Odchrząkuję i sprawdzam, jak brzmi mój głos. Ok.
Halo?-
pytam.
-Cześć
Grace. –słyszę głos Scootera.- Mam sprawę.
-Nie
dzwoniłbyś, gdybyś jej nie miał…- oznajmiam.- O co chodzi?
-Kontrakt
zostanie rozwiązany 2 dni po American Music Awards.
-Cieszę
się…
-Tak.
Spotkamy się w moim biurze w LA, ty, ja i Justin.
Drzwi się otwierają, a ja wychodzę na korytarz. Idę
w stronę wejścia do apartamentu.
-W
takim razie widzimy się niedługo.
-Tak.
Ummm… Grace?
-Tak?
Wciskam kartę do otworu i drewniane drzwi otwierają
się.
-Pamiętasz
tę sytuację, jak wróciłaś z wakacji z Australii?
-Trudno
jej nie zapomnieć…- mówię i kieruję się ku balkonowi.
-To
było chamskie z mojej strony…- mówi głosem, takim, że
nie spodziewałabym się, że umie mówić.
-Ty
to mówisz? Nie wierzę…
-Grace
mówię szczerze, wiem, że jestem twoim szefem…
Prycham, a on kontynuuje.
-…ale
do podwładnego też trzeba mieć szacunek…
-Nie
miałeś prawa mi zabraniać się z nim widzieć.
-Wiem
o tym, ale zależało mi, żeby twój związek z Justinem był naprawdę wiarygodny…
-…i
dlatego wrzeszczałeś na mnie zabraniając mi spotykać się z tym z kim chcę,
zamiast porozmawiać jak człowiek?
-Popełniłem
błąd. Przepraszam. Nie miejmy urazy do siebie.
-Nie
wierzę, że to mówisz…
Siadam na leżaku i podnoszę bluzkę, by opalać
brzuch, zrzucam buty i krzyżuję stopy.
-Tak,
ja chyba też…
-Scooter
umówmy się, że jest ok., ale w dalszym ciągu sądzę, że przegiąłeś wtedy.
-Justin
wypomina mi to na każdym kroku.
-I
to skłoniło cię do telefonu do mnie?
-Tak.
-Czyli
brawa dla Justina…
-Gromkie…
Uśmiecham się.
-Nie
będę ci już zawracał głowy.
-Dzięki
za te przeprosiny i cóż do zobaczenia w biurze niedługo.
-Tak,
na razie.
-Pa.
Odkładam telefon na stoliczek i opalam się w słońcu
Irlandii. Po jakimś czasie usypiam… Z odrętwienia budzi mnie kolejny telefon,
zrywam się i patrzę na ekran mrużąc oczy, nie dowidzę i odbieram.
-Grace, będę w pokoju za chwilkę.
-Ok.- mówię.
Rozłącza się.
Opieram głowę o tył fotela i słyszę śmiech Louisa.
Wstaję z fotela i idę do pokoju.
-Jak ci się podoba Dublin?- pyta Niall.
-Jest śliczny i naprawdę jest tu wiele rzeczy do
zobaczenia…- uśmiecham się.
-Kiedyś oprowadzę cię po całym Dublinie.
-Dzięki na pewno skorzystam.- uśmiecham się szeroko.
Rzucam się na łóżko, a buty rzucam w kąt. Hazz
opiera się o framugę moich drzwi pokojowych.
-Co robiłaś?
-Byłam w na głównym placu i zwiedzałam jakieś
zamki.- uśmiecham się.
Odwzajemnia uśmiech i podchodzi do mnie. Rzucam się
na łóżko.
-Muszę cię przeprosić.- mówi skruszony siadając na
moim łóżku.
-Ale za co?- pytam go.
-Że nie spędzam z tobą wystarczająco dużo czasu.
-Harry niedawno tu przylecieliśmy, miałeś wywiad, ja
to rozumiem, poza tym decydując się na wyjazd z wami wiedziałam, że będziecie
mieć wywiady itp.
-Cieszę się, że rozumiesz…- dotyka delikatnie mojej
szczęki dłoni.- Jutro będzie fajny dzień…- uśmiecha się.
-Tak impreza Eleanor…- uśmiecham się szeroko.
-… no i poznasz drugą część mojej rodziny…- mówi
chcąc mnie pocałować. Chłopaki są na tarasie, więc muskam delikatnie jego usta.
-Drugą?- pytam.
-Mojego biologicznego tatę. I dwóch kuzynów:
Matty’ego i Bena. Są to synowie siostry mojego taty.
-Poznam twojego tatę?- pytam go.
Kiwa głową.
-Chciał cię poznać
o wiele wcześniej, ale sądzę, że teraz jest odpowiedni moment.
Przełykam ślinę i kładę głowę na pościeli.
-Jesteś zła?- pyta mnie.
-Nie, ale odczuwam to samo, gdy jechaliśmy do Holmes
Chapel pierwszy raz.
-Boisz się?
-Stresuję.
-Spokojnie kochanie…- głaszcze mnie po policzku, po
czym zniża się i całuje w usta. Ujmuje jego twarz w dłoń i pogłębiam pocałunek,
uśmiecha się szeroko, a ja kontynuuję. Słyszę jak ktoś idzie, więc odrywam się
i odpycham go.
Śmieje się ze mnie.
-Kocham cię.- mówi szeptem i wychodzi.
Boże poznam jego tatę… Dopadł mnie mega stres,
jeszcze jego kuzyni, naprawdę muszą mnie polubić. A co jeśli się tak nie
stanie. Będę się z nimi widzieć i będą mnie omijać łukiem. Zamyślona wstaje i
przez przypadek wchodzę na Zayna. Przepraszam go. Idę do łazienki i załatwiam
swoje potrzeby. Wita mnie w środku podniesiona do góry klapa od klozetu. Ugh…
Po chwili przechodzę przez korytarz.
-Ej ty się tak nie stresuj…- mówi do mnie Hazz.
-Zagiąłeś mnie tą informacją, nie wiem w co się
ubrać.
-I tym się tak przejmujesz?- zaczyna się śmiać.
-Przejmuję się tym, że on może mnie nie polubić.-
mówię poważnie.
Naszą rozmowę słyszy Louis i Zayn.
-On cię polubi choćby nie wiem co, moja mama cię
uwielbia, moja siostra też.
Przytulam się do niego.
Harry
Spoglądam na chłopaków i prowadzę Grace do jej
pokoju. Zamykam drzwi. Sadzam ją sobie na kolanach, a ona dalej się wtula.
-Będziesz płakać jak wtedy?- pytam.
-Nie będę.- mówi, kładąc mi głowę na ramieniu.
Biorę oddech.
-Nie musimy pojechać do niego…- odzywam się po
chwili.
-Nie, pojedziemy. Po prostu przypomnij sobie jak
panikowałam przed świętami…
-Pamiętam.
-… trochę się podąsam i będzie ok.
-Nie lubię jak się dąsasz…- mówię biorąc jej twarz w
dłonie.
Grace się uśmiecha.
-Jesteś tym, co najlepsze w moim życiu…- szepcze i
łamie jej się głos.
-Ej… Nie płacz…- mówię zakładając jej kosmyk włosów
za ucho.
Dziewczyna przenosi wzrok na mój tors i kładzie na
nim rękę. Odgarnia drugą ręką włosy do tyłu. Podnosi wzrok na moje oczy.
Pierwszy raz widzę, że tak się boi.
-Czego się obawiasz?- pytam ją.
-Tego, że mnie nie zaakceptuje… Widzisz już dwa razy
nie zostałam zaakceptowana przez ojców moich chłopaków.
-Co?- pytam zaskoczony.
-No tak, pamiętasz jak opowiadałam ci o tym, co jest
w Szwajcarii, zaprosił mnie do domu, na
rodzinnego grilla i gdy jego ojciec zobaczył mnie zaczął krzyczeć, że mam się z
nim nie spotykać, bo przeze mnie zaczął opuszczać lekcje i że popsuję mu zdanie
innych o nim.
-Boże, co za psychopata…- powiedziałem.
-A z Blake’em było inaczej. Gdy byliśmy razem jakieś
2 miesiące. Oznajmiłam mu, że chcę poznać jego rodziców. On nie chciał, ale
namówiłam go. Zaprosiłam ojca i matkę Blake’a do jego mieszkania, wówczas
naszego…
Wzięła głęboki wdech.
-… zrobiłam kolację i wszystko pięknie
przygotowałam. Okazało się, że jego matka przyszła z podbitym okiem, pobił ją
ojciec Blake’a, a jak mnie zobaczył powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć
w mieszkaniu, który on kupił synowi. Powiedział mi, że lecę na jego kasę, że
jestem pusta, rozwydrzona i w ogóle. A najciekawsze jest to, że nie zamienił ze
mną słowa poza: Dzień Dobry… Tego się boję Harry. Zależy mi bardziej na tobie
niż na kimkolwiek innym, rozumiesz? Chcę aby cała twoja rodzina mnie polubiła.-
zakończyła swą wypowiedź spoglądając mi prosto w oczy.
-Ty jesteś słodka.- mówię.
-Mówię poważnie.
-A ja poważnie stwierdzam, że jesteś słodka, jak się
przejmujesz…- uśmiecham się.
-Nabijasz się ze mnie…
Grace wstaje z moich kolan i idzie w stronę drzwi.
-Ej…- krzyczę za nią, wstaję z łóżka, gdy jest w
połowie drogi do tarasu łapię ją i zanoszę z powrotem.
Chłopaki mają niezłe widowisko. Dziewczyna bije mnie
w plecy pięściami i bosymi stopami w brzuch. Jej ciało jest przewieszone przez
moje ramię.
Kładę ją na łóżko i góruje nad nią.
-Puść mnie, idę po buty.- mówi oburzona i próbuje
się wydostać.
-Nigdzie nie idziesz… Nie nabijałem się z ciebie.
-Jasne…
-Po prostu byłaś taka zmartwiona, że aż mi się
wierzyć nie chciało, że boisz się spotkania z moim ojcem i kuzynami.
Grace patrzy mi w oczy.
-Wierzysz mi?- pytam.
-Wierzę.- uśmiecha się.
Całuję ją w usta namiętnie, a gdy ktoś puka do drzwi
odrywa się ode mnie i wychodzi z pokoju.
-Musimy jechać na arenę…- mówi Zayn i wodzi wzrokiem
za Grace.
-Ok.
-Ja was nie ogarnę chyba.
-My siebie też nie ogarniamy…- uśmiecham się.
Grace ubiera buty. Idzie po torebkę i wychodzimy.
Liam, Zayn i Louis idą z przodu, a Niall, ja i Grace z tyłu. Blondyn rozmawia z
nią o rocznicowym prezencie dla Lily. Wsiadamy do windy.
-Po prostu zaproś ją na kolację w jakieś ładne
romantyczne miejsce, kup jakąś drobną biżuterię, czy coś takiego. Spraw, żeby
ten dzień był dla niej wspaniały. Możesz wysłać jej kwiaty pocztą kwiatową, tak
jak wtedy w Australii.
Uśmiecha się.
-Co? Jakie kwiaty?- pytam się.
-Oni nie wiedzą?- pyta Nialla.
Ten przeczy.
-Niall wysłał Lily piękny bukiet kwiatów, jak byliśmy
w Australii.- Grace uśmiecha się.
Zmieniamy temat, Niall, Louis i Zayn są zajęci
rozmową, a Liam rozmawia przez telefon. Korzystając z okazji łapie ją za biodro
i przyciągam do siebie. Ona łapie za moją rękę i próbuje ją odseparować od
ciała. W rezultacie jestem zbyt silny i zbyt kurczowo się jej trzymam. Wzdycha
zażenowana. Jej mina jest po prostu komiczna. Wysiadamy z windy, a wtedy Grace
po prostu ucieka mi. Bus czeka przed wejściem, moja piękna idzie razem z Lou
jakieś 5 metrów ode mnie. Ochrona otwiera drzwi i wychodzimy dziewczyny szybko
wskakują do busa, a za nimi my. Siadam koło Grace i przysuwam się do niej.
-Jesteś okropny!- mówi cicho.
-Wiem.
Ona nie chce pokazywać, że coś nas łączy mimo tego,
że chłopaki zrozumieli naszą sytuację. W sensie, że flirtujemy. Nie koniecznie,
że sypiamy ze sobą. Grace jest ostrożna
i widzę to w jej oczach. Chyba boi się, jak ktoś by ją zapytał np. Wy się tu
tak miziacie, a wciąż jesteś z Justinem… I wyszłoby, że ona go zdradza. W
pewnym sensie tak robi, ale jest z Justinem tylko dlatego, by go nie zranić.
Nasze relacje są mega skomplikowane.
Odsuwam się tak jak dziewczyna chce, ale wciąż i tak
siedzę blisko niej. Droga nie zajmuje nam dużo czasu. Najwięcej pół godziny,
wysiadamy na tyłach busa i wchodzimy za kulisy areny. Wszystko jest
przygotowane, chłopaki z bandu są, 5SOS też, technicy, ochroniarze też. Lou
rozkłada walizkę z rzeczami potrzebnymi do charakteryzacji, a Grace siada na
kanapie i z nią rozmawia.
Pokazuję jej, że zaraz wrócę, a ona kiwa głową. Idę
zobaczyć scenę, ile będzie miejsca i w ogóle. Witam się z technicznymi i
rozmawiam z jednym z nich. Nagle słyszę z tyłu.
-Kurde, ale ona jest fajna, tyle, że starsza…- mów
Luke gadając z Calumem.
-… i chodziła z Harrym, więc lepiej nie zadzieraj.
Kończę rozmowę i idę za nimi jakieś 10 metrów.
Wchodzą do garderoby i charakteryzatorni. Ja też. Grace śmieje się na coś co
powiedział jeden z nich. Ogólnie rzecz biorąc bardzo, naprawdę bardzo lubię
tych chłopaków, ale jak któryś ma zamiar dobrać się do Grace to wiecie co…
Żadnej litości. Siadam koło niej i przenoszę ją tak, by usiadła mi na kolanach.
Dziewczyna jest zaskoczona i jej policzki pokrywa duży rumieniec. Całuję ją w
policzek.
-Jesteś okropny!- mówi cicho, podczas gdy chłopaki
gadają z Louisem.
-Wiem.
Dziewczyna próbuje zejść mi z kolan i puszczam ją
dopiero po 15 minutach. Właściwie, łapię ją za rękę i prowadzę na scenę, póki
co chodzą tam tylko techniczni i nie ma żadnych fanów.
-Dziś znów będzie komplet…- uśmiecham się.
-Jak zawsze…
Siadamy na skraju sceny i machamy nogami. Obejmuje
ją w biodrze i przysuwam do siebie. Ona kładzie mi głowę na ramieniu.
-To jest ogromne…- szepcze.
-Tak, wiem, ale śpiewaliśmy na dwa razy takich
stadionach.
-Boże… Nie zżera was trema?- pyta mnie.
-Teraz już nie.
Grace wyciąga telefon i robi zdjęcie naszych nóg
uniesionych do góry na tle widowni. Wstawia je na Instagrama.
Liam woła mnie do Lou na zrobienie fryzury. Muszę
wstać i iść. Grace dalej siedzi.
-Zaraz przyjdę…- oznajmia.
Kiwam głową i idę.
Grace
Dosiada się do mnie Luke i Ashton. Gdy widzę tego
drugiego w moim umyśle pojawia się Gemma. Uśmiecham się do nich.
-Boję się dzisiejszego koncertu…- mówi Luke.
-Czemu?- pytam zdziwiona.
-Bo to jest ogromne…- mówi, a Ash mu przytakuje.
-Chłopaki nie takich arenach występowaliście…
-Ale to jest jedna z największych.
-Dacie radę…
Harry
Siadam na fotelu, a Lou pryska moje włosy wodą potem
układa je szczotką i suszy. Nakłada lakieru i moje przydługie włosy wyglądają
tak jak świeżo po ścięciu. Ubieram czystą czarną koszulkę i idę do toalety,
załatwiam potrzeby i wracam do Grace, która oblegana jest przez czterech
facetów. Chłopaki chyba próbują twerkować, a ona śmieje się tak głośno i płacze
jednocześnie, że aż sam zaczynam się śmiać.
-Boże co wy robicie?- krzyczy i kładzie głowę na
ziemi. Śmieje się tak jak nigdy.
-Naucz nas.- mówi Calum.
-Dobra.
Dziewczyna wstaje i poprawia swoje piękne włosy.
-Patrzcie…
-Stajecie w lekkim rozkroku…- mówi.- Pochylacie się
do przodu, zginacie kolana tak, aby nie wychodziły one przed środek stopy…- ona
wszystko im pokazuje…- Ręce kładziecie na biodrach. I poruszacie biodrami do
przodu w ten sposób. – dziewczyna pokazuje, jakby wypychała coś do przodu.
Wygląda seksownie…- I teraz tak… Robicie squat kładziecie ręce na udach tuż
nad kolanami i robicie coś takiego…- Gracie prezentuje twerk…
Czy ja mówiłem
kiedyś, że mam obsesję na punkcie jej pupy?
Chłopaki klaszczą i próbują. Ashtonowi koślawo ale
wychodzi, Mikey jest najlepszy, bo on tańczy jak Miley dosłownie. Calum siada
zrezygnowany, a Luke się śmieje.
Słyszymy piski z widowni, więc wszyscy znikamy za
kulisami.
Grace czeka na mnie, gdy słucham Paula, który pyta
mnie jakie piosenki wybrałem z chłopakami.
-Take Me Home + Best Song Ever + Story Of My Life.
Grace ściska moją rękę, a ja spoglądam na nią.
Uśmiecha się szeroko. Idziemy do garderoby i czekamy na rozpoczęcie koncertu.
(…)
Grace
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że koncert był po
prostu wspaniały. Chłopcy dali z siebie wszystko, zaśpiewali pięknie każdą
piosenkę. Przy Change My Mind Harry stale się uśmiechał do mnie.
Koncert trwał jakieś 2 godziny, a po jego zakończeniu szybko pojechaliśmy do
hotelu, zabraliśmy manatki i migiem na samolot. Była już 22:00, jak
wystartowaliśmy, usiadłam koło Hazzy i przytuliłam się do niego. Po chwili słyszałam
tylko ciche posapywanie, dokładnie tak jak wtedy, gdy śpi. Sama zamknęłam oczy,
ale nie spałam. Na pokładzie było słychać ciche rozmowy. Wylądowaliśmy po 1,5
godziny. Obudziłam Hazzę, a on szepnął mi, że jestem bardzo wygodna i nadaję
się na poduszkę dla niego… Przyjęłam to jako komplement. Busy tak jak wcześniej
podjechały na pas startowy i zabrały nas do hotelu. Zatrzymaliśmy się w Radisson Blu. Co ciekawe
znów trafił się nam apartament bardzo podobny do tego w Dublinie…
Około godziny pierwszej po szybkim prysznicu, bo
była kolejka, postanawiam iść spać. Chłopaki gawędzą sobie w salonie.
Ubrana i pozbawiona makijażu kładę się do miękkiego
łóżka. Słyszę nagle ciche skrzypienie drzwi. Uchylają się i widzę w nich
kędzierzawą głowę.
-Przyszedłem powiedzieć ci dobranoc…
Wchodzi do środka. Uśmiecha się. Siada na skraju
łóżka i dotyka mojego policzka.
-Śpij dobrze…-
mówi cicho i nachyla się, by obdarować moje usta pocałunkiem.
Muskam je jeszcze trzy razy i całuję go w policzek.
-Kocham cię, ty też śpij dobrze.- mówię.
Harry wstaje i wychodzi z pokoju. Gaszę lampkę i z
uśmiechem na twarzy zasypiam.
(…)
Rankiem
wstaje jako druga Liam siedzi ubrany na kanapie i pisze coś na telefonie. W
całym apartamencie jest błoga cisza. Sądząc po szklankach wypełnionych
resztkami Whisky siedzieli długo. Witam się z chłopakiem, który chichocze i
robi mi zdjęcie, gdy idę w stronę łazienki.
-Co?- pytam zaspana.
-Masz ekstra koszulkę.
Zaczynam się śmiać i zamykam się w środku.
Moja różowa kosmetyczka leży na szafce w samym środku czarnych i granatowych. Wyciągam
z niej szczotkę i rozczesuję włosy, ogarniam, że wyglądam jak po jakiejś
wojnie, a moje włosy są wszędzie pokołtunione. Wracam do pokoju po prostownicę
i z powrotem do łazienki. Rozczesuję włosy i prostuje je. Nakładam makijaż,
lekki i subtelny, żeby tata Harry’ego ani jego kuzyni nie pomyśleli, że jestem
plastikiem. Włosy psikam lekko lakierem i chowam wszystko do mojej kosmetyczki.
Idę do pokoju. Przeszukuję całą walizkę i wreszcie znajduję luźną, czarną
koszulkę oraz spodenki, przylegające do ciała, ale nie wykrojone za bardzo.
Poza postanawiam potem założyć sandałki na obcasie. Gdy wychodzę ubrana z mojej
sypialni do apartamentu wchodzi obsługa hotelu z dwoma wózkami jedzenia.
Rozkładają wszystko na tarasie. Liam im dziękuje i wychodzą.
-Myślałem, że będziesz spała dłużej…- mówi.
-Nie jestem do tego przyzwyczajona…- uśmiecham się.
Ze swojego pokoju wychodzi Louis i kieruje się ku
toalecie. Liam dalej siedzi na kanapie, ale teraz rozmawia z Danielle, więc nie
przeszkadzam mu i idę cicho do pokoju Hazzy. Ten śpi w najlepsze. Z lekko
otwartą buzią, pochrapuje cicho i mruczy coś. W jego pokoju śmierdzi alkoholem.
Otwieram cicho okno i wietrzę tu. Do pokoju wpada więcej słońca i dopiero widzę
jaki tu jest syf. Jezu drogi… Nie mogę patrzeć, na to co się tu dzieje, więc
zaczynam trochę sprzątać i składać jego rzeczy. Gdy pokój wygląda lepiej, co
nie znaczy, że jest czysty do końca, kładę się koło niego na łóżku, wchodzę pod
kołdrę, pod którą jest cieplutko. Przysuwam się do niego i całuję jego szyję,
poza tym gładzę go dłonią po torsie i żebrach. Śpi dalej. Korzystam z okazji i
całuję go w szczękę. Podnoszę się i zatapiam się w jego najwrażliwsze miejsce
za uchem. Składam pocałunki i drapię go dłonią po szyi. Dopiero wtedy zaczyna
się kręcić i otwiera zaspane oczka. Oblizuje usta i uśmiecha się lekko. Zamyka
jeszcze na chwilkę oczy, ale wiem, że nie śpi.
-Możesz mnie tak budzić codziennie?- pyta
przełykając ślinę i przyciągając mnie do siebie.
-Mogę…
Siadam mu na biodrach i kładę się na jego torsie,
tak, że dzielą nas milimetry.
-Popiłeś wczoraj, co?
-Nie, ze dwie szklaneczki… Słabe…
Harry poprawia się.
-Czemu otworzyłaś okno?
-Bo tu śmierdziało tymi twoimi drinkami.
Uśmiecha się. Przez okno wchodzi ciepłe powietrze, a
słoneczna pogoda rozświetla pokój.
-Śniadanie już jest na stole…- mówię.
-Muszę iść wziąć prysznic.
-No to już cię puszczam…- wstaję powoli, a moja
koszulka naprawdę opada z byt nisko ukazując mój dekolt.
-…możemy iść razem…- unosi brew.
-Nie.- oznajmiam szybko, całuję go w usta i wychodzę
z pokoju.
Przy stole siedzi Zayn, Louis i Liam.
-Harry śpi?- pyta mnie Zayn.
-Nie, już wstaje.
Siadam na wolnym miejscu. Nakładam sobie naleśniki z
bitą śmietaną i owocami na talerz i przysłuchuję się rozmowie chłopaków o
dzisiejszym dniu.
-Ja to chyba na basen pójdę…- oznajmia Liam.
-Ja jadę po Perrie na lotnisko, pójdziemy sobie
gdzieś.- dodaje Zayn.
Zupełnie zapomniałam o mojej próbie z Perrie. Muszę
do niej zadzwonić.
-Ja muszę dopilnować czy wszystko na imprezę Eleanor
jest dopięte na ostatni guzik.
Louis spogląda na mnie i obydwoje się uśmiechamy.
-A ty Grace?- pyta mnie Zayn.
Odchrząkam lekko.
-Jadę z Harrym do jego taty, a potem prawdopodobnie
będę się widzieć z Perrie.
Zayn patrzy na mnie zdziwiony.
-Nic nie wiem…
-Bo to jeszcze nie jest ustalone do końca, ale zaraz
zadzwonię do niej i się dowiem…
-A po co się spotykacie?
-No…- zaczynam się jąkać.- Szykujemy coś wspólnie na
ślub Lucy.- mówię.
-Nikt o tym nie wie, prócz was…- zgaduje Liam.
Kiwam głową.
Na tarasie zjawia się Niall, a zaraz po nim Harry,
który jest już po prysznicu, jest ubrany szarą koszulkę i dżinsowe spodenki. Uśmiecha
się do mnie i siada obok. W ciągu pół godziny wszyscy zjadamy śniadanie, przy
którym Niall dodaje, że jedzie do C.H. Jest godzina 11:00, więc Harry mówi, że
jedziemy już. Myję szybko zęby poprawiam włosy i sięgam po torebkę. Podczas,
gdy Harry dokańcza myć swoje dzwonię do Perrie i umawiam się z nią na 14:30.
Mam przyjechać do Blueprint Studio. Harry bierze ze sobą dwóch ochroniarzy i
gdy wychodzimy z apartamentu mówi, że samochód już na nas czeka. Przed hotelem
czekają paparazzi i fani co jest naprawdę przykre, gdy wykrzykują: Nie chcemy
Harrace…
Jedziemy samochodem do centrum Manchesteru.
Wysiadamy przed jednym z wielu 10- piętrowych budynków. Harry prowadzi mnie do windy, a ja czuję, że
dopadają mnie zimne poty. Wiem, że Harry widzi, że się denerwuję, zresztą on
chyba też trochę. Może przeze mnie… Kładzie mi rękę na biodrze i przyciąga do
siebie. Całuje mnie w skroń i szepcze, że wszystko będzie ok. Wychodzimy z
windy i idziemy długim korytarzem pod mieszkanie, gdzie pisze Desmond Styles.
Harry dzwoni do drzwi i po chwili otwiera je
blondyn, w naszym wieku. Uśmiecha się szeroko.
-Cześć Harry!
-Cześć Matty!- uśmiecha się Harry.
Wchodzimy do środka.
Z kuchni wychodzi tata Hazzy, wiem, że to on bo jest
jedynym starszym człowiekiem w mieszkaniu. Drugi chłopak Ben zagląda za nami i
wstaje z kanapy. Mój ukochany wita się z rodziną.
-Tato, chłopaki to jest Grace, o której wam tyle
opowiadałem…
-Bardzo miło mi cię poznać…- mów do mnie tata
loczka.
-Pana również.- uśmiecham się ściskam jego dłoń.
-To jest Matty, a to Ben.- mówi Harry.- Moi kuzyni.
-Najlepsi kuzyni…- mówi blondyn, Matty.- Miło nam
cię poznać.
Również ściskam ich dłoń.
Kierujemy się do salonu, gdzie Harry siada i widzę,
że po tęsknił za tym miejscem.
-Zmieniłeś żyrandol tato…- mówi do ojca, który
krząta się w kuchni.
-Ach… Tak… Tamten szybko się kurzył i był stary,
więc postanowiłem go zmienić.
Harry idzie na chwilkę do kuchni, a jego kuzyni
nawiązują ze mną rozmowę, pytają o wszystko dosłownie, są całkiem śmieszni, bo
dogryzają sobie nawzajem. Harry podaje mi szklankę wypełnioną wodą z
cytryną.
-Jesteście dobrzy…- chwali ich loczek.- Zaczęła się
śmiać…
Patrzę na niego zdziwiona.
-A czemu miałaby się nie śmiać?- pyta tata Harry’ego
niosąc paterę z ciastem.
-Bo się bardzo stresowała, prawda?- mówi do mnie
obejmując mnie ramieniem.
Kiwam lekko głową i rumienię się.
Po
jakiejś godzinie kuzyni siedzą sobie na tarasie i gadają, a ja siedzę z tatą
Hazzy w salonie i oglądamy stary album zdjęć loczka.
-O matko!- piszczę.- Jaki mały blondynek…
Des zaczyna się głośno śmiać.
Harry
po prostu wyglądał uroczo, że normalnie aż nie wierzyłam. Teraz ma taką poważną
urodę, oczywiście niepoważny charakter, ale to zostawmy… :)
-Jaki on był śliczny…- mówię.
-Dzięki Grace!- mówi z tarasu, a ja macham na niego
ręką.
Dla mnie on teraz jest przystojny, a nie śliczny.
-A to zdjęcie jest moim ulubionym…- uśmiecha się
szeroko Des.
Uśmiecham się szeroko.
-Czyli teraz już wiadomo, że zamiłowanie Harry’ego
do kobiecych staników wzięło się od dzieciństwa.
Wyciągam telefon i pstrykam fotkę.
Harry wchodzi do salonu i jęczy.
-Tato, wystarczy tych zdjęć…
-Cicho siedź…- mówię do niego.- Nie skończyłam
oglądać.

-Harry?- wołam go.
-Tak?
-Ja o 14:30 muszę wyjść…- mówię mu.
-Gdzie?- pyta zdziwiony.
-Umówiłam się z Perrie w sprawie czegoś co
przygotowujemy na ślub Lucy.
-Ahaaa… Oczywiście, nie ma sprawy…
Całuję go w policzek, bo nachyla się nade mną.
Ściąga koszulkę i kładzie ją na fotelu, po czym wraca taras.
Des prosi mnie o pomoc w zrobieniu obiadu. I Tak nie
mam nic do roboty, więc idę z nim do kuchni.
-Wychodzisz wcześniej?- pyta mnie.
-Tak… Muszę załatwić sprawę związaną ze ślubem Lucy.
-Ach… Tak… Wy się znacie… Coś sobie przypominam…-
mówi Des.
Zakładam podany mi fartuszek i zabieram się za
przyprawianie ryby.
-Lucy jest moją najlepszą przyjaciółką, studiujemy
razem, właściwie to studiowałyśmy, bo ja zawiesiłam na razie swoje studia.
-Harry mi mówił…
-… ale od przyszłego miesiąca planuję na nie wrócić…
będzie bardzo trudno, ale postaram się…
-Będę trzymał kciuki.- uśmiecha się Des.
-Dziękuję.
-Jej narzeczonego znasz?- kontynuuje Des.
-Tyler to świetny facet. Jest bardzo opiekuńczy
wobec niej i widać, że się kochają.
-A nie sądzisz Grace, że ślub w wieku 19 lat to nie
jest za wcześnie?
-Powiem Panu, że gdy dowiedziałam się o ich
zaręczynach bardzo się ucieszyłam, ale myślałam szczerze mówiąc, że ślub
przełożą na za 2-3 lata.
-No właśnie…
-…ale to była ich decyzja, my możemy wyrażać swoje
zdanie. Oni od początku byli pewni o tym ślubie.
Uśmiecham się na myśl o Lucy w tej pięknej sukni.
-Masz rację.
Matty wchodzi do kuchni i węszy za jakimś jedzeniem.
-Boże… Matty…- jęczy Des z szerokim uśmiechem.- Znów
jesteś głodny?- pyta.
-Wujku, prawdziwi mężczyźni potrzebują co chwilę
nowej dostawy węglowodanów…
Zaczynam się śmiać, a Matty puszcza do mnie oko.
Kończę przyprawiać rybę i podaję ją Desowi. Ten
kładzie je na patelni i smaży. Robię sałatkę. Jest już koło godziny 13:00, gdy
sławna ryba z frytkami jest gotowa. Idziemy na taras i tam kładziemy wyłożone
na półmiskach jedzenie. Siadamy przy stole i Matty robi nam zdjęcie, w porę
zasłaniam twarz.
-No to na Insta…- mówi gejowatym głosem.
Wybuchamy śmiechem. Mój telefon wibruje na
powiadomienie, że zostałam oznaczona na zdjęciu oraz że Matty dał mi follow.
-Ja ale się cieszę, mam follow od jakiegoś
Matty’ego…
-Nie od jakiegoś, tylko ode mnie…- blondyn śmieje
się.
Chłopaki zjadają wszystko i naprawdę ich podziwiam.
Wkrótce muszę zbierać i wyjść z mieszkania taty
Harry’ego, by spotkać się z Perrie. Żegnam się z Desem, Matty’m i Benem. Po
czym zostawiają mnie z Hazzą przy drzwiach.
-Zobaczymy się przed koncertem…- mówię.
-Już tęsknię…- całuje mnie w czoło, a potem ja
całuję jego szczękę.
-Do zobaczenia.- mówię idąc w stronę windy.
-Pa.
Zamyka drzwi.
Taksówka zawozi mnie pod Blueprint Studio, Perrie
czeka w holu i bardzo się cieszy, że mnie widzi. Idziemy prosto do studia
ćwiczyć naszą piosenkę.