piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 69.



Odchrząkuję i sprawdzam, jak brzmi mój głos. Ok.
Halo?- pytam.
-Cześć Grace. –słyszę głos Scootera.- Mam sprawę.
-Nie dzwoniłbyś, gdybyś jej nie miał…- oznajmiam.- O co chodzi?
-Kontrakt zostanie rozwiązany 2 dni po American Music Awards.
-Cieszę się…
-Tak. Spotkamy się w moim biurze w LA, ty, ja i Justin.
Drzwi się otwierają, a ja wychodzę na korytarz. Idę w stronę wejścia do apartamentu.
-W takim razie widzimy się niedługo.
-Tak. Ummm… Grace?
-Tak?
Wciskam kartę do otworu i drewniane drzwi otwierają się.
-Pamiętasz tę sytuację, jak wróciłaś z wakacji z Australii?
-Trudno jej nie zapomnieć…- mówię i kieruję się ku balkonowi.
-To było chamskie z mojej strony…- mówi głosem, takim, że nie spodziewałabym się, że umie mówić.
-Ty to mówisz? Nie wierzę…
-Grace mówię szczerze, wiem, że jestem twoim szefem…
Prycham, a on kontynuuje.
-…ale do podwładnego też trzeba mieć szacunek…
-Nie miałeś prawa mi zabraniać się z nim widzieć.
-Wiem o tym, ale zależało mi, żeby twój związek z Justinem był naprawdę wiarygodny…
-…i dlatego wrzeszczałeś na mnie zabraniając mi spotykać się z tym z kim chcę, zamiast porozmawiać jak człowiek?
-Popełniłem błąd. Przepraszam. Nie miejmy urazy do siebie.
-Nie wierzę, że to mówisz…
Siadam na leżaku i podnoszę bluzkę, by opalać brzuch, zrzucam buty i krzyżuję stopy.
-Tak, ja chyba też…
-Scooter umówmy się, że jest ok., ale w dalszym ciągu sądzę, że przegiąłeś wtedy.
-Justin wypomina mi to na każdym kroku.
-I to skłoniło cię do telefonu do mnie?
-Tak.
-Czyli brawa dla Justina…
-Gromkie…
Uśmiecham się.
-Nie będę ci już zawracał głowy.
-Dzięki za te przeprosiny i cóż do zobaczenia w biurze niedługo.
-Tak, na razie.
-Pa.
Odkładam telefon na stoliczek i opalam się w słońcu Irlandii. Po jakimś czasie usypiam… Z odrętwienia budzi mnie kolejny telefon, zrywam się i patrzę na ekran mrużąc oczy, nie dowidzę i odbieram.
-Grace, będę w pokoju za chwilkę.
-Ok.- mówię.
Rozłącza się.
Opieram głowę o tył fotela i słyszę śmiech Louisa. Wstaję z fotela i idę do pokoju.
-Jak ci się podoba Dublin?- pyta Niall.
-Jest śliczny i naprawdę jest tu wiele rzeczy do zobaczenia…- uśmiecham się.
-Kiedyś oprowadzę cię po całym Dublinie.
-Dzięki na pewno skorzystam.- uśmiecham się szeroko.
Rzucam się na łóżko, a buty rzucam w kąt. Hazz opiera się o framugę moich drzwi pokojowych.
-Co robiłaś?
-Byłam w na głównym placu i zwiedzałam jakieś zamki.- uśmiecham się.
Odwzajemnia uśmiech i podchodzi do mnie. Rzucam się na łóżko.
-Muszę cię przeprosić.- mówi skruszony siadając na moim łóżku.
-Ale za co?- pytam go.
-Że nie spędzam z tobą wystarczająco dużo czasu.
-Harry niedawno tu przylecieliśmy, miałeś wywiad, ja to rozumiem, poza tym decydując się na wyjazd z wami wiedziałam, że będziecie mieć wywiady itp.
-Cieszę się, że rozumiesz…- dotyka delikatnie mojej szczęki dłoni.- Jutro będzie fajny dzień…- uśmiecha się.
-Tak impreza Eleanor…- uśmiecham się szeroko.
-… no i poznasz drugą część mojej rodziny…- mówi chcąc mnie pocałować. Chłopaki są na tarasie, więc muskam delikatnie jego usta.
-Drugą?- pytam.
-Mojego biologicznego tatę. I dwóch kuzynów: Matty’ego i Bena. Są to synowie siostry mojego taty.
-Poznam twojego tatę?- pytam go.
Kiwa głową.
-Chciał cię poznać  o wiele wcześniej, ale sądzę, że teraz jest odpowiedni moment.
Przełykam ślinę i kładę głowę na pościeli.
-Jesteś zła?- pyta mnie.
-Nie, ale odczuwam to samo, gdy jechaliśmy do Holmes Chapel pierwszy raz.
-Boisz się?
-Stresuję.
-Spokojnie kochanie…- głaszcze mnie po policzku, po czym zniża się i całuje w usta. Ujmuje jego twarz w dłoń i pogłębiam pocałunek, uśmiecha się szeroko, a ja kontynuuję. Słyszę jak ktoś idzie, więc odrywam się i odpycham go.
Śmieje się ze mnie.
-Kocham cię.- mówi szeptem i wychodzi.
Boże poznam jego tatę… Dopadł mnie mega stres, jeszcze jego kuzyni, naprawdę muszą mnie polubić. A co jeśli się tak nie stanie. Będę się z nimi widzieć i będą mnie omijać łukiem. Zamyślona wstaje i przez przypadek wchodzę na Zayna. Przepraszam go. Idę do łazienki i załatwiam swoje potrzeby. Wita mnie w środku podniesiona do góry klapa od klozetu. Ugh… Po chwili przechodzę przez korytarz.
-Ej ty się tak nie stresuj…- mówi do mnie Hazz.
-Zagiąłeś mnie tą informacją, nie wiem w co się ubrać.
-I tym się tak przejmujesz?- zaczyna się śmiać.
-Przejmuję się tym, że on może mnie nie polubić.- mówię poważnie.
Naszą rozmowę słyszy Louis i Zayn.
-On cię polubi choćby nie wiem co, moja mama cię uwielbia, moja siostra też.
Przytulam się do niego.

Harry
Spoglądam na chłopaków i prowadzę Grace do jej pokoju. Zamykam drzwi. Sadzam ją sobie na kolanach, a ona dalej się wtula.
-Będziesz płakać jak wtedy?- pytam.
-Nie będę.- mówi, kładąc mi głowę na ramieniu.
Biorę oddech.
-Nie musimy pojechać do niego…- odzywam się po chwili.
-Nie, pojedziemy. Po prostu przypomnij sobie jak panikowałam przed świętami…
-Pamiętam.
-… trochę się podąsam  i będzie ok.
-Nie lubię jak się dąsasz…- mówię biorąc jej twarz w dłonie.
Grace się uśmiecha.
-Jesteś tym, co najlepsze w moim życiu…- szepcze i łamie jej się głos.
-Ej… Nie płacz…- mówię zakładając jej kosmyk włosów za ucho.
Dziewczyna przenosi wzrok na mój tors i kładzie na nim rękę. Odgarnia drugą ręką włosy do tyłu. Podnosi wzrok na moje oczy. Pierwszy raz widzę, że tak się boi.
-Czego się obawiasz?- pytam ją.
-Tego, że mnie nie zaakceptuje… Widzisz już dwa razy nie zostałam zaakceptowana przez ojców moich chłopaków.
-Co?- pytam zaskoczony.
-No tak, pamiętasz jak opowiadałam ci o tym, co jest w Szwajcarii, zaprosił mnie do domu,  na rodzinnego grilla i gdy jego ojciec zobaczył mnie zaczął krzyczeć, że mam się z nim nie spotykać, bo przeze mnie zaczął opuszczać lekcje i że popsuję mu zdanie innych o nim.
-Boże, co za psychopata…- powiedziałem.
-A z Blake’em było inaczej. Gdy byliśmy razem jakieś 2 miesiące. Oznajmiłam mu, że chcę poznać jego rodziców. On nie chciał, ale namówiłam go. Zaprosiłam ojca i matkę Blake’a do jego mieszkania, wówczas naszego…
Wzięła głęboki wdech.
-… zrobiłam kolację i wszystko pięknie przygotowałam. Okazało się, że jego matka przyszła z podbitym okiem, pobił ją ojciec Blake’a, a jak mnie zobaczył powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć w mieszkaniu, który on kupił synowi. Powiedział mi, że lecę na jego kasę, że jestem pusta, rozwydrzona i w ogóle. A najciekawsze jest to, że nie zamienił ze mną słowa poza: Dzień Dobry… Tego się boję Harry. Zależy mi bardziej na tobie niż na kimkolwiek innym, rozumiesz? Chcę aby cała twoja rodzina mnie polubiła.- zakończyła swą wypowiedź spoglądając mi prosto w oczy.
-Ty jesteś słodka.- mówię.
-Mówię poważnie.
-A ja poważnie stwierdzam, że jesteś słodka, jak się przejmujesz…- uśmiecham się.
-Nabijasz się ze mnie…
Grace wstaje z moich kolan i idzie w stronę drzwi.
-Ej…- krzyczę za nią, wstaję z łóżka, gdy jest w połowie drogi do tarasu łapię ją i zanoszę z powrotem.
Chłopaki mają niezłe widowisko. Dziewczyna bije mnie w plecy pięściami i bosymi stopami w brzuch. Jej ciało jest przewieszone przez moje ramię.
Kładę ją na łóżko i góruje nad nią.
-Puść mnie, idę po buty.- mówi oburzona i próbuje się wydostać.
-Nigdzie nie idziesz… Nie nabijałem się z  ciebie.
-Jasne…
-Po prostu byłaś taka zmartwiona, że aż mi się wierzyć nie chciało, że boisz się spotkania z moim ojcem i kuzynami.
Grace patrzy mi w oczy.
-Wierzysz mi?- pytam.
-Wierzę.- uśmiecha się.
Całuję ją w usta namiętnie, a gdy ktoś puka do drzwi odrywa się ode mnie i wychodzi z pokoju.
-Musimy jechać na arenę…- mówi Zayn i wodzi wzrokiem za Grace.
-Ok.
-Ja was nie ogarnę chyba.
-My siebie też nie ogarniamy…- uśmiecham się.
Grace ubiera buty. Idzie po torebkę i wychodzimy. Liam, Zayn i Louis idą z przodu, a Niall, ja i Grace z tyłu. Blondyn rozmawia z nią o rocznicowym prezencie dla Lily. Wsiadamy do windy.
-Po prostu zaproś ją na kolację w jakieś ładne romantyczne miejsce, kup jakąś drobną biżuterię, czy coś takiego. Spraw, żeby ten dzień był dla niej wspaniały. Możesz wysłać jej kwiaty pocztą kwiatową, tak jak wtedy w Australii.
Uśmiecha się.
-Co? Jakie kwiaty?- pytam się.
-Oni nie wiedzą?- pyta Nialla.
Ten przeczy.
-Niall wysłał Lily piękny bukiet kwiatów, jak byliśmy w Australii.- Grace uśmiecha się.
Zmieniamy temat, Niall, Louis i Zayn są zajęci rozmową, a Liam rozmawia przez telefon. Korzystając z okazji łapie ją za biodro i przyciągam do siebie. Ona łapie za moją rękę i próbuje ją odseparować od ciała. W rezultacie jestem zbyt silny i zbyt kurczowo się jej trzymam. Wzdycha zażenowana. Jej mina jest po prostu komiczna. Wysiadamy z windy, a wtedy Grace po prostu ucieka mi. Bus czeka przed wejściem, moja piękna idzie razem z Lou jakieś 5 metrów ode mnie. Ochrona otwiera drzwi i wychodzimy dziewczyny szybko wskakują do busa, a za nimi my. Siadam koło Grace i przysuwam się do niej.
-Jesteś okropny!- mówi cicho.
-Wiem.
Ona nie chce pokazywać, że coś nas łączy mimo tego, że chłopaki zrozumieli naszą sytuację. W sensie, że flirtujemy. Nie koniecznie, że sypiamy ze sobą.  Grace jest ostrożna i widzę to w jej oczach. Chyba boi się, jak ktoś by ją zapytał np. Wy się tu tak miziacie, a wciąż jesteś z Justinem… I wyszłoby, że ona go zdradza. W pewnym sensie tak robi, ale jest z Justinem tylko dlatego, by go nie zranić. Nasze relacje są mega skomplikowane.
Odsuwam się tak jak dziewczyna chce, ale wciąż i tak siedzę blisko niej. Droga nie zajmuje nam dużo czasu. Najwięcej pół godziny, wysiadamy na tyłach busa i wchodzimy za kulisy areny. Wszystko jest przygotowane, chłopaki z bandu są, 5SOS też, technicy, ochroniarze też. Lou rozkłada walizkę z rzeczami potrzebnymi do charakteryzacji, a Grace siada na kanapie i z nią rozmawia.
Pokazuję jej, że zaraz wrócę, a ona kiwa głową. Idę zobaczyć scenę, ile będzie miejsca i w ogóle. Witam się z technicznymi i rozmawiam z jednym z nich. Nagle słyszę z tyłu.
-Kurde, ale ona jest fajna, tyle, że starsza…- mów Luke gadając z Calumem.
-… i chodziła z Harrym, więc lepiej nie zadzieraj.
Kończę rozmowę i idę za nimi jakieś 10 metrów. Wchodzą do garderoby i charakteryzatorni. Ja też. Grace śmieje się na coś co powiedział jeden z nich. Ogólnie rzecz biorąc bardzo, naprawdę bardzo lubię tych chłopaków, ale jak któryś ma zamiar dobrać się do Grace to wiecie co… Żadnej litości. Siadam koło niej i przenoszę ją tak, by usiadła mi na kolanach. Dziewczyna jest zaskoczona i jej policzki pokrywa duży rumieniec. Całuję ją w policzek.
-Jesteś okropny!- mówi cicho, podczas gdy chłopaki gadają z Louisem.
-Wiem.
Dziewczyna próbuje zejść mi z kolan i puszczam ją dopiero po 15 minutach. Właściwie, łapię ją za rękę i prowadzę na scenę, póki co chodzą tam tylko techniczni i nie ma żadnych fanów.
-Dziś znów będzie komplet…- uśmiecham się.
-Jak zawsze…
Siadamy na skraju sceny i machamy nogami. Obejmuje ją w biodrze i przysuwam do siebie. Ona kładzie mi głowę na ramieniu.
-To jest ogromne…- szepcze.
-Tak, wiem, ale śpiewaliśmy na dwa razy takich stadionach.
-Boże… Nie zżera was trema?- pyta mnie.
-Teraz już nie.
Grace wyciąga telefon i robi zdjęcie naszych nóg uniesionych do góry na tle widowni. Wstawia je na Instagrama.
Liam woła mnie do Lou na zrobienie fryzury. Muszę wstać i iść. Grace dalej siedzi.
-Zaraz przyjdę…- oznajmia.
Kiwam głową i idę.

Grace
Dosiada się do mnie Luke i Ashton. Gdy widzę tego drugiego w moim umyśle pojawia się Gemma. Uśmiecham się do nich.
-Boję się dzisiejszego koncertu…- mówi Luke.
-Czemu?- pytam zdziwiona.
-Bo to jest ogromne…- mówi, a Ash mu przytakuje.
-Chłopaki nie takich arenach występowaliście…
-Ale to jest jedna z największych.
-Dacie radę…

Harry
Siadam na fotelu, a Lou pryska moje włosy wodą potem układa je szczotką i suszy. Nakłada lakieru i moje przydługie włosy wyglądają tak jak świeżo po ścięciu. Ubieram czystą czarną koszulkę i idę do toalety, załatwiam potrzeby i wracam do Grace, która oblegana jest przez czterech facetów. Chłopaki chyba próbują twerkować, a ona śmieje się tak głośno i płacze jednocześnie, że aż sam zaczynam się śmiać.
-Boże co wy robicie?- krzyczy i kładzie głowę na ziemi. Śmieje się tak jak nigdy.
-Naucz nas.- mówi Calum.
-Dobra.
Dziewczyna wstaje i poprawia swoje piękne włosy.
-Patrzcie…
-Stajecie w lekkim rozkroku…- mówi.- Pochylacie się do przodu, zginacie kolana tak, aby nie wychodziły one przed środek stopy…- ona wszystko im pokazuje…- Ręce kładziecie na biodrach. I poruszacie biodrami do przodu w ten sposób. – dziewczyna pokazuje, jakby wypychała coś do przodu. Wygląda seksownie…- I teraz tak… Robicie squat kładziecie ręce na udach tuż nad kolanami i robicie coś takiego…- Gracie prezentuje twerk… 
Czy ja mówiłem kiedyś, że mam obsesję na punkcie jej pupy?
Chłopaki klaszczą i próbują. Ashtonowi koślawo ale wychodzi, Mikey jest najlepszy, bo on tańczy jak Miley dosłownie. Calum siada zrezygnowany, a Luke się śmieje.
Słyszymy piski z widowni, więc wszyscy znikamy za kulisami.
Grace czeka na mnie, gdy słucham Paula, który pyta mnie jakie piosenki wybrałem z chłopakami.
-Take Me Home + Best Song Ever + Story Of My Life.
Grace ściska moją rękę, a ja spoglądam na nią. Uśmiecha się szeroko. Idziemy do garderoby i czekamy na rozpoczęcie koncertu.
(…)

Grace
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że koncert był po prostu wspaniały. Chłopcy dali z siebie wszystko, zaśpiewali pięknie każdą piosenkę. Przy Change My Mind  Harry stale się uśmiechał do mnie. Koncert trwał jakieś 2 godziny, a po jego zakończeniu szybko pojechaliśmy do hotelu, zabraliśmy manatki i migiem na samolot. Była już 22:00, jak wystartowaliśmy, usiadłam koło Hazzy i przytuliłam się do niego. Po chwili słyszałam tylko ciche posapywanie, dokładnie tak jak wtedy, gdy śpi. Sama zamknęłam oczy, ale nie spałam. Na pokładzie było słychać ciche rozmowy. Wylądowaliśmy po 1,5 godziny. Obudziłam Hazzę, a on szepnął mi, że jestem bardzo wygodna i nadaję się na poduszkę dla niego… Przyjęłam to jako komplement. Busy tak jak wcześniej podjechały na pas startowy i zabrały nas do hotelu.  Zatrzymaliśmy się w Radisson Blu. Co ciekawe znów trafił się nam apartament bardzo podobny do tego w Dublinie…
Około godziny pierwszej po szybkim prysznicu, bo była kolejka, postanawiam iść spać. Chłopaki gawędzą sobie w salonie.
Ubrana  i pozbawiona makijażu kładę się do miękkiego łóżka. Słyszę nagle ciche skrzypienie drzwi. Uchylają się i widzę w nich kędzierzawą głowę.
-Przyszedłem powiedzieć ci dobranoc…
Wchodzi do środka. Uśmiecha się. Siada na skraju łóżka i dotyka  mojego policzka.
-Śpij dobrze…-  mówi cicho i nachyla się, by obdarować moje usta pocałunkiem.
Muskam je jeszcze trzy razy i całuję go w policzek.
-Kocham cię, ty też śpij dobrze.- mówię.
Harry wstaje i wychodzi z pokoju. Gaszę lampkę i z uśmiechem na twarzy zasypiam.
(…)
 Rankiem wstaje jako druga Liam siedzi ubrany na kanapie i pisze coś na telefonie. W całym apartamencie jest błoga cisza. Sądząc po szklankach wypełnionych resztkami Whisky siedzieli długo. Witam się z chłopakiem, który chichocze i robi mi zdjęcie, gdy idę w stronę łazienki.
-Co?- pytam zaspana.
-Masz ekstra koszulkę.
Zaczynam się śmiać i zamykam się w środku. Moja różowa kosmetyczka leży na szafce w samym środku czarnych i granatowych. Wyciągam z niej szczotkę i rozczesuję włosy, ogarniam, że wyglądam jak po jakiejś wojnie, a moje włosy są wszędzie pokołtunione. Wracam do pokoju po prostownicę i z powrotem do łazienki. Rozczesuję włosy i prostuje je. Nakładam makijaż, lekki i subtelny, żeby tata Harry’ego ani jego kuzyni nie pomyśleli, że jestem plastikiem. Włosy psikam lekko lakierem i chowam wszystko do mojej kosmetyczki. Idę do pokoju. Przeszukuję całą walizkę i wreszcie znajduję luźną, czarną koszulkę oraz spodenki, przylegające do ciała, ale nie wykrojone za bardzo. Poza postanawiam potem założyć sandałki na obcasie. Gdy wychodzę ubrana z mojej sypialni do apartamentu wchodzi obsługa hotelu z dwoma wózkami jedzenia. Rozkładają wszystko na tarasie. Liam im dziękuje i wychodzą.
-Myślałem, że będziesz spała dłużej…- mówi.
-Nie jestem do tego przyzwyczajona…- uśmiecham się.
Ze swojego pokoju wychodzi Louis i kieruje się ku toalecie. Liam dalej siedzi na kanapie, ale teraz rozmawia z Danielle, więc nie przeszkadzam mu i idę cicho do pokoju Hazzy. Ten śpi w najlepsze. Z lekko otwartą buzią, pochrapuje cicho i mruczy coś. W jego pokoju śmierdzi alkoholem. Otwieram cicho okno i wietrzę tu. Do pokoju wpada więcej słońca i dopiero widzę jaki tu jest syf. Jezu drogi… Nie mogę patrzeć, na to co się tu dzieje, więc zaczynam trochę sprzątać i składać jego rzeczy. Gdy pokój wygląda lepiej, co nie znaczy, że jest czysty do końca, kładę się koło niego na łóżku, wchodzę pod kołdrę, pod którą jest cieplutko. Przysuwam się do niego i całuję jego szyję, poza tym gładzę go dłonią po torsie i żebrach. Śpi dalej. Korzystam z okazji i całuję go w szczękę. Podnoszę się i zatapiam się w jego najwrażliwsze miejsce za uchem. Składam pocałunki i drapię go dłonią po szyi. Dopiero wtedy zaczyna się kręcić i otwiera zaspane oczka. Oblizuje usta i uśmiecha się lekko. Zamyka jeszcze na chwilkę oczy, ale wiem, że nie śpi.
-Możesz mnie tak budzić codziennie?- pyta przełykając ślinę i przyciągając mnie do siebie.
-Mogę…
Siadam mu na biodrach i kładę się na jego torsie, tak, że dzielą nas milimetry.
-Popiłeś wczoraj, co?
-Nie, ze dwie szklaneczki… Słabe…
Harry poprawia się.
-Czemu otworzyłaś okno?
-Bo tu śmierdziało tymi twoimi drinkami.
Uśmiecha się. Przez okno wchodzi ciepłe powietrze, a słoneczna pogoda rozświetla pokój.
-Śniadanie już jest na stole…- mówię.
-Muszę iść wziąć prysznic.
-No to już cię puszczam…- wstaję powoli, a moja koszulka naprawdę opada z byt nisko ukazując mój dekolt.
-…możemy iść razem…- unosi brew.
-Nie.- oznajmiam szybko, całuję go w usta i wychodzę z pokoju.
Przy stole siedzi Zayn, Louis i Liam.
-Harry śpi?- pyta mnie Zayn.
-Nie, już wstaje.
Siadam na wolnym miejscu. Nakładam sobie naleśniki z bitą śmietaną i owocami na talerz i przysłuchuję się rozmowie chłopaków o dzisiejszym dniu.
-Ja to chyba na basen pójdę…- oznajmia Liam.
-Ja jadę po Perrie na lotnisko, pójdziemy sobie gdzieś.- dodaje Zayn.
Zupełnie zapomniałam o mojej próbie z Perrie. Muszę do niej zadzwonić.
-Ja muszę dopilnować czy wszystko na imprezę Eleanor jest dopięte na ostatni guzik.
Louis spogląda na mnie i obydwoje się uśmiechamy.
-A ty Grace?- pyta mnie Zayn.
Odchrząkam lekko.
-Jadę z Harrym do jego taty, a potem prawdopodobnie będę się widzieć z Perrie.
Zayn patrzy na mnie zdziwiony.
-Nic nie wiem…
-Bo to jeszcze nie jest ustalone do końca, ale zaraz zadzwonię do niej i się dowiem…
-A po co się spotykacie?
-No…- zaczynam się jąkać.- Szykujemy coś wspólnie na ślub Lucy.- mówię.
-Nikt o tym nie wie, prócz was…- zgaduje Liam.
Kiwam głową.
Na tarasie zjawia się Niall, a zaraz po nim Harry, który jest już po prysznicu, jest ubrany szarą koszulkę i dżinsowe spodenki. Uśmiecha się do mnie i siada obok. W ciągu pół godziny wszyscy zjadamy śniadanie, przy którym Niall dodaje, że jedzie do C.H. Jest godzina 11:00, więc Harry mówi, że jedziemy już. Myję szybko zęby poprawiam włosy i sięgam po torebkę. Podczas, gdy Harry dokańcza myć swoje dzwonię do Perrie i umawiam się z nią na 14:30. Mam przyjechać do Blueprint Studio. Harry bierze ze sobą dwóch ochroniarzy i gdy wychodzimy z apartamentu mówi, że samochód już na nas czeka. Przed hotelem czekają paparazzi i fani co jest naprawdę przykre, gdy wykrzykują: Nie chcemy Harrace…
Jedziemy samochodem do centrum Manchesteru. Wysiadamy przed jednym z wielu 10- piętrowych budynków.  Harry prowadzi mnie do windy, a ja czuję, że dopadają mnie zimne poty. Wiem, że Harry widzi, że się denerwuję, zresztą on chyba też trochę. Może przeze mnie… Kładzie mi rękę na biodrze i przyciąga do siebie. Całuje mnie w skroń i szepcze, że wszystko będzie ok. Wychodzimy z windy i idziemy długim korytarzem pod mieszkanie, gdzie pisze Desmond Styles.
Harry dzwoni do drzwi i po chwili otwiera je blondyn, w naszym wieku. Uśmiecha się szeroko.
-Cześć Harry!
-Cześć Matty!- uśmiecha się Harry.
Wchodzimy do środka.
Z kuchni wychodzi tata Hazzy, wiem, że to on bo jest jedynym starszym człowiekiem w mieszkaniu. Drugi chłopak Ben zagląda za nami i wstaje z kanapy. Mój ukochany wita się z rodziną.
-Tato, chłopaki to jest Grace, o której wam tyle opowiadałem…
-Bardzo miło mi cię poznać…- mów do mnie tata loczka.
-Pana również.- uśmiecham się ściskam jego dłoń.
-To jest Matty, a to Ben.- mówi Harry.- Moi kuzyni.
-Najlepsi kuzyni…- mówi blondyn, Matty.- Miło nam cię poznać.
Również ściskam ich dłoń.
Kierujemy się do salonu, gdzie Harry siada i widzę, że po tęsknił za tym miejscem.
-Zmieniłeś żyrandol tato…- mówi do ojca, który krząta się w kuchni.
-Ach… Tak… Tamten szybko się kurzył i był stary, więc postanowiłem go zmienić.
Harry idzie na chwilkę do kuchni, a jego kuzyni nawiązują ze mną rozmowę, pytają o wszystko dosłownie, są całkiem śmieszni, bo dogryzają sobie nawzajem. Harry podaje mi szklankę wypełnioną wodą z cytryną. 
-Jesteście dobrzy…- chwali ich loczek.- Zaczęła się śmiać…
Patrzę na niego zdziwiona.
-A czemu miałaby się nie śmiać?- pyta tata Harry’ego niosąc paterę z ciastem.
-Bo się bardzo stresowała, prawda?- mówi do mnie obejmując mnie ramieniem.
Kiwam lekko głową i rumienię się.
Po jakiejś godzinie kuzyni siedzą sobie na tarasie i gadają, a ja siedzę z tatą Hazzy w salonie i oglądamy stary album zdjęć loczka.
-O matko!- piszczę.- Jaki mały blondynek…
Des zaczyna się głośno śmiać.
Harry po prostu wyglądał uroczo, że normalnie aż nie wierzyłam. Teraz ma taką poważną urodę, oczywiście niepoważny charakter, ale to zostawmy… :)
-Jaki on był śliczny…- mówię.
-Dzięki Grace!- mówi z tarasu, a ja macham na niego ręką.
Dla mnie on teraz jest przystojny, a nie śliczny.
-A to zdjęcie jest moim ulubionym…- uśmiecha się szeroko Des.
Uśmiecham się szeroko.
-Czyli teraz już wiadomo, że zamiłowanie Harry’ego do kobiecych staników wzięło się od dzieciństwa.
Wyciągam telefon i pstrykam fotkę.
Harry wchodzi do salonu i jęczy.
-Tato, wystarczy tych zdjęć…
-Cicho siedź…- mówię do niego.- Nie skończyłam oglądać.


Przez następne pół godziny oglądam albumy i muszę przyznać, że niektóre zdjęcia są tak komiczne, że śmieje się razem z Desem do rozpuku. Widzę, że Harry jest przejęty tym, że oglądam jego zdjęcia, ale z drugiej strony uśmiecha się. Jest zadowolony, że złapałam kontakt z jego ojcem, który na chwilkę zostawia mnie samą.
-Harry?- wołam go.
-Tak?
-Ja o 14:30 muszę wyjść…- mówię mu.
-Gdzie?- pyta zdziwiony.
-Umówiłam się z Perrie w sprawie czegoś co przygotowujemy na ślub Lucy.
-Ahaaa… Oczywiście, nie ma sprawy…
Całuję go w policzek, bo nachyla się nade mną. Ściąga koszulkę i kładzie ją na fotelu, po czym wraca taras.
Des prosi mnie o pomoc w zrobieniu obiadu. I Tak nie mam nic do roboty, więc idę z nim do kuchni.
-Wychodzisz wcześniej?- pyta mnie.
-Tak… Muszę załatwić sprawę związaną ze ślubem Lucy.
-Ach… Tak… Wy się znacie… Coś sobie przypominam…- mówi Des.
Zakładam podany mi fartuszek i zabieram się za przyprawianie ryby.
-Lucy jest moją najlepszą przyjaciółką, studiujemy razem, właściwie to studiowałyśmy, bo ja zawiesiłam na razie swoje studia.
-Harry mi mówił…
-… ale od przyszłego miesiąca planuję na nie wrócić… będzie bardzo trudno, ale postaram się…
-Będę trzymał kciuki.- uśmiecha się Des.
-Dziękuję.
-Jej narzeczonego znasz?- kontynuuje Des.
-Tyler to świetny facet. Jest bardzo opiekuńczy wobec niej i widać, że się kochają.
-A nie sądzisz Grace, że ślub w wieku 19 lat to nie jest za wcześnie?
-Powiem Panu, że gdy dowiedziałam się o ich zaręczynach bardzo się ucieszyłam, ale myślałam szczerze mówiąc, że ślub przełożą na za 2-3 lata.
-No właśnie…
-…ale to była ich decyzja, my możemy wyrażać swoje zdanie. Oni od początku byli pewni o tym ślubie.
Uśmiecham się na myśl o Lucy w tej pięknej sukni.
-Masz rację.
Matty wchodzi do kuchni i węszy za jakimś jedzeniem.
-Boże… Matty…- jęczy Des z szerokim uśmiechem.- Znów jesteś głodny?- pyta.
-Wujku, prawdziwi mężczyźni potrzebują co chwilę nowej dostawy węglowodanów…
Zaczynam się śmiać, a Matty puszcza do mnie oko.
Kończę przyprawiać rybę i podaję ją Desowi. Ten kładzie je na patelni i smaży. Robię sałatkę. Jest już koło godziny 13:00, gdy sławna ryba z frytkami jest gotowa. Idziemy na taras i tam kładziemy wyłożone na półmiskach jedzenie. Siadamy przy stole i Matty robi nam zdjęcie, w porę zasłaniam twarz.
-No to na Insta…- mówi gejowatym  głosem.
Wybuchamy śmiechem. Mój telefon wibruje na powiadomienie, że zostałam oznaczona na zdjęciu oraz że Matty dał mi follow.
-Ja ale się cieszę, mam follow od jakiegoś Matty’ego…
-Nie od jakiegoś, tylko ode mnie…- blondyn śmieje się. 
Chłopaki zjadają wszystko i naprawdę ich podziwiam.
Wkrótce muszę zbierać i wyjść z mieszkania taty Harry’ego, by spotkać się z Perrie. Żegnam się z Desem, Matty’m i Benem. Po czym zostawiają mnie z Hazzą przy drzwiach.
-Zobaczymy się przed koncertem…- mówię.
-Już tęsknię…- całuje mnie w czoło, a potem ja całuję jego szczękę.
-Do zobaczenia.- mówię idąc w stronę windy.
-Pa.
Zamyka drzwi.
Taksówka zawozi mnie pod Blueprint Studio, Perrie czeka w holu i bardzo się cieszy, że mnie widzi. Idziemy prosto do studia ćwiczyć naszą piosenkę.

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 68.



Wjeżdżam windą na górę i otwieram drzwi. Wykładam walizkę i pakuję rzeczy. Zajmuje mi to ok. 3 godziny + prasowanie. Włączyłam telewizor i zaczęłam przeglądać Internet na swoim laptopie. Ok. 17:00 poszłam się wykąpać, umyłam włosy i nasmarowałam ciało balsamem. Robię sobie lekki makijaż, oczy podkreślam eye-linerem i mocno rzęsy. Ubieram się w swój strój i robię wysoką kitkę na której wiążę kokardę. Jest super. O 18:30 wychodzę z domu i jadę samochodem w kierunku Ace Hotel Shoreditch. Parkuję ulicę niedaleko i idę kawałek na piechotę, widzę Gemmę, która macha do mnie.  Dziewczyna prowadzi mnie na tyły, bym mogła ominąć paparazzich. Po jakichś 20 minutach kelner podaje mi drinka, ale odmawiam proszę barmana po bezalkoholowe Mojito. Rozmawiam z Gemmą, o tym, że Charlize dostała się do szkoły, zdjęcia bardzo spodobały się radzie kwalifikacyjnej. Jestem bardzo szczęśliwa. Widzę, jak rudy Ed Sheeran idzie z Harrym rozmawiają, a Styles wybucha głośnym śmiechem. Gemma macha do swojego brata, a ten podchodzi z przyjacielem. Przytula mnie mocno. Gemma odchrząka, a ja płonę rumieńcem.
-Grace to jest mój przyjaciel Ed.- mówi Harry.- Ed, a to moja…- Harry zatrzymuje się.
-…była dziewczyna i najlepsza przyjaciółka…- dokańcza Sheeran.
Uśmiecham się szeroko.
-Dokładnie tak.- mówię.- Bardzo mi miło cię poznać.- uśmiecham się, a Ed podaje mi rękę.
-Ciebie również.
Lou udziela mnóstwo wywiadów, ale po jakiejś godzinie udaje mi się ją złapać i pogratulować sukcesu jej książki. Rozmawiam z nią chwilkę później, zgubiłam gdzieś Gemmę, ale spotykam Nialla, chłopak pije drinka i rozmawia z kimś przy barze. DJ zadbał o dobrą muzykę, staję z boku i spoglądam na bardzo ciekawą dekorację miejsca. Czuję lekki objęcie od tyłu. Zapach whisky. To na pewno on. Lekki pocałunek w szyję.
-W tej kokardzie jest taka… niewinna…
Odwracam się i patrzę na niego.
-A ty w tej chuście…- zaczynam.
-No dokończ…- mówi.
-Mógłbyś ściąć włosy kotku…- mówię.
-Wszyscy mi to mówią…- jęczy.
-Ja ci to mówię.- uśmiecham się i całuję go w usta.
Idziemy chwilkę potańczyć, potem wracamy do baru, gdzie siedzi Ed, Harry zaczyna z nim rozmawiać, a ja widzę swoje koleżanki, z którymi tańczyłam układ do Yonce na stronę agencji.
-Kimmy, Cara!- krzyczę, a one odwracają się. Widzą mnie i biegną w moją stronę.
Ściskamy się długo, a potem idę z nimi na drugą stronę pomieszczenia, gdzie jest bankiet. Rozmawiamy na tarasie i popijamy kolorowe soki, one też nie piją.  Potem wracamy do środka i dalej ciągnąc rozmowę zamawiamy kolejne napoje.
-Grace?- słyszę za plecami, a dziewczyny się uśmiechają.- Mogę cię na chwilkę prosić?- pyta mnie Harry.
-Tak, przepraszam na moment…- mówię do dziewczyn, a one żegnają się ze mną mówiąc, że muszą iść.
Dziewczyny odchodzą.

-Masz mnie całą już…- uśmiecham się.
-Chodź na taras, tam nikogo nie ma…- mówi łapiąc mnie za rękę. Splata nasze palce i prowadzi mnie na taras, tam co ciekawe zaczyna grać spokojna muzyka, a ta mocna, elektroniczna z wewnątrz jest niesłyszalna tu. Na stoliku leżą świeczki, a dookoła palą się lampiony, Lou naprawdę zadbała o wystrój tu. Siadamy przy stoliku. Wyciągnęłam swój telefon i zrobiłam nam zdjęcie, po czym wstawiłam je na Instagrama z podpisem:  
Impreza promocji książki The Craft Lou, fantastycznie! :)
Po jakiejś godzinie znalazł nas Liam z Niallem i żeby nie mieli żadnych podejrzeń, wstaliśmy i wróciliśmy do środka. Poszłam do łazienki i poprawiłam makijaż. Harry czekał przed drzwiami łazienki, a gdy wyszłam stamtąd fotograf poprosił o zrobienie nam zdjęcia.

-Paparazzi?- spytałam krzywiąc się.
-Nie…- uśmiechnął się.- Fotografuję do galerii Bleach London.
-W takim razie nie ma sprawy.
Spojrzałam na Hazzę, a ten pstryknął zdjęcie.
-Nie to się ruszyłam zróbmy kolejne…- zaśmiałam się.
-To chodźmy tak do światła, ok.?- poprosił mężczyzna.
-Mhm.
Złapałam Hazzę za rękę i podeszliśmy bliżej.
Pstryk.
-Obydwa są świetne, dzięki.
Podszedł do nas, a właściwie do Hazzy mężczyzna.
-Grace to jest Tom, narzeczony Lou.
-Och bardzo mi miło…- powiedziałam, a on uśmiechnął się, podał mi rękę i powiedział, że jemu też jest miło.
Koło 3 nad ranem ulotniłam się do domu, Harry został, ale planował być tu jeszcze jakieś pół godziny. Znów wyszłam tyłem, ale tym razem paparazzi zauważyli mnie. Podbiegłam szybko do samochodu i wsiadłam do niego. Rozpuściłam włosy, bo głowa rozbolała mnie od mocnej kitki.
Wróciłam do domu i po zmyciu makijażu i przebraniu się poszłam spać. Samolot do Dublina mamy o 10:00, więc nastawiłam budzik na 7:30. 

Zobacz słońce, jaka ona jest piękna…- usłyszałam szept.- Dokładnie taka jak ty, gdy braliśmy ślub.
Zaciskam dłoń na przedramieniu Hazzy i ze łzami w oczach patrzę na składającą przysięgę naszą córkę.
-Możecie się pocałować.
Łza leci mi z kącika oka, a moja córka całuje swojego męża. Ma piękną śnieżnobiałą suknię. Moją suknię. Chciała w niej iść do ołtarza, chociaż suknia ma 25 lat i jest niemodna. Opowiadałam jej, jak mój ślub był idealny i jak Harry wyglądał na nim. Jak to określiła Sophie: Niezłe ciacho.
Wielkie brawa rozbrzmiewają się na sali, a para młoda wychodzi na zewnątrz. Sophie puszcza do mnie oko i uśmiecha się szeroko.
-Udała nam się córka…- szepcze mi do ucha Harry.
-Nie tylko ona…
Spoglądamy na Lindsay, jej perfekcyjnie pokręcone włosy są pięknie upięte kokardą do tyłu, moja mała dziewczynka wstaje i poprawia sukienkę. Ma już 6 lat. Patrzymy na nią jak w obrazek, a ona uśmiecha się pokazując szczerbate uzębienie.
-Tatusiu chodźmy do Sophie.- mówi.
-Dobrze, chodźmy.- mówi Harry i bierze ją na ręce.
Moja mama i Ben stoją z boku. Sean pokazuje palcem na swoich chłopców, Teddy ma już 10 lat, a z boku stoi starszy Ervin ma 22 lata i przyszedł ze swoją dziewczyną.
Patrzę na moją rodzinę i nie mogę uwierzyć, że całe 20 lat temu poznałam Hazzę.

Budzę się spocona i przecieram oczy.
-Ja pierdziele, co za debilny sen.- jęczę.
Kładę twarz na poduszce i zamykam oczy, migiem zasypiam. Rano słyszę budzić, a co ciekawe gra mi BMTH* i to jeszcze „Go To Hell, For Heaven’s Sake”. Krzyk Sykes’a totalnie mnie budzi. Wstaję z łóżka niechętnie, włączam TV i robię sobie jajecznicę i zerkam na telewizor, gdzie leci BBC Breakfast. W międzyczasie robie grzanki i otwieram drzwi balkonowe, by dopuścić trochę świeżego powietrza do domu. Widzę, jak mój telefon wibruje od wiadomości.
-Kochanie, zostawiłem ci przepustkę na możliwość wjazdu na pas startowy, gdzie będzie stał nasz prywatny samolot. Masz go w skrzynce na listy. Kocham cię. Xx.
Uśmiecham się szeroko i blokuję telefon. Nakładam jajecznicę na talerz i smaruję grzanki masłem. Moja herbata jest gotowa, siadam przed telewizorem i oglądam wywiad z Nicole Kidman nt. nowego filmu o księżnej Grace Kelly. Nie mogę uwierzyć, że kobieta tak bardzo wyrządziła sobie krzywdę botoksem. Okropność. Ugh… Po szybkim zjedzeniu śniadania ubieram się i słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram je i widzę listonosza z paczką.
-Dzień dobry!- rumieni się.
-Dzień dobry.- odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-Mam paczkę dla pani.
-Od kogo?- pytam podpisując dokument odebrania paczki.
-Nie pisze…
-A co jeśli to nie do mnie…
-Pani Grace Moore?
-Tak, to raczej do mnie.
Dziękuję listonoszowi i zamykam drzwi. Idę po nóż i rozrywam paczkę, wyciągam list i koszulkę, która będzie raczej jak krótka sukienka. Ma na plecach napisane wielkie STYLES ’94. Uśmiecham się szeroko i chwytam za list.
Droga Grace!
Nie wiem co napisać ci tutaj, być może w ogóle tego nie otrzymasz, no, ale gdyby to to jest taki mały prezent ode mnie. Pewnie dziwisz się dlaczego wysyłam ci koszulkę z nazwiskiem Harry’ego, a nie Justina. A może nie… Cóż, tylko ty jedna wiesz co jest dla ciebie najlepsze, ale ja uważam, że twój związek z Justinem jest bezsensowny, mam wrażenie, że widzicie się raz na ruski rok.- zaczynam się śmiać. –Spędzałaś z nim więcej czasu tańcząc na jego koncertach, ale weź pod uwagę, że teraz jesteś w Londynie, zamierzasz wrócić na studia, więc jest to może powód tego, by wrócić do Hazzy. My, Directionerki głupie nie jesteśmy, widzimy co między wami jest. Ta chemia widoczna jest na kilometr. Moja mama powiedziała, że patrzycie się na siebie jak para zakochanych nastolatków i tu się zgadzam. Jeśli mam rację, to weź sobie do serca Grace to co wszyscy widzą i zrezygnuj ze związku z Justinem.- żeby to było takie proste…- Wróć do Harry’ego i spraw, że on znów będzie mógł cię obejmować i całować na naszych oczach, bo to jest szalenie fantastyczne. Zawsze shippowałam wasz związek i nigdy nie przestanę. Skrywam nadzieję, że kiedyś spotkam was razem trzymających się za ręce. To byłoby na tyle za bardzo się rozpisałam. Dziękuję za sprawienie, że Hazz jest szczęśliwy. Pozdrawiam z Atlanty. Mary.
Spoglądam na koszulkę i pakuję ją zamiast moich pidżam, chowam krótkie spodenki do tego. Maluję się i czeszę włosy w warkocza na boku, myję żeby i chowam kosmetyczkę. Odłączam TV od prądu i sprawdzam gaz. Wyjeżdżam z walizką przed mieszkanie i po sprawdzeniu, czy wszystko wzięłam zamykam je. Zjeżdżam na dół i biorę przepustkę ze skrzynki. Mój telefon wskazuje godzinę 9:02, więc jestem idealnie. Taksówka czeka na mnie przed budynkiem, wsiadam do niej, a kierowca pakuje mi walizkę do bagażnika. Jedziemy, gram sobie na telefonie w Subwaya, gdy słyszę ledwo słyszalne przekleństwo kierowcy.
-Coś się stało?- pytam.
-Niech pani spojrzy…- mówi.
Przed nami jest ogromny korek, ale to naprawdę ogromny.
-O Jezu…- jęczę.
Sprawdzam w aktualnościach. Na końcu ulicy był śmiertelny wypadek samochodowy i kierują ludzi objazdami, ale coś słabo idzie, bo wszyscy przed nami wyłączają silniki by nie marnować paliwa. Piszę z Sean’em i informuję go, że samochód jest przed moim budynkiem jakby co (mój brat ma zapasowe kluczyki do samochodu). Coś się rusza, a 15 minutach przesuwamy się jakieś 3 metry. Coraz bardziej zaczynam się obawiać, że się spóźnię.
-Nie da rady pojechać jakoś bokiem?- pytam kierowcę.- Bardzo się spieszę.
-Widzi pani co tu się dzieje…
Opieram się o tył kanapy. Shit.  Teraz poruszyliśmy się o jakieś 10 metrów postęp. Kierowca oznajmia mi, że widzi już policjanta kierującego ruchem, więc jesteśmy niedaleko.  Kolejne pół godziny stoimy w miejscu. Jest 9:45, a mnie dopada stres.
Dzwoni Harry.
-Gdzie jesteś skarbie?
Uśmiecham się na tę moją nazwę.
-Stoję w mega korku w centrum Londynu. Boję się, że się spóźnię.
-Będzie ok., ja też dzisiaj stałem w nim, poczekamy na ciebie, nigdzie nie odlecimy.
-Dziękuję.
-Zadzwoń, jak będziesz już wjeżdżać na lotnisko.
-Ok. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Pa.
Rozłączam się i patrzę.
Po chwili widzę, że jest 9:55.
-Do cholery jasnej, nie mogą szybciej, samolot mi odleci.
-Widzi pani co tu się dzieje…- mężczyzna jest zirytowany korkiem i chyba mną.
Kolejne dwie minuty do przodu.
-Zapłacę panu pięciokrotnie, jeżeli zawiezie mnie pan do Heathrow jak najszybciej.
Mężczyzna spogląda do tyłu, na mnie i zaczyna trąbić. Nic się nie rusza, wjeżdża na chodnik i wyprzedza inne samochody. Uśmiecham się widząc jak mężczyzna próbuje jak najszybciej dotrzeć na lotnisko. Jest 10:00, gdy parkuje pod lotniskiem. Płacę mu i pośpiesznie wyciągam walizkę. Dziękuje mu i biegnę do bramki prywatnych, tam nigdy nie ma kolejki. Pokazuję mężczyźnie przepustkę i ten wpuszcza mnie do tunelu prowadzącego na dwór. Puszczam strzałkę Hazzie i widzę jak wychodzi z samolotu. Ochroniarz Hazzy wychodzi z nim i uśmiecha się na to, co powiedział mu Harry. Jestem z siebie dumna. Nie zwichnęłam kostki na tych debilnych koturnach.  Harry się śmieje, gdy zaczynam biec w jego stronę.
-Aż tak się stęskniłaś?- mówi głośno.
-Tak bardzo.- rzucam.
Ochroniarz odbiera mi walizkę i razem z pracownikiem lotniska chowa ją w schowku. Biorę głęboki wdech.
-Ale mam kolkę…- jęczę, gdy wchodzę do samolotu.
-Pomasować ci brzuszek?- pyta.
-Nie.
Wchodzimy do środka, a Harry wzdycha. Oglądam się za siebie i uśmiecham. Dobra, teraz nie żałuję, że ubrałam te koturny i krótkie spodenki. Wchodzę do pomieszczenia, gdzie słyszę gwar rozmów. Widzę Nialla, Louisa, Zayn jest gdzieś z tyłu, ale macha do mnie. Liam siedzi tuż przy wejściu i rozmawia z Paulem, Lou i swoim ochroniarzem.
-Przepraszam za spóźnienie.
-Tylko 5 minut Grace…- dogryza mi Louis.
Siadam na fotelu obok Hazzy i ściągam kapelusz. Samolot rusza, a ja biorę głęboki wdech.
-Wyglądasz dziś tak, że mowę mi odjęło.
-Zamierzam się tak ubierać…
Harry przygryzł wargę i uśmiechnął się. Lot mija nam naprawdę ciekawie, biorąc pod uwagę, że rozmawiam z Lou siedzącą fotel obok, gadamy o kosmetykach, a Harry wychodzi do toalety.
Wyjmuję z torebki swój ulubiony tusz, a Lou się uśmiecha.
-Mam tej samej edycji, ale wodoodporny.
Dołącza do naszej rozmowy Kim, która jest asystentką menagera pracującą w Modest. Temat przechodzi na pudry i kredki do oczu. Każda z nas pokazuje jaką ma i wymieniamy się radami.
-O matko, wy dalej o tym gadacie?- przychodzi Harry.
-Jesteśmy kobietami, to normalne, że gadamy o kosmetykach.- mówi Lou, a ja jej przytakuję.
-Idę do Zayna.- oświadcza.
Kontynuujemy rozmowę. Kim mówi o wysypce, której dostała po ostatnim użyciu kremu pod oczy, wylądowała w szpitalu. Okazało się, że jest alergikiem i musi używać specjalnych kremów. Przechlapane. Lou mówi o nowej różowej szmince, którą kupiła od Rimmel’a. Naprawdę ładnie prezentuje się na jej ustach. Te dwie godziny mijają naprawdę ultra szybko, a z Kim i Lou rozmawiało mi się naprawdę znakomicie. Zayn co chwilkę się z czegoś cieszy, a Harry wybucha śmiechem. Lądujemy w Dublinie i przyjeżdżają po nas trzy duże busy. Jeden na wszelkie bagaże, drugi na ochroniarzy, a trzeci dla chłopaków, mnie, Lou, Kim i dla bandu. Jedziemy pod hotel. Kim stoi przy recepcji i woła mnie do siebie.
-Bierzesz pokój w apartamencie chłopaków, czy swój?
-W apartamencie.
Dziewczyna uśmiecha się i wręcza mi kartę. Jedziemy na górę otoczeni ze wszystkich stron przez ochronę.
-Tak to wygląda?- pytam Hazzy i łapię go za ramię.
-Taaa… Cała trasa to jeden wielki ścisk i full ochroniarzy.
-O ludzie…
Ochroniarz bierze ode mnie kartę i otwiera drzwi od apartamentu. Apartament jest jak jedno piętro, jest w nim 6 pokoi. Pracownik hotelu zanosi moją walizkę do pokoju. Rzucam się na łóżko i zrzucam te buty. O jak dobrze. W apartamencie panuje zamęt, chłopaki śmieją się, krzyczą, gadają, Niall rzuca poduszką w Louisa. O matko, wyobrażam sobie co się będzie działo tutaj. Rozplątuję warkocza i spinam włosy w niechlujnego koka. W apartamencie jest stół do bilarda, do pokera nawet, jest wielka kanapa i ogromny telewizor, barek wypełniony różnymi rodzajami alkoholu. Wychodzę na wielki taras i opieram się o barierkę. Słońce otula moją twarz, a delikatny wiatr sprawia, że nie jest gorąco. Czuję czyjeś ręce na biodrach i uśmiecham się.
-Tu jest super…- mówię.
-Wiem, w trasie zawsze jest.
Harry kładzie mi głowę na ramieniu.
-… a jeszcze lepiej będzie na koncercie dziś.
-Dawno nie słyszałam was na żywo.
-Będziesz mieć okazję, przez okrągły tydzień.
Harry macha do fanów stojących pod hotelem, a ja chowam się do apartamentu.
-Mamy wywiad za godzinę…- mówi Louis.
-O Jezu, już?- pyta Zayn.
-Niestety.
Rzucam się na łóżko, od którego odbijam się.
-Grace… możemy pogadać?- mówi Louis pukając do mojego pokoju.
-Tak, pewnie…- robię mu miejsce.
Chłopak zamyka drzwi.
-Wiesz niedługo są urodziny Eleanor…
-No wiem.
-Organizuje je po naszym pierwszym koncercie w Manchesterze…
-To świetnie.
-Tak.- uśmiecha się.- Mam prośbę, czy mogłabyś wyjść z nią w trakcie koncertu, albo najlepiej przed by przygotować się na imprezę, tylko tak, żeby El nie wiedziała, że coś organizuję dla niej.
-Jasne, nie ma sprawy.
Chłopak wstaje, a ja go zatrzymuję.
-Ona mnie zabiję, jeśli się dowie, że cię o to pytałam, ale muszę to zrobić…
-O co chodzi?- pyta podenerwowany.
-Ostatnio Eleanor oznajmiła mi, że podejrzewa cię o zdradę.
-CO?!
-Tak… Mówiła mi, że jak przyjechała do ciebie do Londynu ty wychodziłeś całymi dniami i wracałeś jak ona zasypiała…
-Ach… O to chodzi… Myślała, że do kogoś idę?- chłopak znów siada na moim łóżku.
Kiwam głową.
-Ja wtedy miałem bardzo dużo spraw związanych z nagrywaniem i podpisywaniem dokumentów drużyny Doncaster Rovers, bo tam będę grywał w meczach charytatywnych.
-Nie mogłeś jej powiedzieć?
-… mogłem, ale znając Eleanor jeździłaby ze mną wszędzie, a ja także załatwiałem sprawy związane z organizacją jej urodzin.
-Rozumiem…- uśmiecham się.- Musisz jej pokazać, że nikogo nie masz na boku…
-Dobrze…
Harry wchodzi do środka mojego pokoju bez pukania.
-Grace jedziesz z…? Louis?- mówi Harry bardzo zdziwiony.
-Rozmawialiśmy Romeo…- mówię do Hazzy.
Lou wstaje z łóżka i puszcza do mnie oko, na co się uśmiecham. Zamyka za sobą drzwi, a Harry stoi przede mną w samych bokserkach.
-Nie powinieneś się ubrać?- pytam.- Twoi przyjaciele tu są…- mówię mrucząc.
-Oni ogarniają naszą sytuację od jakiegoś miesiąca… Myślą, że twój związek z Justinem to teraz tylko prowizorka…
Uśmiecham się.
-Czyli nie musimy się ukrywać…- stwierdzam i podchodzę do niego. W międzyczasie zrzucam z ramion sweterek.
-Nie przesadzajmy…- mówi, gdy wskakuję mu na biodra, oplatam nogami jego pas i obejmuję szyję rękoma. Mocny całus.
-Więc jedziesz z nami na wywiad?- pyta mnie Harry mając zamknięte oczy, ja uniemożliwiam mu normalne zakończenie zdania, bo otwieram mocniej usta, by pogłębić pocałunek.
-Jeśli chcesz…- mruczę.
-No to chcę…- oznajmia.- Tylko ubierz się jakoś seksownie, proszę… Tak, żebym nie mógł myśleć o nikim innym tylko o tobie.
-Da się załatwić…- łaskoczę jego podniebienie językiem, a on przenosi mnie na łóżko i w dalszym ciągu całując mnie odpina mi guzik od spodenek, gdy ktoś zaczyna pukać.
-Grace idziesz z chłopakami na wywiad?- pyta Lou przez drzwi.
Odrywam się od Hazzy i otwieram jej drzwi, uśmiecha się.
-A ty idziesz?- pytam ją.
-Nie, to jest wywiad w radiu, więc nie jestem potrzebna.
-To ja też nie idę…
Harry wychodzi lekko zażenowany.
-Mogłem się domyślić…
-Przepraszam…- mówię, a on kręci głową lekko się uśmiechając.
-Masz ochotę gdzieś pójść?
-Połaziłabym po prostu po mieście… Nie byłam tu nigdy.
-Ok. To możemy iść.
-Daj mi chwilkę przebiorę się.
-Ok. Czekam tu.
Zamknęłam drzwi i ubrałam się. Wyszłyśmy z hotelu oblężone przez fanki. Krzyczały nasze imiona i w ogóle. Lou zaproponowała mi odwiedzenie Casino Marino. To zabytkowe budynki wybudowane 1750 roku i okazały się niezwykle wytworne i urocze. Spędziłyśmy z Lou ok. 1,5 godziny na chodzenie po ogrodach i parkach, rozmawiałyśmy o wszystkim co się dało. Potem kierowca zawiózł nas do centrum Dublinu, bym mogła pooglądać irlandzką stolicę. Wysiadłyśmy z dużego samochodu i poszłyśmy na główny plac w Dublinie: St Stephen Green. Był to bardzo elegancki plac, pełen kwiatów, śmiejących się dzieci, fontann z pryskającą wodą i ławek, gdzie można usiąść. Kupiłam dla nas po mrożonej kawie i usiadłyśmy na ławce stojącej niedaleko jednej z fontann. Mała dziewczynka chlapała swojego brata wodą, poczułam jak przekręca mnie w brzuchu, przypomniałam sobie mój sen o Lindsay i Sophie. Były tak podobne do Harry’ego, że aż przeszedł mnie dreszcz.
-Co o tym myślisz?- pyta mnie Lou.
Spoglądam na nią.
-Przepraszam zamyśliłam się…- mówię.
-Nie ma za co… Mówiłam o prezencie dla Eleanor, myślałam o kupnie jej jakiegoś ubrania.
-Zdecydowanie tak, El uwielbia ciuchy, jak każda kobieta oczywiście, ale ona ma ich bardzo dużo. Dodatkowa rzecz jej się przyda, a o czym konkretnie myślałaś?- pytam biorąc do ust kawę, Lou siada bokiem i podpiera głowę ręką.
-Myślałam nad ciemnoniebieską spódniczką z Zary.
-Tą z nowej kolekcji?- pytam.
Lou kiwa głową i bierze do ust kawę.
-Ma już taką…- oznajmiam przypominając sobie, jak zjawiła się w niej w pubie.
-Cholera… Hmmm… A taka złota sukienka z River Island…
-Nie widziałam jej w takiej, El tam raczej nie kupuje…
-Zaraz ci ją pokażę, tylko znajdę…- mówi Lou i wyciąga telefon.
Uśmiecham się i spoglądam do tyłu za siebie. Dopiero teraz zauważam jak grupa dziewczyn i paparazzi stoją jakieś 20 metrów od nas. Lou spogląda do tyłu i wzdycha głośno. Dziewczyna znajduje sukienkę i mi ją pokazuje. Sukienka jest piękna i sama bym ją sobie kupiła.
-Takiej nie ma, przynajmniej nic o tym nie wiem. Jest śliczna.
-Mnie też się spodobała. Najpierw chciałam ją sobie kupić…
-O tym samym pomyślałam…- mówię, a ona się uśmiecha.
Po chwili odpowiadam na sms-a Hazzy, który pyta mnie, gdzie jesteśmy. Piszę, że w parku. Odpisuje mi, że kończą za godzinę. Do Lou ktoś dzwoni.
Tak… A gdzie jesteście? Tak mamy. Przyjedziemy. Pa.
-Gdzie jedziemy?- pytam, gdy Lou wstaje z ławki.
-Po chłopaków z 5SOS, pojadą z nami do hotelu, potem na koncert. Wiesz, grają jako suport.
-Nie wiedziałam.
Wyrzucam końcówkę kawy do kosza i idę z Lou. Zatrzymujemy się na kilka zdjęć z fanami 1D. Potem prosto do samochodu. Kierowca zamienia bagażnik w kolejne siedzenia w rezultacie mamy z tyłu 6 siedzeń. W czasie drogi Lou tłumaczy chłopakom, gdzie zaparkowaliśmy, ale oni nie wiedzą gdzie to jest. Lou jęczy i mówi, że wyjdzie po nich. Idę z nią.

Narracja 3-osobowa
Grace idzie z Lou przez długi korytarz biura magazynu Seventeen. Lou nuci piosenkę, która leciała wcześniej w radiu, a Grace spogląda na telefon, w idąc gra sobie w Subwaya. Dziewczyny słyszą śmiech.
-Chłopaki idą…- mówi Lou, a Grace kiwa głową.
Luke od razu zauważa idącą Lou, ale dziewczyny obok nie poznaje.
-Ash co to za laska?- pyta uśmiechając się, a Calum nie odrywa od niej oczu.
-Ej ja jej nie znam…- mówi Ash.
-Zaraz ją zapoznam…- mówi odważnie Luke przesuwając kolczyk w ustach.
-Nie mogliście wyjść przed budynek?- mówi Lou, gdy chłopaki są jakieś 10 metrów od niej i Grace.
-Nie…- odgryza się Michael.
Luke nie odrywa wzroku od dziewczyny, ale teraz stara się przypomnieć skąd ją zna.
-Pamiętacie Grace…- mówi Lou. -Hej…- mówi Grace uśmiechając się.
-Taaaak…- odpowiada Calum.
-Widzieliśmy się rok temu na koncercie w Paryżu…- mówi Grace podpowiadając.
-Chodziłam z Harrym…- dopowiada cicho, a chłopaków olśniewa.
-To wtedy ty się zgubiłaś i szukałaś Harry’ego…
-Tak…- dziewczyna chowa telefon.

Grace
Luke jest bardzo przystojny i obserwuje mnie, gdy spoglądam na niego uśmiecha się.
-Idziemy?- pyta Calum.
-Tak…- mówi Lou, a ja przytakuję.
Kierowca czeka i wsiadamy do samochodu, siadam pomiędzy Lou i Calumem. Do hotelu mamy niedaleko, więc właściwie po 10 minutach pojazd staje i wysiadamy z niego. Towarzyszy nam zamęt przed wejściem, fanki, który zaczepiają nas, chłopaki zostają, by zrobić zdjęcia. Wchodzę szybko do holu.
Lou mi mówi, że mogę wrócić do pokoju, ona zostaje, bo musi pogadać z chłopakami. Przytakuję i idę korytarzem w kierunku windy. Czekam aż drzwi się otworzą i wsiadam do środka. Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam kto do mnie dzwoni. Wstrzymuję oddech. To Scooter.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*BMTH- zespół Bring Me To The Horizon

Dzięki za komentarze proszę o kolejne :) Przy dwudziestu wstawiam kolejny za tydzień :)