-Pojedźmy gdzieś we
dwójkę…- mówi Harry całując moje czoło.
-Gdzie na przykład?
-Gdziekolwiek…
Wystarczy nam tylko łóżko i jedzenie.
Chichoczę.
-Pojedźmy do Paryża
na kilka dni…- proponuję.
-Proszę bardzo i już
mamy, gdzie jechać.- Harry przesuwa palcami po moich biodrach.
-A Sil?- pytam
robiąc kółeczka na jego torsie.
-Mamy trzy wyjścia…
Moja mama, Gemma i twoja mama…
Uśmiecham się
szeroko.
-Może tym razem moja
mama… Elliot mnie ostatnio prosił bym z nią przyjechała.
-W takim razie
zawiozę ją do twojej mamy…- mówi Harry.
Spoglądam przez
okno. O szybę rozpryskują się wielkie krople ulewnego deszczu. Niebo pokryte
jest grubo chmurami.
-Jaka brzydka
pogoda… Aż chce mi się spać…- mówię zamykając oczy.
-Możemy spędzić
dzień w łóżku…
-…jasne…- odpowiadam
sarkastycznie.-…zaraz mała wbiegnie i jak zawsze wyciągnie nas z łóżka.
-Może ja ubiorę
chociaż bokserki…- mówi mój narzeczony.
-Mhm…
Harry wstaje z łóżka
i kieruje się do szuflady.
-Rzuć mi stanik,
koszulkę i majtki.
-Ok.- uśmiecha się i
zakłada różowe bokserki.
Parskam śmiechem.
-Do koloru też ci
dam różowe…- mówi i rzuca mi koronkowy komplet oraz jego koszulkę.
Nakładam rzeczy, gdy
drzwi się rozsuwają i wchodzi przez nie Silver. Ze smoczkiem w buzi i misiem od
Zayna przyciśniętego do siebie.
-Dzień dobry
księżniczko!- mówi z uśmiechem.
-Tata!- piszczy i
wyciąga rączki, by wziął ją na ręce. Harry podnosi ją i całuje w policzek, ona
odpłaca się soczystym buziakiem w usta. Uśmiecha się i macha do mnie. Odmachuję
jej i uśmiecham się szeroko. Harry zanosi ją do mnie i mała rzuca się na mnie,
całuje mnie w usta. Po czym przytula się mocno do mnie.
-Wyspałaś się?-
pytam.
-Tak, ale chciałam
spać z wami…- Harry spogląda na mnie, a ja się uśmiecham.
-Czasami mama i tata
muszą spać tylko we dwoje…- mówi mój narzeczony.
-Czemu?
-Bo zajmujesz całe
łóżko jak śpisz…- mówię i zaczyna ją łaskotać. Piszczy i się cały czas śmieje.
-Mama stop! Tata
ratuj!
Śmieję się i
zaczynam jej parskać w szyjkę, na co łapie mnie mocno za włosy.
Mała wybucha
śmiechem i pokazuje palcem na Harry’ego.
-Dlaczego tatuś ma
różowe majteczki?- pyta i zaczyna się śmiać.
Sama parskam
śmiechem.
-Tatuś lubi różowy…-
mówię jej na ucho.
-Ale chłopcy nie
lubią różowego…- mówi Silver, a ja zakładam jej kosmyk pokręconych włosków za
ucho.
-Czasem lubią…
-Tylko tatuś lubi…-
upiera się.- Wujek Niall mówi, że ubranka różowe noszą dziewczynki.
-Wujek Niall…-
wzdycha Harry.- On tobie zawsze coś nagada…- dodaje nakładając spodnie dresowe
na nogi.
-Ja kocham wujka
Niall’a!- piszczy Silver.
-Wszyscy to wiedzą
kochanie…- całuję ją w policzek.- Co byś zjadła?- pytam.
-Naleśniki z
czekoladą…- uśmiecha się.
-Z czekoladą?- robię
wielkie oczy, a mała zaczyna się śmiać i kiwa głową.
-To idziemy je
zrobić?- pytam.
-Tak! A mamusiu?-
pyta.
-Mogę sobie wybrać
co mogę ubrać?- pyta przytrzymując moje policzki.
-Mhm…- uśmiecham
się.
Mała zeskakuje z
łóżka i biegnie do pokoiku. Wstaję z łóżka i idę ku szafie. Harry przyciąga
mnie za biodra do siebie i całuje po obojczyku.
-Tatuś czasami musi
dać mamusi trochę miłości…- mówi w moje włosy.
-I nawzajem…- mówię.
Harry całuje mnie
delikatnie w usta, a mała przybiega do pokoiku w samej pieluszce.
-Tatusiu możesz mi
pomóc?- pyta.
-Pewnie kochanie,
już idę.
Mała pokazuje
dołeczki i ucieka do swojego pokoiku. Odwzajemniam pocałunek i puszczam
ukochanego, którego potrzebuje nasza córka.
Narzucam na siebie dresy. Na stopach pojawiają
się puchate skarpety. Schodzę do kuchni i zaczynam wyciągać składniki.
-Mama!- piszczy
Silver.- Zobacz jak ładnie wyglądam.
Mała wbiega do
kuchni w jaskrawej sukience i kokardzie na głowie.
-Nie jest ci zimno?-
pytam ją spoglądając na moje puchate skarpetki. Zawsze byłam zmarźluchem. To
Harry’emu było wiecznie gorąco.
-Nie…- odpowiada.
(…)
Zajadamy się wszyscy
naleśnikami. Mała jest cała brudna od czekolady. Popijam ostatni kęs kawą i
wkładam rzeczy do zmywarki. Silver biegnie na górę się bawić.
-Muszę jechać do
redakcji…- mówię z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Czemu?- pyta
podnosząc wzrok na mnie.
-Miranda ma jakąś
ważną sprawę związaną z kolejną imprezą…
-Musisz?- pyta Harry
marszcząc czoło z niezadowoleniem.
Kiwam lekko głową.
-Powiem jej, że przy
okazji muszę mieć kilka dni wolnego…- dotykam jego policzka dłonią i palce
głaszczę skórę pod powiekami.
-Polećmy już dziś…-
mówi Harry.
-Dziś?
-Tak, zawieziemy
Silver do twojej mamy i polecimy wieczornym lotem…
Uśmiecham się lekko.
-W takim razie
spakuję ją i od razu po spotkaniu z Mirandą pojadę z Silver do mamy.
-A ja pojadę kupić
bilety na lotnisko i zacznę nas pakować…- mówi Harry i muska moje usta.
Idę schodami na górę
i wchodzę do pokoju córki.
-Co ty na to, żeby
pojechać do babci Mindy…- mówię, a ona uśmiecha się szeroko i klaszcze w dłonie
ochoczo kiwając główką.
Wyciągam jej różową
walizkę i powoli pakuję ubranka.
-Mama, a mogę
jeszcze to?- pyta pokazując strój muchomorka.
-Przecież go nie
lubisz…- zauważam unosząc brew.
-Tak, ale tatuś
mówi, że wyglądam w nim ślicznie, więc chcę go pokazać babci i dziadkowi
Benowi.
-Niech będzie… Teraz
daj mi misie, które chcesz zabrać.
Mała podnosi wzrok
na półkę pełną pluszaków.
-Ale nie wszystkie…
Weź 3…- pokazuję jej na palcach.
Mała bierze te od
Zayna i pandę, którą dostała od Sophii, gdy się poznały, a dziewczyna chciała
zyskać w oczach Sil.
Przebieram ją w duży
sweterek i nakładam jej błyszczące legginsy.
-Błyskotka ze mnie…-
śmieje się.
-Ty zawsze
błyszczysz kochanie…
Całuję jej czoło.
-Idź na dół do
tatusia, a mama w tym czasie się ubierze.
Przebieram się z dresów nakładam. Rozczesuję włosy, wiążę je w wysokiego koka i nakładam
trochę makijażu. Schodzę na dół z walizeczką Silver i uśmiecham się na widok
Harry’ego z nią.
-Dlaczego nie mogę
jechać z wami?- Silver kładzie główkę na ramieniu taty, a on przytula ją.
-Bo mamusia i tatuś
mają ważne sprawy do załatwienia…
-A gdzie jedziecie?-
pyta okręcając wokół małych paluszków pokręcone kosmyki włosów taty.
-Do Paryża.
-To tam gdzie jest
myszka Mickey?
-Tak, ale Myszka
Mickey wyjechała z Paryża na jakiś czas…
-A dlaczego?
-Bo musiała jechać
do chorych dzieci…
-A dlaczego te
dzieci są chore?
-Ponieważ czasami są
takie bakterie, która atakują dzieci i są chore…
-A czy ja też mam
taką bakterię?- pyta.
-Nie, ty nie masz…
Silver podnosi
główkę.
-Tatusiu?- pyta.
-Słucham cię
księżniczko.
-A jak bardzo mnie
kochasz?- pyta.
Uśmiecham się szeroko czując dziwne uczucie w duszy.
-Zadałaś mi bardzo
trudne pytanie…- stwierdza Hazz.
Silver zaczyna się
śmiać.
-Widziałaś te
gwiazdy, które są na niebie, jak nie pada deszczyk?- pyta Harry zakładając jej
kosmyk włosów za uszy.
-Tak…
-To kocham cię tyle,
ile tych gwiazd wszystkich jest na niebie…
Silver obrusza się,
a ja się szeroko uśmiecham.
-Tak mało?- pyta
smutna.
-Mało?- uśmiecha się
Hazz.
-Tak.- oświadcza.
-W takim razie
Silver… Kocham Ciebie i mamę najmocniej, najmocniej na świecie…
-A mnie bardziej niż
mamę?- pyta.
-Kocham Was tak samo
mocno…
-A mamusia ciebie
kocha?- pyta.
-Kocham…-
odpowiadam, a oni obydwoje spoglądają na mnie. Podchodzę bliżej i daję całuska
Sil, a potem soczystego buziaka mojemu narzeczonemu.
-Jesteś gotowa
Silver?- pytam córkę.
-Tak, tylko ubiorę
kalosze.
Mała zrywa się i
siada na krzesełku w holu, gdzie nakłada kalosze.
Całuję jeszcze raz
Harry’ego i ubieram buty. Ten staje oparty o łuk.
-Strasznie pada?-
pytam, a Hazz spogląda przez okno.
-Leje.
Wywracam oczami i
narzucam płaszcz na ramiona. Silver trzyma swoje misie. Wchodzimy do garażu,
gdzie sadzam córkę w foteliku. Jej walizka ląduje w bagażniku. Wracam się po
swoją torbę.
-Widzimy się
wieczorem…- mówi Harry.- Spakuję ci jak najbardziej odkryte rzeczy.
-Już się boję,
pewnie wybierzesz stringi uszyte wyłącznie z skąpych pasemek.- unoszę brwi i
zarzucam mu ramiona na szyję.
-No jasne… W niczym
innym nie będziesz paradowała kochanie…
-Kocham Cię…- mówię.
-Ja ciebie też…-
dodaje i soczyście muska mi usta.
Odrywam się od
niego, gdy jego dłonie są wyczuwalne przy moich pośladkach i ściskają je nieco.
Uśmiecham się i wsiadam do samochodu.
-Grace?- mówi z
przedsionka.
-Słucham?- pytam.
-Uważaj na siebie…-
mówi, a ja wysyłam mu buziaczka mówiąc: Zawsze
uważam.
Drzwi od garażu z
lekkim chrzęstem otwierają się i wyjeżdżam swoim ukochanym samochodem.
Wycieraczki pracują bardzo szybko, bo
Wszyscy kierowcy
jadą dość wolno, ze względu na ograniczony zasięg wzroku. Dojeżdżam do redakcji
i szybko wysiadam z parasolem i biorę Silver na ręce. Biegniemy do środka.
Jeden z ochroniarzy uśmiecha się i jak zawsze daje piątkę Silver. Mała ciągle
opowiada mi, jak to Lux chodzi na balet i że ona tez by chciała.
-Lubisz tańczyć?-
pytam ją, gdy jedziemy windą na moje piętro.
-Bardzo.- piszczy i
podskakuje.
Uśmiecham się widząc
zmierzwione deszczem włosy.
-Pomyślimy nad
baletem...- mówię.
Wysiadamy na
piętrze. Idę prosto do Mirandy.
-Dzień dobry
Grace...- mówi, gdy pukam do drzwi.
Silver też mówi
śpiewne: Dzień dobry!
Miranda się
zmieniła. Zaczęła się śmiać i nie jest jędzą, którą była na początku.
-O co chodziło?-
pytam.
-O materiały z premiery nowego Jamesa Bonda...
-W porządku...
-uśmiecham się szeroko.
-Twoje przemyślenia
co do ostatnich stylizacji były świetne... Anna specjalnie zadzwoniła do mnie,
pochwaliła cię...
-Bardzo mi miło...
-Mamusia jest bardzo
mądra, prawda?- pyta Silver, a ja ją z uśmiechem uciszam.
-Tak, bardzo mądra i
ma niezwykłe poczucie stylu...- mówi Miranda z uśmiechem.-Wracając...- zaczyna
znów Miranda.-...Anna chce, abyście w trójkę pisały dla US Vogue.
Otwieram szeroko
oczy, ale w duszy wiem to już od jakiegoś czasu. Dziękuję Darbi xx.
-...nie ukrywam, że
będzie mi bardzo trudno, jeśli stracę takie dziennikarki jak wy... jeśli
oczywiście się zgodzicie.
-Czy to wymagało by
jakichś dodatkowych niedogodzeń dla nas?-pytam.
-Z jednej strony to
wielka szansa, ale z drugiej zostawienie wszystkiego tutaj.
Spoglądam na nią
pytająco.
-Przeprowadzka...-
mówi Miranda.
Od razu przeczę.
-Nie ma
możliwości...- widzę, że Miranda w duszy się uśmiecha.
-I to mi się
podoba...- mówi.
(...)
Dojeżdżam do
Newcastle idealnie na obiad.
-O nie, nie zmarnuję
takiej okazji!- mówi mama, gdy kładę walizeczkę w przedpokoju.
-Mamo, naprawdę
muszę jechać, wylatujemy dziś wieczorem do Paryża... Wolę, żeby Harry mnie nie
pakował, poza tym tak bardzo pada deszcz.
-Grace Moore proszę
się nie tłumaczyć tylko usiąść do stołu i zjeść obiad z matką, bratem i babcią.
Wywracam oczami i
ściągam buty. Silver jest już wycałowana przez prababcię i psa. Znajomy zapach
potrawki z kurczaka pozytywnie łaskocze moje nozdrza. Siadam obok Silver i chcę
ją nakarmić.
-Córciu... Kiedy
zamierzacie wziąć ślub?- pyta mama.
-Nie wiem, nie
rozmawialiśmy o tym. Na pewno się to stanie...- mówię.
-Ale to już tyle
czasu minęło...- mówi babcia.
-Ostatnio widziałam
sukienkę idealną dla mnie...- mówi mama.
Zaczynam się śmiać.
-Nie potrzebujemy
tego ślubu póki co...- mówię.- Jest dobrze...
-Ojeju...- wzdycha
mama.
-Wy to się chyba
zmówiliście z Harrym...- mówię do rodzicielki, a ona podnosi głowę znad
talerza.
-A co?
Zatrzymuję się i
upijam jeden łyk kompotu z jabłek.
-Namawia mnie na
drugie dziecko...- podpieram ręką głowę.
Mama szeroko się
uśmiecha, a babcia klaszcze w dłonie.
-To
fantastycznie...- mówi mama.
-Nie, ja nie chcę
drugiego dziecka... Mam 22 lata i to nie jest wiek, żeby zostać matką z
kolejnym dzieckiem.
-Ja w twoim wieku
miałam już dwójkę...- mówi mama.
-Ale to były inne czasy.
Zobaczcie, moja praca polega na pojawianiu się na imprezach i recenzowaniu
ubioru celebrytów w prestiżowej gazecie. Znów przeżywałabym piekło, gdy
musiałabym uważać, chronić dziecko i do tego kryć się przed paparazzimi.
-Chcę mieć brata.-
wypala Silver.
Wywracam oczami, a
Elliot zaczyna się śmiać.
-...do tego weźcie
pod uwagę fakt, że Harry wyjeżdża, a ja jakoś nie mam ochoty przeżywać tego co
było z Silver jak się urodziła.
-No może masz
rację...- przytakuje mama.
-Poczekam do
momentu, aż może zaczną mniej wyjeżdżać, chłopaki będą chcieli się ustatkować,
może też pomyślą o założeniu rodziny... Na dziecko jest czas, a póki co już mam
jedno.
Spoglądam na Silver,
która pochłania gotowaną marchewkę.
Głaszczę ją po
główce i dokańczam swój posiłek.
(...)
Siadam na schodach i
zakładam buty. Silver siada mi na kolanach.
-Mamusiu powiedz
tatusiowi, że bardzo go kocham.
-A mamusię kochasz?-
pytam.
Kiwa głową i daje mi
buziaka.
-Będziecie do mnie
dzwonić?- pyta.
-Jasne kochanie...-
uśmiecham się. Silver zeskakuje z moich kolan i idzie pogłaskać Marleya.
Żegnam się ze wszystkimi i wsiadam szybko do
samochodu. Ruszam ku autostradzie.
Harry dzwoni do
mnie.
-Wracasz?- pyta.
-Tak, jadę właśnie
A67.
-Tylko nie jedź
szybko.
-Harry mówisz,
jakbym pierwszy raz wracała z Newcastle. Spakowałeś nas?- pytam.
-Właśnie kończę... A
słuchaj... Wolisz czarne, czy czerwone pończochy?- pyta z nutką zadziorności.
-Pończochy?-
powtarzam po nim.
-Mhm...- mruczy.
-Seksholik!-
oznajmiam donośnie.
-Nie lubię tego
tytułu...- buntuje się Styles.
-Zmień zapędy i weź
czarne...- uśmiecham się szeroko.
-Mrrr...-mruczy.
-Weź opaskę na
oczy...- dodaję starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-Cooo?- pyta
przeciągle i jestem pewna, że coś mu się podniosło.
-No weź, kto wie,
może się przyda... Nutka nieświadomości wprowadza do związku odrobinę większej
spontaniczności.
-A skąd ty to
wiesz?- pyta, a ja poprawiam włosy.
-Lata praktyki.-
oznajmiam.
-Grace... Cholera
gdzie ty jesteś?!- pyta, a ja parskam śmiechem.
-Wiedziałam, że tak
będzie.- mówię.
Deszcz pada
cholernie.
-Słonko kończę, ten
deszcz jest straszny.
-Ok. Uważaj na
siebie i do zobaczenia!
-Kocham cię.- mówię
i odkładam telefon na siedzenie.
Kierowca jadący
przede mną gwałtownie hamuje, co robię także ja, by nie wjechać mu w tyły.
Przeklinam pod nosem i dudnię klaksonem.
Wyprzedzam go i
omijam. Spoglądam na fotel obok. Mojego telefonu nie ma.
-Jezu, jeszcze
problemy!- mówię do siebie.
Zjeżdżam na pobocze
i włączam awaryjne. Odpinam pas. Odsuwam fotel i zaczynam szukać pod siedzeniem
mojego telefonu.
-Gdzie się do
cholery ukryłeś?- mówię znów i wreszcie wyczuwam go. Łapię go w dłoń i podnoszę
się by zapiąć pasy. Jakiś wariat zaczyna na mnie trąbić, wie sama szybko ruszam
i trąbię na niego. W radiu zaczyna lecieć Thinking Out Loud Eda Sheeran’a, więc
śpiewam z rudym przyjacielem.
'Cause honey your soul
could never grow old,
it's evergreen
And baby your smile's forever in my mind and memory"
could never grow old,
it's evergreen
And baby your smile's forever in my mind and memory"
„Kochanie, twoja dusza nigdy się
nie zestarzeje, jest wiecznie młoda
I Twój uśmiech będzie na zawsze w moich myślach i pamięci”
I Twój uśmiech będzie na zawsze w moich myślach i pamięci”
Parkuję przed domem i
akurat wtedy przestaję padać deszcz.
-Super…- mówię do
siebie.
Wchodzę do domu i
rzucam torebkę na ziemię.
-Wróciłam!- krzyczę.
-Nareszcie…- mówi
Harry.
-Ile czasu mamy do
lotu?- pytam ściągając buty.
-2 godziny.- mówi Hazz
schodząc w dresach nisko ułożonych na biodrach.
-Stęskniłam się…- mówię
podchodząc do niego.
Zarzucam mu dłonie na
szyję i daję mu buziaka w usta.
-Cały dzień siedziałem
sam…- mówi dając mi kolejnego całusa.
-Uwierz mi lepsze to
niż osiem godzin w samochodzie.
Uśmiecha się i całuje
mnie w nos.
-Spakowałeś nas?-
pytam.
-Tak…- uśmiecha się.-
Ale masz nie otwierać walizki…
-Harry… Zaczynam się
bać.
-Nie musisz… Spakowałem
parę twoich ulubionych rzeczy…
-Pójdę się przebrać…
-Może ja pójdę najpierw
po walizkę…- mówi Harry.
-Oj przestań, nie
otworzę jej…- ściągam płaszcz i wieszam go na wieszaku.
-Zbyt dobrze cię znam…-
mówi Harry unosząc brwi.
Wywracam oczami i razem
z nim idę na górę. Wchodzimy do naszej sypialni, jedna duża walizka jest
zapakowana i Harry jednym zwinnym ruchem podnosi ją i wynosi z pokoju. Zrzucam
rzeczy, które miałam na sobie i idę do garderoby.Spoglądam na półki z moimi
rzeczami i mogę przyrzec, że nic nie ubyło.
-Harry, dlaczego
wszystko co było rano w szafie dalej tam jest?
Harry zaczyna się
śmiać.
-Nie przejmuj się,
spakowałem ci trochę rzeczy, które będziesz mogła ubrać do jakiejś restauracji.
Wywracam oczami i
szukam czegoś odpowiedniego do samolotu. Ubieram beżową koszulkę, boyfriendy i
wyciągam ulubiony zielony puszysty sweterek. Schodzę na dół. Harry robi coś na
telefonie, a ja idę do kuchni, by przed wyjściem zrobić sobie coś do picia. Siadam
na blacie i uśmiecham się szeroko, upijam kilka łyków mleka. Wyciągam wsuwki z
koka i rozplątuję włosy, które kaskadami swobodnie opadają na moje ramiona.
Harry obserwuje mnie z uśmiechem.
-Zastanawiam się, jak
ty spakowałeś naszą dwójkę do torby, do której zawsze pakujesz swoje rzeczy.
-Magiczne zdolności…-
mówi, a ja się uśmiecham.
Idzie na górę, by się
ubrać, a ja w tym czasie cicho otwieram torbę.
-Grace, ani mi się
waż!- słyszę z góry.
Spryciarz moje rzeczy
położył na samym wierzchu. Zapinam szybko suwak.
-Nic nie robię!- mówię.
-Jasne.
Włączam na chwilkę
telewizor i oglądam The Talk. Kris Jenner jest dzisiejszym gościem. Przeglądam
TT i zaczynam się nudzić.
-Harry!!!- wołam
przeciągle.
-Idę…- mówi i schodzi
na dół.
-Możemy jechać…- mówi.
Wstaję i wyłączam TV,
ubieram botki na płaskim obcasie i narzucam na ramiona sweterek. Harry chwyta
za torbę i wychodzimy do taksówki, która czeka. Zamyka dom i wkłada torbę do
bagażnika. Kierowca zawozi nas idealnie, by odłożyć bagaż na taśmę i udać się
do odprawy. Harry daje kilka autografów na lotnisku i robi sobie zdjęcia. Gdy
wreszcie przechodzimy tunelem do samolotu, łapie mnie za biodro i całuje
delikatnie.
-Zaczynamy nasze
wakacje…- oznajmia.
-…jeśli je tak można
nazwać…- mówię.
-…można… tylko Ty i ja…
sami… a wiesz co to oznacza…- mówi unosząc brew.
Chichoczę.
-No jasne…- uśmiecham
się.
Siadamy na swoich
miejscach w samolocie i czekamy aż wystartuje. Czeka nas 1,5 godzinny lot.
(…)
-Harry! Grace! Spójrzcie! Co tu
robicie? Kiedy będzie wasz ślub?
-Grace, wyglądasz
pięknie, spójrz na nas! Uśmiechnij się.
-Gdzie jest wasza
córka? Wypad we dwoje?
Łapię Harry’ego za
biceps i trzymam się go. Jeden z ochroniarzy z lotniska pomógł nam wyjśc z
zatłoczonego pełnego paparazzich lotniska w Paryżu.
Wsiadamy do taksówki i jedziemy
do mieszkania mojego taty.
-Jak zwykle kocioł…-
marudzę.
-Francuzi są
nienormalni…- mówi Harry, a ja parskam śmiechem.
LINK- Mad Sounds-
Arctic Monkeys
-Nie ważne gdzie bym
był z tobą, to zawsze jest pięknie…
Uśmiecham się i daję mu
buziaka.
Kobieta siedząca za
kierownicą taksówki mówi coś po francusku, a Harry uśmiecha się i odpowiada jej
w tym samym języku.
-Co ta pani
powiedziała?
-Że wyglądamy jak świeżo
upieczeni małżonkowie…
-A ty jej
odpowiedziałeś?
-Że nie jesteśmy po
ślubie…
Uśmiecham się i
wtulam w tors mojego narzeczonego. Do głowy przychodzą mi słowa mamy i babci.
Zamykam oczy, jestem zmęczona po całym dniu w samochodzie i wieczorze spędzonym
w samolocie. Jedyne czego pragnę to prysznic, pidżamy i spać. Jeżeli oczywiście
Harry spakował mi jakiekolwiek.
-Jesteśmy…- szepcze
Harry.
Otwieram oczy,
płacimy pani i wysiadamy z taksówki. Harry bierze torbe i wchodzimy do
kamienicy. Otwieram drzwi na piętrze i uśmiecham się na widok dawno nie
widzianego mieszkania. Harry odkłada torbę na podłogę, a ja ściągam buty.
-Jedyne na co mam
ochotę to wziąć prysznic i iść spać…- mówię cicho rozmasowując sobie szyję.
-Czego sobie życzysz
księżniczko…- Harry całuje mnie za uchem.- Jakieś wino? I kawałki sera z
łososiem?
Uśmiecham się
szeroko.
-Wystarczy wino…-
mówię, a Harry wyciąga z torby butelkę mojego ulubionego włoskiego wina.
Siadam po turecku
przed torbą i wyciągam część rzeczy mojego narzeczonego, by dokopać się do moich.
Nie jest aż tak źle jak myślałam, ale w kieszonkach obok znajduję pończochy,
seksowną bieliznę i tak jak „prosiłam” (na żarty) opaskę na oczy. Przygryzam
wargę w uśmiechu i sięgam po kosmetyczkę i idę do łazienki. Szybko biorę
prysznic, natłuszczam ciało ulubionym balsamem o zapachu pinacolady (wciąż ten
sam, nic w tym względzie się nie zmieniło). Rozczesuję mokre włosy i zaczesuję
je do tyłu. Nakładam bieliznę przygotowaną przez mojego chłopaka i
przeglądam się w obszernym lustrze. Dobrał wszystko idealnie. Uśmiecham się
szeroko. Zgaszam światło w łazience i widzę, jak Harry strzepuje pościel. Moje
bose, lekko mokre stopy stąpające po ziemi wydają charakterystyczne klapanie.
Mój narzeczony podnosi wzrok na mnie, a na jego ustach pojawia się coraz
większy uśmiech.
-Chodź tu do mnie…-
mówi Hazz i podaje mi rękę, bym do niego podeszła.
-Wyglądasz
zabójczo…- mówi cicho dotykając opuszkami palców moją skórę.
-Udało ci się…-
mówię.
-Nie będę mógł
zasnąć…- dodaje i składa na moich ustach pocałunek pełen namiętności i miłości.
Nasze oddechy perfekcyjnie się mieszają ze sobą, a odgłosy pocałunków są jak
miód dla moich uszu. Swoją dłonią przejeżdżam po nagim torsie mojego
narzeczonego. Perfekcyjnie twarde mięśnie, na których pojawia się gęsia skórka
od mojego dotyku. Uśmiecham się, a on wtedy przygryza moją wargę. Perfekcyjnie
gęste włosy, które wydają się jak jedwab, gdy je dotykam.
-Kocham Cię…-
szepcze mając zamknięte oczy.
-Ja ciebie też
kocham…- mówię głaszcząc go po policzku.
Harry podnosi mnie i
kładzie na łóżko. Składa delikatne pocałunki na mojej szyi i kurczowo swoimi
dużym dłońmi moje żebra. Dmucha delikatnie po skórze mojej szyi i składa
pocałunek na obojczyku. Jutro otworzymy wino, teraz jest teraz…
****
Miłego weekendu i czytania! Pierwszy komentarz pod tym rozdziałem będzie tysięcznym komentarzem na tym blogu! Jestem bardzo podekscytowana xx.
PS. GDZIE DO CHOLERY JEST SINDI! ZACZYNAM SIĘ MARTWIĆ! xx.
****
Miłego weekendu i czytania! Pierwszy komentarz pod tym rozdziałem będzie tysięcznym komentarzem na tym blogu! Jestem bardzo podekscytowana xx.
PS. GDZIE DO CHOLERY JEST SINDI! ZACZYNAM SIĘ MARTWIĆ! xx.
Czekam na kolejną część 👌
OdpowiedzUsuńTak !!! Nareszcie. To czekanie tak sie dłuży
OdpowiedzUsuńSzkoda , że moj nir jest tysięczny :(
OdpowiedzUsuńAle rozdział jest super i teraz zostaje mi czekać na kolejny rozdział :)
najlepszy!!!
OdpowiedzUsuńTU JESTEM!!! Trochę wypadłam z wprawy pisania komentarzy, ale cóż nadrobimy. Przede mną jeszcze sporo rozdziałów ;p
OdpowiedzUsuńJeju ta Silver jest taka słodka i urocza, że aż przypomina mi moją siostrzenice! A Harry taki opiekuńczy tatuś, w ogóle tworzą cudowną rodzinę. Nie mogę się doczekać tego ślubu i drugiego dziecka, o którym tak marzy Harry. No i wreszcie wypad we dwoje. Cudownie *__*
To buziaki i biorę się za kolejny xx