piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 68.



Wjeżdżam windą na górę i otwieram drzwi. Wykładam walizkę i pakuję rzeczy. Zajmuje mi to ok. 3 godziny + prasowanie. Włączyłam telewizor i zaczęłam przeglądać Internet na swoim laptopie. Ok. 17:00 poszłam się wykąpać, umyłam włosy i nasmarowałam ciało balsamem. Robię sobie lekki makijaż, oczy podkreślam eye-linerem i mocno rzęsy. Ubieram się w swój strój i robię wysoką kitkę na której wiążę kokardę. Jest super. O 18:30 wychodzę z domu i jadę samochodem w kierunku Ace Hotel Shoreditch. Parkuję ulicę niedaleko i idę kawałek na piechotę, widzę Gemmę, która macha do mnie.  Dziewczyna prowadzi mnie na tyły, bym mogła ominąć paparazzich. Po jakichś 20 minutach kelner podaje mi drinka, ale odmawiam proszę barmana po bezalkoholowe Mojito. Rozmawiam z Gemmą, o tym, że Charlize dostała się do szkoły, zdjęcia bardzo spodobały się radzie kwalifikacyjnej. Jestem bardzo szczęśliwa. Widzę, jak rudy Ed Sheeran idzie z Harrym rozmawiają, a Styles wybucha głośnym śmiechem. Gemma macha do swojego brata, a ten podchodzi z przyjacielem. Przytula mnie mocno. Gemma odchrząka, a ja płonę rumieńcem.
-Grace to jest mój przyjaciel Ed.- mówi Harry.- Ed, a to moja…- Harry zatrzymuje się.
-…była dziewczyna i najlepsza przyjaciółka…- dokańcza Sheeran.
Uśmiecham się szeroko.
-Dokładnie tak.- mówię.- Bardzo mi miło cię poznać.- uśmiecham się, a Ed podaje mi rękę.
-Ciebie również.
Lou udziela mnóstwo wywiadów, ale po jakiejś godzinie udaje mi się ją złapać i pogratulować sukcesu jej książki. Rozmawiam z nią chwilkę później, zgubiłam gdzieś Gemmę, ale spotykam Nialla, chłopak pije drinka i rozmawia z kimś przy barze. DJ zadbał o dobrą muzykę, staję z boku i spoglądam na bardzo ciekawą dekorację miejsca. Czuję lekki objęcie od tyłu. Zapach whisky. To na pewno on. Lekki pocałunek w szyję.
-W tej kokardzie jest taka… niewinna…
Odwracam się i patrzę na niego.
-A ty w tej chuście…- zaczynam.
-No dokończ…- mówi.
-Mógłbyś ściąć włosy kotku…- mówię.
-Wszyscy mi to mówią…- jęczy.
-Ja ci to mówię.- uśmiecham się i całuję go w usta.
Idziemy chwilkę potańczyć, potem wracamy do baru, gdzie siedzi Ed, Harry zaczyna z nim rozmawiać, a ja widzę swoje koleżanki, z którymi tańczyłam układ do Yonce na stronę agencji.
-Kimmy, Cara!- krzyczę, a one odwracają się. Widzą mnie i biegną w moją stronę.
Ściskamy się długo, a potem idę z nimi na drugą stronę pomieszczenia, gdzie jest bankiet. Rozmawiamy na tarasie i popijamy kolorowe soki, one też nie piją.  Potem wracamy do środka i dalej ciągnąc rozmowę zamawiamy kolejne napoje.
-Grace?- słyszę za plecami, a dziewczyny się uśmiechają.- Mogę cię na chwilkę prosić?- pyta mnie Harry.
-Tak, przepraszam na moment…- mówię do dziewczyn, a one żegnają się ze mną mówiąc, że muszą iść.
Dziewczyny odchodzą.

-Masz mnie całą już…- uśmiecham się.
-Chodź na taras, tam nikogo nie ma…- mówi łapiąc mnie za rękę. Splata nasze palce i prowadzi mnie na taras, tam co ciekawe zaczyna grać spokojna muzyka, a ta mocna, elektroniczna z wewnątrz jest niesłyszalna tu. Na stoliku leżą świeczki, a dookoła palą się lampiony, Lou naprawdę zadbała o wystrój tu. Siadamy przy stoliku. Wyciągnęłam swój telefon i zrobiłam nam zdjęcie, po czym wstawiłam je na Instagrama z podpisem:  
Impreza promocji książki The Craft Lou, fantastycznie! :)
Po jakiejś godzinie znalazł nas Liam z Niallem i żeby nie mieli żadnych podejrzeń, wstaliśmy i wróciliśmy do środka. Poszłam do łazienki i poprawiłam makijaż. Harry czekał przed drzwiami łazienki, a gdy wyszłam stamtąd fotograf poprosił o zrobienie nam zdjęcia.

-Paparazzi?- spytałam krzywiąc się.
-Nie…- uśmiechnął się.- Fotografuję do galerii Bleach London.
-W takim razie nie ma sprawy.
Spojrzałam na Hazzę, a ten pstryknął zdjęcie.
-Nie to się ruszyłam zróbmy kolejne…- zaśmiałam się.
-To chodźmy tak do światła, ok.?- poprosił mężczyzna.
-Mhm.
Złapałam Hazzę za rękę i podeszliśmy bliżej.
Pstryk.
-Obydwa są świetne, dzięki.
Podszedł do nas, a właściwie do Hazzy mężczyzna.
-Grace to jest Tom, narzeczony Lou.
-Och bardzo mi miło…- powiedziałam, a on uśmiechnął się, podał mi rękę i powiedział, że jemu też jest miło.
Koło 3 nad ranem ulotniłam się do domu, Harry został, ale planował być tu jeszcze jakieś pół godziny. Znów wyszłam tyłem, ale tym razem paparazzi zauważyli mnie. Podbiegłam szybko do samochodu i wsiadłam do niego. Rozpuściłam włosy, bo głowa rozbolała mnie od mocnej kitki.
Wróciłam do domu i po zmyciu makijażu i przebraniu się poszłam spać. Samolot do Dublina mamy o 10:00, więc nastawiłam budzik na 7:30. 

Zobacz słońce, jaka ona jest piękna…- usłyszałam szept.- Dokładnie taka jak ty, gdy braliśmy ślub.
Zaciskam dłoń na przedramieniu Hazzy i ze łzami w oczach patrzę na składającą przysięgę naszą córkę.
-Możecie się pocałować.
Łza leci mi z kącika oka, a moja córka całuje swojego męża. Ma piękną śnieżnobiałą suknię. Moją suknię. Chciała w niej iść do ołtarza, chociaż suknia ma 25 lat i jest niemodna. Opowiadałam jej, jak mój ślub był idealny i jak Harry wyglądał na nim. Jak to określiła Sophie: Niezłe ciacho.
Wielkie brawa rozbrzmiewają się na sali, a para młoda wychodzi na zewnątrz. Sophie puszcza do mnie oko i uśmiecha się szeroko.
-Udała nam się córka…- szepcze mi do ucha Harry.
-Nie tylko ona…
Spoglądamy na Lindsay, jej perfekcyjnie pokręcone włosy są pięknie upięte kokardą do tyłu, moja mała dziewczynka wstaje i poprawia sukienkę. Ma już 6 lat. Patrzymy na nią jak w obrazek, a ona uśmiecha się pokazując szczerbate uzębienie.
-Tatusiu chodźmy do Sophie.- mówi.
-Dobrze, chodźmy.- mówi Harry i bierze ją na ręce.
Moja mama i Ben stoją z boku. Sean pokazuje palcem na swoich chłopców, Teddy ma już 10 lat, a z boku stoi starszy Ervin ma 22 lata i przyszedł ze swoją dziewczyną.
Patrzę na moją rodzinę i nie mogę uwierzyć, że całe 20 lat temu poznałam Hazzę.

Budzę się spocona i przecieram oczy.
-Ja pierdziele, co za debilny sen.- jęczę.
Kładę twarz na poduszce i zamykam oczy, migiem zasypiam. Rano słyszę budzić, a co ciekawe gra mi BMTH* i to jeszcze „Go To Hell, For Heaven’s Sake”. Krzyk Sykes’a totalnie mnie budzi. Wstaję z łóżka niechętnie, włączam TV i robię sobie jajecznicę i zerkam na telewizor, gdzie leci BBC Breakfast. W międzyczasie robie grzanki i otwieram drzwi balkonowe, by dopuścić trochę świeżego powietrza do domu. Widzę, jak mój telefon wibruje od wiadomości.
-Kochanie, zostawiłem ci przepustkę na możliwość wjazdu na pas startowy, gdzie będzie stał nasz prywatny samolot. Masz go w skrzynce na listy. Kocham cię. Xx.
Uśmiecham się szeroko i blokuję telefon. Nakładam jajecznicę na talerz i smaruję grzanki masłem. Moja herbata jest gotowa, siadam przed telewizorem i oglądam wywiad z Nicole Kidman nt. nowego filmu o księżnej Grace Kelly. Nie mogę uwierzyć, że kobieta tak bardzo wyrządziła sobie krzywdę botoksem. Okropność. Ugh… Po szybkim zjedzeniu śniadania ubieram się i słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram je i widzę listonosza z paczką.
-Dzień dobry!- rumieni się.
-Dzień dobry.- odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-Mam paczkę dla pani.
-Od kogo?- pytam podpisując dokument odebrania paczki.
-Nie pisze…
-A co jeśli to nie do mnie…
-Pani Grace Moore?
-Tak, to raczej do mnie.
Dziękuję listonoszowi i zamykam drzwi. Idę po nóż i rozrywam paczkę, wyciągam list i koszulkę, która będzie raczej jak krótka sukienka. Ma na plecach napisane wielkie STYLES ’94. Uśmiecham się szeroko i chwytam za list.
Droga Grace!
Nie wiem co napisać ci tutaj, być może w ogóle tego nie otrzymasz, no, ale gdyby to to jest taki mały prezent ode mnie. Pewnie dziwisz się dlaczego wysyłam ci koszulkę z nazwiskiem Harry’ego, a nie Justina. A może nie… Cóż, tylko ty jedna wiesz co jest dla ciebie najlepsze, ale ja uważam, że twój związek z Justinem jest bezsensowny, mam wrażenie, że widzicie się raz na ruski rok.- zaczynam się śmiać. –Spędzałaś z nim więcej czasu tańcząc na jego koncertach, ale weź pod uwagę, że teraz jesteś w Londynie, zamierzasz wrócić na studia, więc jest to może powód tego, by wrócić do Hazzy. My, Directionerki głupie nie jesteśmy, widzimy co między wami jest. Ta chemia widoczna jest na kilometr. Moja mama powiedziała, że patrzycie się na siebie jak para zakochanych nastolatków i tu się zgadzam. Jeśli mam rację, to weź sobie do serca Grace to co wszyscy widzą i zrezygnuj ze związku z Justinem.- żeby to było takie proste…- Wróć do Harry’ego i spraw, że on znów będzie mógł cię obejmować i całować na naszych oczach, bo to jest szalenie fantastyczne. Zawsze shippowałam wasz związek i nigdy nie przestanę. Skrywam nadzieję, że kiedyś spotkam was razem trzymających się za ręce. To byłoby na tyle za bardzo się rozpisałam. Dziękuję za sprawienie, że Hazz jest szczęśliwy. Pozdrawiam z Atlanty. Mary.
Spoglądam na koszulkę i pakuję ją zamiast moich pidżam, chowam krótkie spodenki do tego. Maluję się i czeszę włosy w warkocza na boku, myję żeby i chowam kosmetyczkę. Odłączam TV od prądu i sprawdzam gaz. Wyjeżdżam z walizką przed mieszkanie i po sprawdzeniu, czy wszystko wzięłam zamykam je. Zjeżdżam na dół i biorę przepustkę ze skrzynki. Mój telefon wskazuje godzinę 9:02, więc jestem idealnie. Taksówka czeka na mnie przed budynkiem, wsiadam do niej, a kierowca pakuje mi walizkę do bagażnika. Jedziemy, gram sobie na telefonie w Subwaya, gdy słyszę ledwo słyszalne przekleństwo kierowcy.
-Coś się stało?- pytam.
-Niech pani spojrzy…- mówi.
Przed nami jest ogromny korek, ale to naprawdę ogromny.
-O Jezu…- jęczę.
Sprawdzam w aktualnościach. Na końcu ulicy był śmiertelny wypadek samochodowy i kierują ludzi objazdami, ale coś słabo idzie, bo wszyscy przed nami wyłączają silniki by nie marnować paliwa. Piszę z Sean’em i informuję go, że samochód jest przed moim budynkiem jakby co (mój brat ma zapasowe kluczyki do samochodu). Coś się rusza, a 15 minutach przesuwamy się jakieś 3 metry. Coraz bardziej zaczynam się obawiać, że się spóźnię.
-Nie da rady pojechać jakoś bokiem?- pytam kierowcę.- Bardzo się spieszę.
-Widzi pani co tu się dzieje…
Opieram się o tył kanapy. Shit.  Teraz poruszyliśmy się o jakieś 10 metrów postęp. Kierowca oznajmia mi, że widzi już policjanta kierującego ruchem, więc jesteśmy niedaleko.  Kolejne pół godziny stoimy w miejscu. Jest 9:45, a mnie dopada stres.
Dzwoni Harry.
-Gdzie jesteś skarbie?
Uśmiecham się na tę moją nazwę.
-Stoję w mega korku w centrum Londynu. Boję się, że się spóźnię.
-Będzie ok., ja też dzisiaj stałem w nim, poczekamy na ciebie, nigdzie nie odlecimy.
-Dziękuję.
-Zadzwoń, jak będziesz już wjeżdżać na lotnisko.
-Ok. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Pa.
Rozłączam się i patrzę.
Po chwili widzę, że jest 9:55.
-Do cholery jasnej, nie mogą szybciej, samolot mi odleci.
-Widzi pani co tu się dzieje…- mężczyzna jest zirytowany korkiem i chyba mną.
Kolejne dwie minuty do przodu.
-Zapłacę panu pięciokrotnie, jeżeli zawiezie mnie pan do Heathrow jak najszybciej.
Mężczyzna spogląda do tyłu, na mnie i zaczyna trąbić. Nic się nie rusza, wjeżdża na chodnik i wyprzedza inne samochody. Uśmiecham się widząc jak mężczyzna próbuje jak najszybciej dotrzeć na lotnisko. Jest 10:00, gdy parkuje pod lotniskiem. Płacę mu i pośpiesznie wyciągam walizkę. Dziękuje mu i biegnę do bramki prywatnych, tam nigdy nie ma kolejki. Pokazuję mężczyźnie przepustkę i ten wpuszcza mnie do tunelu prowadzącego na dwór. Puszczam strzałkę Hazzie i widzę jak wychodzi z samolotu. Ochroniarz Hazzy wychodzi z nim i uśmiecha się na to, co powiedział mu Harry. Jestem z siebie dumna. Nie zwichnęłam kostki na tych debilnych koturnach.  Harry się śmieje, gdy zaczynam biec w jego stronę.
-Aż tak się stęskniłaś?- mówi głośno.
-Tak bardzo.- rzucam.
Ochroniarz odbiera mi walizkę i razem z pracownikiem lotniska chowa ją w schowku. Biorę głęboki wdech.
-Ale mam kolkę…- jęczę, gdy wchodzę do samolotu.
-Pomasować ci brzuszek?- pyta.
-Nie.
Wchodzimy do środka, a Harry wzdycha. Oglądam się za siebie i uśmiecham. Dobra, teraz nie żałuję, że ubrałam te koturny i krótkie spodenki. Wchodzę do pomieszczenia, gdzie słyszę gwar rozmów. Widzę Nialla, Louisa, Zayn jest gdzieś z tyłu, ale macha do mnie. Liam siedzi tuż przy wejściu i rozmawia z Paulem, Lou i swoim ochroniarzem.
-Przepraszam za spóźnienie.
-Tylko 5 minut Grace…- dogryza mi Louis.
Siadam na fotelu obok Hazzy i ściągam kapelusz. Samolot rusza, a ja biorę głęboki wdech.
-Wyglądasz dziś tak, że mowę mi odjęło.
-Zamierzam się tak ubierać…
Harry przygryzł wargę i uśmiechnął się. Lot mija nam naprawdę ciekawie, biorąc pod uwagę, że rozmawiam z Lou siedzącą fotel obok, gadamy o kosmetykach, a Harry wychodzi do toalety.
Wyjmuję z torebki swój ulubiony tusz, a Lou się uśmiecha.
-Mam tej samej edycji, ale wodoodporny.
Dołącza do naszej rozmowy Kim, która jest asystentką menagera pracującą w Modest. Temat przechodzi na pudry i kredki do oczu. Każda z nas pokazuje jaką ma i wymieniamy się radami.
-O matko, wy dalej o tym gadacie?- przychodzi Harry.
-Jesteśmy kobietami, to normalne, że gadamy o kosmetykach.- mówi Lou, a ja jej przytakuję.
-Idę do Zayna.- oświadcza.
Kontynuujemy rozmowę. Kim mówi o wysypce, której dostała po ostatnim użyciu kremu pod oczy, wylądowała w szpitalu. Okazało się, że jest alergikiem i musi używać specjalnych kremów. Przechlapane. Lou mówi o nowej różowej szmince, którą kupiła od Rimmel’a. Naprawdę ładnie prezentuje się na jej ustach. Te dwie godziny mijają naprawdę ultra szybko, a z Kim i Lou rozmawiało mi się naprawdę znakomicie. Zayn co chwilkę się z czegoś cieszy, a Harry wybucha śmiechem. Lądujemy w Dublinie i przyjeżdżają po nas trzy duże busy. Jeden na wszelkie bagaże, drugi na ochroniarzy, a trzeci dla chłopaków, mnie, Lou, Kim i dla bandu. Jedziemy pod hotel. Kim stoi przy recepcji i woła mnie do siebie.
-Bierzesz pokój w apartamencie chłopaków, czy swój?
-W apartamencie.
Dziewczyna uśmiecha się i wręcza mi kartę. Jedziemy na górę otoczeni ze wszystkich stron przez ochronę.
-Tak to wygląda?- pytam Hazzy i łapię go za ramię.
-Taaa… Cała trasa to jeden wielki ścisk i full ochroniarzy.
-O ludzie…
Ochroniarz bierze ode mnie kartę i otwiera drzwi od apartamentu. Apartament jest jak jedno piętro, jest w nim 6 pokoi. Pracownik hotelu zanosi moją walizkę do pokoju. Rzucam się na łóżko i zrzucam te buty. O jak dobrze. W apartamencie panuje zamęt, chłopaki śmieją się, krzyczą, gadają, Niall rzuca poduszką w Louisa. O matko, wyobrażam sobie co się będzie działo tutaj. Rozplątuję warkocza i spinam włosy w niechlujnego koka. W apartamencie jest stół do bilarda, do pokera nawet, jest wielka kanapa i ogromny telewizor, barek wypełniony różnymi rodzajami alkoholu. Wychodzę na wielki taras i opieram się o barierkę. Słońce otula moją twarz, a delikatny wiatr sprawia, że nie jest gorąco. Czuję czyjeś ręce na biodrach i uśmiecham się.
-Tu jest super…- mówię.
-Wiem, w trasie zawsze jest.
Harry kładzie mi głowę na ramieniu.
-… a jeszcze lepiej będzie na koncercie dziś.
-Dawno nie słyszałam was na żywo.
-Będziesz mieć okazję, przez okrągły tydzień.
Harry macha do fanów stojących pod hotelem, a ja chowam się do apartamentu.
-Mamy wywiad za godzinę…- mówi Louis.
-O Jezu, już?- pyta Zayn.
-Niestety.
Rzucam się na łóżko, od którego odbijam się.
-Grace… możemy pogadać?- mówi Louis pukając do mojego pokoju.
-Tak, pewnie…- robię mu miejsce.
Chłopak zamyka drzwi.
-Wiesz niedługo są urodziny Eleanor…
-No wiem.
-Organizuje je po naszym pierwszym koncercie w Manchesterze…
-To świetnie.
-Tak.- uśmiecha się.- Mam prośbę, czy mogłabyś wyjść z nią w trakcie koncertu, albo najlepiej przed by przygotować się na imprezę, tylko tak, żeby El nie wiedziała, że coś organizuję dla niej.
-Jasne, nie ma sprawy.
Chłopak wstaje, a ja go zatrzymuję.
-Ona mnie zabiję, jeśli się dowie, że cię o to pytałam, ale muszę to zrobić…
-O co chodzi?- pyta podenerwowany.
-Ostatnio Eleanor oznajmiła mi, że podejrzewa cię o zdradę.
-CO?!
-Tak… Mówiła mi, że jak przyjechała do ciebie do Londynu ty wychodziłeś całymi dniami i wracałeś jak ona zasypiała…
-Ach… O to chodzi… Myślała, że do kogoś idę?- chłopak znów siada na moim łóżku.
Kiwam głową.
-Ja wtedy miałem bardzo dużo spraw związanych z nagrywaniem i podpisywaniem dokumentów drużyny Doncaster Rovers, bo tam będę grywał w meczach charytatywnych.
-Nie mogłeś jej powiedzieć?
-… mogłem, ale znając Eleanor jeździłaby ze mną wszędzie, a ja także załatwiałem sprawy związane z organizacją jej urodzin.
-Rozumiem…- uśmiecham się.- Musisz jej pokazać, że nikogo nie masz na boku…
-Dobrze…
Harry wchodzi do środka mojego pokoju bez pukania.
-Grace jedziesz z…? Louis?- mówi Harry bardzo zdziwiony.
-Rozmawialiśmy Romeo…- mówię do Hazzy.
Lou wstaje z łóżka i puszcza do mnie oko, na co się uśmiecham. Zamyka za sobą drzwi, a Harry stoi przede mną w samych bokserkach.
-Nie powinieneś się ubrać?- pytam.- Twoi przyjaciele tu są…- mówię mrucząc.
-Oni ogarniają naszą sytuację od jakiegoś miesiąca… Myślą, że twój związek z Justinem to teraz tylko prowizorka…
Uśmiecham się.
-Czyli nie musimy się ukrywać…- stwierdzam i podchodzę do niego. W międzyczasie zrzucam z ramion sweterek.
-Nie przesadzajmy…- mówi, gdy wskakuję mu na biodra, oplatam nogami jego pas i obejmuję szyję rękoma. Mocny całus.
-Więc jedziesz z nami na wywiad?- pyta mnie Harry mając zamknięte oczy, ja uniemożliwiam mu normalne zakończenie zdania, bo otwieram mocniej usta, by pogłębić pocałunek.
-Jeśli chcesz…- mruczę.
-No to chcę…- oznajmia.- Tylko ubierz się jakoś seksownie, proszę… Tak, żebym nie mógł myśleć o nikim innym tylko o tobie.
-Da się załatwić…- łaskoczę jego podniebienie językiem, a on przenosi mnie na łóżko i w dalszym ciągu całując mnie odpina mi guzik od spodenek, gdy ktoś zaczyna pukać.
-Grace idziesz z chłopakami na wywiad?- pyta Lou przez drzwi.
Odrywam się od Hazzy i otwieram jej drzwi, uśmiecha się.
-A ty idziesz?- pytam ją.
-Nie, to jest wywiad w radiu, więc nie jestem potrzebna.
-To ja też nie idę…
Harry wychodzi lekko zażenowany.
-Mogłem się domyślić…
-Przepraszam…- mówię, a on kręci głową lekko się uśmiechając.
-Masz ochotę gdzieś pójść?
-Połaziłabym po prostu po mieście… Nie byłam tu nigdy.
-Ok. To możemy iść.
-Daj mi chwilkę przebiorę się.
-Ok. Czekam tu.
Zamknęłam drzwi i ubrałam się. Wyszłyśmy z hotelu oblężone przez fanki. Krzyczały nasze imiona i w ogóle. Lou zaproponowała mi odwiedzenie Casino Marino. To zabytkowe budynki wybudowane 1750 roku i okazały się niezwykle wytworne i urocze. Spędziłyśmy z Lou ok. 1,5 godziny na chodzenie po ogrodach i parkach, rozmawiałyśmy o wszystkim co się dało. Potem kierowca zawiózł nas do centrum Dublinu, bym mogła pooglądać irlandzką stolicę. Wysiadłyśmy z dużego samochodu i poszłyśmy na główny plac w Dublinie: St Stephen Green. Był to bardzo elegancki plac, pełen kwiatów, śmiejących się dzieci, fontann z pryskającą wodą i ławek, gdzie można usiąść. Kupiłam dla nas po mrożonej kawie i usiadłyśmy na ławce stojącej niedaleko jednej z fontann. Mała dziewczynka chlapała swojego brata wodą, poczułam jak przekręca mnie w brzuchu, przypomniałam sobie mój sen o Lindsay i Sophie. Były tak podobne do Harry’ego, że aż przeszedł mnie dreszcz.
-Co o tym myślisz?- pyta mnie Lou.
Spoglądam na nią.
-Przepraszam zamyśliłam się…- mówię.
-Nie ma za co… Mówiłam o prezencie dla Eleanor, myślałam o kupnie jej jakiegoś ubrania.
-Zdecydowanie tak, El uwielbia ciuchy, jak każda kobieta oczywiście, ale ona ma ich bardzo dużo. Dodatkowa rzecz jej się przyda, a o czym konkretnie myślałaś?- pytam biorąc do ust kawę, Lou siada bokiem i podpiera głowę ręką.
-Myślałam nad ciemnoniebieską spódniczką z Zary.
-Tą z nowej kolekcji?- pytam.
Lou kiwa głową i bierze do ust kawę.
-Ma już taką…- oznajmiam przypominając sobie, jak zjawiła się w niej w pubie.
-Cholera… Hmmm… A taka złota sukienka z River Island…
-Nie widziałam jej w takiej, El tam raczej nie kupuje…
-Zaraz ci ją pokażę, tylko znajdę…- mówi Lou i wyciąga telefon.
Uśmiecham się i spoglądam do tyłu za siebie. Dopiero teraz zauważam jak grupa dziewczyn i paparazzi stoją jakieś 20 metrów od nas. Lou spogląda do tyłu i wzdycha głośno. Dziewczyna znajduje sukienkę i mi ją pokazuje. Sukienka jest piękna i sama bym ją sobie kupiła.
-Takiej nie ma, przynajmniej nic o tym nie wiem. Jest śliczna.
-Mnie też się spodobała. Najpierw chciałam ją sobie kupić…
-O tym samym pomyślałam…- mówię, a ona się uśmiecha.
Po chwili odpowiadam na sms-a Hazzy, który pyta mnie, gdzie jesteśmy. Piszę, że w parku. Odpisuje mi, że kończą za godzinę. Do Lou ktoś dzwoni.
Tak… A gdzie jesteście? Tak mamy. Przyjedziemy. Pa.
-Gdzie jedziemy?- pytam, gdy Lou wstaje z ławki.
-Po chłopaków z 5SOS, pojadą z nami do hotelu, potem na koncert. Wiesz, grają jako suport.
-Nie wiedziałam.
Wyrzucam końcówkę kawy do kosza i idę z Lou. Zatrzymujemy się na kilka zdjęć z fanami 1D. Potem prosto do samochodu. Kierowca zamienia bagażnik w kolejne siedzenia w rezultacie mamy z tyłu 6 siedzeń. W czasie drogi Lou tłumaczy chłopakom, gdzie zaparkowaliśmy, ale oni nie wiedzą gdzie to jest. Lou jęczy i mówi, że wyjdzie po nich. Idę z nią.

Narracja 3-osobowa
Grace idzie z Lou przez długi korytarz biura magazynu Seventeen. Lou nuci piosenkę, która leciała wcześniej w radiu, a Grace spogląda na telefon, w idąc gra sobie w Subwaya. Dziewczyny słyszą śmiech.
-Chłopaki idą…- mówi Lou, a Grace kiwa głową.
Luke od razu zauważa idącą Lou, ale dziewczyny obok nie poznaje.
-Ash co to za laska?- pyta uśmiechając się, a Calum nie odrywa od niej oczu.
-Ej ja jej nie znam…- mówi Ash.
-Zaraz ją zapoznam…- mówi odważnie Luke przesuwając kolczyk w ustach.
-Nie mogliście wyjść przed budynek?- mówi Lou, gdy chłopaki są jakieś 10 metrów od niej i Grace.
-Nie…- odgryza się Michael.
Luke nie odrywa wzroku od dziewczyny, ale teraz stara się przypomnieć skąd ją zna.
-Pamiętacie Grace…- mówi Lou. -Hej…- mówi Grace uśmiechając się.
-Taaaak…- odpowiada Calum.
-Widzieliśmy się rok temu na koncercie w Paryżu…- mówi Grace podpowiadając.
-Chodziłam z Harrym…- dopowiada cicho, a chłopaków olśniewa.
-To wtedy ty się zgubiłaś i szukałaś Harry’ego…
-Tak…- dziewczyna chowa telefon.

Grace
Luke jest bardzo przystojny i obserwuje mnie, gdy spoglądam na niego uśmiecha się.
-Idziemy?- pyta Calum.
-Tak…- mówi Lou, a ja przytakuję.
Kierowca czeka i wsiadamy do samochodu, siadam pomiędzy Lou i Calumem. Do hotelu mamy niedaleko, więc właściwie po 10 minutach pojazd staje i wysiadamy z niego. Towarzyszy nam zamęt przed wejściem, fanki, który zaczepiają nas, chłopaki zostają, by zrobić zdjęcia. Wchodzę szybko do holu.
Lou mi mówi, że mogę wrócić do pokoju, ona zostaje, bo musi pogadać z chłopakami. Przytakuję i idę korytarzem w kierunku windy. Czekam aż drzwi się otworzą i wsiadam do środka. Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam kto do mnie dzwoni. Wstrzymuję oddech. To Scooter.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*BMTH- zespół Bring Me To The Horizon

Dzięki za komentarze proszę o kolejne :) Przy dwudziestu wstawiam kolejny za tydzień :)

18 komentarzy:

  1. Boski <33 Kiedy Alice doda rozdział? :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super super :)) juz nie moge doczekac sie nastepnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra , ale chyba wolałam twój stary sposób pisania...

    OdpowiedzUsuń
  4. Scooter... Czyli cos powaznego sie szykuje. Xx. Co tam jeszcze... No oczywiscie rozdzial swietny z reszta jak zwykle. Xx Pozdrawiam i czekam juz na kolejny piatek. Xx <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No jest moc :D Szkoda, że trochę tak mało wątków Grace i Harry'ego :/ Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie więcej :) Wiesz powiem ci, że nadal nie mogę się przestawić na tą nową formę pisania!!! No, a tak po za tym kiedyś cię zatłukę za kończenie rozdziału W TAKIM MOMENCIE !!!!!111 SKANDAL NORMALNIE...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestawienie się wymaga czasu :)
      Bądź cierpliwa, a przyzwyczaisz się. Wszyscy muszą się przyzwyczaić, ja musiałam, więc także dacie radę :)

      Usuń
    2. A tak w ogóle skąd ten pomysł, żeby zmienić czas?

      Usuń
    3. Czytałam wiele FF w czasie teraźniejszym i zauważyłam, że nieświadomie zaczynam także pisać w ten sposób. Nie zrobiłam tego ot tak. Po prostu tak się stało... Dla mnie ta forma jest lepsza :)

      Usuń
  6. Spoko.ale lepiej moze będziesz robic tak Np 15 kom-next rozdzial? Nie było by prościej?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku jejku cuuudnyy*_* Niech ona bd juz z Harym i prosze dawaj wiecej scen z calym 1D jakies smieszne^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajoooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziś kolejny ;) juz nie mogę się doczekać ;) w takim momencie zakończyłaś;) aj :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniały, nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń