sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 7



Następnego dnia ubrałam się w ciemnoniebieskie ogrodniczki, pod to szarą koszulkę i moje conversy w białe gwiazdki. Zjadłam śniadanie i zmyłam naczynia. Miałam na 10:30 zajęcia, więc musiałam się zbierać. Spakowałam książki i włożyłam je do torebki, wzięłam kask i wsiadłam na motor, za godzinę byłam pod uniwersytetem. Lucy czekała ze swoim kaskiem, potem będziemy wracały moim motorem. Przywitałam się z nią.
-Jarzysz, że to jeszcze tydzień do zakończenia roku akademickiego, potem przerwa dwu i pół miesięczna… Boże nie mogę się doczekać, jadę z Tylerem na Bahamy na dwa tygodnie.
Zaśmiałam się.
-W przyszłym tygodniu przyjeżdża do mnie Elliot na kilka dni, mamy zajęcia tylko w środę i czwartek.
-Tak…
Weszłyśmy na salę, usiadłyśmy w swoim rzędzie i rozpoczęły się zajęcia. Dziś dotyczyły one sposobów wyszukiwania pomysłów na teksty do gazet. Profesor omawiał także różnice, pomiędzy brukowcami, a gazetami „normalnymi”. Myślałam, że umrę i mnie pogrzebią. Gdy o 15:40 skończyły się zajęcia, wybiegłyśmy z sali i podążyłyśmy na parking. Tam wsiadłyśmy na mój motor i pojechałyśmy do domu Lucy. Jej mama siedziała w biurze i rozmawiała przez telefon, a tata robił naleśniki.
-Jesteście głodne?- spytał.
-Trochę…- odpowiedziała blondynka.
-Zawołam was jak będą gotowe.
-Dobrze.
Weszłyśmy na górę i podążyłyśmy do jej pokoju. Lucy rzuciła się plackiem na łóżku.
-Nareszcie.
Usiadłam na wiszącym fotelu.
-Co robiłaś wczoraj?- spytała.
-Byłam na bilardzie z Harrym.
- Z moim Harrym?
-Tak…
-Serio?
-No…
-I jak było?
-Fajnie…- uśmiechnęłam się.
-TY SIĘ ZARUMIENIŁAŚ!- krzyknęła i podbiegła do mnie, a ja zaczęłam przed nią uciekać i zakrywać czerwone policzki.
-NIE…- darłam się, a ona goniła, gdy wreszcie rzuciłyśmy się na łóżko, przyjaciółka mnie przytrzymała…
-On ci się podoba…
-Nie…
-Ej, ale brzydki nie jest…
-No nie jest, ale…
-On ci się podoba…- uśmiechała się.
-Nie Lucy…
-Zaraz do niego zadzwonię. -wyjęła telefon, rzuciłam się na nią i wyrwałam jej go.
-NIE DZWOŃ DO NIEGO…
-Ale wieczorem zadzwonimy…
-Nie, Lucy…
-No proszę… Jeśli on ci się podoba, toooooooo… Zaprośmy go tu na noc?
-PORĄBAŁO CIĘ?!
-Ej, on jest moim kuzynem, nie raz tu nocował…
-Ale mnie tu nie było…
-Gracie… Dawaj…
-Głupia jesteś…
-Dzięki, ale wiem to od dawna, poza tym, mój chłopak mówi mi to kilka razy dziennie… A poza tym… No proszę…
-Nie…
-I tak go zaproszę…
-Jak go zaprosisz to wyjdę.
-Nie wyjdziesz…
-Jesteś pewna?
-Yhym.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju.
-GRACE WRACAJ!!!
Darła się Lucy.
-Nie, bo zadzwonisz do niego.
-Nie zadzwonię, obiecuję.
Spojrzałam na nią.
-No przysięgam na słowo mamy, że nie zadzwonię.
Wróciłam i zamknęłam drzwi.
-Serio ci się podoba?
-Ja nie wiem…
-Czyli tak.
-Mówię, że nie wiem.
-A ja wiem, podoba ci się…
-Nie, Lucy ON MI SIĘ NIE PODOBA…
-Kurde, widzę to i nie wmawiaj mi.
Dziewczyny, chodźcie na naleśniki…- krzyczał tata Lucy.
Zeszłyśmy na dół, zjadłyśmy i postanowiłyśmy pójść na zakupy do pobliskiej galerii handlowej. Weszłyśmy do TopShopu, tam kupiłam marynarkę, buty na obcasie i jeansy. Potem wstąpiłyśmy do sklepu z bielizną po Lucy szukała jakiejś dla siebie. Moja przyjaciółka siedziała w przymierzalni i przymierzała kolejne kolorowe staniki, a ja stanęłam przy stoisku z bardziej stonowanymi kolorami. Odwróciłam się, bo usłyszałam krzyk dziewcząt. Krzyczały: Boże, Boże, widziałam Niall’a… Zayn jest taki przystojny… A Louis, o Jezu… A ty widziałaś te nowe fotki Harry’ego z jakąś dziewczyną?
Oczy wyszły mi na wierzch. Koło sklepu przeszedł Louis, Zayn i Niall. Ale tylko Zayn mnie zauważył i uśmiechnął się. Chyba wiem czemu, stałam przy stoisku z bielizną, skąpą bielizną…
-Grace…- zawołała mnie.
-Tak?
-Który jest lepszy? Gładki czarny? Koronkowy czerwony?
-Gładki czarny…
-Dobra…
Zasłoniła się zasłoną i po chwili wyszła ubrana już.
Po dwóch godzinach wyszłyśmy z centrum handlowego, dochodziła 19:00.
-Grace, muszę ci coś powiedzieć…
-O co chodzi?
-Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a Hazz jest moim ukochanym kuzynem…
-… o boże…
-… wysłuchaj do końca…
-… no…
-… chodzi o to, że chciałam ci powiedzieć, że…
Wzięła głęboki oddech.
-…on miał wiele kobiet, naprawdę wiele i ja chciałam ci tylko powiedzieć, że jeżeli związałabyś się z nim kiedykolwiek to przemyśl to gruntownie, bo nie chcę, żebyś potem cierpiała…
Lucy zaskoczyła mnie tym, co mi powiedziała.
-Wiesz, ja też nie twierdzę, że jeżeli się z nim zwiążesz to nie będziesz szczęśliwa, może się mylę, ale znam go trochę i…
-… Lucy koniec, nie chcę się z nim związać, to, że mi się podoba nie znaczy, że go kocham czy coś… Musze go lepiej poznać znam go dopiero tydzień, a poza tym Lucy jak na razie wystarczy mi pustka po rozstaniu z Blake’em.- mówiłam podniesionym tonem.
Lucy wzięła głęboki oddech.
-Wiem, że go nie lubiłaś, ale on był specyficzny… Specyficznie kochany…
-Tak i cię pobił… Pozdrowienia z Londynu.
-Dzięki…

Harry
Wyszedłem z galerii i ruszyłem w stronę parkingu, gdy zobaczyłem, że chodnikiem idzie Grace i Lucy. Podszedłem by się przywitać, gdy do moich uszu doszedł głos Grace:
Nie chcę się z nim związać, to, że mi się podoba, nie znaczy, że go kocham, czy coś… Musze go lepiej poznać, znam go dopiero tydzień, a poza tym Lucy jak na razie wystarczy mi pustka po rozstaniu z Blake’em.
Stanąłem nieruchomo. Opuściłem głowę i poszedłem w stronę samochodu. Wsiadłem do niego i z piskiem opon ruszyłem.
Grace
Usłyszałam ten charakterystyczny silnik, odwróciłam się i zobaczyłam samochód Harry’ego, który wyjeżdża z podjazdu. Ruszył z piskiem opon. Miałam wrażenie, że nie powinnam mówić tego, co powiedziałam.
Wróciłyśmy do domu, wzięłam prysznic i ubrałam się w piżamy, które kiedyś zostawiłam u Lucy w razie nocki. Lucy poszła się wykąpać, a ja usiadłam na jej balkonie. Spojrzałam na telefon.
Wykręciłam numer do Harry’ego.
-Halo?- spytał, nie był tak szczęśliwy jak zawsze, gdy do niego dzwoniłam.
-Hej… Co słychać?
-Nic, śpię.
-Obudziłam cię?
-Nie dopiero zasypiałem.
-Aaa… to nie będę ci przeszkadzała śpij dobrze…
-Dzięki, ty też, na razie.
-Pa.
Wróciłam i rzuciłam się na łóżko Lucy, gdy moja przyjaciółka wyszła zaczęłyśmy robić sobie manicure i pedicure, potem oglądnęłyśmy horror i dramat romantyczny. Zasnęłam pierwsza.
Obudziłam się, a obok mnie spała nie Lucy, a Harry, otrząsnęłam się, ale chłopak miał nagą klatkę piersiową i wyglądał tak seksownie… Zapach perfum i świeżej białej pościeli mieszał się tak kojąco, że o ja nie mogę. Harry złapał mnie za biodro i przyciągnął do siebie. Spojrzał na mnie zawadiacko i przyczołgał się muskając moje usta, tyle że ja nie odrywałam się od niego, pogłębiałam ten pocałunek, ręce chłopaka błądziły pod koszulką od piżam i czasami schodziły niżej…
Chłopak przeniósł się na moją szyję, gryzł ją od czasu do czasu.
-Moja piękna dziewczyna…- powiedział, a właściwie zamruczał.
Wsunął język do moich ust, a ja jeszcze bardziej przywarłam do niego.
-Kotku…- mówiłam.
Chłopak pozbył się mojej koszulki, wyrzucając ją z łóżka, potem spodni, które zręcznie SAMA ściągnęłam, przeszliśmy do…

Miłego czytania!

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 6



Wstałam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Po godzinie wyszłam wysuszyłam włosy i zaplotłam luźnego warkocza i ubrałam się w czarne, krótkie spodenki z wysokim stanem, białą luźną koszulkę włożoną do środka, do tego nałożyłam balerinki, usta przejechałam nawilżającą szminką, a oczy podkreśliłam mocno tuszem do rzęs, lekkie kreseczki nad okiem i byłam gotowa. Dochodziła 18:00, Sean wrócił z warsztatu.
-Kiedy przyjedziesz naprawić tę zębatkę?
-Dasz radę przywieźć mi go tu?
-No dam…
-To przywieź… Jutro go zrobię…
-Gotujesz coś?
-Tak, makaron z serem, chcesz?
-No…
Podałam mu talerz, zjadłam migiem i poszłam umyć zęby, spakowałam do torebki telefon, portfel, lusterko, tusz, szminkę i chusteczki. Byłam gotowa.
Usiadłam w salonie na skórzanej kanapie i włączyłam telewizor. Oglądałam Keeping Up With The Kardashians. Dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał mnie z odrętwienia.
Poleciałam i otworzyłam Harry’emu.
-Gotowa?- spytał.
-Tak, tylko wezmę torebkę.
-Ok.
Wróciłam się i pożegnałam z bratem.
-Będziesz dziś w domu, jak wrócę?
-Tak.
-To na razie.
-Pa.
Harry otworzył mi drzwi samochodu, usadowiłam się na fotelu obok kierowcy. Zapach perfum chłopaka palił moje nozdrza. Harry usiadł i włączył silnik, który głośno zawarczał. Przygryzłam wargę.
-To gdzie jedziemy?
-Zobaczysz…
-Nie lubię niespodzianek…
-Tak jak każda kobieta…
-Tsaaa…
Po 1,5 godzinie jazdy zaparkował przy jakimś małym nie wiem, klubie, restauracji…
Weszliśmy do środka, okazało się, że klub miłośników bilarda.
-Ale ja nie umiem grać…- mówiłam.
-Nauczę cię.
Podeszliśmy do stołu na samym końcu w rogu sali. Harry zamówił dla nas po soku. Wzięłam kij.
Harry podszedł i przyległ do mnie całym ciałem,  swoją prawą dłoń złapał moją, która trzymała kij, a lewą złapał tak, żebyśmy mogli odbić.
-Najpierw musimy rozbić…- mówił kojącym głosem, czułam jego oddech na szyi i wiedziałam, że pojawiła się tam gęsia skórka. No byłam tego pewna…
-O tak…
Zrobił ruch kijem i kula rozbiła pozostałe, które rozpierzchły się po całym stole.
-Zdolna jestem, nie?
-Oczywiście…
Kolejny ruch mieliśmy wbijać żółtą bilę do luzy. Jego usta były milimetry od mojej skóry na szyi, czasami brał oddechy nosem, jak w zmierzchu, gdy Edward upajał się zapachem Belli…
Wbiliśmy. Odsunęłam się od Harry’ego, który oparł się o stół.
-Muszę iść do toalety.
-Prosto i w prawo.
Weszłam do pomieszczenia i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie wiem czemu, ale rozwiązałam warkocza, moje trochę pofalowane włosy ułożyły się ślicznie.
-Chcesz tam wracać, czy nie chcesz?- mówiłam do odbicia.
-Chcesz?
Kiwnęłam głową.
Ale przed wyjściem zastanowiłam się nad jednym.
Czemu on tak mnie wącha… Bo to się robi przerażające.
Wyszłam, Harry obserwował mnie skrupulatnie.
-Rozgrywka…- powiedziałam do loczka.
-Ty chcesz ze mną rywalizować?- spytał i się zaśmiał- Grace grasz od 10 minut.
-To co… Rozgrywka…
-Proszę bardzo.
Uśmiechał się do mnie i kręcił głową.
Po godzinie chłopakowi została 1 bila, czarna.
-Mówiłaś, że wygram i to się właśnie stanie.
Byłam markotna i zła. Po co mi była tak rozgrywka? Po to, żeby mnie nie wąchał…
-Nie…- zaprotestowałam.
-Już nie masz nic do powiedzenia, Gracie.
-Mam…- podeszłam do stołu i wzięłam bilę, którą miał wbijać Harry i schowałam za siebie. Loczek zaczął mnie gonić dookoła stołu, a ja śmiałam się jak głupia. Gdy mnie dogonił jednym ruchem posadził mnie na stole, a nasze twarzy dzieliły centymetry.
-Możesz mi oddać bilę?
-I tak przegrałeś…- mówiłam zahipnotyzowana pięknem jego oczu.
-Nie, bo mogę jeszcze wrzucić tę bilę…
-Nie możesz, nie wiesz, w którym była miejscu…
Odwróciłam głowę i włożyłam bilę do luzy.
-Ja wygrałam…
Zaczęliśmy się śmiać. Podszedł do nas właściciel klubu.
-Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale zamykamy.
-Um… My już wychodzimy…- powiedział Harry i wręczył mężczyźnie 20 funtów za soki.
-Zaraz ci oddam…- powiedziałam, gdy mężczyzna odszedł.
-Gentelmeni nie przyjmują pieniędzy od kobiet.
Uśmiechnął się i wziął kurtkę.
-Zagiąłeś mnie tym tekstem…
-Dziękuję miło mi.
Wyszliśmy. Harry otworzył mi drzwi do samochodu.
Usadowiłam się. Harry ruszył.
-Jakie masz plany na jutro?
-Idę do Lucy…
-Oooo… Aha, a pojutrze?
-Nie mam planów.
-Hmmm…- zamyślił się- Kino wieczorem?
Kiwnęłam głową.
-Ale ty wybierasz film…- powiedziałam.
-Nie wiem, jakie lubisz typy.
-To chyba lepiej.
Loczek zaśmiał się. 1,5 godziny później stanęliśmy pod moim domem.
-Podobało ci się dziś?
-Bardzo… dzięki…
-Do usług…- powiedział.
-To co do zobaczenia pojutrze.
-Tak.
-Jeszcze raz dziękuję za dziś.
Otworzyłam drzwi, ale przekręciłam się i dałam Harry’emu buziaka w policzek.
-Na razie…- powiedział.
Zamknęłam drzwi i podążyłam do domu. Sean siedział w dresach i oglądał jakiś horror. Chyba Laleczkę Chucky.
-Jak było?- spytał.
-Fajnie.- zdjęłam buty- Idę spać.
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Wzięłam kąpiel i położyłam się spać.


Wesołych Świąt kochane!!! Miłego czytania!

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 5



Liam siedział i oglądali z Louisem jakiś film, Liam kimał i od czasu do czasu otwierał oczy.
-Jak było?- spytał Zayn, który wyłonił się zza wielkiej lodówki.
-Nawet dobrze.
-A więcej pikantnych szczegółów?
-Pikantnych brak…
Zayn zrobił smutną minkę.
-Ale chciałbyś…- uśmiechnął się szeroko.
-Boże zamknij się.
Zaśmiałem się i poszedłem do swojego pokoju. Wziąłem prysznic, zadzwoniłem do Gemmy, by spytać co słychać i około 24:00 zasnąłem.
Grace
Rankiem obudził mnie dźwięk telefonu, wyciągnęłam po niego rękę i wyłączyłam budzik. Była 9:00. Wstałam i spojrzałam w lustro. Byłam ubrana… Kurde, co się stało ze mną wczoraj… Jezu- zamarłam- ja zasnęłam, jak on siedział tu.
Boże, jaka wiocha…
Zaczęłam się śmiać sama z siebie. Wzięłam prysznic, nałożyłam makijaż i wyprostowałam włosy, ubrałam białą koszulę, czarną spódniczkę i buty na obcasie, spakowałam torbę, a do niej książki, mam dziś egzamin z interpretacji wierszy. Stres mną miota. Zjadłam kanapkę z dżemem i wypiłam trochę wody. Wyszłam, a na podjeździe minęłam Sean’a, który wjechał motorem.
-Samochód czynny?- spytałam.
-Tak, naprawiłem go już kilka dni temu.
-I ty mi nic nie mówisz?- powiedziałam.
-Nie pytałaś się…
-Takie rzeczy się mówi.
Wyjechałam z garażu moim ukochany Range’m.
Wsiadłam do pojazdu.
-Dzięki, że mi go odkurzyłeś…- powiedziałam wystawiając głowę przez okno.
-Nie ma za co.
-Wrócę późno.
-Nie śpiesz się, Leigh do mnie przychodzi.
-Boże… - zaśmiałam się.
-Przestań myśleć o jednym.
-Dobra jadę.
-Pa.
Wyjechałam i podążałam drogą do Londynu, kupiłam sobie jeszcze Latte w Starbucksie.
Pojechałam pod uniwersytet, zaparkowałam i dopiłam kawę.
Przywitałam się ze znajomymi.
-Jaką ustalili kolejność?- spytałam.
-Alfabetycznie. Jesteś dziesiąta.- powiedziała Lucy- a ja pierwsza.
-Trzymam kciuki.- powiedziałam do przyjaciółki.
-Zobaczymy co z tego wyjdzie.
-Tak.- blondynka odetchnęła i weszła na salę egzaminacyjną.
Po 40 minutach wyszła z uśmiechem na twarzy.
-I?
-Zdałam.
Zaczęłyśmy piszczeć.
-Boże, muszę zadzwonić do Tylera…- mówiła- Grace, idziemy dziś wieczorem… Choćby na drinka. Tyler ma dziś imprezę w Soho House, a przed tym pójdziemy na pokaz Stelli McCartney.
-Właściwie… Będę gotowa na 18:00.
-Przyjadę po ciebie.
-Ok.
Po 3 godzinach oczekiwań na swoją kolej weszłam na salę.
-Dzień dobry…- przywitałam się.
-Panno Moore, możemy zaczynać?- spytał egzaminator.
-Tak, proszę.
Na ekranie pojawił się tekst wiersza, którego analizy uczyłam się z Harrym. Normalnie nie wierzyłam…
Po 40 minutach odpowiadania na 10 pytań egzaminator wręczył mi certyfikat ukończenia egzaminu z oceną celującą, jarzycie?
Gdy wyszłam z sali, byłam tak strasznie roztrzęsiona, że to się w głowie nie mieści. Zadzwoniłam do mamy, do Lucy, do Sean’a i do Harry’ego.
-Grace, jak miło cię słyszeć…- powiedział.
-Harry byłam na egzaminie z interpretacji…
-I?
-Zdałam celująco.
Zaczęłam krzyczeć z radości.
-No to to trzeba oblać, tylko, że… ja dziś nie mogę co powiesz na jutro…
-Jutro pewnie będę leczyć kaca, więc możemy iść w jakieś spokojne miejsce.
-Ok., to przyjadę jutro po ciebie około 19:00, może być?
-Czekam.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Około 15:30 wróciłam do domu.
Sean siedział z Leigh w salonie i miziali się, nie chciałam im przeszkadzać, więc od razu poszłam na górę. Ubrałam się  i zabrałam się za robienie makijażu, zrobiłam sobie kreski linerem, a usta pomalowałam na czerwono. Włosy były wyprostowane, więc je tak pozostawiłam.
Około 17:30 Lucy zadzwoniła, żebym wyszła przed dom, bo czeka w taksówce. Wyszłam uprzedni mówiąc bratu, że idę na imprezę. Machnął ręką i wyszłam. Wsiadłam. Lucy ubrana była w białą sukienkę na grubych ramiączkach, miała na sobie krótki beżowy żakiet i wysokie beżowe szpilki. Około 18:30 podjechałyśmy pod dom mody, gdzie miał być pokaz. Usiadłyśmy na miejscach w trzecim rzędzie i oglądałyśmy. Po godzinie skończył się, a my podążyłyśmy do taksówki, która zawiozła nas pod Soho House. Tam Tyler był w trakcie prowadzenia imprezy. Odłożyłyśmy żakiety i kopertówki na zaplecze i włożyłyśmy do szafki Tylera. Potem poszłyśmy do baru, by napić się czegoś dobrego. Tańczyłam z przyjaciółką to kultowych piosenek wakacyjnych. Około 5 nad ranem wróciłam pijana jak bela do domu, po drodze rozbolały mnie stopy, więc ściągnęłam buty w taksówce, zapłaciłam kierowcy i weszłam do domu. Gdy weszłam do pokoju walnęłam się na łóżko i zasnęłam.
Rano obudziłam się ze strasznym bólem głowy, jedno czego pragnęłam to pić, pić, pić. Ubrałam się w piżamy, bo spałam w sukience.
Zeszłam na dół jęcząc od pulsujących skroni, w kuchni grała muzyka, a mój brat podśpiewywał. Gdy mnie zobaczył zaczął się głośno śmiać.
-Zamknij się, debilu!- powiedziałam głośno.
Zakrztusił się.
-Boże nigdy nie widziałem cię tak poszkodowanej przez kaca.
-Masz z tego satysfakcję?
-Tak…
-To przestań, daj mi wodę i tabletkę.
Wręczył mi 1,5 litra wody i zieloną tabletkę.
-Dzięki.- powiedziałam i poszłam na górę.
Położyłam się, wypiłam 0,5 litra wody i połknęłam tabletkę, przykryłam się kołdrą i zasnęłam. Obudziłam się koło czternastej, wstałam i zrobiłam sobie kanapkę z masłem i wróciłam na górę. Położyłam się do łóżka i włączyłam TV, jestem pewna, że Lucy po wczorajszej bibie także nie poszła na zajęcia. Oglądałam pokaz Burberry, który ostatnio nagrałam na nagrywarkę. Moje przemyślenia nt. strojów przerwał telefon. Niechętnie podniosłam się z różowej poduszki i wzięłam do ręki telefon, który spadł na podłogę. Przeklnęłam pod nosem i podniosłam białego i-phona z podłogi. Harry.
Poprawiłam się i odebrałam.
-Halo?
-Cześć, udała się impreza?
-Yhym, kaca leczę…
-Biedna…- jego głos był taki… taki… taki… uczuciowy, kurde, miesza mi się w głowie.
-Chyba musze wziąć jeszcze jedną tabletkę…- powiedziałam do siebie, ale telefon cały czas trzymałam przy uchu.
-Czemu?- spytał Harry.
-Oj… ty to słyszałeś… um… na którą się umówiliśmy?
-Na 19:00, przyjadę po ciebie.
-A jak mam się ubrać? Będziemy gdzieś chodzić?
-Nie… Idziemy w miejsce spokojne jak chciałaś…
-Aha, no to do zobaczenia.
-Papa.

Podoba się? Komentujcie!!!