niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 93.



Pada śnieg, pada śnieg…
Rankiem, gdy wstaję i widzę pruszący śnieg włącza mi się syndrom dziecka. Uwielbiam śnieg. Uwielbiam ośnieżone święta. Właśnie święta… Te już za 1,5 tygodnia. Jadę dziś po ostatni prezent. Dla Harry’ego. Mój wspaniały chłopak jest na dwa dni w NY i chcę załatwić wszelkie sprawy związane z prezentem dla niego. Postanowiłam zrobić coś wyjątkowego. Zamówiłam piękna dużą ramkę i tam wkleję wiele naszych wspólnych zdjęć, a także pozostawię puste na zdjęcia naszej ślicznej córeczki. Termin mam wyznaczony na 9 stycznia, więc mam jeszcze troszkę czasu, na dokupienie jakichś rzeczy.
Ubieram się i rozpuszczam pokręcone włosy. Nakładam kurtkę i opatulam się szalikiem wokół szyi. Na głowę nakładam czapkę. Sięgam po torbę i wrzucam do niej telefon i portfel. Zamykam drzwi i zjeżdżam na parking podziemny i wsiadam do samochodu. Jadę do sklepu, gdzie zamówiłam ramkę i odbieram swoje zamówienie. Potem jadę wywołać trochę zdjęć i kupić jakieś pisaki, kredki, pędzle i farby. Po dwóch godzinach wracam do domu, by zabrać się za wykonanie prezentu dla mojego chłopaka.

Harry
-Gratulacje Harry!- mówi dziennikarka po przywitaniu.- To wspaniałe, że będziesz ojcem… Jak się czujesz z tym? Jak sobie dasz radę z koncertowaniem i pracą w zespole?
-Jestem bardzo szczęśliwy…- uśmiecham się.- Ciąża mojej dziewczyny jest naprawdę niezwykłą niespodzianką dla nas, ale obydwoje cieszymy się, że wkrótce pojawi się nasze dziecko… Co do koncertowania to wszystko będzie po staremu, jestem wciąż członkiem zespołu i nie zamierzam przystopować.
-A jak Grace, twoja dziewczyna, da sobie radę, gdy będziesz w trasie?
-Myślimy jeszcze w jaki sposób to pogodzimy, ale wszystko jest na jak najlepszej drodze.
-Zdradzisz jakiej płci jest twój przyszły potomek?
-Nie…- uśmiecham się.
-Dlaczego? Twoi fani są bardzo ciekawi, czy jest to chłopiec, czy dziewczynka…
-Nic nie powiem…
-Trudno cię przekonać. Harry jeszcze jedno pytanie do ciebie… Co sądzisz o wywiadzie udzielonym przez Kendall Jenner i agresywnej reakcji twojej partnerki…
-Kendall jest jaka jest i na to nie zwracam uwagi, a Grace wyraziła swoją opinię nt. faktu, w jaki sposób Kendall ją obraziła. Zgadzam się z moją dziewczyną.
-Pomiędzy tobą, a Kendall są niemiłe stosunki, prawda?
-Z tego co pamiętam to miało być ostatnie pytanie…
-Rzeczywiście… Przepraszam… Chłopaki, wasz album jest niesamowity…
Po wywiadzie dla magazynu Seventeen wracam do hotelu, by jeszcze tej nocy wrócić do moich pięknych dziewczyn.
Samolot wylatuje o 16:30, więc około 3 powinien być na Heathrow.

Grace
Skończone. Mam poklejone ręce i umazaną bluzkę farbami. Ale jestem zadowolona i mam szczerą nadzieję, że prezent mu się spodoba. Wszystko zrobiłam ręcznie… Każde zdobienie.
Wieczorem biorę tabletki. Robię sobie duży kubek herbaty i nalewam wodę do wanny. Na stołeczku kładę komputer i przez dobre dwie godziny oglądam „Ostatnią piosenkę”. Mała kopie mnie cały czas, a gdy głaszczę brzuch jej kopnięcia robię się słabsze. W pewnym momencie mam wrażenie, że Silver zasypia. Uśmiecham się.
-Już niedługo się zobaczymy, księżniczko…
Wychodzę z wanny i opatulam się ręcznikiem, by potem założyć ulubioną pidżamę w białe baranki. Pozostawiam zapalone światło w łazience i robię sobie zdjęcie w lustrze, które wysyłam Hazzie z podpisem: Tęsknimy xx.

Odpisuje mi, że wraca już do Londynu oraz, że także tęskni. Kładę się do łóżka i zaczynam malować sobie paznokcie. Brzuch jest idealnym stoliczkiem do Manicure. Gdy kończę czuję jakby mój kręgosłup łamał się wpół. Ciąża bardzo obciąża mój kręgosłup i bardzo potrzebuję masażu. Ale masować najlepiej umie Hazz.
Staram się zgasić światło i chowam się pod kołdrę. Od razu zasypiam.

Harry
Gdy wchodzę do mieszkania panuje tu ciemność. Drzwi do sypialni są otwarte, a Grace podnosi głowę, gdy widzi, że jestem.
-Czemu nie śpisz?- pytam ją.
-Kręgosłup… Bardzo mnie boli.- jęczy.
-Biedactwo… Całą noc?
-Mhm… Prawie w ogóle nie spałam.
-Daj mi chwilkę, zaraz cię pomasuję.
-Dziękuję słonko…
Idę do łazienki, by wziąć prysznic, a przede wszystkim ogrzać się, bo na dworze jest minusowa temperatura. Gdy się ogarniam, biorę balsam i idę do sypialni.
-Jak było?- pyta Grace.
-Opowiem ci później, teraz się zrelaksuj…- szepczę i daje jej całusa w policzek.
-Mhm.
Nakładam balsam na swoje dłonie i dotykam jej rozgrzanego ciała. Lekkie wgniecenia i masaż palcami sprawia, że Grace się rozluźnia.
-Masz idealne ręce, Harry…
Chichoczę.
-Do masażu, czy…- pytam.
-…do masażu.- odpowiada szybko.
Zaczynam się śmiać.
-Jeju, jak dobrze…- wzdycha Grace.
-Cieszę się, że ci lepiej.
-O wiele…- mówi i obraca się z lekkim grymasem na twarzy i daje mi soczystego całusa.
Spoglądam na jej ciało. Tak perfekcyjnie zaokrąglone. Ale co mnie niepokoi to spuchnięte stopy.
-Byłaś gdzieś wczoraj?- pytam.
-Na zakupach.
-Masz spuchnięte stopy.
Grace podnosi nogi do góry.
-Jak zawsze…
-Nie, aż tak nie miałaś…
-Harry przesadzasz…
Siadam na końcu łóżka i łapię za jej nogi i zaczynam je masować, a Grace uśmiecha się w zadowoleniu i relaksie.
-Ok.?- pytam całując jej dużego palca.
-Perfekcyjnie… Nie wiem co bym zrobiła bez ciebie…- mówi.
Masuję ją dopóki nie usypia.
Potem idę umyć ręce od balsamu i kładę się koło niej. Przykrywam mocno. Całuję jej ucho i zasypiam wtulony w jej plecy. Rękę kładę na brzuchu.

(…)
-Harry…- szturcha mnie Grace.
-Słucham?- pytam.
-Przynieś mi leki…
Podnoszę głowę, Gracie ma zaciśnięte usta i oddycha ciężko.
-Masz skurcze?-pytam.
-Tak.
Wychodzę szybko z łóżka. Wracam biegiem do sypialni i pomagam jej zrobić.
-To działa od razu?- pytam, gdy wciska substancję.
-Tak, zawsze działa.
Siadam koło niej i głaszczę jej czoło, na twarzy Grace maluje się ulga, ale w pewnym momencie marszczy czoło i pochyla się do przodu.
-O Jezu!- mówi głośno łapiąc się za brzuch.
-Nic nie dało?- pytam ją.
-Może zaraz zacznie działać…- mówi Grace.
Chwilę później Grace leży na boku i zaczyna płakać. Wciska twarz w materac.
-Jedziemy do szpitala.- mówię.
-Weź moje rzeczy z tej beżowej torby, która jest na podłodze w szafie.
Chowam jej rzeczy do torby i pomagam jej się ubrać. Sama szybko się ubiera i zaraz wychodzimy z domu. Gracie kuli się w windzie. Do samochodu donoszę ją na rękach, a gdy siedzi zapięta w pasy dzwonię do lekarki mojej dziewczyny i mówię, jak wygląda sytuacja. Ona oświadcza, że mam jechać prosto na ginekologię i tam lekarka będzie czekać. Jadę jak najszybciej. Udaje mi się dość szybko zjawić się w szpitalu. Zanoszę ją do środka, gdzie pielęgniarka przywozi wózek, by mogła swobodnie dojechać na salę. Idę z nią. Grace mocno trzyma mnie za rękę. Na sali czeka lekarka, pielęgniarka prosi mnie o wyjście na chwilkę. Grace protestuje, ale drzwi zostają zamknięte i czekam na korytarzu. Dzwonię do Sean’a, a ten mówi, że zjawi się najszybciej jak tylko może. Potem telefonuję do Gemmy, moja siostra tak samo. Następnie do Eleanor, a ona powiedziała, że będzie za pół godziny. Po chwili słyszę krzyk Grace. Wchodzę do środka. Lekarka stoi uśmiechnięta.
-Panie Styles… Grace zaczęła się akcja porodowa. Jest zbyt małe rozwarcie i wody płodowe nie wypłynęły, ale czekamy.
Nie wiem, jak wyglądałem, ale czułem, że krew mi odpływa z głowy.
-Ale… ale… to nie… jest za wcześnie?
-Połowa ósmego miesiąca. Wcześniej, ale nie za wcześnie.
Pomagam Grace się przebrać, gdy tylko znów zaczynam myśleć jak człowiek.
-Boże… Jak boli…- mówi zagryzając wargi.
-Jesteś dzielna kochanie…- całuję jej dłoń.
Nagle z ust Grace wyrywa się głośny krzyk.
-Harry, a jak ja nie dam rady?- pyta mnie szeptem.
-Ty nie dasz rady?- odgarniam jej włosy z czoła.- Jasne, że dasz… Nie mogłaś się doczekać, kiedy mała będzie z nami.
-I dalej się nie mogę doczekać, ale…- tu urywa, bo znów wydaje z siebie jęk bólu.
-…spokojnie Gracie, jestem tu z tobą i cię nie opuszczę i z tego szpitala wyjdziemy z naszą małą córką…
-Mhm…- kiwa głową Grace.
Pielęgniarka wchodzi do środka.
-Nie możecie jej dać jakichś leków rozkurczających, by ją tak nie bolało?
-Daliśmy już i więcej nie możemy… Ale teraz przyniosłam płyny przyspieszające poród.
-Ona kopie…- mówi cicho.
-Boli bardziej wtedy?
-Bardzo.
Pielęgniarka odkrywa kołdrę, by dać zastrzyk, a ja pochylam się do brzucha.
-Słonko, nie kop mamy, bo mamę bardzo boli jak tak robisz…
Pielęgniarka uśmiecha się szeroko, przykrywa Gracie z powrotem i wychodzi.
-Przestała…- uśmiecha się lekko.
Do środka wchodzi zmachany Sean z Gemmą, którą spotkał na korytarzu.
-Co się dzieje?- pyta brat Grace.
-Rodzę!- krzyczy Grace, gdy znów kolejny skurcz ją łapie.
-O BOŻE!- zakrywa usta Gemma.
-Jak się czujesz?- pyta mój brat.
-Jak mam się czuć Sean?!- pyta głośniej Grace i wydaje z siebie pojedynczy krzyknięcie bólu.
-Beznadziejnie…- mówi cicho Sean.
Odgarniam jej sklejone od potu i łez włosy. Gemma staje z tyłu i związuje Grace włosy.
-Daj mi pić…- mówi Gracie.
Nalewam do kubeczka wody i pomagam jej się napić, a następnie wycieram chusteczką pot z jej czoła.
-Pamietaj jesteś dzielna, skarbie…- mówię, całując jej knykcie. Grace drugą ręką miętosi kołdrę wbijając paznokcie w nią.
Po godzinie przed salą siedzi Louis z El, Niall, Zayn z Perrie, Liam z Danielle, Sean z Leigh, Lucy, Gemma, moja mama i mama Grace.
Z Grace jest coraz gorzej ma siłę i widzę to w każdym jej okrzyku bólu, ale traci siły. Powiedziała, że nie chcę mieć cesarskiego cięcia, że chce urodzić naturalnie. Namawiałem ją do tego, ale uparła się i w żadnym przypadku nie zmieni zdania. Rodzi sposobem naturalnym.

Eleanor
-Nie mogę słuchać jej okrzyków…- mówi Gemma wstając z miejsca.
-Jak ją musi boleć…- mówi Danielle.
-Nie mogą dać jej jeszcze innych leków?- pyta Zayn.
-Dali wszystko, co było możliwe…- mówi mama Gracie, a Anne obejmuje ją ramieniem.
-Słuchajcie, pójdę może po jakąś kawę, kto ma ochotę?- pyta Nialler.
Wszyscy podnoszą ręce.
-Pomogę ci…- mówię.
Idę z nim do kafejki szpitalnej i zamawiam kawy dla wszystkich.
-A gdzie jest Lily?- pytam, gdy czekamy.
-Nie wiem…- mówi cicho.
-Jak to nie wiesz…
-Wyprowadziła się ode mnie…
-Co? Dlaczego?
-Kłóciliśmy się. Miała pretensje, że spędzam z nią za mało czasu, a teraz wiesz była promocja i wywiady.
-Nie akceptuje tego co robisz?
-Mhm.
-Przykro mi…- mówię.
-Może uda nam się dojść do porozumienia, ale nie ukrywam, że dawno nie zależało mi na żadnej kobiecie jak na niej.
-Musisz walczyć, a jeśli ona zostanie przy swojej decyzji, żeby zakończyć wasz związek, to jestem pewna, że będzie tego żałować.- mówię Niall’owi i pocieram jego ramię.
Płacimy za kawy i niesiemy je na korytarz. Wszyscy siedzą zdenerwowani, a Grace wydaje kolejny okrzyk bólu.
-Dali jej jakieś nowe leki…- mówi Lucy.
Kiwam głową.
-Mam nadzieję, że to zmniejszy jej ból.

Harry
-Nie dam rady…- płacze.
-Dasz radę, jeszcze trochę…- odgarniam jej włosy za ucho.
-Harry, ja nie mam siły…- łzy jak grochy płyną z jej oczu.
-Masz siłę…
-Zrób coś Harry, to tak bardzo boli…
-Wiem, kochanie, ale lekarze robią co mogą.
-Gówno robią!- krzyczy Grace, gdy ma kolejny skurcz.
-Jestem tu z tobą cały czas ok.?
Kiwa głową.
-Kto jest na korytarzu?
-Nasi przyjaciele, twój brat i Leigh, Gemma i nasze mamy.
-Oni wszyscy przyjechali specjalnie dla mnie?- pyta zaciskając zęby i odchylając głowę do tyłu.
-Tak i kibicują ci mocno.
Grace uśmiecha się. Uśmiech pełen bólu.

(…)
Mija kilkanaście godzin, minuta za minutą, sekunda za sekundą i każda leci zdecydowanie zbyt długo. Grace jest wykończona, a rozwarcie godzinę temu było zbyt małe, by mogła zacząć się właściwa akcja porodowa.
Mama Grace weszła do środka.
-Harry idź napij się kawy…
-Nie… Ja z nią zostanę…
-Musisz mieć siły na sam poród… Idź coś zjedz… Napij się kawy…
-Idź skarbie…- mówi Gracie szeptem.
-No dobrze, ale niedługo wrócę i będę tu z tobą, ok.?- mówię jej.
Całuję ją delikatnie i wychodzę.
Wszyscy wstają z miejsc, gdy staję przed nimi.
-I jak?- pyta El.
-Jeszcze nie teraz…- mówię.- A ona już nie ma siły…
Siadam koło Gemmy i chowam twarz w dłoniach.
-Nie mogę patrzeć, jak cierpi… Każdy jej okrzyk jest dla mnie jak cios w samo serce.- mówię cicho, a z moich oczu lecą łzy.
-Harry… Ona jest silna… Myślisz, że nie znajdzie sił, jak się dowie, że wasza córka ma otwartą drogę na świat?- pyta Zayn.
-…ty też musisz mieć siły…- mówi Perrie, która siedzi po drugiej stronie i głaszcze mnie po plecach.
-Musisz coś zjeść…- mówi Dani.
Podnoszę wzrok na wszystkich obecnych i wycieram oczy.
-Pójdę z Tobą do kafejki…- mówi Louis i wstaje. Idę za nim.
Tam zamawiam zapiekankę i mocną kawę. Louis zamawia kolejną kawę.
-Podziwiam cię brachu…- mówi mi.
-Za co?- pytam go.
-Bo ja nie wytrzymałbym takiego cierpienia u Eleanor.
-…dla mnie to jest mega trudne… ale… widzisz… ona mnie potrzebuje… ciągle trzyma moją rękę, jakby się upewniała, że nie uciekłem.
-Jak ona się ogólnie trzyma…
-Nigdy nie widziałem jej tak pogrążonej w bólu i cierpieniu, ani tak bardzo zmęczonej…
Wracamy na górę po 15 minutach, kawa w papierowym kubeczku w moich dłoniach parzy i przekładam ją z ręki do ręki. Z sali wybiega pielęgniarka, wszyscy stoją na baczność, a łóżko szpitalne oraz krzycząca Grace znikają za drzwiami na końcu korytarza.
-Co się stało?!- pytam.
-Zabrali ją na porodówkę! Biegnij!- mówi El.
Daje Louisowi kubeczek i oszołomiony biegnę w stronę drzwi. Przed otwarciem drzwi zatrzymuję się i spoglądam do tyłu na zebranych za mną ludzi.
-Harry jak stamtąd wyjdziesz oczekujemy, że już będziesz ojcem!- mówi pokrzepiająco Liam.
-Trzymamy kciuki!!!- mówią dziewczyny i wchodzę do środka.
Wchodzę do środka i pielęgniarka daje mi fartuch, ochraniacze na buty, maseczkę i każe związać włosy.
Grace  płacze głośno. Siadam koło niej, a ona ledwo co mnie poznaje.
-Słońce, jestem tutaj…
-Myślałam, że nie zdążysz…- mówi i znów krzyczy.
-Rozwarcie 9 cm…- mówi pielęgniarka.
-Jeszcze trochę Grace…- mówię.- Jesteś najdzielniejszą kobietą, jaką znam…
-Ok. Zaczynamy…- mówi lekarka.
-Grace… Musisz zacząć przeć…- mówi pielęgniarka.
-Ale jak…- mówi.- Ja już nie mam siły. Umieram.
-Słonko…- odgarniam pokręcone od potu kosmyki włosów.- Na trzy, ok.?
Kiwa głową.
-Uwaga… Raz, dwa, trzy…
Grace napina mięśnie i wydaje z siebie okrzyk bólu.
-Brawo skarbie! Ale musisz jeszcze raz…- mówię spokojnie.
-Harry, ja nie dam rady.
-Słońce dasz radę… Oddychaj.
Oddycham razem z nią i mam wrażenie, że jej lepiej.
-Na trzy, ok.?- pytam.- Raz, dwa, trzy…
-Brawo widać główkę…- mówi lekarka.
-Gracie, słyszałaś? Widać główkę naszej małej córeczki... Dasz radę.
Całuję jej knykcie.
-Jeszcze raz…- mówię.
-Ok.- szepcze bezgłośnie.
-Raz, dwa, trzy…
Grace napina całe swoje ciało i długotrwałym krzykiem pokazuje siłę, jaka jej została, a wraz z nią słyszę płacz dziecka. Grace zamyka oczy i kładzie się z ulgą. Mała płacze. Ma już odciętą pępowinę i pielęgniarka zanosi je by je ubrać, umyć.
-Dałaś radę… Słyszałaś ją?- pytam.
-Jest głośna… Jak ty…- mówi cicho Grace.
Zaczynam się śmiać i ona też się uśmiecha.
-Poczucie humoru wróciło?
-Jestem zmęczona i mnie wszystko boli…
Pielęgniarka wchodzi.
-Panie Styles musimy zabrać pana ukochaną… Rodzina i przyjaciele się niecierpliwią.
-Ok. Zobaczymy się później… Jestem z ciebie bardzo dumny…- mówię do niej i całuje ją w czoło.
Ściągam na korytarzu ochraniacze i wychodzę powoli z uśmiechem z sali. Wszyscy się zrywają z miejsc i idę w moją stronę.
-I jak?- pyta mama.
Podnoszę wzrok na nich.
-Jest bardzo głośna… Grace powiedziała, że tak samo jak ja…
Nasze mamy aż siadają.
-Annie jesteś babcią...
-Ty też Mindy...
Obydwie wybuchają płaczem.
Dostaję gratulacje od wszystkich, a dziewczyny nawet płaczą.
Grace po 10 minutach jest przebrana w czyste rzeczy.
-Jak się czujesz?- pyta Lucy.
Gracie uśmiecha się lekko.
-Zmęczona.
Wchodzę do jej sali i siadam koło niej. Ma zamknięte oczy i dostaje leki przeciwbólowe.
-Harry...- szepcze.
-Tak słonko?
-Połóż się obok...
-Nie... Lepiej żebyś się nie ruszała, będzie cię boleć.
-Proszę...
-Och... No dobrze.
Ściągam buty i kładę się obok. Przytula się do mnie i momentalnie zasypiamy. Obydwoje.
-Panie Styles...- cichy szept i szturchanie mnie budzi.
-Tak? Co się stało?
-Przepraszam, że pana budzę, ale może już pan zobaczyć córkę.
-Już idę.
Wstaję delikatnie i ubieram buty.
Wychodzę z sali. Na korytarzu śpi Niall oparty o Zayna, Perrie przysypia. Reszta jak sądzę jest w kafejce.
-Gdzie idziesz?- pyta mnie Sean.
-Pielęgniarka pozwoliła mi zobaczyć małą.
-Aha...- uśmiecha się lekko.
Idę w stronę sali, gdzie są dzieci. Każda kołyska podpisana jest imieniem i nazwiskiem mamy. Szukam i szukam, aż wreszcie znajduje.
Zakrywam usta i nie mogę powstrzymać się od wzruszenia. Jest taka malutka... Siadam na parapecie. Śpi w małych różowych śpioszkach. Oddycha równomiernie, a jej klatka piersiowa podnosi się i opada.


-Hej Silver...- mówię cichutko.
Mała zaciska piąstkę, więc odważam się dać jej palca do potrzymania. Gdy tylko go czuje zaciska piąstkę mocno i śpi dalej. Jakby spokojniejsza. Robię zdjęcie i wstawiam na Twittera.
Blokuję telefon.
Mała na chwilkę puszcza mojego palca. Opieram brodę do oparcie kołyski i głaszczę jej maleńkie uszko. Nucę jakąś kołysankę. Przewraca główkę na drugą stronę.
Pielęgniarka wchodzi do środka.
-Był pan dzielny...
-Ja?
-Większość mdleje podczas porodu żony...
Uśmiecham się.
-Muszę zabrać pana księżniczkę na badania...
-Ok...
-...potem przywiozę ją do sali, bo być może pojawi się potrzeba karmienia.
-Będę czekał na nią.
Pielęgniarka uśmiecha się i wychodzi z łóżeczkiem Silver.
Idę korytarzem i uśmiechnięty podchodzę do moich przyjaciół i rodziny.
-Dziękuję wam, że byliście z nami w takim ważnym dla nas dniu... Ale myślę, że wszystkim wam potrzebny jest sen. Jedźcie do domu i przyjedźcie jutro. Grace już będzie miała się lepiej i zobaczycie naszą córkę.
Niall budzi się i uśmiecha się do mnie.
-Będziemy w kontakcie, stary...- mówi z uśmiechem Louis.
-Tak, do zobaczenia.
Nasze mamy także idą, moja zatrzymuje się u Gemmy, a mama Gracie u Seana.
Wchodzę do sali i kładę się na kanapie. Boli mnie głowa i zasypiam.
 

Grace
Budzę się obolała, naprawdę mocno. Spoglądam nieogarniętym wzrokiem dookoła i widzę śpiącego na kanapie Harry'ego przykrytego jakimś kocem.
Drzwi się lekko otwierają, a na salę wjeżdża moja kruszynka. Pielęgniarka oznajmia szeptem, że czas na karmienie. Instruuje mnie jak usiąść i jak podać dziecku pierś do ssania. Gdy mała łapie od razu zaczyna jeść. Z mojej twarzy nie schodzi uśmiech, gdy wypada jej z buzi i muszę jej włożyć do ust, by znów mogła. Gdy kończy pielęgniarka oznajmia mi, że mała jest zdrowa jak rydz, że mimo faktu, że urodziła się wcześniej jest zdrowa jak dziecko dziewięciomiesięczne i że może u mnie już zostać.  Trzymam ją na rękach i kołyszę.
-Hej księżniczko...- szepczę dotykając jej ciałka.
Jest taka malutka, bezbronna, śliczna i taka słodka, że chce mi się płakać.
Odkładam ją do łóżeczka szpitalnego i naprawdę muszę spać, bo jestem wykończona. Silver spokojnie oddycha i śpi, więc oficjalna mama może odetchnąć.


*****
W PRAWEJ KOLUMNIE BLOGA JEST SONDA, PROSZĘ O UDZIELENIE ODPOWIEDZI.
Pam! Pam! Pam! I Silver jest już na świecie! Dziękuję za komentarze, bardzo to doceniam i tak jak obiecywałam rozdział jest! Do piątku! xx.

PS. Powodzenia wszystkim gimnazjalistkom!

7 komentarzy:

  1. Takie małe oderwanie od nauki i przeczytanie dwóch zaległych rozdziałów! Oby dwa są cudowne chociaż ten jest cudowniejszy x
    Ps. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku! Silver się urodziła
    Awwww , jak tylko przeczytałam , że jadą do szpitala , to już wiedziałam, że poród musi być w tym rozdziale. Tak więc rozsiadłam sięwygodnie i czytałam dalszy ciąg.
    Opisze jednym słowem CUDOWNIE
    Już nie mogę się doczekać jak wrócą do domu.
    Grace jest padnięta , no ale co się dziwić ;)
    I ta pielęgniarka :
    - Muszę panu pogratulować
    - Mi , za co ?
    - Większość ojców mdleje...
    Tak to jest tekst na 1 miejsce
    Poprostu mnie rozwalił hahahhaha

    Czekam na next , który oczywiście równie dłuuuugi lub dłuższy niż ten

    Panna Domka

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwieeeeelbiam! :) Laura

    OdpowiedzUsuń
  4. boze jestes cudowna
    kocham cie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooooooo kocham ten blog czekam na next 😊 xdd

    OdpowiedzUsuń