czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 43.



-Halo?- spytałam marszcząc brwi i jednocześnie odchrząkając.
-Gracie, to ty?- to był głos mamy.
-Tak, to ja mamo- spytałam przecierając oczy dłońmi.
-Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nic nie szkodzi…
-Słuchaj kochanie, Sean mi mówił, że masz kilka dni przerwy, babcia będzie mieć 70. urodziny w przyszłym tygodniu i za dwa dni chciałam zrobić jej wiesz…
-…imprezę…
-…nie imprezę…- mama się zaśmiała.- Zaprosiłabym wujka Johna (młodszy brat babci), ciocię Florence (kuzynka babci), Adama, Lee, Georgię, Holly, Ernesta i Ursine (moi kuzyni od strony mamy). Może jeszcze jej koleżanki, te urodziny, to byłoby bardziej spotkanie rodzinne, jest teraz taka ładna pogoda, zrobilibyśmy to w ogrodzie. Przyjedziesz do Londynu?
-Jeszcze się pytasz mamo, oczywiście, to ważny moment w życiu babci. Zrobimy jej niespodziankę, wezmę ją na jakieś zakupy, a wy w tym czasie przygotujecie wszystko, ok.?
-Świetny pomysł, w takim razie widzimy się niedługo.
-Tak, ja zaraz pojadę na lotnisko zarezerwuję bilety na najbliższy lot.
-Dobrze, to najwyżej poinformuj mnie o której będziesz wylatywać z NY.
-Ok.
-Papa Grace.
-Pa Mamo.
Wstałam z łóżka krzywiąc się lekko, bo bolała mnie głowa. Ubrałam się i narzuciłam tylko jeszcze na siebie skórzaną kurtkę, rozczesałam włosy i napisałam Justinowi sms-a, gdzie mu wszystko powiedziałam. Wyszłam ze swojego pokoju zakładając okulary, będąc w windzie pociągnęłam usta brzoskwiniową szminką. Wyszłam z windy i wsiadłam do taksówki. Kierowca ruszył w stronę lotniska. Po 30 minutach zaparkował i poprosiłam go by poczekał chwilkę. Poszłam prosto do kas. Tam dowiedziałam się, że kolejny lot jest za 2,5 godziny. Zabukowałam bilet w pierwszej klasie i szybko ruszyłam do postoju taksówek, gdzie czekała na mnie ta, którą przyjechałam. Kierowca odwiózł mnie do hotelu. Pobiegłam do pokoju, gdy pakowałam się zapukała Charity, powiedziała mi, że wraca do LA na kilka dni. Miała mieć samolot wieczorem. Pożegnałyśmy się i wróciłam do pakowania. 15 minut później zawitał do mojego pokoju Justin z Alfredo i Ryan’em. Także się ze mną pożegnali. Byłam spakowana, a do odlotu mojego samolotu miałam około godziny. Razem z walizką pojechałam do Subway’a, gdzie kupiłam sobie kanapkę i kawę ze Starbucks’a. Na lotnisku byłam 15 minut przed odlotem, oddałam bagaż, przygotowałam dokumenty i zaraz byłam w drodze do samolotu. Napisałam mamie sms-a, że zaraz wylatuję z NY. Wsiadłam na pokład, a samolot wystartował. Tym razem zrobiłam wielki błąd rezerwując bilet w pierwszej klasie… W tej części samolotu było około 50 dzieci w wieku 12-15 lat. Harmider taki, że pożal się boże… Włożyłam sobie słuchawki, jak zwykle lecąc weszłam na Twittera. W trendach na pierwszym miejscu było: Harrace.
Wytrzeszczyłam oczy. Weszłam na to.
@KallylovesLM: Oni powinni do siebie wrócić, tworzyli piękną parę…
@JennyTommo1D: A ja się nie zgadzam, Justin i Grace to para wymarzona. Widać, że bardzo się kochają.
@BerenicaStyles: Ja tam nie lubię Grace, wydaje się taka sztuczna… 
Dzięki…- pomyślałam.
@LoveyaNialler: Ta Ellis to ustawka z Modest.
@Lila1DManchester: A Grace to co?
@EllieMoore1D: Dajcie spokój, Grace jest normalną dziewczyną, przed poznaniem Harry’ego normalnie studiowała.
@Lila1DManchester: No, a teraz jak się wybiła?
@EllieMoore1D: A widziałaś jak tańczy?
@Lila1DManchester: Widziałam i co?
@EllieMoore1D: Gówno. To ci powinno dać do myślenia… Aż dziwne, że nie zaczęła tańczyć wcześniej.
@Lila1DManchester:Dobra walcie się wszystkie, dla mnie Grace jest fałszywa i tyle, ustawiła się.
Zablokowałam telefon i wsłuchiwałam się w spokojne rytmy w moich uszach. Zasnęłam. Spałam długo, obudziłam się, gdy za oknem zachodziło słońce, mieliśmy wylądować za jakąś godzinę. Poszłam do toalety, ogarnęłam trochę włosy, związując je w niechlujnego koka. Wyszłam ze środka i wróciłam na swój fotel.
Spojrzałam na swój telefon, widniała tam wiadomość od Lucy sprzed 10 minut.

Przyjeżdżasz do Londynu?
Tak, za godzinę ląduję.
Jezu, nie mogę się doczekać twojego przyjazdu kochana…
Jutro się zobaczymy, o której kończysz zajęcia?
O 12:00.
Przyjadę po ciebie, pojedziemy gdzieś na kawę, czy coś.
Ok., do zobaczenia.
Papa.
Ta godzina minęła bardzo szybko. Wysiadłam z samolotu i poszłam odebrać bagaż. Czekałam na wyjazd mojego bagażu. Gdy ujrzałam swoja torbę, ciemnoskóry ochroniarz ściągnął mi ją i podał za co mu podziękowałam. Poszłam w stronę wyjścia, wsiadłam do taksówki i jechałam do mojego mieszkania. Zajęło to około 20 minut, byłam zmęczona, pragnęłam wziąć długą kąpiel i położyć się do łóżka. Kierowca zaparkował przed wejściem, wzięłam torbę i zapłaciłam mu za usługę. Wjechałam na górę windą i zaczęłam szukać kluczy w torbie. Gdy je znalazłam otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Rzuciłam na podłogę torbę i zajrzałam do pustej lodówki. Westchnęłam i zadzwoniłam po chińszczyznę. W międzyczasie postanowiłam ogarnąć mieszkanie. Pobieżnie je odkurzyłam, umyłam podłogę w salonie i kuchni. Po 30 minutach jedzenie przyjechało, zapłaciłam za nie i zabrałam się do jedzenia. Nalałam sobie wody do wanny po zjedzeniu, wyłączyłam TV, jedynie włączyłam ze swojego telefonu piosenki, które miały lecieć sobie spokojnie, podczas gdy ja wylegiwałam się w wannie z kubkiem herbaty w dłoni. Leżałam tak dwie godziny, dopóki woda nie wystygła. Ubrałam się w pidżamy i położyłam się do łóżka. Od razu zasnęłam.
(…)
Usiadłam przed salą wykładową Lucy, słyszałam jak profesor Jenkins mówi, ale nie wiem o czym. Nudziło mi się, zajęcia mojej przyjaciółki miały się skończyć za około 20 minut.
Zmieniłam ikonkę na Twitterze i chwilkę popisałam z Louisem. Usłyszałam za drzwiami szelest wkładanych do toreb notatek. Pierwszy wyszedł Jimmy, ale mnie nie zauważył wstałam z krzesła i poprawiłam moje spodnie u nogawek. Botki na wysokim obcasie pięknie się prezentowały z skórzaną kurtką na moich ramionach. Jade gdy wyszła z sali nie poznała mnie. Przytuliłam ją, a potem Veronicę, Lily, Julie, Silviana.
-Kiedy do nas wracasz?- spytał Sil.
-Nie wiem…- powiedziałam wzruszając ramionami.
Lucy wyszła z sali i przytuliła mnie mocno.
-Ale się stęskniłam.
-Ja też, kochana…
Złapała mnie za rękę i poszłyśmy na parking, gdzie czekał mój samochód. Wcześniej pożegnałam się ze wszystkimi. Wsiadłyśmy do niego.
-Opowiadaj jak VMA?
-Nie oglądałaś?
-Widziałam początek, Tyler mi powiedział, że zasnęłam na pierwszych reklamach, ale miałam wtedy taką masakrę na zajęciach, że szkoda gadać, on sam oglądał do końca, mówił, że byłaś genialna.
Zaśmiałam się,
-Miło mi to słyszeć. A co takiego się stało?
-Johnson powiedział z dnia na dzień, że mamy egzamin, wczoraj go pisaliśmy, no i całe popołudnie dwa dni temu przesiedziałam nad książkami. Tyler nawet ze mną nie gadał, by mnie nie rozpraszać. No, ale o północy jak się zaczynało tu u nas zawołał mnie.
-Współczuję…- powiedziałam.
-Dziś bym sobie darowała zajęcia, ale Johnson sprawdził je i podawał wyniki. Napisałam na 87%.
-To bardzo dobrze…
Lucy machnęła ręką.
-Jedziemy coś zjeść?- spytałam.
-Tak, masz ochotę na pizzę?
-Czemu nie…
Zaparkowałam przy pobliskiej pizzerii, wysiadłyśmy z samochodu i zajęłyśmy miejsca, zamówiłyśmy sobie dużą pizzę pepperoni na spółkę i po szklance soku. Rozmawiałyśmy trochę o studiach, o ślubie mojej przyjaciółki, o moim „związku”, o wszystkim, planowałyśmy też nasz wyjazd za jakiś czas. Zjadłyśmy posiłek i oparłyśmy się o tyły kanapy. Lucy spojrzała na swoje paznokcie.
-Muszę iść na Manicure.
-Ja też.
-O której się umówiłaś z Sean’em do Newcastle?
-O 16:00 tak, aby wieczorem tam przyjechać.
-Mamy jeszcze trochę czasu.
-To co jedziemy na paznokcie?

-Jedziemy.
Zapłaciłyśmy za obiad i wróciłyśmy do samochodu. Ruszyłam szybko do naszego centrum handlowego, gdzie swoje studio Manicure miała nasza ulubiona kosmetyczka, Maria.
Przywitałyśmy się z nią. Kobieta przywołała swoją współpracownicę, która miała mi robić Manicure. Poprosiłam o zrobienie długich tipsów pomalowanych czarnym lakierem z pojedynczym złotym zdobieniem. Trwało to około 1 godziny, Lucy zażyczyła sobie krótkie tipsy pomalowane na granatowo z białą wstawką na serdecznym palcu. Zapłaciłyśmy za usługę i wstąpiłyśmy jeszcze do kilku sklepów. Kupiłam sobie bieliznę w Victoria Secret oraz prezent dla mojej babci na urodziny i samochód sterowany dla Elliota, dokupiłam jeszcze jakies zabawki dla Marley’a. Odwiozłam Lucy do domu długo żegnając się z nią. Obiecałam, że niedługo przyjadę. Pojechałam do mojego mieszkania i spakowałam swoje rzeczy. Zniosłam walizkę do samochodu i wróciłam się na górę, by zabrać torebkę i inne duperele. Pojechałam pod dom Leigh i Sean’a. Długo się ze mną witali. Sean przejął mój samochód, jak zawsze i para zaczęła pakować rzeczy do samochodu. Około 16:30 wyjechaliśmy z Londynu.
-Grace, to prawda co mówili w telewizji?- spytał Sean, gdy byliśmy w połowie drogi, a ja esemesowałam z Eleanor.
-A co mówili?- spytałam nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
-No, że ktoś widział, że całowałaś się z Harrym.
-Mało razy się z nim całowałam, jak byliśmy razem?
-Ale jakoś ostatnio, niedawno… Leigh…- zwrócił się do swojej dziewczyny.- W jakim to było mieście?
-Czekaj…- dziewczyna się zamyśliła.- Wiem, Madryt.
Podniosłam wzrok z telefonu.
-Pokazywali jakieś zdjęcia?- spytałam.
-Nie, a ten pocałunek miał miejsce?- Sean spojrzał w lusterko.
-Oszalałeś? Przecież chodzę z Justinem.
Sean spojrzał na mnie znacząco.
-… oficjalnie…- dodałam.- Jak mogłabym całować się z Harrym skoro on ma swoje życie, myślisz, że naprawdę byłabym chętna pocałować chłopaka, który mnie zostawił… Pfff… On przytył, nie dba już tak o siebie i w ogóle.
-Jak zaczęłaś z nim chodzić to też nie był fantastycznej postury.- powiedział mój brat.
-Możesz mi wierzyć, że był. Nie ważne zmieńmy temat. Leigh jak tam twoja praca?
-Zaklimatyzowałam się, mam fajną współpracownicę, ale praca ciężka codziennie stosy papierów, pełno e-maili do wysyłania, telefonów od groma. Czasami zostaję z koleżanką po godzinach, bo nie dajemy rady skończyć wszystkiego.
-Masz chociaż dobrą pensję?
-Z pensji jestem bardzo zadowolona, więc nie powinnam narzekać na pracę, gdy na rynku tej pracy nie ma.
-Racja, tragedia jest teraz… A jak remont?
-Tragedia.- powiedzieli równo Sean i Leigh.
-Czemu?
-Ekipa miała przyjechać do nas dwa tygodnie temu, ale coś im wypadło i nie mogli.
-Co to za ekipa?
-Pamiętasz Cal’a?- spytał mnie brat.
-Nie.
-To mój stary kolega z Newcastle.
-Coś kojarzę…
-Jego kuzyn zajmuje się tym… Ale chyba mu podziękuję…
-Wiecie co, jeśli znajdę wizytówkę tej ekipy, która remontowała moje mieszkanie, to wam przyślę numer. Najwyżej zadzwonię do Harry’ego, bo to jego przyjaciel to robił.
-Nie musisz dzwonić do niego, jak nie znajdziesz…- powiedziała Leigh.
-Spoko, będę jak zwykle złośliwa, spytam się o synka, ukochaną i się rozłączę…- stwierdziłam mówiąc teatralnie.
 -Rozmawiasz z nim?- zdziwiła się Leigh.
-Wiesz na VMA wyszła sytuacja taka, że gadałam z chłopakami, on stał na boku, coś burczał, ja byłam złośliwa…- uśmiechnęłam się.
Sean się zaśmiał.
-Dobrze siostra, jestem z ciebie dumny.
Dalej jechaliśmy w ciszy. Oparłam głowę o okno i przysnęłam. Leigh cicho rozmawiała z moim bratem. Obudziłam się, gdy usłyszałam szczekanie Marley’a. Elliot wyleciał z domu jak z procy i przytulił się do mnie, gdy wysiadłam. Marley urósł i widziałam to gołym okiem. Stał się znacznie cięższy, ale pozostał tak samo słodki, jak był. Przywitałam się z mamą, babcią i Benem. Mam z nim lepszy kontakt, chyba zaczęło do mnie docierać, że mama jest z nim szczęśliwa, a to jest najważniejsze. Weszliśmy do domu, czekała tam na nas kolacja, nie byłam zbyt głodna, ale zapiekanka mojej mamy była genialna. Sean przyniósł mi walizkę z samochodu i zaniósł na górę. Usiedliśmy wszyscy przed telewizorem, gdy usłyszałam dźwięk Antichrista z mojej torebki. Pobiegłam do korytarza i odebrałam.

Cześć Gracie, jak tam podróż? Miałaś zadzwonić.
Przepraszam Justin.- wszyscy spojrzeli na mnie, więc poszłam na górę.- Zapomniałam, byłam tak zmęczona lotem, że tylko się wykąpałam i poszłam spać.
A dziś nie mogłaś zadzwonić?
Spotkałam się z Lucy, a potem jechałam do Newcastle.
Właśnie złóż swojej babci życzenia ode mnie.
Dobrze, a ty co robisz?
Aktualnie…- Justin zaczął się jąkać.- Gramy z Ryan’em na konsoli, a potem idziemy na jakąś imprezę.
W takim razie miłej zabawy, do zobaczenia.
Papa Gracie.

Weszłam do mojego pokoju, drzwi lekko zaskrzypiały jak zwykle zresztą, przebrałam moje wąskie spodnie na dresy i zmieniłam sztuczną koszulkę, na bawełnianą bluzkę. Zeszłam na dół i usiadłam koło Elliota, Marley skoczył mi na kolana i położył głowę, tak abym go głaskała.
-Babciu…- zwróciłam się do staruszki.- Masz od Justina najlepsze życzenia na urodziny.
-Ach… Podziękuj mu bardzo…
Zaczęło się Morderstwo Pierwszego Stopnia i mama kazała iść Elliotowi na górę. Mały buntował się, ale gdy Sean dołożył swoje trzy grosze, powiedział do niego, że go nie lubi, wziął Marleya i pobiegł na górę. Babcia też powiedziała, że idzie spać, tak samo Ben, który z rana jedzie na badania okresowe, potrzebne do jego pracy. Zostałam więc ja, Sean, mama i Leigh. Oglądaliśmy film do północy, potem wszyscy poszliśmy na górę. Zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i zrzuciłam z siebie rzeczy przebierając się w pidżamy. Weszłam pod kołdrę. To było aż niemożliwe, że tak bardzo nim pachniała… 

Retrospekcja
Słuchałam muzyki przez długie godziny, spojrzałam na elektroniczny zegarek, który wyświetlał godzinę 2:35. Nagle muzyka się wyłączyła i poczułam wibracje w dłoni. Ktoś do mnie dzwonił. Zerknęłam na ekran i wyświetlił się na nim napis Harry. Odłączyłam słuchawki i odebrałam.
-Halo?- spytałam półgłosem.
-Obudziłem cię?
-Nie, nie spałam.
-Ja też…
-Nie możesz zasnąć?
-Tak…
-Ja też…
-Leżysz w łóżku?
-Tak…
-Ja też, sam…
-Ja też leżę sama…
Zaśmiałam się cicho.
-Tęsknię za tobą…- powiedział cicho.
-A ja za tobą…
Byłam pewna, że się uśmiechnął.
-Co to będzie jak wyjadę do NY…- powiedziałam przekręcając się na brzuch.
-No co, pojadę z tobą…
-Wiem…
-Skąd niby?
-Oglądałam wasz wywiad dziś… Do Jonatan Ross Show.
-Aaaa… Tak… Mówiłem o tym tam.
-Wiesz co moja mama powiedziała o tobie?
-Mam się bać?
-Nie…- zaśmiałam się.- Powiedziała, że jesteś idealnym facetem dla mnie…
Harry zaśmiał się donośnie.
-Serio?
-No…
-Muszę jej podziękować…
-Jak najszybciej…- zaśmiałam się.
Zapadła cisza.
-Kocham cię…- powiedział.
-Ja ciebie też…
-Do zobaczenia…
-Papa.
Zablokowałam telefon i położyłam go na szafkę nocną. Zasnęłam.

Jest idealnym facetem dla mnie… Nienawidzę go.
Zasnęłam.

Poczułam lekki muśnięcia w okolicach kręgosłupa i szyi, jego dłoń przez cały czas leżała na moich nagich pośladkach, nasze nogi były zaplecione, a ciała przylegały do siebie.
-Wiesz co?- wymruczał mi do ucha.
-Co?- spytałam mając głos przytłumiony przez poduszkę.
-Jesteś taka piękna, że moglibyśmy powtórzyć to, co działo się dziś w nocy.
Uśmiechnął się i pocałował moją prawą łopatkę.
-Wystarczy kochanie jak na razie, muszę jechać odebrać dziewczyny z lotniska…
-Dadzą sobie radę, a ja mam jeszcze trochę tego co potrzeba do spełnienia…
Obróciłam się na plecy.
-Ale szybko…- powiedziałam.

Zerwałam się i wstałam z łóżka.
-Jezu…- zakryłam twarz dłońmi, księżyc świecił mocno. Usiadłam na parapecie sięgnęłam po mój telefon i wstawiłam Tweeta 
(tł. Mam wolny czas, mogę spać cały dzień, ale nie mogę, bo mam bardzo dziwny sen…)

Harry
Mój telefon zapiszczał, wziąłem go do ręki. Mały zaczął płakać, więc wstałem z łóżka. Ellis stała już przy łóżeczku i karmiła go, więc się wróciłem i zamknąłem drzwi. Grace Moore dodała nowego Tweeta.
O boże…- westchnąłem.
Zmieniła zdjęcie główne, spodobało mi się… Przeczytałem jej krótką notkę i zastanawiałem się cóż takiego jej się może śnić.
Zaraz pojawiła się kolejna informacja, chyba odpowiedziała na czyjeś pytanie.
Co ci się śniło?
Lepiej nie mówić o tym publicznie… Coś bardzo zboczonego… -.-
Oj no Grace…
Nie kochana, nie da rady…
Jakiś chłopak?
Yep.
Harry czy Justin?
Nie powiem Xx.
Przewróciłem oczami i zablokowałem telefon, położyłem go na szafce i zasnąłem.

Grace
Kolejnego dnia, gdy tylko otworzyłam oczy, mój wzrok przykuło moje zdjęcie i Hazzy. To w Paryżu. Wzięłam je do ręki i momentalnie skierowałam szybką w dół, tak, abym go nie widziała. Poszłam wziąć szybki prysznic, zrobiłam na głowie kucyka i pomalowałam się lekko, miałam wziąć babcię na zakupy. Ubrałam długie spodnie przylegające, crop top i botki. Zeszłam na dół, cała rodzina nie spała.
Wręczyłam babci prezent ode mnie i usiadłam do śniadania, oświadczyłam jej, że jedziemy na zakupy. Babcia poszła się przebrać. Po 15 minutach wróciła gotowa, coś tam jeszcze marudziła, że przecież nie musimy jechać, ale ja nalegałam. Wsiadłyśmy do mojego samochodu przez pierwsze kilka minut jechałyśmy w ciszy.
-Gracie?
-Tak?- spytałam poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie.
-Ty i Justin to…
-…nie jesteśmy naprawdę razem…
-Jesteś z nim dla pieniędzy?
-Tego bym tak nie określiła, chociaż dostaję za to bardzo dużo. Zgodziłam się na to by pomóc Justinowi, tak jak on pomógł mi. Załatwił mi pracę tancerki u niego i miejsce w kalifornijskiej agencji tanecznej. To bardzo dużo…
-Nie chciałabyś znaleźć sobie chłopaka, takiego, którego pokochasz? Jak dawniej Ha…- babcia się zatrzymała.- Przepraszam.
-Nie ma za co babciu. Nie rozmawiajmy o tym, to jest trudne.
Zajechałyśmy do Centrum Handlowego, gdzie poszłyśmy razem szukać sukienki dla babci, bo chciała kupić sobie ze dwie nowe. W jednym sklepie spędziłyśmy około 1,5 godziny, a w rezultacie i tak nic nie kupiłyśmy. Poszłyśmy do kolejnego sklepu, gdzie babci spodobał się komplet bordowej sukienki i eleganckiego żakietu. Kupiłam jej je, chociaż długo się ze mną kłóciła, tak na żarty, ale się kłóciła… Dokupiłyśmy jeszcze parę butów na niskim obcasie, jak je babcia określiła „do kościoła”. Poszłyśmy chwilkę odpocząć, a Leigh napisała mi sms-a.
Wszystko gotowe, goście są, wracajcie.
Dopiłyśmy nasze herbaty i wróciłyśmy na parking. Tam włożyłam do bagażnika torby z zakupami i ruszyłam do domu. Gdy dojeżdżałyśmy zdjęłam okulary i oczom nie wierzyłam.
Przecież to był samochód HARRY’EGO!!!
Co on tu Kuźwa robi! Loczek wyszedł z domu i stanął w ganku, trzymał w ręce torbę. Nikt nie był zadowolony z jego wizyty. Mama nie miała wesołej miny i nawet Elliot się do niego nie odzywał. Stał z boku.
-Gracie, czy to jest Harry?- spytała babcia z niedowierzaniem.
-Tak, to on.- wycedziłam.
Harry widząc, że zaparkowałyśmy pod domem, podszedł do drzwi babci i je otworzył, przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam Sean’a w ogrodzie oparty o elewację domu. Leigh go głaskała po policzku, jakby uspokajała. Wysiadłam z samochodu i poszłam do bagażnika. Harry zaczął składać mojej babci życzenia szczęścia, widziałam w jej zachowaniu, że dziwnie się czuje. Wzięłam torby i trzasnęłam mocno bagażnikiem. Wręczył babci upominek. Gdy weszłam na ogród Sean podszedł do mnie szybko.
-Co on tu robi, do cholery jasnej?!
-Skąd mam wiedzieć, babci przyjechał dać prezent, normalnie aż rzygać mi się chce na jego widok.
-Uspokójcie się…- uciszyła nas Leigh.
Harry ucałował babcię i wsiadł do samochodu. Dopiero teraz zauważyłam, że go zastawiłam, wszyscy poszli na ogród.
Uśmiechnęłam się na widok genialnie postawionego mojego samochodu.
-Możesz go przestawić?- spytał mnie.
-Nie.- odezwałam się krótko.
-Nie? Wolisz, żebym tu został?
-Wal się, wracaj do Ellis i Jimmy’ego.
Przeszłam koło Stylesa i wsiadłam do swojego samochodu.
-Po co ty w ogóle tu przyjechałeś?! Moja babcia to twoja rodzina, czy co?
-Nie, ale z grzeczności przyjechałem…
-… z grzeczności…- zaśmiałam się pogardliwie.- Nie rozśmieszaj mnie.
-Myślisz, że przyjechałem do ciebie?
-Do mnie by cię Ellis nie puściła, nie przesłuchiwała cię, gdzie jedziesz?
-Mam takie szczęście, że ona mnie nie kontroluje.
Wyjechałam z mojego miejsca i udostępniłam wyjazd Harry’emu. Wyjechał z podjazdu i z piskiem opon pojechał.
-Pieprz się.- powiedziałam do siebie, ale było to kierowane do niego.
Zaparkowałam na jego miejscu i poszłam na ogród.

(…)
Obudziłam się trochę przed dziesiątą. Słyszałam rozmowę Sean’a i Leigh na korytarzu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby się Harry…- zaczął mój brat.
Daj już spokój Sean… Wczoraj było bardzo miło…
Leigh, co to było?! Były chłopak mojej siostry przyjeżdża na urodziny naszej babci, jakby nigdy nic…
Zeszli na dół i nic już poza tym nie słyszałam. Wstałam z łóżka i ubrałam się.. Zeszłam na dół, cała moja rodzinka siedziała przy stole. Wszyscy się śmiali, ja też uśmiechnęłam się na ich widok. Zjadłam porcję jajecznicy i dwa tosty. Wypiłam kawę i postanowiłam pójść na cmentarz, Elliot powiedział, że pójdzie ze mną i weźmie Marley’a na dłuższy spacer. Wyszliśmy z domu, braciszek wziął mnie za rękę, a drugiej trzymał smycz białego labradora. Długo szliśmy, a Marley dalej miał dużo siły i chciał biegać we wszystkie strony. Doszliśmy do cmentarza, tam zapaliłam świeczkę, „pogadałam” chwilkę z tatą i wróciliśmy do domu.

(…)
-Naprawdę musisz już jechać?- spytał mnie Elliot łapiąc za dłoń.
-Muszę Elli…- przytuliłam małego.
-Szkoda…- szepnął mi do ucha.
Sean włożył walizkę do taksówki, która miała mnie zawieźć na lotnisko. Pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam do niej. Esemesowałam z Lucy, która powiedziała, że znalazła idealne buty do sukienki. Napisałam, że nie może kupować butów skoro nie ma sukienki. Wysiadłam z taksówki dziękując kierowcy i płacąc za usługę. Oddałam walizkę i poszłam do odprawy, po okazaniu dokumentów usiadłam w samolocie, który miał mnie zabrać do Lizbony.  

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Co sądzicie? Mam nadzieję, że się wam podoba. Komentujcie i dziękuję za poprzednie komentarze. Rozdział w środę. Buźki... :)))

5 komentarzy:

  1. Oooo bo99!#)€?)#?;))!?!) booze chce ndxtaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale... ala :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały zaczęłam czytać od wczoraj i się uzależniłam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry pieprzony chuj ! Świnia ! We kiedy to się zaostrzy ?! Bo ja już nie mogę się doczekać :P
    Po za tym jak zwykle co tu dużo mówić - Świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Per-fect! Czekam aż sie zaostrzy! A co z Alice? Woesz kiedy doda rozdzial? Bo juz prawie od miesiąca czekamy! Kocham twoje opowiadania! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń