Ranek jest piękny,
tylko szkoda, że nadchodzi tak szybko i to jeszcze złośliwie słońce razi mnie prosto
w oczy, nie zamknęliśmy balkonu na noc, więc mam teraz nauczkę, by to robić bez
względu na wszystko. Odwracam się tyłem do tego cholerstwa i wtulam się w plecy
Grace. Śpi w tej samej pozycji co wieczorem, ale ma koszulkę na sobie. Kładę
jej dłoń na brzuchu i zamykam oczy licząc, że jeszcze sen mnie ogarnie. Wącham
jej włosy, które pachną kokosem całuję jej kark. Uśmiecham się do siebie na
samą myśl o dzisiejszym wieczorze, który cholera będzie magiczny... Ale nic
więcej nie powiem... Niech to będzie niespodzianka dla was dziewczyny xx.
-Harry...- mruczy
Grace.
-Hm?
-Zgaś to...- mówi, na co chichoczę.
-Nie da rady...-
mówię.
-Dlaczego to musi
mnie budzić...- mówi przewracając się do mnie przodem i jednocześnie chowając
głowę pod kołdrą.
Śmieję się z niej i
czuję, jak przytula się do mojego brzucha.
-Udusisz się tam...-
mówię unosząc kołdrę.
-Nie uduszę...-
słyszę jej stłumiony głos.- O ile nie zrobisz mi przykrej niespodzianki jedną
ze swoich torped...- mówi, na co zaczynam się głośno śmiać. Ona też się śmieje.
-Nie zrobię ci
tego...- mówię.
-Coś ty jadł, że tak
ci w brzuchu bulgocze?- pyta.
-Nic... Głodny
jestem...- mówię.
Grace coś burczy pod
nosem i cichnie. Sprawdzam wszystkie możliwe portale społecznościowe, a ona się
nie wynurza. Gdy podnoszę kołdrę z uśmiechem widzę, że śpi, mocno wtulona w mój
brzuch, odsłaniam kołdrę by miała świeże powietrze, a ja odkładam telefon i dźwięk
fal chyba serio działa jak kołysanka, bo kilka sekund później film się urywa.
Następnym razem, gdy
się budzę Grace krząta się po pokoju, ubrana, rozczesuje włosy i
zaczesuje je do tyłu, sięga po kolczyki i uśmiecha się do mnie.
-Ale jestem głodny...-
jęczę.
-Dało się to
słyszeć...- uśmiecha się.
-Mama i Silver
śpią?- pytam przecierając oczy.
-Słonko jest już po
11, poszły na plażę...
-Jezu, spałem
jeszcze 2 godziny...- mówię redukując nocną chrypę.
Grace sięga po
pierścionki i nakłada je na palce.
-Ubieraj się...
Musimy coś zjeść...- mówi.
Wstaję z łóżka,
załatwiam sprawy w toalecie i nakładam dżinsowe spodenki, a do tego białą
koszulkę. Narzucam nike'i i związuję włosy. Zjeżdżamy do restauracji hotelowej
i wchodzimy do środka, pierwsze co rzuca mi się w oczy to mężczyźni, którzy
pijąc kawkę oglądają odkryte uda mojej kobiety. Podbiegam do niej, bo ona
oczywiście zasuwa w szpilkach, jak jakaś petarda i kładę jej dłoń na pośladku,
obejmując przy okazji w biodrach.
Siadamy na tarasie,
gdzie kelnerka bierze od nas zamówienia.
-Zamówiliśmy
jedzenia, jak dla całej rodziny...- śmieje się i zakłada okulary
przeciwsłoneczne.
-Jestem głodny...-
mówię znacząco, a ona kręci głową chichocząc. Czekając na zamówienia dostajemy
imbryk pełen w kawę, nalewam sobie i Grace do filiżaneczek.
Jej twarz jest
zwrócona w stronę słońca, na które dziś tyle gadała i siedzi spokojnie nic się
nie odzywając. Wyciągam telefon i robię jej wiele zdjęć. Potem, gdy podpiera
brodę dłonią, albo potem, jak poprawia włosy, bądź gdy jej usta pochłaniają
kawę.
-Ty jesteś
nienormalny.- mówi Grace.
-Czemu?- pytam.
-Bo od dobrych kilku
minut stale robisz mi zdjęcia, a to nie jest normalne.- stwierdza.
-Badano mnie i jest
ze mną wszystko w porządku...- odpowiadam śmiejąc się z tego, co właśnie
powiedziałem.
-Podmienili je, albo
zapłaciłeś im za to, żeby twoja choroba nie wyszła...- mówi, jakby to była
oczywistość.
Kelnerka przynosi
nasze zamówienie i dziękujemy jej. Zjadamy zapiekane bułeczki z serem,
pomidorem i bazylią, a także naleśniki i jajecznicę. Właściwie Grace zjada
jajecznicę i jedną bułeczką, a ja pochłaniam wszystko inne, patrzy na mnie z
niedowierzaniem i pije spokojnie kawę przyglądając mi się.
-Brzusio jest
pełny...- oświadczam.
-Jakbym słyszała
Silver...- mówi, na co obydwoje zaczynamy się śmiać.
Wracamy do pokoju i
przebieramy się w stroje. Prowadzę ją za rękę na plażę, gdzie Silver zrobiła
już dużą babkę, podskakuje na mój widok i piszczy wskazując na nas. Mama się
odwraca do nas przodem i macha do nas. Gdy tylko docieramy do miejsca, gdzie
leżą leżaki Silver bierze mnie za rękę i robimy wielki tort z piasku dla
Nialla, który ma dziś urodziny, ale zadzwonimy do niego za kilka godzin, bo
jeszcze śpi. Grace kładzie się na leżaku i po 15 minutach chyba śpi. Kładę jej
na głowe swoją czapkę, by nie dostała udaru i wracam do małej, która jest tak
podekscytowana, jakiej jej dawno nie widziałem...
Gdy kończymy mama
stwierdza, że wygląda świetnie i gdyby był prawdziwy chętnie by zjadła. Silver
układa muszelki, które jej wyłowiłem i z moją pomocą tworzy liczbę 24 na
środku.
-Wujek Niall ma 24
latka?- pyta mnie, na co kiwam głową.
-A ja mam tyle...-
mówi i pokazuje mi 3 paluszki.
-Wujek Niall jest
dużym chłopczykiem...- mówi, na co się uśmiecham.
-Tak słonko...-
odpowiadam jej i idę po tekefon, by zrobić Silver zdjęcie z tortem z piasku.
Mała robi dzióbek, na co zaczynam się śmiać i wstawiam zdjęcie na IG z
podpisem:
Twoja największa fanka i jak twierdzi, przyszła żona (nie macie
mojego błogosławieństwa) życzy ci najlepszych 24 urodzin! Kochamy Cię Niall!
Czekaj na telefon xx.
Pokazuję Silver
zdjęcie, a ona stwierdza, że bardzo jej się podoba.
Z uśmiechem chowam
telefon do torby Grace i biorę Sil do wody.
(...)
Nadchodzi wieczór...
O kolacji powiedziałem Grace, gdy wracaliśmy z plaży, a ona bardzo się
podekscytowała wizją spokojnego wieczoru we dwoje. Nie ma nawet pojęcia, że nie
będzie spokojny. Grace zamknęła się w łazience 1,5 godziny temu i tylko od
czasu do czasu słyszę, jak podśpiewuje coś pod nosem. Jest już ciemno, a
właściwie słońce chowa się za horyzontem, gdy moja ukochana wreszcie opuszcza
łazienkę. Jestem na balkonie, gdy słyszę, ze otwiera drzwi, które na wszelki
wypadek zamknęła na kluczyk, odwracam się i... zasycha mi w ustach... ostatnie
razy, gdy jej mówiłem, jak pięknie wygląda chowają się przy tym, jakw wygląda
teraz... Cholera nie potrafię tego opisać... Wygląda jak anioł (polecam zobaczyć strój!), dosłownie jak anioł... Wchodzę przez drzwi balkonowe
i nie mogę oderwać od niej wzroku.
-Boże, masz
świadomość, jak piękna jesteś?- pytam ją wiedząc, że opuści głowę i się
zarumieni. Tak też robi. Podchodzę do niej i poprawiam koszulę, oraz marynarkę.
Jestem ubrany cały na czarno, więc gdy to ja będę stał obok zatopiony, jakby w
mroku, ona będzie rozświetlała wszystko swoim blaskiem.
-Zawsze ci powtarzam
jak jesteś piękna, ale Grace cholera... Ty jest przepiękna, najpiękniejsza...-
mówię łapiąc ją za dłonie. Całuję jedną i drugą, na co na jej twarzy pojawia
się coraz piękniejszy uśmiech.
-Chodźmy...- mówi
cicho, jakby zawstydzona.
Może się nie
spodziewała, żeby obsypię ją takimi komplementami... Trudno tego nie robić,
skoro jest tak obezwładniająco piękna... Chyba zaczynam się powtarzać...
Wychodzimy z pokoju
i splatamy dłonie, Grace nic nie mówi tylko podąża ku windzie, w której
spędzamy maksymalnie pół minuty. Wychodzimy z hotelu jako Harry i Grace, nie
jako Harry z One Direction i Grace, popularna dziennikarka amerykańskiego
Vogue'a. Nie ma paparazzich, nie ma nikogo, kto mógłby przerwać mi dokonanie
tak ważnej rzeczy dziś, jesteśmy sobą...
Idziemy chodnikiem
do restauracji przy plaży, zamówiłem nam tam stolik, byśmy mogli porozmawiać,
pośmiać się i pobyć ze sobą... Przysuwam Grace krzesło i siadam na swoim.
Kelner podchodzi do nas i bierze od nas zamówienia. Łapię za jej dłoń i
głaszczę kłykcie. Ona podpiera swoją brodę i dokładnie mnie obserwuje, wodzi po
mnie wzrokiem nic nie mówiąc, uśmiecham się, gdy to robi i gdy spotyka moje
oczy, które nie mogą się od niej oderwać, uśmiecha się.
-Czemu tak na mnie
patrzysz?- pytam ją.
-Nie wiem...- mówi.-
Uwielbiam na ciebie patrzeć, tyle...
Uśmiecham się
szeroko, ona obniża wzrok na nasze dłonie i uśmiecha się.
-Dlaczego nic nie
mówisz?- pyta mnie, na co wzruszam ramionami.
-A musimy cokolwiek
mówić?- pytam ją.
Przeczy i wzdycha
cicho. Na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
-Czemu się
śmiejesz?- pytam ją.
-Przypomniał mi się
sen, który miałam na plaży…- chichocze.
-Opowiedz mi go…-
mówię.
-Nie wiem, czy
chciałbyś wiedzieć, jakie fantazje ma mój mózg…- opuszcza głowę z szerokim
uśmiechem.
-Zaintrygowałaś mnie
jeszcze bardziej…- mówię.
-No więc… Kiedy
ostatnio była u mnie u Lucy byłyśmy w kinie na Magic Mike XXL…
Unoszę brew, a ona
chichocze.
-…i dziś mi się
śniło, że ty byłeś takim Mike’iem… Tańczyłeś w stringach…- Grace zaczyna się
śmiać zakrywa twarz dłonią ze wstydu.
-Zatańczyłbym dla
ciebie, ale nie w stringach…- mówię jej, a ona śmieje się głośniej.
-Nie musisz tego
robić… Wynagradzasz mi wszystko w nocy…- mówi.
Kelner przynosi nam
jedzenie i nalewa wina do kieliszków, gdy próbujemy jedzenia rozpływamy się w
smaku i co chwilkę każde z nas mówi, jak fantastycznie smakuje jedzenie, do
tego zaczyna grać zespół jazzowy, który po prostu sprawia, że obydwoje mamy
gęsie skórki. Rozmawiamy o przeszłości, wydarzeniach, które mamy za sobą,
wspominamy, co nas dosięgło i co przeżyliśmy… Grace płacze ze śmiechu, gdy
przypominamy sobie to, co robiliśmy na wakacjach z „Ekipą z Sydney”, albo jak
się zaczęło, jak Harry uratował mnie z rąk chłopaka- psychopaty tamtej nocy na
urodzinach Lucy… A potem, jak pokazywał mi gwiazdy…
-Silver też lubi
gwiazdy…- mówi mi, na co się uśmiecham.
-Zauważyłem… I
często mnie pyta co oznacza jakaś…- mówię.
Grace
Spędzamy w
restauracji dobrych kilka godzin i po zjedzeniu deseru, Harry oznajmia, żebyśmy
już wracali. Wtedy uderza mnie uczucie zawiedzenia… I to nie byle jakiego…
-Już?- pytam.
-Zrobiło się późno…-
mówi Hazz spoglądając na zegarek, a gdy to robi, humor i radość znika. Byłam
prawie pewna, że oświadczy mi się w restauracji, może nie oświadczy, bo zrobił
to, ale wróci do sprawy naszego narzeczeństwa.
Uśmiecham się lekko
i wstaję od stolika, Harry idzie zapłacić. Odrzucam włosy do tyłu i zasuwam
krzesło, idę ku wyjściu i opieram się o framugę, na której przyczepione są
frędzlowate paski. Poruszają się pod wpływem wiatru, który pochodzi znad wody…
Czuję dłoń na biodrze i wtedy od razu otwieram oczy.
-Wróćmy plażą…-
proponuje mi, a ja tylko lekko kiwam głową. Siadam na schodkach, odpinam buty i
biorę je w dłoń, Harry splata nasze dłonie i obejmuje mnie. Idziemy brzegiem
morza… Wpatruję się w ciemne niebo, które błyszczy mieniącymi się punkcikami.
Zamykam oczy i staram się nie zamartwiać, choć naprawdę odkąd powiedział mi o
kolacji w duszy skakałam z radości, bo… bo bardzo stęskniłam się za
pierścionkiem… Wiem, że to może brzmi, jakbym była materialistką, ale
zdecydowanie czułam się pewniej mając go na sobie.
-Hm?- Harry chyba
domaga się odpowiedzi na pytanie, którego nie słyszałam.
-Co mówiłeś?- pytam.
Harry uśmiecha się,
a ja staram się odwzajemnić uśmiech.
-Pytałem o twoje marzenia...- mówi składając na
mojej skroni pocałunek.
-Nie mam marzeń...- kłamię.
Mam jedno na ten moment, ale zamierzam zachować je
dla siebie...
-Żartujesz? Każdy ma marzenia...- mówi zdziwiony.
-Ja wszystko, co sobie zamarzyłam otrzymałam...-
mówię cicho.- Pamiętasz, jak zadałeś mi to samo pytanie, kiedy wziąłeś mnie na
koncert The 1975, na którym prawie umarłam?- pytam, na co chichocze.
-Nie da się tego zapomnieć...- mówi.
-Co ci wtedy powiedziałam?
-Że chcesz mieć w przyszłości prawdziwą i szczęśliwą
rodzinę... i najnowszą wtedy bmkę.- mówi, na co się śmieję.
-Mam najwspanialszą rodzinę na świecie...- mówię.-
Więc marzenie się spełniło...
-A potem? Nie miałaś żadnych?
-Jak dostałam staż miałam postawione cele, najpierw
własny dodatek, potem szefostwo, a potem własna zakładka w amerykańskim...
Teraz jestem szczęśliwa... Nie mam marzeń...- mówię wiedząc, że kłamię.
Mam marzenie... Chcę pięknego ślubu, wspaniałego
wieczoru panieńskiego, wesela... Chcę wreszcie nie martwić się, czy to kiedyś
nadejdzie, chcę wreszcie się stać się tylko jego, nie chcę więcej kłótni...
-Grace?- pyta Hazz.
-Tak?
-Jesteś jakaś nieobecna odkąd opuściliśmy
restaurację...- mówi.
-Nie jestem, kochanie...- mówię i muskam jego kości
policzkowe.
Harry się uśmiecha i przyciąga mnie mocniej do
siebie. Zauważam ludzi, którzy puszczają lampiony do nieba, zawsze chciałam
taki mieć i wypuścić... Ponoć życzenie, które się pomyśli się przed
wypuszczeniem lampionu zawsze się spełnia...
-Harry, ja chcę tak!- mówię wskazując palcem.
-W takim razie chodź i kupię ci jeden.
Podchodzimy do sprzedawcy i bierzemy lampion,
zapalam świecę, która napompowuje lampion.
Biorę go i idę od Hazzy kilkanaście metrów.
-Dobrze... To teraz życzenie...- mówię do siebie.
Biorę oddech.
-Chciałabym, żebyśmy byli znów narzeczeństwem...-
mówię cicho i wypuszczam lampion do góry.
Z uśmiechem patrzę jak szybuje, jak nosi nim
wiatr...
Czuję dłonie Hazzy na biodrach, obraca mnie do
siebie i całuje w usta. Uśmiechamy się pomiędzy pocałunkami i szczęśliwi wracamy
do hotelu. Po zejściu z plaży otrzepujemy stopy i nakładamy buty, po czym
wracamy do hotelu. Wsiadamy do windy, ale Harry wciska inny przycisk, niż ten,
gdzie są nasze apartamenty...
-Pomyliłeś się...- mówię mu.
-Nie, nie...- mówi i milknie.
-Po co jedziemy na to piętro?- pytam.
-Zobaczysz...- mówi i całuje mnie w usta.
Wysiadamy z windy i stajemy przed podwójnymi
drewnianymi drzwiami.
Hazz łapie mnie za dłonie i patrzy w oczy.
-Wejdź tam, usiądź na fotelu i czekaj tam na
mnie...- mówi.
-Ale co tam jest?- pytam go.
-Wejdź i zobaczysz...- uśmiecha się.
-Czemu nie idziesz ze mną?- pytam go, nie chcąc
puścić jego dłoni.
-Grace, obiecuję, że pojawię się za chwilkę...- mówi
mi.- Ok?- pyta.
-Ok...- odpowiadam i pcham drzwi.
Idę ciemnym tunelem i wchodzę do małej sali kinowej,
na złotym wózku w wiaderku z lodem jest szampan, nalany do dwóch kieliszków,
napis piszę: Poczęstuj się... Upijam kilka łyków i siadam na fotelu w trzecim
rzędzie, siedzę i obserwuję dookoła całą salę. Kończę zawartość kieliszka i
odkładam go na podłogę metr od mojego siedzenia. Wtedy gaśnie światło i zapala
się ekran. Moje serce zaczyna szybciej bić, prawie wyrywa mi się całkowicie z
klatki piersiowej. Przykładam dłoń do ust, gdy widzę nadjeżdżające auto, na
oświetlonym stadionie. Louis podąża do niego i otwiera drzwi, pamiętam, jak
zadawałam mu masę pytań, on tylko mnie uciszał i nie odpowiadał na żadne z
nich. Śmiał się ze mnie, trzymam się kurczowo jego ramienia i znów coś do niego
mówię, a on kręci głową i coś mi mówi śmiejąc się. Sadza mnie na fotelu...
"Pamiętasz, co mu obiecałaś?"- pyta.
Kiwam głową i ściągam opaskę. Jest zbliżenie na mnie
i moją minę, gdy światła sceny się włączają, jestem zszokowana, a w moich
oczach pojawiają się łzy... Teraz też... Ale teraz one spływają mi po policzkach
ciurkiem. Ocieram je dłonią i wsłuchuję się w wyśpiewywane nuty i słowa
piosenki Just The Way You Are. Czuję, jakbym przeżywała to równie mocno, jak
wtedy... Zbliżenie jest na mnie i moje serce pęka, gdy widzę sama siebie tak
cholernie zapłakaną. Cholera rozkleiłam się na dobre... Harry schodzi ze sceny,
a moje serce zaczyna bić jak szalone... Wyśpiewuje mi jeszcze jedna zwrotkę i
wtedy rzucam mu się na szyję, całuję go, a on zbliża mikrofon do ust.
-Grace muszę cię o coś zapytać...- mówi.
Nagle wszystkie trybuny się zapalają, a Harry klęka
przede mną.
-Wyjdziesz za mnie?- pyta, a ja nie kontroluję łez.
Chowam twarz w dłoniach i płaczę, piekielnie mocno płaczę. Na siedzeniu obok są
chusteczki, których nie zauważyłam, więc wycieram oczy oraz nos i uśmiecham.się
widząc, jak kiwam głową i Harry nakłada mi pierścionek na palca, obydwoje
zaczynamy płakać... A nasze usta spotykają się w magiczny sposób.
Wzdycham cicho, gdy obraz gaśnie i zapalają się
światła. Ocieram oczy i wtedy do sali wchodzi Harry, ma ręką za sobą i idzie w
moją stronę.
-Podobał się seans?- pyta z szerokim uśmiechem.
-Za każdym razem, kiedy sobie to przypominam nie
panuję nad emocjami.- mówię ocierając oczy.
Harry staje 1,5 metra ode mnie i wyciąga zza siebie
bukiet róż.
-To dla ciebie kochanie...- mówi, a ja nie wiem co
powiedzieć.
-Harry... Matko... Są piękne... Dziękuję...- mówię z
szerokim uśmiechem.- Naprawdę nie musia...- mówię, gdy on przede mną klęka, a
ja zakrywam usta dłońmi.
-Wiem, że raz to przed tobą robiłem...- mówi trzymając
mnie za dłoń.-... Ale wydarzenia ułożyły się jednoznacznie i dostałem go z
powrotem... Teraz, gdy ci go dam, o ile przyjmiesz mnie, nigdy nie pozwolę, bym
dostał go z powrotem ponownie...- mówi i otwiera pudełeczko, a z moich oczu
wypływają łzy.
-Uznaj to, jako dowód mojej niebywałej miłości do
ciebie... Grace... Wyjdziesz ze mnie?- pyta.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć słowa, więc kiwam
głową, po czym po wzięciu oddechu mówię: Oczywiście, że za ciebie wyjdę...
Harry nakłada mi pierścionek i przyciąga do siebie w
mocnym uścisku. Wtulam się w jego szyję i delikatnie muskam ją ustami, czując,
jak woda z oczy leje się i leje.
-Kocham Cię... Rozumiesz?- pyta mnie.
-Ja ciebie też kocham...- mówię i podnoszę twarz z
jego obojczyka, by spojrzeć mu w oczy.
-...i nigdy cię nie opuszczę...- mówi łącząc nasze
usta, całujemy się z pasją, namiętnością, ale i cholernym uczuciem.
Moje życzenie się spełniło :) ...
***
Z góry przepraszam za tak krótki rozdział, ale bardzo zależało mi na skończenie na tym momencie. :) Całuję was mocno :*
A w następnym zacznie się od scen łóżkowych......
OdpowiedzUsuńTak serio to super rozdział.
Suuper nareszcie :)
OdpowiedzUsuńAle przepiękny koniec <3 Zazdroszczę jej !!
OdpowiedzUsuńOooo ♥ mega słodko
OdpowiedzUsuńJest mega. Teraz tylko czekać na ślub i kolejne dziecko. Mam nadzieje że to koniec tych wszystkich dramatów między nimi i będą szczęśliwi. Genialne
OdpowiedzUsuń