niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 4



Obudziłem się następnego dnia i spojrzałem na telefon, sprawdziłem konto Grace, ostatni wpis był 40 minut temu.
Powracamy do normalnego życia… George masz przerwę na kilka dni…
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe… Jaki George, co to za gość, czy go znam… Ubrałem spodnie od dresów i napisałem sms-a Grace: Masz ochotę na kino dziś wieczór?
Zszedłem na dół i zajrzałem do jak zwykle pustej lodówki, ubrałem bluzę dresową i wyszedłem po małe zakupy. Przy okazji zrobiłem kilka zdjęć z fankami i rozdałem kilka autografów. Wróciłem do domu po 30 minutach zrobiłem chłopakom kanapki, a sam wziąłem butelkę wody, czysty ręcznik, krótkie spodenki i torbę. Włożyłem do niej rzeczy i pojechałem na siłownię. Po trzech godzinach ćwiczeń wróciłem i zjadłem lekkie śniadanie, dalej czekałem na sms-a od Grace. Podskoczyłem na krześle, gdy usłyszałem dźwięk sms-a. Okazało się to Cara Delevigne.
Harry pamiętaj o naszym wyjściu na premierę do teatru. Do zobaczenia jutro o 19:00.
Zupełnie zapomniałem, muszę iść, obiecałem Carze… Cholera, tym bardziej muszę się zobaczyć z Grace… Jeśli oczywiście mi odpisze…
Poszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku, ze zwykłej ciekawości włączyłem komputer zacząłem czytać FF naszych fanek, ale czytając jeden z nich po prostu zasnąłem. Gdy obudziłem się Liam potrząsał mną.
-Harry mamy wywiad, chodź …
-Już idę.- spojrzałem na telefon, brak wiadomości…
Może się na mnie obraziła, może powiedziałem coś nieodpowiedniego, albo… Nie wiem… Wsiadłem do busa i włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem sobie Older Chests Damiena Rice’a. To chyba mnie jeszcze bardziej pogrążyło w smutku. Chłopaki szeptali coś, wiedziałem, że chodzi o mnie, oparłem głowę o szybę i słuchałem piosenek dalej.
-Co jest?- spytał Niall, gdy wychodziliśmy z samochodu.
-Nic, Grace mi nie odpisuje…
-Zakochałeś się w niej…
-Nie…
-Harry, nie wmawiaj mi, bo jestem tego 100% pewny.
-Problem w tym Niall, że ja sam nie jestem pewny co do nie czuję… Wiesz… To jest chore zakochać się w dziewczynie, którą się zna trzy dni…
-Chore, ale romantyczne…
Uśmiechnąłem się.
Usiedliśmy w studiu i czekaliśmy, aż skończy się piosenka. Mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawił się napis: Grace.
Otworzyłem szeroko oczy, pokazałem Niall’owi, a ten uśmiechnął się.
-Nie odpisuje, a oddzwania…- powiedział.
Spiker wyszedł, a ja już przymierzałem się, by odebrać, jednak musieliśmy wyłączyć telefony, bo wchodziliśmy na antenę.
Ze złością odrzuciłem połączenie. Po 15 minutach wyszedłem, a właściwie wybiegłem ze studia i odszedłem na bok, by oddzwonić do Grace.
-Halo?- rozbrzmiał jej głos.
-Grace, przepraszam, że nie odebrałem…
Dziewczyna przerwała mi.
-Harry słyszałam wasz wywiad w radiu, rozumiem…
-To dobrze, a co robisz?
-Jestem w autobusie i wracam z zajęć…
-A masz plany na wieczór?
-Tak… Będę ślęczeć na książkami…
-Może ci pomogę się uczyć…
-Serio, ci się chce słuchać jak gadam sama do siebie o tym, jak rozumiem utwory liryczne i je analizować?
-Nudzi mi się w domu samemu, a tak to będę pożyteczny.
-Ok., to o której będziesz?
-Choćby za chwilę.
-Za chwilę to nie, muszę dom ogarnąć…
-Przestań…
-Przyjedź za pół godziny…
-Ok.
-To pa.
-Harry…
-Tak?
-Nie znasz adresu…
-Um… Wyślij go sms-em.
-Ok., do zobaczenia.
-Pa.
Za chwilę otrzymałem wiadomość.
Chłopaki wsiedli do samochodu, a ja za nimi.
-Jak kobieta w ciąży…- powiedział Louis, gdy na mnie spojrzał- raz smutny, że prawie płacze, a raz ucieszony jak małe dziecko…
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się przy domu, wbiegłem na górę i przebrałem się. Założyłem czarne rurki i koszulę czerwoną kratkę lekko rozpiętą. Zszedłem na dół, wziąłem kluczyki od Range Rovera, dokumenty i wyszedłem, pojechałem na podany adres.
Jechałem przez jakieś zadupie koło Londynu. Moim oczom ukazała się dwupiętrowa willa z wielkim ogrodem. Wjechałem na podjazd. Kwiaty pięknie pachniały, a szczególnie róże. Zapukałem do drzwi. Po chwili Grace otworzyła drewniane wrota i wpuściła mnie do środka.
-Hejka…- powiedziała pogodnym głosem.
Włosy miała pofalowane u końcówek trochę poplątane. Weszliśmy do kuchni, leżały tam dwie lemoniady w szklankach.
-Jesteś głodny? Może chce ci się pić?
-Jedynie pić.
Podała mi szklankę. Upiłem łyka, oparłem się o framugę w kuchni i obserwowałem jak krząta się w kuchni.
-Mieszkasz tu z bratem?
-Tak. Sean przyjedzie za około 2 godziny przywiezie zakupy, bo jak zwykle lodówka pusta.
Zaśmiała się i poszła do korytarza, ściągnęła trampki i wzięła skórzany plecak z River Island.
-Idziemy na górę?- spytała, a ja oczywiście pomyślałem o czymś nieprzyzwoitym, szła cztery schodki przede mną, miała taki zgrabny tyłek, że o ja nie mogę.
Kurde Harry skup się, masz jej pomóc w nauce.
Weszliśmy do jej pokoju, który był 2 razy większy od mojego. Wielkie łóżko z białym baldachimem, jagodowe poduszki były perfekcyjnie ułożone w rządku, rzuciła plecak na białe biurko i zamknęła szafę. Na bladobrązowych panelach położony był puszysty dywan o długim włosiu w białą panterkę. Na ścianie wisiał wielki telewizor z białą obudową.
-Chyba najwygodniej będzie na łóżku…- powiedziała zamyślona.
Ta, a ja wiadomo co sobie pomyślałem…
-Yhym.
Usiadła rzucając książki na łóżko, które było bardzo wygodne, mógłbym na nim spać…
-To co masz…
-Na początek…- mówiła przeciągle szukając coś w książce- Jest. Robert Burns: Red, Red Rose.
-Znam to…
-No widzisz…- zaśmiała się.
Przygryzła wargę i zaczytała się, a potem wzięła do ręki zeszyt.
-Mam pomysł…- powiedziałem po chwili upojenia wyglądem Grace.
-Jaki?- wyrwałem ją z odrętwienia.
-Będę ci go czytał, a potem będziesz pisała notatki, będzie ci wygodniej.
-Niech będzie.
Podała mi grubą książkę i spojrzałem na litery pod autorem i tytułem wiersza.

My love is like a red, red Rose- Moja miłość jest jak czerwona, czerwona róża
That’s newly sprung in June : - Co w czerwcu na nowo zakwita
My love is like the melody: - Moja miłość jest jak melodia
That’s sweetly played in tune. - Tak słodko grana w takt

 Podniosłem wzrok na Grace, która widząc, że na nią spoglądam opuściła głowę. Odgarnęła kosmyk falowanych włosów na bok.

As fair art thou, my bonnie lass, - Jesteś tak piękna, dziewczyno
So deep in love am I : - Więc nie zna miary miłość ma
And I will love thee still, my dear, - Ja będę kochał cię, kochana
Till a’ the seas gang dry. - Aż wyschną wody mórz do dna.

Znów spojrzałem na Grace, miała zamknięte oczy i jej twarz była zwrócona ku sufitowi.

Till a’ the seas gang dry, my dear, - Aż wyschną wody mórz, najdroższa,
And the rocks melt wi’ the sun : - I aż się w słońcu stopi głaz;
And I will love thee still, my dear, - Będę cię kochał wciąż, Najdroższa,
While the sands o’ life shall run. - Póki w nurt życia spływa czas

Teraz uśmiechała się do siebie, dalej miała przymknięte oczy.

And fare thee weel, my only love, Żegnaj więc, moja Ty jedyna,
And fare thee weel a while ! Żegnaj więc, moja Ty jedyna,
And I will come again, my love, Ja wrócę znów, chociażbym miał przejść
Thou’ it were ten thousand mile. Dziesięć tysięcy długich mil!

-Ładny…- powiedziała po wysłuchaniu.
-Bardzo ładny…
-Jakbyś go mówił do mnie.- powiedziała, a moje serce zaczęło bić tak szybko, jakby zaraz miało dostać zawału.
-Nie ważne…- dodała.
Zaczęliśmy analizować środki stylistyczne.
-Cholera jasna… no nie mogę zapamiętać…- powiedziała po godzinie.
-Spróbuj…- zachęciłem ją i wziąłem łyka lemoniady- Jakie uczucia ma podmiot liryczny?
-No jest zakochany…- mówiła chodząc w kółko.
-I?
-No i tęskni za ukochaną…
-I?
-Żegna się z nią…
-No widzisz zapamiętałaś, trudne było?
-Nie…
Pokręciłem głową. Usłyszeliśmy stukanie na dole, ktoś wszedł.
-Przepraszam na chwilkę, to pewnie Sean.
Zbiegła, a ja słyszałem jej głos.
-Kupiłeś wszystko?
-Tak, dłuższej listy nie mogłaś zrobić…
-Trzeba było robić zakupy regularnie…
-Oj tam, oj tam… Słuchaj jadę dziś do Leigh.
-Na nockę?
-Tak.
-Tylko się zabezpieczajcie.
-Głupia jesteś.
-Ej, no nie chcę zostać ciocią.
-Dobra… Przyjadę jutro z rana…
-Nie śpiesz się i tak jadę na zajęcia.
-Do której masz?
-Do 15:00.- jej głos był podłamany.
-Baw się dobrze, a i zapomniałbym przyszły zębatki do motoru, ja mam wymienić…
-NIE…-  krzyknęła- moja robota, nie odbieraj mi tego, co mnie rozluźnia.
-Dobra.
Usłyszałem odgłos całuska.
-Na razie.
-Harry!- zawołała mnie.
-Tak?
-Chodź zrobimy coś do jedzenia.
-Już idę.
Poprawiłem włosy w lustrze i zszedłem. Dziewczyna wyjmowała z reklamówek produkty i chowała niektóre do szafki, a niektóre do lodówki.
-A co robimy do jedzenia?
-Na co masz ochotę?
Ja mam na jedno…
-Nie wiem, wybór pozostawiam tobie.
-Lubisz meksykańską kuchnię?
-Ba…- uśmiechnąłem się.
-No to co powiesz na spaghetti meksykańskie…
-Spaghetti?
-No spaghetti, ale bardzo się różni od takiego normalnego.
Włączyła telewizor i zabraliśmy się do robienia. Grace kazała mi posiekać pomidory, paprykę czerwoną i żółtą, a także pół papryczki chili. Sama zrobiła sos i włożyła posiekane warzywa do rondla, tam podusiły się przez chwilkę, a potem wstawiliśmy wodę na makaron. Po 10 minutach był gotowy, nalaliśmy sos i zajadaliśmy się.
Powiem szczerze, że dziewczyna ma dryg do gotowania. To było przepyszne, napiłem się lemoniady. A Grace włożyła naczynia do zlewu.
-Sean umyje, jego kolej…- powiedziała do siebie.
Dochodził 19:00, poszliśmy na górę i dalej uczyłem się z Grace. Po prawie trzech godzinach byliśmy już znużeni tym. Czytałem jej jeszcze tłumaczenia z podręcznika, gdy zauważyłem jak słodko zasnęła na dywanie. Wstałem z łóżka, ułożyłem książki na biurku, odchyliłem śnieżnobiałą kołdrę, wziąłem Grace na ręce i położyłem do łóżka, przykryłem ją i zgasiłem światło. Zszedłem na dół. Ubrałem buty i wyszedłem. Na szczęście drzwi były samo zatrzaskujące i po sprawdzeniu, czy się nie otwierają byłem pewny, że dziewczyna jest bezpieczna. Wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. 

I jak się podoba? Komentujcie!

2 komentarze:

  1. Suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper ! Nie mogę się doczekać nexta <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. supeeeer!!!!!!!!!!!!!!! ale to z tym wierszem i ta końcówka *,*
    matko jakie to słodkie <3
    czeeekam na kolejnyy :) <3

    OdpowiedzUsuń