. Zasnęłam.

Jest idealnym facetem dla mnie… Nienawidzę go.
Zasnęłam.

Poczułam lekki muśnięcia w okolicach kręgosłupa i szyi, jego dłoń przez cały czas leżała na moich nagich pośladkach, nasze nogi były zaplecione, a ciała przylegały do siebie.
-Wiesz co?- wymruczał mi do ucha.
-Co?- spytałam mając głos przytłumiony przez poduszkę.
-Jesteś taka piękna, że moglibyśmy powtórzyć to, co działo się dziś w nocy.
Uśmiechnął się i pocałował moją prawą łopatkę.
-Wystarczy kochanie jak na razie, muszę jechać odebrać dziewczyny z lotniska…
-Dadzą sobie radę, a ja mam jeszcze trochę tego co potrzeba do spełnienia…
Obróciłam się na plecy.
-Ale szybko…- powiedziałam.

Zerwałam się i wstałam z łóżka.
-Jezu…- zakryłam twarz dłońmi, księżyc świecił mocno. Usiadłam na parapecie sięgnęłam po mój telefon i wstawiłam Tweeta 
(tł. Mam wolny czas, mogę spać cały dzień, ale nie mogę, bo mam bardzo dziwny sen…)

Harry
Mój telefon zapiszczał, wziąłem go do ręki. Mały zaczął płakać, więc wstałem z łóżka. Ellis stała już przy łóżeczku i karmiła go, więc się wróciłem i zamknąłem drzwi. Grace Moore dodała nowego Tweeta.
O boże…- westchnąłem.
Zmieniła zdjęcie główne, spodobało mi się… Przeczytałem jej krótką notkę i zastanawiałem się cóż takiego jej się może śnić.
Zaraz pojawiła się kolejna informacja, chyba odpowiedziała na czyjeś pytanie.
Co ci się śniło?
Lepiej nie mówić o tym publicznie… Coś bardzo zboczonego… -.-
Oj no Grace…
Nie kochana, nie da rady…
Jakiś chłopak?
Yep.
Harry czy Justin?
Nie powiem Xx.
Przewróciłem oczami i zablokowałem telefon, położyłem go na szafce i zasnąłem.

Grace
Kolejnego dnia, gdy tylko otworzyłam oczy, mój wzrok przykuło moje zdjęcie i Hazzy. To w Paryżu. Wzięłam je do ręki i momentalnie skierowałam szybką w dół, tak, abym go nie widziała. Poszłam wziąć szybki prysznic, zrobiłam na głowie kucyka i pomalowałam się lekko, miałam wziąć babcię na zakupy. Ubrałam długie spodnie przylegające, crop top i botki. Zeszłam na dół, cała rodzina nie spała.
Wręczyłam babci prezent ode mnie i usiadłam do śniadania, oświadczyłam jej, że jedziemy na zakupy. Babcia poszła się przebrać. Po 15 minutach wróciła gotowa, coś tam jeszcze marudziła, że przecież nie musimy jechać, ale ja nalegałam. Wsiadłyśmy do mojego samochodu przez pierwsze kilka minut jechałyśmy w ciszy.
-Gracie?
-Tak?- spytałam poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie.
-Ty i Justin to…
-…nie jesteśmy naprawdę razem…
-Jesteś z nim dla pieniędzy?
-Tego bym tak nie określiła, chociaż dostaję za to bardzo dużo. Zgodziłam się na to by pomóc Justinowi, tak jak on pomógł mi. Załatwił mi pracę tancerki u niego i miejsce w kalifornijskiej agencji tanecznej. To bardzo dużo…
-Nie chciałabyś znaleźć sobie chłopaka, takiego, którego pokochasz? Jak dawniej Ha…- babcia się zatrzymała.- Przepraszam.
-Nie ma za co babciu. Nie rozmawiajmy o tym, to jest trudne.
Zajechałyśmy do Centrum Handlowego, gdzie poszłyśmy razem szukać sukienki dla babci, bo chciała kupić sobie ze dwie nowe. W jednym sklepie spędziłyśmy około 1,5 godziny, a w rezultacie i tak nic nie kupiłyśmy. Poszłyśmy do kolejnego sklepu, gdzie babci spodobał się komplet bordowej sukienki i eleganckiego żakietu. Kupiłam jej je, chociaż długo się ze mną kłóciła, tak na żarty, ale się kłóciła… Dokupiłyśmy jeszcze parę butów na niskim obcasie, jak je babcia określiła „do kościoła”. Poszłyśmy chwilkę odpocząć, a Leigh napisała mi sms-a.
Wszystko gotowe, goście są, wracajcie.
Dopiłyśmy nasze herbaty i wróciłyśmy na parking. Tam włożyłam do bagażnika torby z zakupami i ruszyłam do domu. Gdy dojeżdżałyśmy zdjęłam okulary i oczom nie wierzyłam.
Przecież to był samochód HARRY’EGO!!!
Co on tu Kuźwa robi! Loczek wyszedł z domu i stanął w ganku, trzymał w ręce torbę. Nikt nie był zadowolony z jego wizyty. Mama nie miała wesołej miny i nawet Elliot się do niego nie odzywał. Stał z boku.
-Gracie, czy to jest Harry?- spytała babcia z niedowierzaniem.
-Tak, to on.- wycedziłam.
Harry widząc, że zaparkowałyśmy pod domem, podszedł do drzwi babci i je otworzył, przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam Sean’a w ogrodzie oparty o elewację domu. Leigh go głaskała po policzku, jakby uspokajała. Wysiadłam z samochodu i poszłam do bagażnika. Harry zaczął składać mojej babci życzenia szczęścia, widziałam w jej zachowaniu, że dziwnie się czuje. Wzięłam torby i trzasnęłam mocno bagażnikiem. Wręczył babci upominek. Gdy weszłam na ogród Sean podszedł do mnie szybko.
-Co on tu robi, do cholery jasnej?!
-Skąd mam wiedzieć, babci przyjechał dać prezent, normalnie aż rzygać mi się chce na jego widok.
-Uspokójcie się…- uciszyła nas Leigh.
Harry ucałował babcię i wsiadł do samochodu. Dopiero teraz zauważyłam, że go zastawiłam, wszyscy poszli na ogród.
Uśmiechnęłam się na widok genialnie postawionego mojego samochodu.
-Możesz go przestawić?- spytał mnie.
-Nie.- odezwałam się krótko.
-Nie? Wolisz, żebym tu został?
-Wal się, wracaj do Ellis i Jimmy’ego.
Przeszłam koło Stylesa i wsiadłam do swojego samochodu.
-Po co ty w ogóle tu przyjechałeś?! Moja babcia to twoja rodzina, czy co?
-Nie, ale z grzeczności przyjechałem…
-… z grzeczności…- zaśmiałam się pogardliwie.- Nie rozśmieszaj mnie.
-Myślisz, że przyjechałem do ciebie?
-Do mnie by cię Ellis nie puściła, nie przesłuchiwała cię, gdzie jedziesz?
-Mam takie szczęście, że ona mnie nie kontroluje.
Wyjechałam z mojego miejsca i udostępniłam wyjazd Harry’emu. Wyjechał z podjazdu i z piskiem opon pojechał.
-Pieprz się.- powiedziałam do siebie, ale było to kierowane do niego.
Zaparkowałam na jego miejscu i poszłam na ogród.

(…)
Obudziłam się trochę przed dziesiątą. Słyszałam rozmowę Sean’a i Leigh na korytarzu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby się Harry…- zaczął mój brat.
Daj już spokój Sean… Wczoraj było bardzo miło…
Leigh, co to było?! Były chłopak mojej siostry przyjeżdża na urodziny naszej babci, jakby nigdy nic…
Zeszli na dół i nic już poza tym nie słyszałam. Wstałam z łóżka i ubrałam się.. Zeszłam na dół, cała moja rodzinka siedziała przy stole. Wszyscy się śmiali, ja też uśmiechnęłam się na ich widok. Zjadłam porcję jajecznicy i dwa tosty. Wypiłam kawę i postanowiłam pójść na cmentarz, Elliot powiedział, że pójdzie ze mną i weźmie Marley’a na dłuższy spacer. Wyszliśmy z domu, braciszek wziął mnie za rękę, a drugiej trzymał smycz białego labradora. Długo szliśmy, a Marley dalej miał dużo siły i chciał biegać we wszystkie strony. Doszliśmy do cmentarza, tam zapaliłam świeczkę, „pogadałam” chwilkę z tatą i wróciliśmy do domu.

(…)
-Naprawdę musisz już jechać?- spytał mnie Elliot łapiąc za dłoń.
-Muszę Elli…- przytuliłam małego.
-Szkoda…- szepnął mi do ucha.
Sean włożył walizkę do taksówki, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam do niej. Esemesowałam z Lucy, która powiedziała, że znalazła idealne buty do sukienki. Napisałam, że nie może kupować butów skoro nie ma sukienki. Wysiadłam z taksówki dziękując kierowcy i płacąc za usługę. Oddałam walizkę i poszłam do odprawy, po okazaniu dokumentów usiadłam w samolocie, który miał mnie zabrać do Lizbony.  

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Co sądzicie? Mam nadzieję, że się wam podoba. Komentujcie i dziękuję za poprzednie komentarze. Rozdział w środę. Buźki... :)))