piątek, 9 października 2015

Rozdział 118.



Ranek jest wspaniały, bo mój mężczyzna zaskakuje mnie fantastycznym humorem, śpiewa na cały głos, wygłupia się, tańczy i zaskakuje mnie naleśnikami. Przysięgam, że dawno się tak nie naśmiałam...
Siadam i ocieram łzy w kącikach oczu, gdy Hazz rzuca się na łóżko i wzdycha.
-Pamiętasz te złote stringi, które kiedyś 100 lat temu mi kupiłaś?
-Jasne, że pamiętam...- uśmiecham się.
-Przymierzałem je ostatnio.
Z rąk wypadają mi sztućce i patrzę na niego, a on wybucha śmiechem.
-Co?!- pytam z uśmiechem.
-Ja pierdziele, jak mi się w dupę wrzynały to sobie nie wyobrażasz!- Hazz mówi z szeroko otwartymi oczami.
Parskam śmiechem.
-Wy mężczyźni się nie znacie.- mówię machając ręką i pakując do ust kawałek naleśnika.
-Jak wy kobiety możecie to znosić...- mówi patrząc w sufit.
-Dla naszych mężczyzn wszystko...- mówię najnormalniej w świecie.
Harry zwraca głowę w moją stronę.
-A ty masz teraz stringi?- pytam unosząc brew.
Harry wstaje z łóżka i podnosi koniec kołdry by zobaczyć jakie mam majtki.
-Przestań!- krzyczę z uśmiechem.
-Akurat dziś masz te jedyne nie-stringi.- mówi zawiedziony.
-Trochę mi przeszkadzało noszenie stringów dzień w dzień.- mówię pakując do buzi naleśnika.
-Oj tam, oj tam...- mówi Harry z uśmiechem i kieruje się do walizki.
Przeszukuje ją całą i cichym: Mam; oświadcza, że znalazł zgubę której szukał.
Staje przede mną chowając za sobą przedmioty.
-Co tam masz?- pytam odkładając pusty talerz po naleśnikach.
Zza siebie wyciąga pończochy i komplet czarnej bielizny.
-Harry...- parskam śmiechem.
-Tęsknię za czymś takim jak na ślubie Lucy...- mówi, a ja przygryzam dolną wargę w uśmiechu.
Wiem, że tego chce, widzę to w jego spojrzeniu. Wstaję z łóżka i wyciągam także opaskę do oczu.
-Ale gramy wg moich zasad Styles.- mówię podając mu opaskę.-Masz ją mieć na oczach.
-Ale ciebie wtedy nie zobaczę.- marszczy brwi.
-Spokojnie. Zadbam o to byś był tak podniecony, jak nigdy.- mówię patrząc w jego oczy.
Jego źrenice otwierają się bardzo mocno.
-Już na mnie działasz...- szepcze.
-Wiem.- odpowiadam i biorę z jego dłoni rzeczy.
-Pamiętaj. Ma być opaska.- mówię przed wejściem do łazienki.
Biorę szybki prysznic i nakładam balsam na ciało. Potem ubieram majtki i stanik. Pończochy podpinam do majtek i rozczesuję włosy i układam je by były bardzo puszyste. Nakładam bordową szminkę, która podkreśla nienaganny kształt ust. Otwieram lekko drzwi, a Harry stoi przy oknie i z kimś sms-uje.
-Harry...- mówię.
-Już nakładam...
Widzę, że z szerokim uśmiechem nakłada na oczy czarną opaskę i kładzie się na łóżku. Ubieram leżące w przedpokoju szpilki. Powolnym krokiem podążam do niego, a z jego twarzy nie znika uśmiech. Jestem pewna, że wyczuwa w powietrzu brak powietrza, który powoli zaczyna mi towarzyszyć. Lekko dotykam opuszkiem jego wrażliwej skóry na nogach. Przysięgam, że mogę dostrzec lekki drganie jego ciała. Sunę palcem, aż do wewnętrznej strony ud, dotykam oblamówki jego bokserek. Łóżko lekko ugina się pod ciężarem mojego ciała. Na jego udach składam pocałunki, które przyprawiają go o cichy jęk. Sunę językiem po delikatnej skórze już teraz pokrytej gęsią skórką. Przenoszę się wyżej i składam pocałunek nad gumką nisko położonych bokserek. Zauważam, że Harry palcami ściska delikatnie prześcieradło dłońmi... Dmucham na jego skórę i uśmiecham się, gdy zagryza policzki. Kolejne pocałunki idą w górę i w górę. Moje palce wbijają się lekko w jego żebra. Harry oddycha ciężej niż zawsze i otwiera nieświadomie usta. Zostaję trochę przy szyi, a jego dłonie suną po moich pośladkach, sama mam dreszcze od jego dotyku. Uśmiecha się, a ja wtedy łapię zębami za jego dolną wargę ciągnąc ją do tyłu. Biorę dłonie, które Harry trzyma na moich pośladkach dotykając ich i rozkładam je w jednej linii. Jak za dawnych czasów. Całuję jego brodę i dotykam wargami jabłka Adama, jednocześnie naciskając na jego pas. Wydaje z siebie cichy chrapliwy szept, który prawdopodobnie był przekleństwem. Uśmiecham się i kręcąc biodrami całuję jego obojczyki. Jest tak nieświadomy i tym bardziej cholernie przystojny. Cieszę się, że ta cała sytuacja z wczoraj się wyjaśniła, nie chcę mieć później żadnych nieprzyjemności…
Jego palce strzelają gumką od moich stringów, co wywołuje u mnie większy uśmiech na twarzy.
-Uśmiechasz się, prawda?- pyta.
Uśmiecham się szerzej.
-Tak...- odpowiadam.-Zbyt dobrze mnie znasz, nawet w zakrytych oczach widzisz to co robię...
-Jesteśmy ze sobą długo, Grace... Znam cię...
-Znasz mnie?- pytam zalotnie.-To co teraz zrobię?- pytam.
Hazz przygryza wargę i lekko się uśmiecha.
-Zaczniesz kręcić biodrami...- mówi cicho, a gdy poczynam tak robić, marszczy czoło.
-Dobrze...- mówię cicho.
-...a teraz ściągniesz mi opaskę...- dodaje.
Chichoczę.
-Nie...- uśmiecham się i napieram na jego pas i wpijam się w usta. Szybko doprowadzam Harry'ego do stanu dyszenia. Oblizuję jego wargi i staję nad nim. Zrzucam szpilki na podłogę i staję na łóżku.
-Ściągnij tę opaskę...
Hazz uśmiecha się i ściąga ją rzucając w bok. Jego oczy lustrują moje ciało w koronkach.
Zdecydowanie działa to na niego bardzo dobrze.
Patrząc mu w oczy odpinam pończochy od majtek. Harry podnosi tułów i z uwagą ściąga moje pończochy rolując je. Odrzuca je na bok i uśmiecha się na widok moich majtek. Składa pocałunek na moich udach i łapie mnie dłońmi za biodra. Podnosi mnie i sprawia, że siedzę na jego pasie. Wpija się w moje usta z wielką zaciekłością i swoimi dłońmi chwyta za odpięcie stanika. Ściąga ramiączka z moich ramion i składa pocałunek między piersiami. Pozbawiona stanika znów wpijam się w jego usta, ale tak, że jego tułów znów ląduje na materacu łóżka. Uśmiecham się patrząc na jego wargi, które pod wpływem podniecenia stały się bardziej różowe.
-Kocham cię...- szepczą te najbardziej kształtne usta świata.
Podnoszę wzrok na niego i całuję go najlepiej jak tylko potrafię. Jego bokserki ocierają się o moje uda, co wywołuje u mnie serię dreszczy. Hazz uśmiecha się i zsuwa dłońmi lekko wstążki w stringach opasające mój tyłek.
Przygryzam mu wargę i uśmiecham się.
Wyczuwam twardość w jego bokserkach i napieram na nie.
-Grace...-przymyka oczy delikatnie.
-Zaraz...- uśmiecham się.
Z jego pośladków zsuwam bokserki, a moje stringi lecą na bok. Zatapiamy się w sobie.
Każde pchnięcie Harry wypowiada szeptem "Kocham Cię" w moją szyję. Trzymam za jego włosy i zagryzam wargę najmocniej jak umiem. On składa pocałunki na mojej mokrej od potu skórze. Otwieram leniwie oczy i chociaż mówię to setny raz, albo tysięczny, to pewnie powiem jeszcze milion. Ten człowiek, który aktualnie sprawia, że czuję się jak nowonarodzona, jest najwspanialszym co mnie spotkało... Jego oczy przymknięte, kącik wargi zagryziony, ciało napięte...
-Ach...- z moich ust wyrywa się jęk, który jest przypieczętowany pocałunkiem pełnym namiętności.
... o czym to ja... aha... więc... włosy zmierzwione przez moje palce idealnie padają mu na oczy. Zakładam je mu za ucho i wpijam się w usta wsuwając do środka język. Łaskoczę jego podniebienie, a on jest głębiej. Odchylam szyję do tyłu, a mój przerwany oddech wypełnia salonik. Hazz zwiększa tempo, więc wbijam paznokcie w jego napięte bicepsy.
-Ał...- szepcze.
Otwieram oczy i puszczam jego ramiona.
-Przepraszam...- mówię. Jego usta znów spoczywają na moich i namiętnie przygryzają je.
-Boże, co ty ze mną robisz...- mówi patrząc mi w oczy.
-To działa w dwie strony...- dodaję i delektuję się kolejnym pchnięciem.
Uśmiecha się szeroko, a moje nogi zaczynają się trząść, zbliżam się do szczytu, a już za może 10 sekund równocześnie wykrzykujemy nasze imiona. On opada na moją klatkę piersiową na na mostku czuję jego gorący oddech. Przykrywa nas kołdrą i zamyka oczy. Gładzę jego plecy, a on dotyka opuszkiem mojego wytatuowanego serduszka. Nasze nogi są złączone, a ciała przylegają do siebie.
-Nigdy nie będę miał cię dosyć.- mówi opierając głowę dłonią.
-Ja też… Nigdy, przenigdy…- dodaję.
Uśmiecha się i muska moje usta.
-Nie żałowałeś kiedyś, że to ja jestem u twojego boku?- pytam, a on przenosi wzrok na moje usta. Jego źrenice ulegają lekkiemu rozszerzeniu.
-Nigdy.- mówi pewnym siebie głosem.
-Na pewno?- unoszę brew, a on się uśmiecha szeroko.
-Na pewno, kochanie…
Układa się, tak bym to ja położyła się na jego ciele. Gdy już tak czynimy, zamykam oczy i zasypiam. Cały dzień spędzamy w łóżku, ale wieczorem postanawiamy iść na koncert Shani Twain. To jest absolutna idolka czasów mojego dzieciństwa. Dwie godziny przed rozpoczęciem koncertu, leżę jeszcze w łóżku, więc zaczynam się szykować. Harry pisze coś na telefonie, ale kątem oka przygląda mi się.
Biorę białą koszulkę i dżinsy. Rozczesuję włosy i nakładam makijaż.
-Harry, wstawaj, bo się spóźnimy.- mówię poprawiając policzki różem.
-Tak, tylko... Zaraz...
Wywracam oczami i dodaję tuszu na oczy.
-Ja już jestem gotowa...- mówię.
-Tak, ja prawie...- mówi i blokuje telefon. Wstaje z łóżka i bierze koszulę, która zostawia do połowy rozpiętą, do tego czarne dżinsy.
Mierzwi włosy i jest gotowy.
-Idziemy?- pyta łapiąc mnie za biodro.
-Tak...- mówię.
Składa pocałunek na moim czole i uśmiecha się szeroko.
Wkrótce jesteśmy już na koncercie. Śpiewam każdą piosenkę Shani, którą tylko jej usta niosą. Hazz trzyma mnie za rękę, a ja się kręcę w kółko robiąc piruety.
LINK Shania Twain- From This Moment
Nagle po gromkich brawach Shania zwalnia tempa, a na scenie pojawia się dym. Zaczyna śpiewać From This Moment. Harry uśmiecha się i przyciąga do siebie. Obejmuje mnie od tyłu. Moje ręce skrzyżowane do tej pory na piersiach są ujęte i splecione z rękoma Harry'ego. Harry opiera brodę na mojej głowie i bardzo delikatnie się poruszamy do rytmu piosenki. Znam każde słowo, więc śpiewam razem z tą wspaniałą piosenkarką. Kobieta ma na sobie piękną białą sukienkę, a ja na samą myśl o ślubie dostaję gęsiej skórki. Harry pociera kciukiem o moje knykcie. Odchylam głowę lekko do tyłu i nasze oczy się spotykają.
-Kocham Cię...- mówi, tak bym tylko ja go usłyszała.
-Ja ciebie też...- odpowiadam.
Odchylam szyję mocniej i Hazz muska moje usta delikatnie. 

I give my hand to you with all my heart / Daję Ci moją dłoń wraz z całym sercem
Can't wait to live my life with you / Nie mogę czekać do dzielenia życia z Tobą
Can't wait to start/ Nie mogę czekać do początku
You and I will never be apart/ Ty i ja, nigdy nie będziemy rozdzieleni
My dreams came true because of you / Moje sny się spełniają dzięki Tobie

Zamykam oczy i czuję, jak moje ciało poddaje się rytmowi tej spokojnej piosenki. Tak piękne słowa mówiąca o potędze ludzkiej miłości. Miłości, której doświadczyłam, którą miałam zaszczyt poczuć na własnej skórze. Moja miłość właśnie śpiewa razem z Shanią słowa, które są najpiękniejsze w tej piosence.

From this moment as long as I live / Od tej chwili tak długo jak żyję
I will love you, I promise you this / Będę Cię kochać, obiecuję Ci to
There is nothing I wouldn't give / Nie ma czegoś, czego nie mogę Ci dać
From this moment on / Od tej chwili

You're the reason I believe in love / Jesteś powodem dla którego uwierzyłam w miłość
And you're the answer to my prayers from up above / I Ty jesteś odpowiedzią na wszystkie moje modlitwy do góry
All we need is just the two of us / Wszystko czego potrzebujemy to my we dwoje
My dreams came true because of you / Moje sny się spełniają dzięki Tobie

...i wyznaje mi miłość do ucha...
Mówi się o tej prawdziwej miłości, która nie istnieje. Nie istnieje?
Widzicie tego, który sprawił, że jestem najszczęśliwsza na świecie?
Widzicie?
To jest żywy dowód, że prawdziwa miłość istnieje... To Harry jest moją prawdziwą miłością...
-Dlaczego płaczesz?- pyta Harry z troską ścierając z moich policzków nieświadome łzy.
-To ta piosenka...- uśmiecham się do niego.
-Nie płacz...- mówi i całuje mnie w policzek.
Kiwam głową.
Otwieram oczy i spoglądam w jego szmaragdowe oczy.
-Sprawiasz, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie...- uśmiecham się i moje usta spotykają się z jego. Harry uśmiecha się i przyciąga do siebie mocniej. Pogłębiam pocałunek i dotykam opuszkami jego szyi.
-Kocham Cię...- mówimy równocześnie sobie w usta.
Muskamy sobie wargi i bijemy brawo po występie.

(...)
-Myślisz, że nas wpuszczą?- pytam, gdy Harry idzie ze mną za kulisy.
-Grałem tu, znają mnie...
Harry wita się z barczystym mężczyzną, a ten bez problemu wpuszcza nas. Prosi o chwilkę, by móc zawołać Shanię.
Kobieta wychodzi z złotym stroju jeszcze po występie finałowym.
-Chcieliśmy pogratulować pani występu...- mówi Hazz po przywitaniu się z nią.
-Dziękuję Wam bardzo, to miłe wrócić na scenę po czasie przerwy...
-Jest pani wspaniałą wokalistką, byłam pani fanką od czasów dzieciństwa...-mówię z uśmiechem, a ona się uśmiecha.-A From This Moment po prostu perfekcja...
-Bardzo się cieszę, że się Wam podobało.

-Grywa pani na prywatnych ślubach?- pyta Harry, a ja od razu spoglądam na niego.
-Raczej nie, no chyba, że to wyjątkowe osoby...
Hazz uśmiecha się.
-Zróbmy sobie zdjęcie...- proponuje Shania.
Pstryk.
-Porozmawiałabym z Wami, ale niestety czrka mnie wywiad wieczorem i chcę jeszcze chwilkę odsapnąć. Dziękuję, że byliście na moim koncercie.
Wychodzimy zza kulis i idziemy w stronę wyjścia.
-Jesteś głodna?- pyta Hazz.
-Nie bardzo...- mówię łapiąc go za rękę.
-To co wracamy?- pyta.
-Nie... Chodźmy jeszcze gdzieś...- uśmiecham się szeroko.
-Na przykład?- pyta unosząc brew.
-Chodźmy pod łuk triumfalny...- rzucam pomysłem.
-Ale to tak daleko.- śmieje się Harry.
Na myśl przychodzi mi jedna z piosenek Nicki Minaj.
Staję w miejscu i Harry patrzy na mnie.
-The Night is still young!- wyśpiewuję, a on chichocze i całuje mnie w usta.
Splatamy nasze palce i patrzymy na GPS w moim telefonie. Łapię go za rękę i prowadzę nas. Rozmawiamy od nadchodzącej trasie mojego narzeczonego. Znów wyjedzie na dłuższy okres czasu. Harry rzuca temat mojej pracy, a ja pod wpływem chwili mówię mu o propozycji z Nowego Jorku.
-Naprawdę?- pyta marszcząc lekko czoło.
Kiwam głową i uśmiecham się szeroko.
-Ale spokojnie nigdzie się nie wybieram przystojniaku...- mówię zalotnie.
Łapię go lekko za koszulę i przyciągam do siebie. Całuje mnie namiętnie i ściska mi pośladki, gdy łaskoczę jego podniebienie językiem.
-Może zmieńmy punkt lokalizacji na mieszkanie...- mówi mi w usta.
-Niee... Łuk Triumfalny!- śmieję się i prowadzę go dalej.
-Co dokładnie ci zaproponowali?- pyta.
-Własną zakładkę w US Vogue...- odpowiadam z uśmiechem.
-Och...- mówi cicho pod nosem Hazz.
Zapada krótka chwila ciszy.
-Nie dość, że masz natłok wszystkiego, to jeszcze chcą ci dowalić trudniejsze zadania...
-Na tym polega kształcenie się całe życie.- mówię.
Jesteśmy już naprawdę niedaleko.
-...poza tym lubię swoją pracę, bardzo, jest dla mnie spełnieniem wszelkich marzeń... praca w tym magazynie dała mi możliwość rozwoju...
Harry mruczy coś pod nosem. Dźwięk mojego telefonu rozdzwania się, a ja patrząc na ekran widzę imię Theresy. Przepraszam chłopaka na chwilkę i odbieram telefon.

-Przepraszam, że zawracam ci głowę Grace, ale musisz mi powiedzieć kto idzie na pokaz Versace za dwa tygodnie, Miranda musi przekazać Donatelli.
-Ja idę!- mówię ucieszona wizją kolejnego wspaniałego pokazu wielkiej projektantki.
Theresa się śmieje. Harry puszcza mnie w uścisku.
-A co ty myślałaś...- mówię.-Lecę do Nowego Jorku... Nie przegapię pokazu tej wyjątkowej kolekcji, a i zamów dla mnie rozmiar S sukienki numer 056.
-Robi się... Gracie dzwonili z tej sesji...
-Hm?
-Tak i prosili cię o kontakt...
-Zadzwonię do nich, jak wrócę...
-Kiedy to będzie?- pyta.
-Myślę, że jutro albo pojutrze...
Harry fuka i przygryza policzki.
-Dobrze, powiadomię ich i potem będą się z tobą bezpośrednio kontaktować.
-Dzięki Tess. Buziaki.
-Papa.
Wrzucam telefon do torebki i wzdycham z uśmiechem.
-Skończyłaś już?- pyta Hazz.
-Tak... Sesja do Elle już bardzo blisko, zabiegają o kontakt ze mną...- piszczę.
-Fantastycznie...- mówi ponuro.
Dochodzimy do łuku triumfalnego.
-Coś nie tak?- pytam Harry'ego.
-Prosiłem cię o coś, prawda?- pyta.
-Ale o co...- zaczynam.
-Prosiłem, żebyś nie odbierała tych pierdolonych telefonów.- mówi marszcząc brwi.
-Gdybym nie odebrała to cały czas by dzwoniła...- mówię.
Harry przeczesuje włosy palcami.
-Skoro tak to, to jedno: Przepraszam, jestem zajęta.-wystarczyłoby.
-Nie mogę jej tak powiedzieć. Miała ważne wiadomości dla mnie.- marszczę brwi.
-Ważne wiadomości...- fuka.-...to są błahostki, którymi się cały czas interesujesz.
-Może dla ciebie błahostki, dla mnie priorytety.- dodaję.
Harry siada na jednej z kamiennych ławeczek i dotyka palcami kości nosowej.
-Priorytety?!- wybucha.
-Tak, nie mogę odrzucam połączeń dziewczyn, skoro mają dla mnie ważne sprawy...
-...możesz! Zawsze możesz! Tylko nie chcesz! Prosiłem cię, już gdy byłaś w ciąży, by spędzając ze mną czas nie myślała o pracy! Tutaj też pokłóciliśmy się o to! Nie daje ci to do myślenia, że to co robisz jest niepojęte?!
-O co ci chodzi do jasnej cholery?!- mówię podniesionym głosem.
-Stawiasz pracę ponad wszystko!
-Nieprawda!
-Prawda! Ale ty tego nie widzisz! Nic nie widzisz oprócz tego pierdolonego Vogue'a!
Patrzę na jego spięte rysy twarzy, szeroko otwarte oczy, spięte mięśnie i podniesione ręce.
-Wiesz co?! Wszystko co mówisz jest oszczerstwem! Mówisz tak o mnie, a sam patrzysz na siebie?! Widzisz tylko wszystkich dookoła! Dbam o Was jak mogę, a to że się rozwijam nie jest zbrodnią!
-Rozwijasz...- Harry prycha.-To nie jest rozwijanie to pracoholizm!
-Ja jestem pracoholiczką?!- wykrzykuję.
-Żebyś wiedziała i masz w dupie mnie i Silver. Masz w dupie wszystkich, byleby tylko pięknie wyjść na ściance, czy na jakimś pierdolonym papierze! Zrobiłaś się pierdoloną celebrytką, jak Kim Kardashian, która nic nie osiągnęła!
Patrzę na niego. Jego twarz spięta, a jedna z żył na skroni mocno pulsuje. Oczy ma szeroko otwarte i nierówny oddech.
Przygryzam policzki od wewnątrz i ściskam pięści. Czy on tak naprawdę o mnie myśli? Jego słowa... Nie sądziłam, że ktokolwiek kiedykolwiek powie do mnie w taki sposób.
Odwracam się na pięcie i idę ku postojowi taksówek.
-I tak po prostu idziesz?!- prycha.
Nie odwracam się, ale podążam równym tempem. Wsiadam do jednego z samochodów i mówię adres mieszkania. Kierowca rusza, a ja nawet nie patrzę w stronę, gdzie stał Harry. Widzę w lusterku, że już go tam nie ma. Opieram głowę o szybę. Mijają mnie samochody, a ja wciąż zastanawiam się nad tym co powiedział mi Harry. Przecież pracoholizm, to stan, gdy nie można żyć bez pracy, a ja potrafię oderwać się od wszystkiego. Tylko to do mnie dzwonią telefony i to mnie wszyscy potrzebują na wczoraj. Stałam się w tej redakcji osobą, bez której zgody nic nie jest ustalane, jestem tylko poniżej samej Mirandy. To jest prestiż, który wypracowałam sobie ciężką pracą. Ale dlaczego mój własny narzeczony nie może zaakceptować tego? To jest dla mnie rzecz absolutnie niezrozumiała.
Mam to szczęście, że kierowca taksówki mówi po angielsku. Proszę go o zmianę trasę do domu mody Oscara De La Renty, bym mogła wziąć kilka katalogów z sukniami.
Mężczyzna zawraca i podąża ku paryskiej ulicy mody. Poprawiam włosy i psikam się perfumami. Nakładam okulary przeciwsłoneczne i wchodzę do środka. Uśmiecham się do jednej z pracujących tam kobiet.
-Jestem Grace Moore i chciałabym zobaczyć państwa katalogi ślubne...
Kobieta patrzy na mnie kilka sekund i zaraz znika za drzwiami. Obracam się dookoła i oglądam kreacje zaprojektowane przez nieżyjącego już projektanta.
-Witam panią!- uśmiecha się czarnoskóry jak sądzę projektant lub krawiec.-Nasze katalogi ślubne są jeszcze niekompletne, ale mogę pokazać kilka z nich.
-Bardzo chętnie.- mówię.
Szczególnie jedna mi się spodobała, ale to raczej byłaby sukienka druga. Była przed kolano, cała w ręcznie wykonanych koronkach, zdobiona perłami i brylancikami. Jej dekolt był głęboki, kwadratowy, pięknie podkreślała figurę i nogi. Frances, jak się dowiedziałam, jeden z pomocniczych projektantów, mówił mi, jakim szczęściarzem musi być mój przyszły mąż.
Ściągając sukienkę sprawdziłam telefon, miałam kilka nieodebranych połączeń, a czas jaki spędziłam szukając sukienek przekroczył już 3 godziny. Dostałam kilka katalogów z ofertą tego domu modu, a także zapisałam sobie numer identyfikacyjny tej sukienki. Szczęśliwa wyszłam i jako, że do mieszkania było jak rzut beretem, postanowiłam iść pieszo.
Kolejne połączenie od loczka, które po prostu odrzucam. Już widzę kamienicę, a w oknie widać jasną poświatę lampki przy tv. Wchodzę do środka i kieruję się do mieszkania.
Harry siedzi na łóżku z telefonem i obraca go nerwowo między kciukiem, a palcem wskazującym. Gdy tylko widzi mnie w korytarzu wstaje i patrzy na mnie, jak rzucam katalogi ślubne na kredens.
-Gdzie byłaś?- pyta spoglądając raz na mnie, raz na katalogi.
-Szukałam sukienek ślubnych.
-Och...- mówi cicho.
W łazience myję ręcę, a potem zaparzam sobie herbatę.
-Zabukuj bilety na jutro powrót.- mówię.- No chyba, że nie możesz...- dopowiadam sarkastycznie.
Harry spina szczękę i kiwa głową.
-Mam już dość Paryża.- mówię pod nosem.
Wymieniam kilka smsów z Lucy i kilka z Eleanor, a potem idę wziąć prysznic.
Pierwszy raz od dłuższego czasu, nie myję się z Nim w jednej kabinie. Jeżeli chodzi o spanie, to nie mam zamiaru przytulać się do niego. Podążam do pokoju splątując wilgotne włosy w warkocza i kładę się do łóżka. Harry obserwuje mnie kątem oka, chociaż zdaje się być zainteresowanym jedynie telefonem.
-Jutro o 15:40, mamy wylot.
-Świetnie.- kończę.
Odwracam się do niego plecami i nawet nie wiem, kiedy zasypiam.

*** 
Miłego wieczoru! Buziaki xx.

4 komentarze:

  1. Jak zwykle genialny :D ... Mam nadzieje że skończy się happy end'em ... Pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mini drama może być , ale wesela niech nie odwołują ...proszę o to twoją wyobraźnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O... Kłótnia ? No ja nie moge. Tego sie nie spodziewałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z pracoholizmem tak samo jak z alkoholem. Zaprzeczarz, że nie jesteś uzależniona chociaż coraz bardziej wpadasz w nałóg. Nie potrafisz zobaczyć wad w tym co robisz, bo dla ciebie do rzecz normalna. Nie umiesz, także przyjąć krytyki :)
    Team Styles'a!

    OdpowiedzUsuń