niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 20.



-Pamiętasz jak ci mówiłem, że chcę z chłopakami sprzedać dom…
-Pamiętam.
-Jest osoba, która już go kupiła i każe nam się wynieść do końca przyszłego tygodnia.
-Nie za szybko znalazł się chętny?
-Nasz menadżer dał ofertę do największych biur nieruchomości, a wiesz, jak niektórzy słyszą, że to był nasz dom, to już w ogóle jest masakra, wszyscy chętni.
-Co teraz zrobicie?
-Liam zamieszka z Dani, Lou z Eleanor, Zayn z Perrie, Niall zamieszka u swojego kuzyna, ale mówił, że za tydzień podpisuje umowę na mieszkanie…
-… a ty zamieszkasz u mnie…- stwierdziłam i uśmiechnęłam się szeroko.
Harry dalej był zakłopotany.
-Nie za szybko dla ciebie? Dla nas?
-To jest sytuacja kryzysowa, kotku, i tak u mnie nocujesz… Poza tym, od dziś zaczniesz szukać mieszkania, a ja ci pomogę…
Pocałowałam go w kącik ust.
-A Sean, nie będzie zły?
-Zadzwonię do Leigh, będziemy mieć chatę dla siebie…
-Czemu do Leigh?
Mam mu powiedzieć, że dziewczyna pomagała mi go poderwać? I że na pewno sprawi, żebyśmy byli sami?  Nie, nie, nie, nie, nie…
-Powie Sean’owi, żeby nocował u niej po prostu…- wypaliłam uśmiechając się.
-On się zgodzi?- spytał dalej.
-Tak…
-Gracie, ale to tak jakbyś wywalała swojego brata z domu.
Zaśmiałam się.
-Należy mu się.- powiedziałam poważnie.
Harry uśmiechnął się lekko.
-Ja nie chcę się narzucać…
Położyłam mu dłoń na ustach.
-Nie narzucasz się.
-Dziękuję ci Gracie.
-Idź się ubierz pojedziemy na zakupy do galerii.
Hazz wytrzeszczył oczy.
-Razem? A jak ktoś nas zobaczy? Fanki? Paparazzi?
-Nie sądzisz, że to ja powinnam być bardziej przerażona?
Harry zrozumiał i uśmiechnął się.
-Pójdę się ubrać.
Chłopak poszedł, a ja zamknęłam się w łazience na dole z telefonem, zadzwoniłam do Leigh.
-Halo?
-Cześć Leigh, tu Grace.
-No hej, co tam?
-Słuchaj jest sprawa…
-Jaka?
-Harry od przyszłego tygodnia musi się do mnie wprowadzić póki nie znajdzie mieszkania…
-I nie chcesz w domu Sean’a?- uśmiechała się.
-Tak jakby.
-Załatwione, powiem mu, żeby przywiózł rzeczy do mnie.
-Dziękuję ci bardzo.
-Nie ma za co, naprawdę… To dobrze, że Harry z tobą zamieszka. Możecie robić co chcecie…- przeciągała głosem.
-Ej…- powiedziałam żartobliwie oburzona.
-Dobra, dobra, na razie Gracie.
-Pa.
Wolna chata na długo.
WOOHOOO!!!
Wyszłam z łazienki i pobiegłam na górę. Harry poprawiał koszulkę.
-Po zakupach pojedziemy do mnie na chwilę, muszę wziąć trochę rzeczy.
Kiwnęłam głową i zaczęłam wybierać ciuchy. Ubrałam się w biały sweter i narzuciłam jeansową kurtkę z białym futerkiem w środku, założyłam rurki i botki na obcasie. Zeszliśmy na dół, Hazz ubrał kurtkę i buty. Wyszliśmy z domu zamykając drzwi. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy, wycieraczki chodziły bardzo szybko, deszcz padał coraz mocniej. Wielkie krople wody waliły w dach Range Rovera. Po jakichś 2 godzinach dojechaliśmy do Galerii Handlowej na obrzeżach Londynu. Harry zaparkował samochód na podziemnym parkingu. Złapaliśmy się za ręce i weszliśmy do środka. Harry powiedział, że chce zobaczyć co jest w TopMan, więc zajrzeliśmy tam, chłopak w rezultacie kupił sobie koszulę w kratkę i parę spodni. Potem poszliśmy do Zary, gdzie spodobała mi się czarna sukienka. Harry’emu oczy zabłyszczały, gdy mnie w niej zobaczył.
-Zamknij na chwilkę.- powiedziałam słodko.
Zrobił to z niechęcią.
Poprawiłam sukienkę, tak, że miałam bardziej odsłonięte nogi i bardziej było widać piersi.
-Zobacz teraz…
Położyłam rękę na biodrze.
Pokręcił głową, gdy mnie zobaczył.
-Robisz to specjalnie.
-A jak…
Przymierzyłam jeszcze dwie bluzki i spódniczkę. Harry mówił, że we wszystkim wyglądam pięknie, ale on nie jest obiektywny. W rezultacie wzięłam spódniczkę i sukienkę. Bluzki mnie pogrubiały.
Założyłam swoje rzeczy, gdy usłyszałam.

Harry, can we take a photo with you?
Of course.
Po chwili.
What are you doin’ here?
 I’m waiting.

Nie wiem, ale skoczyło mi ciśnienie, niby przed wyjściem taka byłam hej do przodu, a teraz się zestresowałam, że jakieś dziewczynki mnie zobaczą.
-Żyjesz?- spytał Hazz i tak naprawdę wyrwał mnie z odrętwienia.
-Tak, już wychodzę.
Nałożyłam kurtkę i buty.
-Wiesz co bierzemy?
-Tak.
-Chodźmy do kasy.
Loczek kupił mi sukienkę i spódniczkę.
Potem poszliśmy do sklepu obuwniczego, przez 1,5 godziny wybierałam Conversy, których i tak nosić teraz nie będę, bo ciągle leje deszcz. Harry kupił sobie dwie pary sztybletów, karmelowe i czarne. Potem poszliśmy zjeść późny lunch. Usiedliśmy na tyłach restauracji. Zamówiłam sobie sałatkę warzywną i mrożoną herbatę. Hazz tak samo.
-Słyszałam, że niedaleko stąd powstało nowe osiedle mieszkań w 2-piętrowych blokach.
-Jeszcze masz dom, nawet dwa, a ty już szukasz mieszkania.
Uśmiechnął się i napił się herbaty.
Kelner podszedł do nas. Miał w ręku przepiękną czerwoną różę.
-To dla pani…- powiedział.
Harry patrzył na niego no właściwie nie wiem jak… Był zdezorientowany no i chyba się wkurzył … zresztą  ja nie wiem co w jego głowie się działo…
-Ale to musi być jakaś pomyłka…
-Nie… Ten pan.- wskazał palcem na znienawidzonego i niegdyś kochającego mnie tatuażystę.- Kazał mi to pani dać.
Wzięłam różę i rzuciłam ją na brudny talerz po sałatce, Blake zauważył to i dopił drinka.
-Harry, chodźmy stąd.- powiedziałam.
-Ale…
-Idziemy…- powiedziałam głośniej.
Harry dał kelnerowi pieniądze, wzięłam torby i prawie wybiegłam z restauracji.
-Grace…- powiedział Hazz, gdy mnie dogonił- Dlaczego tak szybko wyszłaś? Znasz tego gościa?
Weszliśmy na parking, samochód loczka stał na samym końcu. Szliśmy, obracałam się co chwilkę, sprawdzając czy nikt za nami nie idzie. Doszliśmy do samochodu, włożyłam zakupy do bagażnika. Zmierzałam ku drzwiom, zacisnęłam za klamkę, Hazz był w tym samym miejscu już włożył jedną nogę do środka, gdy usłyszałam.
Gracie, kochanie…- mówił słodko, że aż chciało mi się wymiotować.
Harry spojrzał do tyłu i momentalnie znalazł się przy mnie.
Czego od niej chcesz?- spytał Harry pełnym złości głosem.
Nie poznajesz mnie gościu? Serio? Nie pamiętasz, jak niecałe 4 miesiące temu złamałeś mi nos i wywaliłeś z urodzin jej przyjaciółki?
Ty…- Harry wysyczał, czułam, że napiął wszystkie mięśnie.
Ja… Szkoda, że nie dokończyliśmy tego co zaczęliśmy, nie Gracie…
Zamknij się.-powiedział Harry.
Gadam z Tobą?
Zostaw mnie Blake. Daj mi już żyć normalnie.
Pokręcił głową.
Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupiutka. Ja miałbym cię zostawić?
Zamknij mordę.- powiedział głośno Harry.
Odwróciłam się do niego i go uciszyłam.
Z nim trzeba spokojnie.- szepnęłam.
Nerwus? Sądziłem, że lubisz wyluzowanych…
Blake, po co mnie nachodzisz?
Zostawiłaś mnie…
Wiesz dlaczego…
Nie wiem, przypomnij mi…
Posunąłeś się wtedy za daleko…
Przecież było standardowo, kotku.
Czułam, że Harry zaraz wybuchnie.
Wybaczyłam ci to, ale nie zapomniałam, daj mi żyć, znajdź sobie taką, która zgodzi się na to co mi robiłeś…
Nie, Gracie, jesteś moją i jedyną dziewczyną, do której chciałem wrócić po nocce.
Mówił słodko i patrzył w oczy Harry’ego, tak perfidnie…
Nie będę z Tobą rozmawiać.
Powiedziałam.
Jesteś teraz z NIM?
Co ciebie to obchodzi…
Obchodzi… Powiem ci jedno młotku: Ona jest jedną wielką s*ką, jest z tobą tylko po to, żebyś jej kupował ciuchy i przeleciał.
Harry wyrwał się i rzucił się na Blake’a. Krzyczałam i płakałam, ale on bił go niemiłosiernie, Blake uderzył Hazzę, ten odleciał trochę do tyłu, ale podniósł się i bił dalej mojego byłego.
Nie wiedziałam co robić, podbiegłam i złapałam Harry’ego za rękę, którą miał uderzyć kulącego się Blake’a. Harry podniósł się.
Nie masz prawa o niej tak mówić.
Ruszyliśmy do samochodu zostawiając Blake’a leżącego na asfalcie. Usiadłam na fotelu pasażera. Hazz z piskiem opon ruszył i wyjechał z parkingu. Jechaliśmy.
-Grace, o czym mówiłaś wtedy, że on posunął się za daleko i ty mu to wybaczyłaś?
Spojrzałam, że kropla krwi wypłynęła z jego łuku brwiowego. Wyjęłam chusteczkę i delikatnie dotknęłam jej. Hazz syknął i przyspieszył. Dotykałam lekko jego zakrwawionej brwi.
-Odpowiesz mi?
Usiadłam prosto na fotelu. Otarłam łzę, która pozostała mi w kąciku oka. Powróciłam do tamtych wydarzeń.
Kiedy podczas… zaczął mnie bić… straciłam przytomność… a on… kontynuował co wcześniej zaczęliśmy…
Wie o tym tylko Lucy i ja i teraz Harry. Zatrzymał się przed moim domem. Miał oczy pełne łez, był rozdrażniony… Był cholernie wkurzony, prawie do granic możliwości.

-DLACZEGO MI O TYM WCZEŚNIEJ NIE POWIEDZIAŁAŚ?!- wykrzyknął.
-Bo bałam się twojej reakcji, znalazł byś go i pobił, albo i nawet zabił…

Gorzko płakałam. Deszcz padał strasznie mocno, strumień wody z nieba rozbijał się o dach i szyby Range Rovera Hazzy. Otarłam łzy rękawem kurtki.
-Nie rozumiem, myślałem, że jesteś ze mną szczera…- Harry patrzył się ślepo na kierownicę.
-Sądziłam, że tak będzie lepiej.- łkałam.
-Źle sądziłaś Grace.
Skierował twarz w stronę okna, który i tak było zamazane, bo woda lała się litrami. Otworzyłam drzwi i pobiegłam w stronę domu. Harry ruszył gwałtownie i pojechał w stronę Londynu. Weszłam całkowicie przemoczona do domu, usiadłam na podłodze i zatopiłam twarz w dłoniach. Gorzko płakałam, łzy leciały mi strumieniami, a moje przemoczone i wyziębione ciało trzęsło się. Po jakimś czasie wstałam z miejsca. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie, sweter przykleił się do mnie, tak jak spodnie i kurtka, zrzuciłam mokrą do suchej nitki odzież wierzchnią i będąc tylko w bieliźnie, weszłam do łazienki. Napuściłam wody do wanny i weszłam do niej. Skuliłam się i z moich oczu znów zaczęły lecieć łzy. Nie zrobiłam tego specjalnie, przecież powiedziałabym mu, ale się bałam, że zrobi coś Blake’owi. Po prostu bałam się… Gdy się trochę uspokoiłam, a woda wystygła opatuliłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Ubrałam piżamy i wskoczyłam do łóżka, które było tak bardzo puste bez Harry’ego obok. Znów poleciały mi łzy, położyłam się po jego stronie, zamknęłam oczy. Zasnęłam.
Obudziłam się, gdy było ciemno. Deszcz przestał padać, do mojego nosa dostał się zapach mieszanki szamponu truskawkowego Harry’ego oraz jego ulubionych perfum. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w poduszkę. Gdy tak leżałam przez kolejną godzinę, usiadłam na brzegu łóżka, tak jak on dziś rano. Narzuciłam kołdrę na plecy i zeszłam na dół. Tam zjadłam kanapkę z serem. Potem znów podążyłam na górę. Gdy weszłam do środka, przy lustrze stał uśmiechnięty loczek, poprawiał włosy. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. Harry’ego tam nie było. Czułam się taka bezsilna, opadłam na mój miękki dywan, a kołdra ułożyła się jak na łóżku. Wyobrażałam sobie, że leżę razem z nim tu i uśmiechamy się do siebie. On przyciąga mnie za biodro, jak zawsze, a ja całuję go za uchem. Moje ręce znów zaczęły się trząść, a łzy poleciały strumieniem. Płakałam głośno, zakryłam oczy dłońmi. Sięgnęłam ręką po poduszkę Hazzy i wtuliłam się w nią zostawiając mokre ślady łez. Zasnęłam.
Następnego dnia, otworzyłam oczy, czułam się zmęczona i pozbawiona sił, gdy wstałam opadłam na łóżko. Po chwili jednak wzięłam się w garść i wstałam z łóżka, opatuliłam się kołdrą i zrobiłam sobie kawę, której smak pogrążył mnie w gorszym nastroju. Usiadłam w salonie na fotelu dalej opatulona w kołdrę, spoglądałam na ogród. Na dworze znów lał deszcz. 
Spojrzałam na zegarek była 5:09.
Zamknęłam oczy i rozmyślałam. Znów zasnęłam. I tak cały dzień. Gdy obudziłam się o 14 zjadłam jogurt i znów usiadłam na starym miejscu. Mój telefon tarabanił na górze, ale nie miałam ani siły ani chęci, by odebrać. Dochodziła 19. Deszcz padał teraz jak jeszcze nigdy. Lało. Wstałam i poszłam wziąć prysznic. Spędziłam pod nim dwie godziny, wysuszyłam włosy, pomalowałam oczy (nie wiem czemu, miałam na to ochotę) próbowałam skorygować sine wory pod oczami. Poszłam do szafy i wyjęłam z nich szare dresy i granatową bluzę, zeszłam na dół i spojrzałam na pozostawiony na szafce zegarek Harry’ego.
Nie mogę tego tak skończyć. Zbyt bardzo go kocham. Pocałowałam zegarek i położyłam go na swoje miejsce. Wzięłam kluczyki i narzuciłam kurtkę. Wbiegłam do garażu i wsiadłam do samochodu. Ruszyłam i jechałam wyprzedzając kolejne samochody, zostały mi jakieś 3 kilometry do domu chłopaków. Gdy mój samochód zgasł, zapaliła się kontrolka, że nie ma paliwa. Zaczęłam wyklinać samochód. Co mam teraz zrobić? Pchnęłam samochód na pobocze i zamknęłam go. Deszcz lał przez cały czas. Zaczęłam biec główną ulicą. Byłam cała mokra i czułam jak buty mam pełne wody. Biegłam, czułam się coraz bardziej wycieńczona, nie miałam siły, poza tym znów wróciło mi z wczoraj. Płakałam rzewnie, skręciłam w uliczkę, na której końcu stał dom chłopaków. Przyspieszyłam tempa. Po 10 minutach znalazłam się przed drzwiami wejściowymi. Nigdzie nie paliło się światło. Waliłam do drzwi, ale po chwili usiadłam na mokrym chodniku i zatopiłam oczy w dłoniach. Ktoś otworzył drzwi, obróciłam się, ale deszcz padał tak mocno, że nie widziałam.
-Grace, co ty tu robisz?!- powiedział głośno Louis.
-Jest Harry?- spytałam cała zapłakana. Byłam pewna, że ten cholerny makijaż jest na całej mojej twarzy i wyglądam jak zombie.
-Tak, wejdź.
Weszłam. W salonie panowała ciemność, ale w głąb schodów widziałam zapalone światło.
HARRY!!! Louis wrzasnął, a zmizerniały głos chłopaka  rozbrzmiał w moich uszach.
-Czego chcesz?
-Grace, jest tu.
Słyszałam, jak jego łóżko lekko zaskrzypiało. Stanął na szczycie schodów.
-Co ci się stało?- spytał tym razem zmartwiony, zaniepokojony.
-Wiem, że powinnam ci powiedzieć o wszystkim, ale bałam się twojej reakcji Harry. Zrozum, nie chcę, żebyśmy się kłócili, albo zrywali ze sobą, przez to co przeżyłam dawniej.
Chłopak zbiegł na dół, a Louis usunął się do kuchni.
-Myślałaś, że chcę tobą zerwać?- spytał zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
Kiwnęłam głową.
-Głupiutka Gracie, moja kochana, głupiutka Gracie.
Ujął moją twarz w dłonie i musnął moje usta. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie, przytuliłam się do niego. Głaskałam go po głowie, on muskał mnie we włosy.
-Dlaczego jesteś cała mokra?- spytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Zapomniałam zatankować samochód… Zostawiłam go na poboczu i przybiegłam tu.
-Chodź ze mną na górę.
Zdjęłam buty.
-Włożę twoje rzeczy do suszarki.
Poszłam za Hazzą na górę, rozebrałam się do bielizny i podałam Hazzie moje rzeczy. Usiadłam na łóżku, cała się trzęsłam.
-Weź prysznic, rozgrzejesz się.
Poprowadził mnie do pomieszczenia, wyjął dla mnie ręczniki i dał szlafrok. Na pralce położył swoją koszulkę. Weszłam  do gorącej wanny z hydromasażem. Już nie chciało mi się płakać, byłam po części szczęśliwa, ale cały czas gnębiły mnie nadgarstki… Powiedziałam Hazzie, że to narzędzia. Ale… To nie one… Tylko Blake. Po godzinie wstałam z wody i nałożyłam na siebie bieliznę, która z powodu koronek szybko wyschła. Narzuciłam na siebie koszulkę, która spokojnie zakryła mi pupę. Ręce wsunęłam do granatowego, mięciutkiego szlafroka. Przerzuciłam mokre włosy na prawą stronę. Harry siedział tyłem do drzwi.
-Nadgarstki też zrobił Blake.
Odwrócił się.
-Domyśliłem się.- powiedział.
Wstał z łóżka i pocałował mnie w czoło.
-Chcesz się położyć?
-Ale z Tobą…- powiedziałam.
Harry uśmiechnął i wyszedł z pokoju, a ja weszłam pod grubą kołdrę. Zapach, który miałam w swoim pokoju był niczym w porównaniu z tym zapachem. Czułam go wszędzie. Gdy wdychałam powietrze uśmiechałam się. Opuściłam głowę na poduszkę i zamknęłam oczy. Było mi cieplej. Znacznie. Przysnęłam. Obudził mnie pocałunek w nos. Harry był w samych bokserkach, uśmiechał się lekko. Położył się obok i rozwiązał mi pasek od szlafroka i pocałował w obojczyk. Potem  pomógł mi zrzucić szlafrok na podłogę. Jak zwykle położył mi rękę na biodrze i przysunął mnie do siebie.
-Stęskniłam się za Tobą…- powiedział.
-W ciągu jednego dnia?
Kiwnęłam głową i opuściłam wzrok z jego oczu na szyję. Położyłam mu dłoń na prawym wytatuowanym ptaszku. Pocałowałam jego główkę i wtuliłam się w chłopaka. Harry przeniósł rękę z biodra na pośladki. Momentalnie zesztywniałam.
-Wyluzuj się, kotku…- powiedział.
-Harry, ja nie…
-…wiem, ale masz takie fajne…
Uśmiechnęłam się.
Położyłam nogę pomiędzy nogi Hazzy, teraz przylegałam do niego każdym centymetrem ciała. Podniosłam głowę i wpiłam się w malinowe usta chłopaka. Ręka Hazzy wędrowała albo po mojej kości ogonowej, albo wchodziła czasami pod gumkę majtek. Harry górował nade mną, oplotłam go nogami wokół pasa i jeździłam opuszkiem palca po jego klacie.
-Najlepsze rzeczy dzieją się na tym łóżku…- powiedział mrucząc.
-Mam nadzieje, że te najlepsze staną się, w wyjątkowym miejscu.
Uśmiechnęłam się i przygryzłam wargę, Hazz opuścił się i znów zaczęliśmy się namiętnie całować, uśmiechaliśmy się co chwilkę. Gdy usłyszeliśmy dźwięk piosenki Antichrist.
-Mój czy twój?- spytał Harry całując moją szyję.
-Twój…- powiedziałam wijąc się z przyjemności.
Harry jęknął i zszedł z łóżka. Spojrzał na ekran telefonu.
-Nic ważnego.
Wyłączył telefon i schował go do kieszeni spodni. Wróciłam do dawnej pozycji, znów zaczęliśmy się całować, Harry wsunął mi język do ust,  moje paznokcie zacisnęły się na jego skórze, a on zaciągnął głęboko powietrze nosem. Otworzył szeroko oczy i zamieniliśmy się stronami, teraz to ja siedziałam na jego biodrach.
-Zrób jak ostatnio…- szepnął z uśmieszkiem na twarzy.
Uniosłam brew i złapałam za jego dłonie, poddał mi się, pochyliłam się do przodu i rozłożyłam jego ręce w długiej linii.
-Podoba ci się to, mam rozumieć…
Hazz uśmiechnął się i przygryzł wargę lustrując mój tułów.
-Brudne myśli zachowaj, nie chcę ich widzieć.
Zaśmiał się, przylgnęłam do jego klatki piersiowej brzuchem. Przejechałam językiem po jego ustach. Harry podniósł się z uścisku, trochę mnie zaskoczył, że się wyswobodził.
Podparł się rękoma.
-Nie byłaś taka, jak ostatnio.
Był z deka zawiedziony.
Zrobiłam smutną minę, ale po chwili wiedziałam już o co chodzi.
Nachyliłam się i najpierw pocałowałam go w szyję, a potem ugryzłam.
Pocałowałam to miejsce i znów wpiłam się w jego usta, tym razem z większą zaciekłością, tak jak lubimy. Hazz ścisnął moje pośladki, a ja przymknęłam oczy. Czułam się z deka, jak wiecie podczas czego… Tak namiętnie nigdy się nie całowaliśmy. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchniemy. Było mi strasznie gorąco, masakrycznie.
Pukanie do drzwi.
Hazz nie przestawał, ale pukanie było coraz głośniejsze.
 NO CO?!
Krzyknął poddenerwowany.
Harry to ja.- powiedział kobiecy głos.

Witam w ten niedzielny poranek moje drogie... Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Kolejny w czwartek :P

5 komentarzy:

  1. Na ty momencie ? Na tym momencie ? No nie wierzę.. Mam nadzieję, że to żadna napalona laska. :3
    Całą chatę będą mieli dla siebie. Jejku jak mnie ten Blake wkurzył. Debil zasrany -,-
    Jak ja myślałam, że się pokłócili.. Uff, ale na szczęście. No co prawda Hazz się trochę wkurzył, ale to ujdzie.. :D
    Świetny rozdział <3 I jak zwykle czekam na kolejny ♥Szkoda, że będzie dopiero w czwartek :( Ale i tak jadę do lekarza więc mam wolny dzień :P Tak czy siak czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetnie. No, ale umówmy się W TAKIM MOMENCIE się nie przerywa.
    KIsses
    Mona

    OdpowiedzUsuń
  3. kooooochaaam <3333333333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, z resztą jak zawszę. Co tu dużo mówić. Kocham twój blog i cieszę się , że go piszesz <3 . Kocham ciebie ;**

    OdpowiedzUsuń