piątek, 18 września 2015

Rozdział 115



-Pojedźmy gdzieś we dwójkę…- mówi Harry całując moje czoło.
-Gdzie na przykład?
-Gdziekolwiek… Wystarczy nam tylko łóżko i jedzenie.
Chichoczę.
-Pojedźmy do Paryża na kilka dni…- proponuję.
-Proszę bardzo i już mamy, gdzie jechać.- Harry przesuwa palcami po moich biodrach.
-A Sil?- pytam robiąc kółeczka na jego torsie.
-Mamy trzy wyjścia… Moja mama, Gemma i twoja mama…
Uśmiecham się szeroko.
-Może tym razem moja mama… Elliot mnie ostatnio prosił bym z nią przyjechała.
-W takim razie zawiozę ją do twojej mamy…- mówi Harry.
Spoglądam przez okno. O szybę rozpryskują się wielkie krople ulewnego deszczu. Niebo pokryte jest grubo chmurami.
-Jaka brzydka pogoda… Aż chce mi się spać…- mówię zamykając oczy.
-Możemy spędzić dzień w łóżku…
-…jasne…- odpowiadam sarkastycznie.-…zaraz mała wbiegnie i jak zawsze wyciągnie nas z łóżka.
-Może ja ubiorę chociaż bokserki…- mówi mój narzeczony.
-Mhm…
Harry wstaje z łóżka i kieruje się do szuflady.
-Rzuć mi stanik, koszulkę i majtki.
-Ok.- uśmiecha się i zakłada różowe bokserki.
Parskam śmiechem.
-Do koloru też ci dam różowe…- mówi i rzuca mi koronkowy komplet oraz jego koszulkę.
Nakładam rzeczy, gdy drzwi się rozsuwają i wchodzi przez nie Silver. Ze smoczkiem w buzi i misiem od Zayna przyciśniętego do siebie.
-Dzień dobry księżniczko!- mówi z uśmiechem.
-Tata!- piszczy i wyciąga rączki, by wziął ją na ręce. Harry podnosi ją i całuje w policzek, ona odpłaca się soczystym buziakiem w usta. Uśmiecha się i macha do mnie. Odmachuję jej i uśmiecham się szeroko. Harry zanosi ją do mnie i mała rzuca się na mnie, całuje mnie w usta. Po czym przytula się mocno do mnie.
-Wyspałaś się?- pytam.
-Tak, ale chciałam spać z wami…- Harry spogląda na mnie, a ja się uśmiecham.
-Czasami mama i tata muszą spać tylko we dwoje…- mówi mój narzeczony.
-Czemu?
-Bo zajmujesz całe łóżko jak śpisz…- mówię i zaczyna ją łaskotać. Piszczy i się cały czas śmieje.
-Mama stop! Tata ratuj!
Śmieję się i zaczynam jej parskać w szyjkę, na co łapie mnie mocno za włosy.
Mała wybucha śmiechem i pokazuje palcem na Harry’ego.
-Dlaczego tatuś ma różowe majteczki?- pyta i zaczyna się śmiać.
Sama parskam śmiechem.
-Tatuś lubi różowy…- mówię jej na ucho.
-Ale chłopcy nie lubią różowego…- mówi Silver, a ja zakładam jej kosmyk pokręconych włosków za ucho.
-Czasem lubią…
-Tylko tatuś lubi…- upiera się.- Wujek Niall mówi, że ubranka różowe noszą dziewczynki.
-Wujek Niall…- wzdycha Harry.- On tobie zawsze coś nagada…- dodaje nakładając spodnie dresowe na nogi.
-Ja kocham wujka Niall’a!- piszczy Silver.
-Wszyscy to wiedzą kochanie…- całuję ją w policzek.- Co byś zjadła?- pytam.
-Naleśniki z czekoladą…- uśmiecha się.
-Z czekoladą?- robię wielkie oczy, a mała zaczyna się śmiać i kiwa głową.
-To idziemy je zrobić?- pytam.
-Tak! A mamusiu?- pyta.
-Mogę sobie wybrać co mogę ubrać?- pyta przytrzymując moje policzki.
-Mhm…- uśmiecham się.
Mała zeskakuje z łóżka i biegnie do pokoiku. Wstaję z łóżka i idę ku szafie. Harry przyciąga mnie za biodra do siebie i całuje po obojczyku.
-…czasami mama i tata muszą spać tylko we dwoje…- mówię z uśmiechem.
-Tatuś czasami musi dać mamusi trochę miłości…- mówi w moje włosy.
-I nawzajem…- mówię.
Harry całuje mnie delikatnie w usta, a mała przybiega do pokoiku w samej pieluszce.
-Tatusiu możesz mi pomóc?- pyta.
-Pewnie kochanie, już idę.
Mała pokazuje dołeczki i ucieka do swojego pokoiku. Odwzajemniam pocałunek i puszczam ukochanego, którego potrzebuje nasza córka.
Narzucam na siebie dresy. Na stopach pojawiają się puchate skarpety. Schodzę do kuchni i zaczynam wyciągać składniki.
-Mama!- piszczy Silver.- Zobacz jak ładnie wyglądam.
Mała wbiega do kuchni w jaskrawej sukience i kokardzie na głowie.
-Nie jest ci zimno?- pytam ją spoglądając na moje puchate skarpetki. Zawsze byłam zmarźluchem. To Harry’emu było wiecznie gorąco.
-Nie…- odpowiada.

(…)
Zajadamy się wszyscy naleśnikami. Mała jest cała brudna od czekolady. Popijam ostatni kęs kawą i wkładam rzeczy do zmywarki. Silver biegnie na górę się bawić.
-Muszę jechać do redakcji…- mówię z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Czemu?- pyta podnosząc wzrok na mnie.
-Miranda ma jakąś ważną sprawę związaną z kolejną imprezą…
-Musisz?- pyta Harry marszcząc czoło z niezadowoleniem.
Kiwam lekko głową.
-Powiem jej, że przy okazji muszę mieć kilka dni wolnego…- dotykam jego policzka dłonią i palce głaszczę skórę pod powiekami.
-Polećmy już dziś…- mówi Harry.
-Dziś?
-Tak, zawieziemy Silver do twojej mamy i polecimy wieczornym lotem…
Uśmiecham się lekko.
-W takim razie spakuję ją i od razu po spotkaniu z Mirandą pojadę z Silver do mamy.
-A ja pojadę kupić bilety na lotnisko i zacznę nas pakować…- mówi Harry i muska moje usta.
Idę schodami na górę i wchodzę do pokoju córki.
-Co ty na to, żeby pojechać do babci Mindy…- mówię, a ona uśmiecha się szeroko i klaszcze w dłonie ochoczo kiwając główką.
Wyciągam jej różową walizkę i powoli pakuję ubranka.
-Mama, a mogę jeszcze to?- pyta pokazując strój muchomorka.
-Przecież go nie lubisz…- zauważam unosząc brew.
-Tak, ale tatuś mówi, że wyglądam w nim ślicznie, więc chcę go pokazać babci i dziadkowi Benowi.
-Niech będzie… Teraz daj mi misie, które chcesz zabrać.
Mała podnosi wzrok na półkę pełną pluszaków.
-Ale nie wszystkie… Weź 3…- pokazuję jej na palcach.
Mała bierze te od Zayna i pandę, którą dostała od Sophii, gdy się poznały, a dziewczyna chciała zyskać w oczach Sil.
Przebieram ją w duży sweterek i nakładam jej błyszczące legginsy.
-Błyskotka ze mnie…- śmieje się.
-Ty zawsze błyszczysz kochanie…
Całuję jej czoło.
-Idź na dół do tatusia, a mama w tym czasie się ubierze.
Przebieram się z dresów nakładam. Rozczesuję włosy, wiążę je w wysokiego koka i nakładam trochę makijażu. Schodzę na dół z walizeczką Silver i uśmiecham się na widok Harry’ego z nią.
-Dlaczego nie mogę jechać z wami?- Silver kładzie główkę na ramieniu taty, a on przytula ją.
-Bo mamusia i tatuś mają ważne sprawy do załatwienia…
-A gdzie jedziecie?- pyta okręcając wokół małych paluszków pokręcone kosmyki włosów taty.
-Do Paryża.
-To tam gdzie jest myszka Mickey?
-Tak, ale Myszka Mickey wyjechała z Paryża na jakiś czas…
-A dlaczego?
-Bo musiała jechać do chorych dzieci…
-A dlaczego te dzieci są chore?
-Ponieważ czasami są takie bakterie, która atakują dzieci i są chore…
-A czy ja też mam taką bakterię?- pyta.
-Nie, ty nie masz…
Silver podnosi główkę.
-Tatusiu?- pyta.
-Słucham cię księżniczko.
-A jak bardzo mnie kochasz?- pyta.
 Uśmiecham się szeroko czując dziwne uczucie w duszy.
-Zadałaś mi bardzo trudne pytanie…- stwierdza Hazz.
Silver zaczyna się śmiać.
-Widziałaś te gwiazdy, które są na niebie, jak nie pada deszczyk?- pyta Harry zakładając jej kosmyk włosów za uszy.
-Tak…
-To kocham cię tyle, ile tych gwiazd wszystkich jest na niebie…
Silver obrusza się, a ja się szeroko uśmiecham.
-Tak mało?- pyta smutna.
-Mało?- uśmiecha się Hazz.
-Tak.- oświadcza.
-W takim razie Silver… Kocham Ciebie i mamę najmocniej, najmocniej na świecie…
-A mnie bardziej niż mamę?- pyta.
-Kocham Was tak samo mocno…
-A mamusia ciebie kocha?- pyta.
-Kocham…- odpowiadam, a oni obydwoje spoglądają na mnie. Podchodzę bliżej i daję całuska Sil, a potem soczystego buziaka mojemu narzeczonemu.
-Jesteś gotowa Silver?- pytam córkę.
-Tak, tylko ubiorę kalosze.
Mała zrywa się i siada na krzesełku w holu, gdzie nakłada kalosze.
Całuję jeszcze raz Harry’ego i ubieram buty. Ten staje oparty o łuk.
-Strasznie pada?- pytam, a Hazz spogląda przez okno.
-Leje.
Wywracam oczami i narzucam płaszcz na ramiona. Silver trzyma swoje misie. Wchodzimy do garażu, gdzie sadzam córkę w foteliku. Jej walizka ląduje w bagażniku. Wracam się po swoją torbę.
-Widzimy się wieczorem…- mówi Harry.- Spakuję ci jak najbardziej odkryte rzeczy.
-Już się boję, pewnie wybierzesz stringi uszyte wyłącznie z skąpych pasemek.- unoszę brwi i zarzucam mu ramiona na szyję.
-No jasne… W niczym innym nie będziesz paradowała kochanie…
-Kocham Cię…- mówię.
-Ja ciebie też…- dodaje i soczyście muska mi usta.
Odrywam się od niego, gdy jego dłonie są wyczuwalne przy moich pośladkach i ściskają je nieco. Uśmiecham się i wsiadam do samochodu.
-Grace?- mówi z przedsionka.
-Słucham?- pytam.
-Uważaj na siebie…- mówi, a ja wysyłam mu buziaczka mówiąc: Zawsze uważam.
Drzwi od garażu z lekkim chrzęstem otwierają się i wyjeżdżam swoim ukochanym samochodem. Wycieraczki pracują bardzo szybko, bo
Wszyscy kierowcy jadą dość wolno, ze względu na ograniczony zasięg wzroku. Dojeżdżam do redakcji i szybko wysiadam z parasolem i biorę Silver na ręce. Biegniemy do środka. Jeden z ochroniarzy uśmiecha się i jak zawsze daje piątkę Silver. Mała ciągle opowiada mi, jak to Lux chodzi na balet i że ona tez by chciała.
-Lubisz tańczyć?- pytam ją, gdy jedziemy windą na moje piętro.
-Bardzo.- piszczy i podskakuje.
Uśmiecham się widząc zmierzwione deszczem włosy.
-Pomyślimy nad baletem...- mówię.
Wysiadamy na piętrze. Idę prosto do Mirandy.
-Dzień dobry Grace...- mówi, gdy pukam do drzwi.
Silver też mówi śpiewne: Dzień dobry!
Miranda się zmieniła. Zaczęła się śmiać i nie jest jędzą, którą była na początku.
-O co chodziło?- pytam.
-O materiały z premiery nowego Jamesa Bonda...
-W porządku... -uśmiecham się szeroko.
-Twoje przemyślenia co do ostatnich stylizacji były świetne... Anna specjalnie zadzwoniła do mnie, pochwaliła cię...
-Bardzo mi miło...
-Mamusia jest bardzo mądra, prawda?- pyta Silver, a ja ją z uśmiechem uciszam.
-Tak, bardzo mądra i ma niezwykłe poczucie stylu...- mówi Miranda z uśmiechem.-Wracając...- zaczyna znów Miranda.-...Anna chce, abyście w trójkę pisały dla US Vogue.
Otwieram szeroko oczy, ale w duszy wiem to już od jakiegoś czasu. Dziękuję Darbi xx.
-...nie ukrywam, że będzie mi bardzo trudno, jeśli stracę takie dziennikarki jak wy... jeśli oczywiście się zgodzicie.
-Czy to wymagało by jakichś dodatkowych niedogodzeń dla nas?-pytam.
-Z jednej strony to wielka szansa, ale z drugiej zostawienie wszystkiego tutaj.
Spoglądam na nią pytająco.
-Przeprowadzka...- mówi Miranda.
Od razu przeczę.
-Nie ma możliwości...- widzę, że Miranda w duszy się uśmiecha.
-I to mi się podoba...- mówi.

(...)
Dojeżdżam do Newcastle idealnie na obiad.
-O nie, nie zmarnuję takiej okazji!- mówi mama, gdy kładę walizeczkę w przedpokoju.
-Mamo, naprawdę muszę jechać, wylatujemy dziś wieczorem do Paryża... Wolę, żeby Harry mnie nie pakował, poza tym tak bardzo pada deszcz.
-Grace Moore proszę się nie tłumaczyć tylko usiąść do stołu i zjeść obiad z matką, bratem i babcią.
Wywracam oczami i ściągam buty. Silver jest już wycałowana przez prababcię i psa. Znajomy zapach potrawki z kurczaka pozytywnie łaskocze moje nozdrza. Siadam obok Silver i chcę ją nakarmić.
-Córciu... Kiedy zamierzacie wziąć ślub?- pyta mama.
-Nie wiem, nie rozmawialiśmy o tym. Na pewno się to stanie...- mówię.
-Ale to już tyle czasu minęło...- mówi babcia.
-Ostatnio widziałam sukienkę idealną dla mnie...- mówi mama.
Zaczynam się śmiać.
-Nie potrzebujemy tego ślubu póki co...- mówię.- Jest dobrze...
-Ojeju...- wzdycha mama.
-Wy to się chyba zmówiliście z Harrym...- mówię do rodzicielki, a ona podnosi głowę znad talerza.
-A co?
Zatrzymuję się i upijam jeden łyk kompotu z jabłek.
-Namawia mnie na drugie dziecko...- podpieram ręką głowę.
Mama szeroko się uśmiecha, a babcia klaszcze w dłonie.
-To fantastycznie...- mówi mama.
-Nie, ja nie chcę drugiego dziecka... Mam 22 lata i to nie jest wiek, żeby zostać matką z kolejnym dzieckiem.
-Ja w twoim wieku miałam już dwójkę...- mówi mama.
-Ale to były inne czasy. Zobaczcie, moja praca polega na pojawianiu się na imprezach i recenzowaniu ubioru celebrytów w prestiżowej gazecie. Znów przeżywałabym piekło, gdy musiałabym uważać, chronić dziecko i do tego kryć się przed paparazzimi.
-Chcę mieć brata.- wypala Silver.
Wywracam oczami, a Elliot zaczyna się śmiać.
-...do tego weźcie pod uwagę fakt, że Harry wyjeżdża, a ja jakoś nie mam ochoty przeżywać tego co było z Silver jak się urodziła.
-No może masz rację...- przytakuje mama.
-Poczekam do momentu, aż może zaczną mniej wyjeżdżać, chłopaki będą chcieli się ustatkować, może też pomyślą o założeniu rodziny... Na dziecko jest czas, a póki co już mam jedno.
Spoglądam na Silver, która pochłania gotowaną marchewkę.
Głaszczę ją po główce i dokańczam swój posiłek.

(...)
Siadam na schodach i zakładam buty. Silver siada mi na kolanach.
-Mamusiu powiedz tatusiowi, że bardzo go kocham.
-A mamusię kochasz?- pytam.
Kiwa głową i daje mi buziaka.
-Będziecie do mnie dzwonić?- pyta.
-Jasne kochanie...- uśmiecham się. Silver zeskakuje z moich kolan i idzie pogłaskać Marleya.
 Żegnam się ze wszystkimi i wsiadam szybko do samochodu. Ruszam ku autostradzie.
Harry dzwoni do mnie.
-Wracasz?- pyta.
-Tak, jadę właśnie A67.
-Tylko nie jedź szybko.
-Harry mówisz, jakbym pierwszy raz wracała z Newcastle. Spakowałeś nas?- pytam.
-Właśnie kończę... A słuchaj... Wolisz czarne, czy czerwone pończochy?- pyta z nutką zadziorności.
-Pończochy?- powtarzam po nim.
-Mhm...- mruczy.
-Seksholik!- oznajmiam donośnie.
-Nie lubię tego tytułu...- buntuje się Styles.
-Zmień zapędy i weź czarne...- uśmiecham się szeroko.
-Mrrr...-mruczy.
-Weź opaskę na oczy...- dodaję starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-Cooo?- pyta przeciągle i jestem pewna, że coś mu się podniosło.
-No weź, kto wie, może się przyda... Nutka nieświadomości wprowadza do związku odrobinę większej spontaniczności.
-A skąd ty to wiesz?- pyta, a ja poprawiam włosy.
-Lata praktyki.- oznajmiam.
-Grace... Cholera gdzie ty jesteś?!- pyta, a ja parskam śmiechem.
-Wiedziałam, że tak będzie.- mówię.
Deszcz pada cholernie.
-Słonko kończę, ten deszcz jest straszny.
-Ok. Uważaj na siebie i do zobaczenia!
-Kocham cię.- mówię i odkładam telefon na siedzenie.
Kierowca jadący przede mną gwałtownie hamuje, co robię także ja, by nie wjechać mu w tyły. Przeklinam pod nosem i dudnię klaksonem.
Wyprzedzam go i omijam. Spoglądam na fotel obok. Mojego telefonu nie ma.
-Jezu, jeszcze problemy!- mówię do siebie.
Zjeżdżam na pobocze i włączam awaryjne. Odpinam pas. Odsuwam fotel i zaczynam szukać pod siedzeniem mojego telefonu.
-Gdzie się do cholery ukryłeś?- mówię znów i wreszcie wyczuwam go. Łapię go w dłoń i podnoszę się by zapiąć pasy. Jakiś wariat zaczyna na mnie trąbić, wie sama szybko ruszam i trąbię na niego. W radiu zaczyna lecieć Thinking Out Loud Eda Sheeran’a, więc śpiewam z rudym przyjacielem. 

'Cause honey your soul
could never grow old,
it's evergreen
And baby your smile's forever in my mind and memory"

„Kocha­nie, twoja dusza nigdy się nie zesta­rzeje, jest wiecz­nie młoda
I Twój uśmiech będzie na zawsze w moich myślach i pamięci”

Parkuję przed domem i akurat wtedy przestaję padać deszcz.
-Super…- mówię do siebie.
Wchodzę do domu i rzucam torebkę na ziemię.
-Wróciłam!- krzyczę.
-Nareszcie…- mówi Harry.
-Ile czasu mamy do lotu?- pytam ściągając buty.
-2 godziny.- mówi Hazz schodząc w dresach nisko ułożonych na biodrach.
-Stęskniłam się…- mówię podchodząc do niego.
Zarzucam mu dłonie na szyję i daję mu buziaka w usta.
-Cały dzień siedziałem sam…- mówi dając mi kolejnego całusa.
-Uwierz mi lepsze to niż osiem godzin w samochodzie.
Uśmiecha się i całuje mnie w nos.
-Spakowałeś nas?- pytam.
-Tak…- uśmiecha się.- Ale masz nie otwierać walizki…
-Harry… Zaczynam się bać.
-Nie musisz… Spakowałem parę twoich ulubionych rzeczy…
-Pójdę się przebrać…
-Może ja pójdę najpierw po walizkę…- mówi Harry.
-Oj przestań, nie otworzę jej…- ściągam płaszcz i wieszam go na wieszaku.
-Zbyt dobrze cię znam…- mówi Harry unosząc brwi.
Wywracam oczami i razem z nim idę na górę. Wchodzimy do naszej sypialni, jedna duża walizka jest zapakowana i Harry jednym zwinnym ruchem podnosi ją i wynosi z pokoju. Zrzucam rzeczy, które miałam na sobie i idę do garderoby.Spoglądam na półki z moimi rzeczami i mogę przyrzec, że nic nie ubyło.
-Harry, dlaczego wszystko co było rano w szafie dalej tam jest?
Harry zaczyna się śmiać.
-Nie przejmuj się, spakowałem ci trochę rzeczy, które będziesz mogła ubrać do jakiejś restauracji.
Wywracam oczami i szukam czegoś odpowiedniego do samolotu. Ubieram beżową koszulkę, boyfriendy i wyciągam ulubiony zielony puszysty sweterek. Schodzę na dół. Harry robi coś na telefonie, a ja idę do kuchni, by przed wyjściem zrobić sobie coś do picia. Siadam na blacie i uśmiecham się szeroko, upijam kilka łyków mleka. Wyciągam wsuwki z koka i rozplątuję włosy, które kaskadami swobodnie opadają na moje ramiona. Harry obserwuje mnie z uśmiechem.
-Zastanawiam się, jak ty spakowałeś naszą dwójkę do torby, do której zawsze pakujesz swoje rzeczy.
-Magiczne zdolności…- mówi, a ja się uśmiecham.
Idzie na górę, by się ubrać, a ja w tym czasie cicho otwieram torbę.
-Grace, ani mi się waż!- słyszę z góry.
Spryciarz moje rzeczy położył na samym wierzchu. Zapinam szybko suwak.
-Nic nie robię!- mówię.
-Jasne.
Włączam na chwilkę telewizor i oglądam The Talk. Kris Jenner jest dzisiejszym gościem. Przeglądam TT i zaczynam się nudzić.
-Harry!!!- wołam przeciągle.
-Idę…- mówi i schodzi na dół.
-Możemy jechać…- mówi.
Wstaję i wyłączam TV, ubieram botki na płaskim obcasie i narzucam na ramiona sweterek. Harry chwyta za torbę i wychodzimy do taksówki, która czeka. Zamyka dom i wkłada torbę do bagażnika. Kierowca zawozi nas idealnie, by odłożyć bagaż na taśmę i udać się do odprawy. Harry daje kilka autografów na lotnisku i robi sobie zdjęcia. Gdy wreszcie przechodzimy tunelem do samolotu, łapie mnie za biodro i całuje delikatnie.
-Zaczynamy nasze wakacje…- oznajmia.
-…jeśli je tak można nazwać…- mówię.
-…można… tylko Ty i ja… sami… a wiesz co to oznacza…- mówi unosząc brew.
Chichoczę.
-No jasne…- uśmiecham się.
Siadamy na swoich miejscach w samolocie i czekamy aż wystartuje. Czeka nas 1,5 godzinny lot.

(…)
-Harry! Grace! Spójrzcie! Co tu robicie? Kiedy będzie wasz ślub?
-Grace, wyglądasz pięknie, spójrz na nas! Uśmiechnij się.
-Gdzie jest wasza córka? Wypad we dwoje?


Łapię Harry’ego za biceps i trzymam się go. Jeden z ochroniarzy z lotniska pomógł nam wyjśc z zatłoczonego pełnego paparazzich lotniska w Paryżu.
Wsiadamy do taksówki i jedziemy do mieszkania mojego taty.
-Jak zwykle kocioł…- marudzę.
-Francuzi są nienormalni…- mówi Harry, a ja parskam śmiechem.
-Ale sama Francja jest piękna…- mówię przytulając się do jego boku.
LINK- Mad Sounds- Arctic Monkeys
-Nie ważne gdzie bym był z tobą, to zawsze jest pięknie…
Uśmiecham się i daję mu buziaka.
Kobieta siedząca za kierownicą taksówki mówi coś po francusku, a Harry uśmiecha się i odpowiada jej w tym samym języku.
-Co ta pani powiedziała?
-Że wyglądamy jak świeżo upieczeni małżonkowie…
-A ty jej odpowiedziałeś?
-Że nie jesteśmy po ślubie…
Uśmiecham się i wtulam w tors mojego narzeczonego. Do głowy przychodzą mi słowa mamy i babci. Zamykam oczy, jestem zmęczona po całym dniu w samochodzie i wieczorze spędzonym w samolocie. Jedyne czego pragnę to prysznic, pidżamy i spać. Jeżeli oczywiście Harry spakował mi jakiekolwiek.
-Jesteśmy…- szepcze Harry.
Otwieram oczy, płacimy pani i wysiadamy z taksówki. Harry bierze torbe i wchodzimy do kamienicy. Otwieram drzwi na piętrze i uśmiecham się na widok dawno nie widzianego mieszkania. Harry odkłada torbę na podłogę, a ja ściągam buty.
-Jedyne na co mam ochotę to wziąć prysznic i iść spać…- mówię cicho rozmasowując sobie szyję.
-Czego sobie życzysz księżniczko…- Harry całuje mnie za uchem.- Jakieś wino? I kawałki sera z łososiem?
Uśmiecham się szeroko.
-Wystarczy wino…- mówię, a Harry wyciąga z torby butelkę mojego ulubionego włoskiego wina.
Siadam po turecku przed torbą i wyciągam część rzeczy mojego narzeczonego, by dokopać się do moich. Nie jest aż tak źle jak myślałam, ale w kieszonkach obok znajduję pończochy, seksowną bieliznę i tak jak „prosiłam” (na żarty) opaskę na oczy. Przygryzam wargę w uśmiechu i sięgam po kosmetyczkę i idę do łazienki. Szybko biorę prysznic, natłuszczam ciało ulubionym balsamem o zapachu pinacolady (wciąż ten sam, nic w tym względzie się nie zmieniło). Rozczesuję mokre włosy i zaczesuję je do tyłu. Nakładam bieliznę przygotowaną przez mojego chłopaka i przeglądam się w obszernym lustrze. Dobrał wszystko idealnie. Uśmiecham się szeroko. Zgaszam światło w łazience i widzę, jak Harry strzepuje pościel. Moje bose, lekko mokre stopy stąpające po ziemi wydają charakterystyczne klapanie. Mój narzeczony podnosi wzrok na mnie, a na jego ustach pojawia się coraz większy uśmiech.
-Chodź tu do mnie…- mówi Hazz i podaje mi rękę, bym do niego podeszła.
-Wyglądasz zabójczo…- mówi cicho dotykając opuszkami palców moją skórę.
-Udało ci się…- mówię.
-Nie będę mógł zasnąć…- dodaje i składa na moich ustach pocałunek pełen namiętności i miłości. Nasze oddechy perfekcyjnie się mieszają ze sobą, a odgłosy pocałunków są jak miód dla moich uszu. Swoją dłonią przejeżdżam po nagim torsie mojego narzeczonego. Perfekcyjnie twarde mięśnie, na których pojawia się gęsia skórka od mojego dotyku. Uśmiecham się, a on wtedy przygryza moją wargę. Perfekcyjnie gęste włosy, które wydają się jak jedwab, gdy je dotykam.
-Kocham Cię…- szepcze mając zamknięte oczy.
-Ja ciebie też kocham…- mówię głaszcząc go po policzku.
Harry podnosi mnie i kładzie na łóżko. Składa delikatne pocałunki na mojej szyi i kurczowo swoimi dużym dłońmi moje żebra. Dmucha delikatnie po skórze mojej szyi i składa pocałunek na obojczyku. Jutro otworzymy wino, teraz jest teraz… 

****
Miłego weekendu i czytania! Pierwszy komentarz pod tym rozdziałem będzie tysięcznym komentarzem na tym blogu! Jestem bardzo podekscytowana xx.
 PS. GDZIE DO CHOLERY JEST SINDI! ZACZYNAM SIĘ MARTWIĆ! xx.

5 komentarzy:

  1. Czekam na kolejną część 👌

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak !!! Nareszcie. To czekanie tak sie dłuży

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda , że moj nir jest tysięczny :(
    Ale rozdział jest super i teraz zostaje mi czekać na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. TU JESTEM!!! Trochę wypadłam z wprawy pisania komentarzy, ale cóż nadrobimy. Przede mną jeszcze sporo rozdziałów ;p
    Jeju ta Silver jest taka słodka i urocza, że aż przypomina mi moją siostrzenice! A Harry taki opiekuńczy tatuś, w ogóle tworzą cudowną rodzinę. Nie mogę się doczekać tego ślubu i drugiego dziecka, o którym tak marzy Harry. No i wreszcie wypad we dwoje. Cudownie *__*
    To buziaki i biorę się za kolejny xx

    OdpowiedzUsuń