piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 26.



Harry
-Boję się.- powiedziała poprawiając się na fotelu.
-Ale czego? Przecież mama i Robin nie gryzą, przyrzekam ci.
-No wiem, ale mam stracha.
Wyciągnęła z torebki lusterko i poprawiła usta brzoskwiniową szminką, potem nałożyła warstwę tuszu do rzęs i nałożyła trochę różu na policzki. Wyglądała ślicznie. Miała włosy zakręcone lokówką u końcówek.
-A nie ubrałam się trochę zbyt pospolicie?
-Nie, jesteś ubrana perfekcyjnie.
-Ale nie kłamiesz, żeby nie zrobić mi przykrości?
-Gracie, uspokój się, przecież wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję.
Zapanowała chwilka ciszy.
-A daleko jeszcze?
-Jeszcze z 15 minut drogi nam zostało.
-O boże…- szepnęła.
Zjechałem na pobocze i zatrzymałem się.
-Spójrz na mnie.- powiedziałem.
Popatrzyła zdezorientowana.
-Posłuchaj, moja mama cieszy się, że mam normalną dziewczynę i nie mogła się doczekać, aż przyjedziemy, bardzo chce cię poznać, wydzwaniała do mnie codziennie od dwóch tygodni.
Uśmiechnęła się.
-Poza tym, wiążę się z tobą na poważnie, a moja mama zawsze akceptuje moje poważne wybory.
Położyła mi dłoń na policzku i uśmiechnęła się. Musnęła mi usta. Kiwnęła głową.
-Nie masz się co stresować, moja rodzina zaakceptowałaby cię nawet bez poznania ciebie osobiście. Zaakceptowałaby cię, bo ja ciebie kocham, rozumiesz?
Teraz to ja ująłem jej twarz w swoje dłonie, a ona chyba się wzruszyła. Objęła mnie rękoma wokół szyi i przytuliła mocno.
-Przez ciebie teraz będę rozmazana.
Pocałowała mnie za uchem i usiadła prosto, wyciągnęła chusteczki i otarła oczy, potem nałożyła na wacik, który również miała w torebce jakieś mleczko i po chwili już nie miała makijażu na oczach. Ruszyłem, a Grace zaczęła malować oczy od początku. Kilka minut później była gotowa.
-To było piękne co powiedziałeś, wiesz?
Uśmiechnąłem się.
-To co powiedziałem było tylko szczerą prawdą…
Jechaliśmy już ulicą, na której za 20 metrów mieliśmy zaparkować pod moim rodzinnym domem. Gdy skręciłem i zaparkowałem koło samochodu mamy. Gracie odpięła pas.
-Kocham cię, Harry.
Złączyła nasze usta w pocałunku, nie mogłem się od niej oderwać. Ktoś zapukał w moją szybę.
Oderwaliśmy się do siebie. Gemma stała za oknem uśmiechnięta.
-Darujcie sobie te czułości w samochodzie.
Wysiadłem z samochodu, a Gemma pobiegła na drugą stronę przywitać się z Gracie.
-Matko, nie widziałaś mnie dwa dni, aż tak się stęskniłaś?- mówiła Grace, gdy Gemma dusiła ją w uścisku.
-Mama się nie mogła doczekać…- powiedziała Gemma i otworzyła bagażnik od samochodu. Gracie podeszła wziąć swoją torbę, ale wyręczyłem ją tym.
-Naprawdę, mam fajną rodzinę polubią cię. Na 100%.
Uśmiechnęła się lekko.
-Mam taką nadzieję Harry.
Grace
Harry objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Weszłam przez drewniane drzwi, w korytarzu stanął mężczyzna z zarostem i okularami. Na twarzy miał promienny uśmiech.
-Harry, jak miło cię widzieć.- powiedział.
-Ciebie też Robin.
-A ty, to pewnie Grace.
-Tak, bardzo mi miło.
Podałam mu rękę, a on podał mi swoją.
-Gemma bardzo dużo nam o tobie opowiadała.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
Kiwnął głową, a z kuchni wyszła ubrana na czarno kobieta o brązowych włosach, zesztywniałam od razu. Uśmiechnęła się szeroko, a widząc uśmiech tak podobny do uśmiechu Harry’ego ja też się uśmiechnęłam.
-Bardzo się cieszę, że wreszcie mogę poznać poważną wybrankę serca mojego syna.
-A ja bardzo się cieszę, że mogę poznać mamę mojego ukochanego.
Uśmiechnęła się jeszcze piękniej. Podała mi rękę, którą ja jej też podałam, ale po chwili już była przytulana przez Anne. Bardzo ładnie pachniała.
-Widzisz Grace, a ty się tak stresowałaś…- powiedział Harry i pocałował mnie w czoło.
-Stresowałaś się?- spytała zdziwiona Anne.
Oblałam się rumieńcem.
-Trochę.- powiedziałam speszona.
Gemma, Robin i Anne zaśmiali się.
-No dobrze, to rozbierajcie się, zaraz będzie gotowy obiad. Harry zanieś torby do pokoju i pokaż Grace, gdzie będziecie spać.
-I nie tylko…- powiedziała Gemma.
Dostała kuksańca od Hazzy, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Już idziemy.- powiedział Harry.
Rozebraliśmy się z odzieży wierzchniej i podążyliśmy schodami na górę. Skręciliśmy w prawo. Na samym końcu znajdowały się białe drzwi z podpisem Harry. Zaraz obok tych drzwi znajdowały się kolejne, ale byłam pewna, że jest to łazienka. Harry otworzył drzwi i weszliśmy do jego małego królestwa z lat dzieciństwa. Na ścianach było dużo zdjęć w ramkach, na suficie wisiał żyrandol z granatowym kloszem. Ściany były raczej beżowe, albo wchodziły w kawę z mlekiem. W rogu stało łóżko, nie było duże, raczej zmieścimy się obydwoje. Harry położył nasze torby koło małego biurka.
-I jak ci się podoba?
-Jest świetnie, już uwielbiam to miejsce.
-A moja mama?
-Jest bardzo miła.
Uśmiechnął się promiennie.
-Pójdę wezmę prysznic.- powiedział Harry.
Kiwnęłam głową. Hazz pocałował mnie w nos i poszedł do łazienki. Ja natomiast wyszłam z pokoju Harry’ego i oglądałam zdjęcia na korytarzu. Były przecudowne, takie rodzinne. Było zdjęcie, jak Harry siedzi mamie na kolanach, albo jak Gemma bawi się lalkami, a Hazz wsuwa pokrojone kiełbaski. Anne weszła po schodach.
-Grace, masz ochotę na coś słodkiego, Gemma zrobiła ciasto czekoladowe, a ja sernik…
-Dziękuję, ale może po obiedzie, tak ładnie pachnie.
Uśmiechnęła się.
-Właściwie to moja pieczeń już dochodzi. Możesz już zejść. Gdzie jest Harry?
-Bierze prysznic…
-No, to chodź na dół.
Anne ruszyła schodami w dół, a ja za nią. Salon był wytapetowany żółtawo-beżową tapetą. Na podłodze były jasne panele, przed dużym telewizorem stały dwie dwuosobowe skórzane kanapy i fotel przykryty kapą. Stał tam także mały drewniany stolik na kawę. Weszłam do salonu, a z salonu do jadalni, z której był widok na ogród. Był cały ośnieżony, stała tam ławka i drewniany stół z krzesłami także pokryty śniegiem. Gemma położyła na stole miskę z sałatką, a Anne postawiła brytfannę z pieczenią, co ciekawe pachniała nadzwyczaj znajomo. Robin, Anne i Gemma usiedli ze mną przy stole, a zaraz dołączył do nas Harry. Nałożyłam sobie trochę pieczeni i spróbowałam ją.
-Co to za przyprawa?- spytałam.
-Oooo… Anne ci nie powie, to jej sekret, jakbyś zgadła to nie wiem co by się stało…
Posmakowałam kolejnego kęsa.
-Kolendra?
Anne spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Robin spojrzał na mamę Hazzy i wybuchnął śmiechem razem z Gemmą i Harrym. Ja nie wiedziałam, o co chodzi.
-Zgadłaś…- powiedziała Anne.- Nikt od 10 lat nie zgadł tej przyprawy.
Zarumieniłam się.
-Gotujesz?- spytała mnie.
-Ona świetnie gotuje, ostatnio też zrobiła pieczeń na kolację…- mówił Harry
-... tak, ale Niall ją zjadł…
Anne i Gemma się zaśmiały. Jedliśmy dalej.
-Studiujesz coś?- spytał mnie Robin.
-Tak, jestem na drugim roku dziennikarstwa, zresztą studiuję razem z Lucy.
-To przez nią się poznaliśmy.- dopowiedział Hazz i uśmiechnął się ślicznie.
-Na imprezie…- powiedziała Anne. - Opowiadała mi coś. A jakie masz zainteresowania?
-No…- zatkałam się lekko.- Prowadzę z moim bratem warsztat z motorami, który był mojego taty.
-Motoryzacja? Taka ładna dziewczyna?- powiedział Robin.
-Uwielbiam to, nim poznałam Harry’ego bardzo dużo czasu spędzałam w warsztacie, ale teraz wolę spędzać czas z nim.
Wszyscy uśmiechnęli się, a chwilkę potem pałaszowaliśmy dalej.
-A twój tata też lubi motoryzację?
-Lubił… Mój tata nie żyje.
-Najmocniej przepraszam, nie wiedziałam.
-Nic się nie stało, miała pani prawo nie wiedzieć.
Zapadła cisza.
-Masz jakieś plany na przyszłość, Grace?- spytała Anne.
-Jeszcze nic nie jest pewne, ale chciałabym pracować dla jakiejś gazety motoryzacyjnej.
Obiad się skończył, a Gemma przyniosła na paterze kawałki ciasta jej i Anne. Nagle zadzwonił telefon Hazzy. Przeprosił nas i pobiegł do korytarza, zaczął rozmawiać. Zjadłam po dwa kawałki każdego ciasta. Obydwa były przepyszne. Harry wrócił do jadalni zakłopotany, jakiego nigdy go nie widziałam.
-Coś się stało?- spytałam go.
-Dzwonili z mangamentu, mam dziś trzy wywiady w telewizji.
-Jak to dziś?- spytała Gemma.
-Paul zapomniał do mnie zadzwonić.
-O ludzie… Nawet w święta nie macie spokoju…- westchnęła Anne.
-Musisz już jechać?- spytałam.
-Tak. Jedziesz ze mną?
-A po co masz brać Grace, ja ją oprowadzę po miasteczku…- powiedziała Gemma i mrugnęła do mnie okiem.
-Gemma ma rację, ja zostanę. Tylko wezmę prezenty z bagażnika.- powiedziałam.
-Ja je przyniosę słonko, jedz ciasto…
Anne uśmiechnęła się.
-Ok.
Harry położył prezenty pod choinką, wziął kluczyki i dokumenty, pożegnał się ze mną dając buziaka i pojechał. Usiedliśmy wszyscy w salonie i oglądaliśmy Kevin sam w domu. Mimo że, oglądałam to ze dwanaście razy to i tak śmiałam się głośno. Po zakończonym filmie Gemma zauważyła, że śnieg przestał padać i że możemy iść się przejść. Ubrałyśmy się ciepło i ruszyłyśmy chodnikiem. Oświetlenie na ulicy nie działało, ale lampki uwieszone na domach tak. W domach paliły się światła. Słychać było śmiechy ludzi, piski dzieci i melodie kolęd. Rozmawiałam z Gemmą o wszystkim i o niczym, ale nasz niby-temat zszedł na Harry’ego. Właściwie o jego byłych.
-Miał 3 dziewczyny, gdy mieszkał tu jeszcze. Ellis, Ursine i Trace. Z Ellis był najdłużej, bo rok, a z pozostałymi tylko wyglądało to tak poważnie, ale wcale nie było. Ursine zostawiła go, a Trace wyjechała, więc zerwali.
-Ellis mieszka tu?
-Nie, nie, nie wyjechała do Londynu, studiuje tam i ma chłopaka stamtąd.
-Aha. A Ursine?
-Ursine mieszka tu, ale Harry nie utrzymuje z nią kontaktu, ja też, choć kolegowałam się z nią.
Przez chwilkę szłyśmy w ciszy.
-Widzisz?
Wskazała mi palcem na piekarnię, którą stała na rogu, dwie staruszki się w niej krzątały.
-Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę na pączka.
-Ja też bym zjadła.
To chodź. Weszłyśmy przez drzwi.
-Dobry wieczór Gemma…- powiedziała staruszka w okularach.
-Dobry wieczór, przyszłyśmy po pączki.
-Z marmoladą, czy czekoladą?
-Dwa z marmoladą.
Kiwnęłam głową.
-A panienki to ja nie znam, przyjezdna?
-Z Londynu.- odpowiedziałam.
-Oooo…
-To jest dziewczyna Harry’ego.- powiedziała Gemma.
-Naprawdę?- spytała.
Kiwnęłam głową.
-Życzę szczęścia… Harry to skarb.
-Tak, to prawda.
Zapłaciłam za pączki, choć Gemma kłóciła się ze mną, kto ma zapłacić, ale w rezultacie ustąpiła. Wyszłyśmy delektując się pączkami.
Skręciłyśmy w jakąś polną drogę pod górkę, ja na moich obcasach ledwo co wchodziłam, ale Gemma też nie miała łatwo, bo jej buty miały gładką podeszwę i się ślizgała. Raz to ja się z niej śmiałam, a raz ona ze mnie. Weszłyśmy na wzgórze, z którego było widać całe Cheshire. Oświetlenie uliczne ułożyło taką ładną nić, a światła w domach były pojedynczymi punktami, które tworzyły taką jakby pajęczynę. Zapatrzyłam się, gdy dostałam w tyłek śnieżką, spojrzałam się do tyłu i w porę zrobiłam unik. Gemma lepiła kolejną śnieżkę, ale ja byłam szybsza. Dziewczyna dostała w nogę, a potem w tułów. Zaczęła się bitwa, po 10 minutach byłam przemoczona i było mi zimno. Postanowiłyśmy wracać. Szłyśmy koło piekarni i po jakimś czasie znów ujrzałam dom rodzinny Harry’ego. Weszłyśmy do środka. Gdy Anne zobaczyła jak wyglądamy załamała się.
-Ile wy macie lat, że wy się bijecie na śnieżki?- zaczęła się głośno śmiać.
-Fajnie było.- powiedziała Gemma szczerząc się.
Poszłam na górę i rozebrałam się do bielizny.  Mokre rzeczy położyłam na kaloryferze, sprawdziłam, czy nikogo nie ma w łazience, wzięłam swoje pidżamy i poszłam wziąć prysznic. Po 10 minutach stania pod gorącym strumieniem wróciłam do pokoju Hazzy i położyłam się do łóżka. Momentalnie zasnęłam.
Obudził mnie pocałunek, myślałam, że to ranek, a okazało się, że jest północ.
-Śpij spokojnie.- odezwała się uwielbiana przeze mnie chrypka.
Hazz wyszedł z pokoju i poszedł do łazienki. Już nie spałam, czekałam na mojego ukochanego. Wrócił za jakieś 10 minut w bokserkach, położył rzeczy na fotel i wskoczył do łóżka.
-Jak wywiady?
-Dziś było ich za dużo, znacznie za dużo… Ale w święta zawsze tak jest.
-Jak chłopaki?
-Dobrze.
Złapał mnie za biodro i przyciągnął do siebie, pocałował mnie w szyję. Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam namiętnie jego usta. Całowaliśmy nie przerywając. Usadowiłam się na kolanach Harry’ego. Schyliłam się i całowałam go dalej. Nasze języki wirowały, a ręce błądziły po rozgrzanych ciałach. Harry podniósł się i usiadł, a wraz z nim ja. Całował moją szyję, przygryzał ją, nasze oddechy stawały się coraz szybsze. Wplotłam place w jego wilgotne włosy, czułam jak na moim czole pojawiły się krople potu, byłam zachłanna, pragnęłam posiąść go całego. Harry czuł, że chcę więcej. Zrzuciłam bluzkę, w której spałam, loczek całował mój biust, a ja wyginałam się z przyjemności. W pewnym momencie to on zaczął nade mną górować. Skradaliśmy sobie namiętne pocałunki, które robiły się coraz bardziej niebezpieczne. Zacisnęłam paznokcie na jego plecach. Pragnęłam być bliżej niego. Oplotłam go nogami wokół pasa i przyciągnęłam jeszcze bliżej do siebie. Harry zaczął całować mój nagi brzuch, a ja wiłam się, jak gąsienica. Dotykał językiem moich żeber. Gdy znów wrócił na górę szepnęłam:
Zróbmy to teraz.
Spojrzał przerażony.
Jesteś pewna?
Na 100%.

Loczek wstał z łóżka zrzucił bokserki i nałożył to co trzeba. Ja natomiast pozbyłam się dolnego odzienia i za chwilkę byłam w niebie…
 Rankiem obudziłam się i leniwie otworzyłam oczy, Harry siedział oparty o ramę, do połowy był przykryty kołdrą. Odkrył lekko moje nogi i złapał lekko za łydkę kładąc ją sobie na kolanie. Zaczął masować moje stopy. Przez cały czas miał wzrok wbity w moje oczy, a ja także nie odrywałam od niego wzroku. Pocałował mojego dużego palca u lewej stopy. Przygryzł wargę i położył się obok, dłoń położył na moim pośladku, a ja swoją na jego. Położyłam się bokiem i spoglądałam na jego śliczne oczy.
-To było fajne…- szepnął.
Mimowolnie uśmiechnął się, a ja widząc jego uśmiech też się uśmiechnęłam.
-Mnie też się podobało… Zdecydowanie zbyt długo zwlekałam z tym.
Musnął moje usta. Przełknął ślinę.
-Słodki byłeś w nocy… Taki przekonywujący…
Przygryzłam wargę i dotknęłam palcem jego wisiorków na szyi.
-A ty byłaś taka zawzięta…
Zaśmiałam się cicho. Harry mówił z taką chrypką, że aż miałam dreszcze, wprost uwielbiam jego głos z rana. Zamruczałam cicho i pocałowałam go w szyję. Czułam na niej zapach żelu pod prysznic, którego od zawsze używa.
-To dobrze, że byłam zawzięta?
Spojrzałam się w jego oczy.
-Wolę, jak jesteś właśnie taka…
-Powtórzymy to, spokojnie, obiecuję.
-Mam nadzieję.
-Może nie dziś, ale jutro… Jak najbardziej.
Uśmiechnął się szeroko i wpił w moje usta, był zawzięty tak jak dzisiejszej nocy. Od razu wsunął język i przeniósł się na szyję, jego dłoń zacisnęła się na moim pośladku, a ja przymknęłam oczy. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie. Harry górował, a mnie to nie przeszkadzało, był wtedy taki silny i pewny siebie. Podparł się rękoma na moich biodrach zaciskając na nich palce. Pocałował mnie w mostek pomiędzy piersiami. Oplotłam go nogami wokół pasa i siłą przyciągnęłam bliżej do siebie.
-Powtórka?- spytałam.
-Nie możemy…
-Czemu?
-Skończyły mi się zabezpieczenia.
Zrobiłam smutną minę.
-Nie wiedziałem, że będziemy tu, wiesz, więc nie zabierałem więcej.
-Ale te trzy miałeś…
-Bo zawsze noszę w portfelu.
Uśmiechnęłam się.
-Dobra to wstańmy…- powiedziałam.
Harry puścił mnie i ja wyszłam spod kołdry. Nałożyłam szlafrok, wzięłam czyste rzeczy do przebrania, wraz z bielizną i poszłam wziąć prysznic. Przed wyjściem pokoju spojrzałam na przykrytego do połowy Hazzę.
-Dobry jesteś…- powiedziałam półgłosem i wyszłam z pokoju.
Wzięłam prysznic i nałożyłam na siebie czarną koszulkę na ramiączkach i jasne boyfriendy. Zrobiłam sobie niechlujnego koka i zeszłam na dół. Panowała tu cisza, nikogo nie było, na stole był postawiony talerz z kanapkami i dwa kubki herbaty. W kuchni natomiast pachniało pieczonym indykiem, a na blacie leżała kartka: Pojechaliśmy na Targi Świąteczne do Cheshire. Wrócimy koło 14:00.
Na wyłączonej kuchence stały garnki, pełne mięsnych sosów na wieczerzę świąteczną. Wyjęłam łyżkę i spróbowałam jednego z nich, gdy KTOŚ nagle uszczypnął mnie w tyłek. Podskoczyłam i pisnęłam, a Harry posadził mnie na wyspie. Wpił się w moje usta, był niepohamowany, pragnął więcej, ale brak zabezpieczeń jedynie nas wstrzymywał.
-Przestań już.- powiedziałam i zeskoczyłam z wyspy. Poszłam do jadalni i złapałam za jedną z kanapek.
-Nie lubisz, jak cię całuję?
Skierowałam na niego swój wzrok i wyraziłam nim swoją odpowiedź typu: No ty chyba zwariowałeś.
 -No to o co ci chodzi?
-Jak będziesz tak dalej robił to, będziesz musiał pojechać po zapasy.
Zaśmiał się.
-Aż tak cię pociągam?
Zlustrowałam go od góry do dołu. No cóż… Ech… W bokserkach… Z umięśnionym tułowiem… Rozczochranymi włosami…
-Może trochę…- odpowiedziałam i upiłam łyka herbaty.
-Trochę?- podszedł od mojej strony i wziął z moich rąk kubek i kanapkę zjedzoną do połowy.
-Trochę?- powtórzył jakby nie dowierzał.
Zaczął mnie łaskotać, a ja aż położyłam się na stole, śmiałam się głośno i wiłam jak gąsienica. Darłam się i wykrzykiwałam imię Harry’ego. Koniec, już, wystarczy…
Przestał wreszcie, a ja mogłam dokończyć śniadanie. Usiadł naprzeciwko mnie i także zaczął jeść. Potem kazałam mu iść się ubrać. Dziesięć minut przed czternastą wróciła rodzina Harry’ego. Anne i Gemma przygotowywały potrawy, a ja postanowiłam im pomóc, dostałam za zadanie zrobić pudding. To było wyzwanie. Na wigilii miałam być Ja, Harry, Anne, Robin, Gemma, syn Robina 1, jego dziewczyna, syn Robina 2, jego dziewczyna, córka Robina, jej narzeczony. Wzięłam się do roboty. Harry pomagał Robinowi sprzątać, a ja cały czas siedziałam w kuchni. O 17:00 pudding był gotowy, a Anne podziękowała mi  za pomóc. Powiedziała, że mogę iść już się przebrać itp. Harry dokańczał odkurzanie, a ja zamknęłam się w jego sypialni. Wyciągnęłam z walizki moje ciuszki i spojrzałam na nie uśmiechając się szeroko. Nałożyłam i rozczesałam włosy, wyprostowałam je co zajęło mi dobrą godzinę, nałożyłam trochę lakieru. Potem zrobiłam sobie lekki makijaż i pomalowałam usta szminką. Spojrzałam na siebie w lustrze i uśmiechnęłam się. Wyglądałam… ładnie. Harry zapukał do drzwi, a ja mu je otworzyłam. Chciał coś powiedzieć, ale gdy zobaczył mnie w całej okazałości uśmiechnął się zawadiacko.
-Mamy prezenty dla synów Robina i ich dziewczyn, a i jeszcze dla jego córki i narzeczonego?
-Nie martw się, wszystko jest.
-To dobrze, a jak wyglądam?
-Bajecznie.
-Efekt pożądany.
Harry także się przebrał.
-W mojej rodzinie po kolacji idzie się na wieczorne śpiewanie kolęd do kościoła, będziesz mogła się wykazać głosem.
Spojrzałam na niego.
-Przecież ja nie umiem śpiewać.
-Jak chcesz, to umiesz…
Zbliżała się 19:00, usłyszeliśmy trąbienie samochodu, zeszliśmy na dół, a przez drzwi weszło dwóch chłopaków, za nimi dwie dziewczyny. Po chwili kolejne trąbnięcie, byłam pewna, że to córka Robina i z narzeczonym. Wszyscy spojrzeli się na mnie dziwnie, ale widząc, że Hazz obejmuje mnie w biodrach uśmiechnęli się szeroko.
-Znalazł sobie wreszcie jakąś…- powiedział jeden do drugiego.
-Ej, słyszę…- krzyknął Hazz i zaśmiał się głośno. Po przywitaniu się i zapoznaniu wiedziałam, że jeden z synów ma na imię Chris, a drugi Dave, dziewczyna Chrisa to Mel, a Dave’a Sandy. Z kolei córka Robina to Phoebe, a jej narzeczony to George. Położyliśmy prezenty pod choinkę. Dziewczyny były grubo wystylizowane, miały szpilki na nogach, kuse sukienki i potapirowane włosy. No… Ale to wg. Hazzy ja wyglądałam najbardziej sexi. Gemma spojrzała się na mnie i uśmiechnęła. Po złożeniu sobie życzeń i zaśpiewaniu kolędy usiedliśmy do stołu, Anne i Gemma podały półmisek z indykiem, a obok położyły talerz z pieczonymi kasztanami i pieczone ziemniaki. Każdy nałożył sobie porcję i zaczął jeść. Harry siedział po mojej prawej, a po lewej siedział Robin. Potem na stół wparowała brukselka, a następnie różne sosy podane w miseczkach, wszystko pięknie pachniało i tworzyło wspaniałą kolację świąteczną. Po godzinie i zjedzonych głównych daniach, na stole pojawił się mój pudding i inne różnorodne ciasta. Synowie Robina sięgnęli po pudding i zjedli troszkę delektując się smakiem.
-No powiem ci Anne, genialne…- powiedział połykając Chris.
-Bardzo się cieszę, że ci smakuje, tyle, że w tym roku nie ja robiłam pudding.
-No to w takim razie Gemma, padam do stóp.
-Ale to też nie ja…- powiedziała Gemma uśmiechając się.- To Grace zrobiła pudding.
-W taki razie Grace, wyszło ci to świetnie.
-Dzięki.
Harry pocałował mnie w czoło, a ja wzięłam sobie kawałek Trifle.
-Ma ktoś ochotę na lampkę wina?- spytał Robin.
-My poprosimy.- powiedział Hazz.
-Ale ja nie chcę, muszę być trzeźwa.
-Przecież nie upijesz się lampką wina…
Robin nalał nam do kieliszków i spróbowałam. Było przepyszne.
-Kupiłem je mamie na urodziny 2 lata temu, przywiozłem je z Rzymu, dopiero teraz je otworzyła.
-Bardzo dobre.
-Co wy na to, by pootwierać prezenty?- powiedziała Anne.
-Tak, bierzmy się za nie.- odparła Gemma.
Przenieśliśmy się do salonu, Harry usiadł na fotelu i kazał mi usiąść sobie na kolanach.
-No weź. Ciężka jestem.- szepnęłam.
-Siadaj, bo ja zaraz sam cię posadzę.
Westchnęłam i usiadłam na jego kolanie. Gemma roznosiła prezenty dla wszystkich. Podała Hazzie paczuszkę, w której zapakowałam zegarek.
Spojrzał na mnie znacząco, a ja kiwnęłam głową i szeroko się uśmiechnęłam. Odpakował paczuszkę i uśmiechnął się szeroko.
-Jest ekstra. Ej, tu jest litera G?
Kiwnęłam głową.
-Podoba ci się?
-Jest super.
Musnął mnie w usta, wszyscy dostali po 2, 3 prezenty, ja dostałam jeden od Anne i Gemmy.
-Gemma, nie ma tam jeszcze jednej paczuszki?- spytał Harry.
-A… Przepraszam jest… Dla Gracie.
Podała mi prezencik zgrabnie zapakowany. Otworzyłam go, w środku była bransoletka cała ze złota, a na niej był napis Harry.
-Taką jaką chciałaś…- powiedział półgłosem do mojego ucha.
-Boże… Jest przepiękna, dziękuję…
Objęłam go w szyi i pocałowałam.
-Załóż.
Założyłam, ślicznie prezentowała się na moim nadgarstku.
-Rzeczywiście śliczna.- powiedziała z uśmiechem Anne.
Dochodziła 21:00, Robin powiedział, żebyśmy razem z Gemmą przebrały się, bo w kościele jest bardzo zimno. Poszłam posłusznie na górę i ubrałam koszulę i czarne eleganckie jeansy. Gdy zeszłyśmy na dół wszyscy byli gotowi do wyjścia. Chris, Dave i George szli przodem, Robin, Anne, Gemma, Sandy i Mel szli po środku, a ja z Hazzą szliśmy jakieś 4 metry za nimi. Harry objął mnie w biodrach i pocałował w policzek.
-Wiesz… To miejsce… Jest takie inne odosobnione…
-Masz na myśli moje miasteczko?
Kiwnęłam głową.
-Uwielbiam tu wracać po trasach. Latem biorę plecak jedzenie i koc i chodzę na takie wzgórze, przesiaduję tam od wczesnego rana do późnego wieczora.
-Byłam na nim, rzucałyśmy się śnieżkami z Gemmą.
-To dlatego twoje rzeczy leżały na kaloryferze całe mokre.
Zaśmiałam się. Złapałam go za rękę i pocałowałam w usta.
-Kocham cię.- szepnęłam.
-Ja ciebie też Gracie.
Musnął jeszcze raz moje usta i weszliśmy do kościoła. Na razie było pusto. Ołtarz był ustrojony lampkami itp. W rogu stał zespół dziecięcy, który prawdopodobnie miał prowadzić całe śpiewanie. Usiedliśmy całą rodziną w dwóch ławkach. Zasiadłam oczywiście koło Harry’ego oraz koło Gemmy. Gdy kościół się zapełnił dzieci zaczęły śpiewać, a wraz z nimi wszyscy, którzy przybyli. Gemma i Harry śpiewali głośno i widać, że wczuwali się. Ja osobiście pierwszy raz byłam na czymś takim i było to dla mnie nowe doświadczenie. Około 23:00 wieczór kolęd się skończył, a wierni wyszli z kościoła. Wróciliśmy do domu. Chris i Dave z dziewczynami wrócili do swoich domów w Cheshire, a jego córka z narzeczony wrócili do swojego domu w Manchesterze. Robin i Anne usiedli w salonie, a ja, Gemma i Harry poszliśmy na górę. Wzięłam prysznic i ubrałam się w pidżamy, potem łazienkę zajęła Gemma, a następnie Hazz. Mój chłopak położył się obok.
-Masz świetną rodzinę.
Pocałował moje ramię.
-Cieszę się, że moja rodzina przypadła ci do gustu.
-Jak mogłaby nie przypaść… Twoja mama, siostra, ojczym… Już ich uwielbiam.
Zaśmiał się.
-Ale nie wiem, czy będziesz mógł powiedzieć tak samo o mojej rodzinie…- powiedziałam zamyślając się.
-Czemu nie? Twoją mamę już poznałem, babcię, Elliota, Sean’a i Bena.
Spięłam mięśnie.
-Dlaczego go nie lubisz?
Odwrócił mnie w swoją stronę i mimo ciemności widziałam jego szmaragdowe tęczówki, które wpatrywały się z oczekiwaniem.
-Bo próbuje zająć miejsce taty… Dla Elliota.
-Nie myślałaś nigdy, że tak może być lepiej, Grace? Że będzie go potrzebował. Przecież Elliot był maleńki, gdy twój tata…
-…umarł… wiem…
-…chodzi mi o to, że jak będzie nastolatkiem nie będzie już tak często cię odwiedzał, ani tak często dzwonił, będzie potrzebował męskiej ręki, ja doświadczyłem tego od Robina i mojego taty, ale głównie od Robina, bo to on mnie wychował.
-Ale mnie to boli, że Elliot zwraca się do niego: Tato. Przecież jego ojciec, mój ojciec…
-Gracie, on nie pamięta swojego taty, musisz to zrozumieć, ty go pamiętasz, a on nie…
-Harry, ja nie chcę, żeby Ben był tatą dla Elliota…
Wtuliłam się w klatkę piersiową loczka. Poczułam nagle chęć do przytulenia się do kogoś. W głębi serca chciałam, by teraz mój tata wszedł i uściskał mnie tak jak kiedyś, gdy wracał ze Skandynawii z pracy. Jednak jedyną osobą był Harry, który pocałował mnie w czoło i przytulił mocno do siebie, gdy z moich oczu popłynęła łza.
-Wiesz, czasami tak bardzo za nim tęsknię… Chciałabym usiąść na jego kolanach, tak jak kiedyś gdy byłam młodsza… właściwie to nie, jedno co chciałabym, to zobaczyć go.
-Bardzo go kochałaś, prawda?
-Tak, ale często się z nim kłóciłam… Nie pamiętam teraz o co, ale… Żałuję tych wszystkich kłótni…
-Twój tata na pewno patrzy na ciebie z góry i cię chroni.
-Tak, na pewno…
Pocałowałam główki wytatuowanych ptaszków i zasnęłam.
Harry
Rankiem otworzyłem oczy i przytuliłem od tyłu Grace, nie spała już. Leżała nieruchomo i oglądała swoje paznokcie.
-Dlaczego nie śpisz?- spytałem.
-Wyspałam się już, ale ty śpij jeśli chcesz…
Grace usiadła na brzegu łóżka i zaczęła się ubierać. Wzięła telefon i wyszła z pokoju. Za jakieś 10 minut wróciła i usiadła opierając się o ramę łóżka.
-Gdzie byłaś?
-Byłam w kuchni.
-Aha…
Ktoś zapukał do drzwi, powiedzieliśmy: Proszę. Do mojego pokoju weszła mama.
-Na pewno dziś wyjeżdżacie?
Grace spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem głową. Grace uśmiechnęła się lekko.
-Moja mama się nie cierpliwi, chce poznać Harry’ego bliżej.
Anne uśmiechnęła się.
-A wiecie już o której?
-Po obiedzie, chcę pokazać Gracie jeszcze jedno miejsce.
-Aha.
Mama wyszła, a Gracie spojrzała się na mnie.
-Nie wiedziałem, że chcesz już wyjeżdżać…
-W nocy mi się śniło, że jestem przy grobie taty i jak obudziłam się rano to zapragnęłam być na cmentarzu w Newcastle.
Kiwnąłem głową.
-Przepraszam, pewnie chciałeś dłużej pobyć z rodziną…
-Jeśli taki jest twój wybór, to mój także…
Gracie położyła się obok i pocałowała mnie w nos.
-Gdzie chcesz mnie zabrać?
-Zobaczysz…
Zeszliśmy na dół i zjedliśmy śniadanio - lunch. Około 13:00 ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy z domu, złapałam Hazzę za rękę i tylnimi drzwiami na ogródek, tam przeszliśmy przez bramkę i dróżką szliśmy w górę. Po jakiejś godzinie rozmów o duperelach doszliśmy na wysoki punkt, z którego był widok na całe miasteczko. Była to inna górka niż ta na której rzucałam się z Gemmą śnieżkami. Harry objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Moja Gracie…- szeptał mi do ucha i całował je.
Zaśmiałam się i pocałowałam go w usta. W drodze powrotnej Harry niósł mnie na plecach, bo mnie nogi rozbolały, a jemu taki wysiłek jest potrzebny od czasu do czasu…


No i jest ten pamiętny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. 
Chciałam przeprosić, że pod tamtymi rozdziałami nic nie pisałam, ale z tableta mogłam tylko publikować :) Miłego piątku, rozdział we środę.

4 komentarze:

  1. Supeer Supeer <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zwykle wspaniały szybko kolejny kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku jaki suodki <3 Awww ♥ Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. osz słodki ten rozdział prosze kolejny :*

    OdpowiedzUsuń